sobota, 31 października 2015

Rozdział 11 '' Brakuje czasem słów, by mówić, jak smutno jest, gdy kogoś brak...''



Wreszcie, tak bardzo oczekiwana chwila. Wzięła głębszy oddech, wdychając słodki zapach pieczonych ciasteczek.
- Hermiono kochanieńka - Pani Weasley uściskała ją gdy tylko zjawiła się w progu kuchni - Jak dobrze, że już jesteś. Jak ty wyglądasz? Jak pół ćwierci od nieuchronnej śmierci - zaśmiała się ale troska z jej rumianej twarzy nie zniknęła.
- Nie jest tak źle pani Weasley - uśmiechnęła się. Głośne dudnienie po schodach oznaczało czyjeś przybycie, nie zdążyła się nawet odwrócić gdy coś ciężkiego zwaliło ją z nóg.
- Ginny dusisz mnie - wyszeptała udając brak tchu.
- Wróciłaś, wreszcie - przytuliła przyjaciółkę i usiadły na podłodze śmiejąc się.
- Tak nareszcie opuściłam te przeklęte lochy - zadrżała na samo wspomnienie okropnego ''pożegnania'' ze Snapem.
- Jak ty wyglądasz? - przyjrzała się Hermionie.
- Dziękuję, ciebie też dobrze widzieć - uśmiechnęła się.
Znów dobiegło ją  dudnienie po schodach i do kuchni wpadli chłopaki.
- Hermiona - powiedział z ulgą Harry i objął ją delikatnie poklepując po plecach. Prawdziwie przyjacielski uścisk.
- Miona - Ron nie był już tak delikatny i ścisnął ją mocno tak, że usłyszała chrupanie kości.
- Miło was widzieć - jęknęła chcąc wyplątać się z ramion rudzielca.
- Cześć Hermiona - bliźniacy usiedli przy stole obok niej.
- Hej chłopaki - widok ich roześmianych twarzy od razu poprawił jej humor.
- Jak się czujesz? -zapytał Georg potrząsając ręką, gdy oparzył ją lekko dobierając się do świeżutkich maślanych ciasteczek.
- Nieźle, trochę jestem słaba, to minie, ale jestem potwornie głodna - oznajmiła ku uciesze mamy rudzielców.
- Już się tobą zajmę moja droga - po chwili stał przed nią talerz gorącej zupy pomidorowej i pieczone skrzydełka. Zaburczało jej głośno w brzuchu, w mgnieniu oka wszystko zniknęło i mogła rozkoszować się smakiem ciasteczek.
Było im wesoło. Bliźniacy już chwalili się nowymi osiągnięciami i wzmożonym ruchem w sklepie z Magicznymi Dowcipami Weasleyów. Ron i Harry przechwalali się kto szybciej lata na miotle. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Tak zleciało im popołudnie. Do spotkania zakonu były jeszcze dwie godziny czasu. Hermiona ruszyła do pokoju Ginny, mieszkały tam razem przez ostatni czas. Odświeżyła się i usiadła na łóżku z myślą przeczytania książki z interesującym tytułem ''Rzadkie składniki eliksirów leczniczych''. Rozsiadła się na łóżku gdy zauważyła Ginny wchodzącą do pokoju.
- Ledwo wróciłaś do domu i już zabierasz się za naukę? - pokręciła głową siadając na swoim łóżku, po chwili położyła się podciągając nogi pod siebie.
- Coś ci jest Ginny? - odłożyła książkę i przyjrzała się przyjaciółce.
- Nie nic - jednak Hermiona jej nie uwierzyła.
- Gin? Przecież widzę - usiadła obok niej, Ruda popatrzyła na nią smutno.
- Martwiłam się o ciebie. Czemu nie dałaś nam znaku życia? - wiedziała zawód na jej twarzy.
- Nie byłam w stanie, ledwo żyłam. Snape wpakował we mnie hektolitry eliksirów a ja nie mogłam dojść do siebie. Wyprawa do łazienki była koszmarem i nie wolno mi było czarować. Sama nie była zadowolona trzymając swoich bliskich w niepewności.
- Rozumiem, wiesz poczytałam trochę na temat tego eliksiru a o resztę wypytałam ostatnio Slughorna, musiałaś się czuć okropnie - skrzywiła się na samą myśl.
- Tak, to było bardzo męczące, ale eliksir się udał - uśmiechnęła się szeroko - Nawet Snape mnie pochwalił. Młodszej dziewczynie szczęka opadła głośno na ziemię.
- Że jak? - wydukała.
- Pochwalił mnie. Snape - szczerzyła się zadowolona.
- Nie no świat staje na głowie - pokręciła głową.
- Wiesz, on chyba nie jest takim chodzącym koszmarem - stwierdziła po chwili.
- Też o tym myślałam, nawet Harry zaczął zmieniać zdanie.
- Naprawdę? No to świat rzeczywiście staje na głowie - parsknęła.
- Gorzej z Ronem - westchnęła jego siostra.
- Co z nim? - zaciekawiła się.
- Nie wiesz co się stało na zebraniu? - usiadła nagle przypatrując się Hermionie.
- Nie, skąd miałam wiedzieć? Snape nic mi nie mówił. Wrócił jedynie z parszywym humorem ale dla niego to nie nowość - zmarszczyła brwi zastanawiając się co mogło się stać.
- Ron dostaje szału kiedy Snape jest w pobliżu.
- To nic nowego, nigdy go nie lubił.
- Nie o to chodzi. Kiedy dowiedział się co musiał ci zrobić aby uwarzyć eliksir szlag go trafił. Rzucił się na Snapa i celował różdżką. To było okropne. Każdy w każdego mierzył ale na szczęście Harry się opamiętał i odebrał Ronowi różdżkę - było jej głupio wiedząc, jak jej przyjaciółka się poświęca a on nie umie tego docenić.
- Matko... - starsza Gryfonka schowała twarz w dłoniach - on nigdy nie zmieni zdania.
- Harry z nim rozmawiał dwa dni temu. Twierdzi, że przemyślał swoje zachowanie i nie będzie się tak wściekał  - coś ją gryzło, i Hermiona chyba widziała to.
- Jest coś jeszcze? Wyglądasz na zdenerwowaną - ruda rzuciła jej szybkie spojrzenie.
- Jestem twoją przyjaciółką więc muszę ci powiedzieć. Nie mogłabym tego ukrywać. Tak chodzi o Rona - chyba wiedziała co chce powiedzieć - On się w tobie zakochał - rzuciła szybko chcąc mieć to jak najszybciej za sobą.
Jęknęła. Owszem, Ron był jej przyjacielem, ale nie była pewna czy dałaby radę być jego dziewczyną, to zniszczyłoby ich dotychczasowe relacje.
- Skąd wiesz? - miała nadzieję, że to tylko jej zwidy.
- Harry mi powiedział wczoraj, Ron sam mu się przyznał - przygryzła wargę na widok niezadowolonej miny towarzyszki.
- Trudno, ja nie będę jak na razie nic z tym robić, on sam powinien mi to powiedzieć. Póki tego nie zrobi, uznam, że nic takiego nie miało miejsca - była pewna swoich słów.
Ginny poczuła się nieco zmieszana, widząc jak Hermiona zaczyna czytać postanowiła już nie drążyć tego kłopotliwego tematu.

***
Gdy każdy zajął swoje miejsce, Dumbledore wstał i milcząc chwilę przypatrywał się znanym mu twarzom.
- Witam, witam wszystkich - uśmiechnął się blado - Zebrałem was tu dzisiaj w celu ustalenia kilku rzeczy. Po pierwsze chciałbym przywitać pannę Granger - ukłonił się jej lekko. Uśmiechnęła się niepewnie do staruszka - mam nadzieję, że czujesz się już lepiej?
- Tak  profesorze, dziękuję - przyjrzał się jej oceniająco.
- Bardzo się cieszę. Następnie chciałbym wam powiedzieć, że eliksir nad którym pracował profesor Snape i panna Granger jest już gotowy - ta informacja wywołała lekki szum w kuchni - Spokojnie, spokojnie każdy dostanie swoją fiolkę, ale o tym później. Teraz wysłuchajmy co ma nam do powiedzenia Severus - usiadł wskazując, by młodszy czarodziej kontynuował za niego. Snape wstał i Hermiona widziała, że coś z nim jest nie tak.
- Potter! Zacznę od ciebie, bo każda chwila zbliża nas do katastrofy przez twój kretynizm! - krzyknął a Harry cały się spiął w sobie i zagryzł zęby. Ron popatrzył na niego spod byka.
- Co ja mówiłem o oklumencji?! Jesteś za głupi żeby to zrozumieć?! Masz zbyt cenne informacje w tym tępym łbie!!
- Severusie spokojnie, co się stało? - staruszek zaciekawił się.
- To, że czarny Pan poinformował nas na zebraniu, że spotkania Zakonu nie odbywają się i nie macie planu jak odeprzeć atak! - warknął. Dumbledore zamyślił się, pogładził brodę, wyglądał na kilka lat starszego. Nie był zadowolony, że Harry wpuszcza Voldemorta do umysłu, niemniej jednak nie za każdym razem da się to kontrolować, cóż warto zaryzykować.
- Harry, będziesz przychodził do Severusa na lekcje oklumencji - zalecił - Nie, nie chcę tego słyszeć Severusie - uniósł rękę uciszając go, gdy ten już chciał się sprzeciwić. Potter tylko lekko pokiwał głową nie odzywając się.
- Jutro o 19:00 w moim gabinecie Potter - syknął.
- Wracając do tematu zebrania, czy jest coś nowego co powinniśmy wiedzieć? - dyrektor wyprostował się w sowim krześle.
- Niewiele się zmieniło, ale jest kilka nowych informacji. Na peronie nie będzie żadnego śmierciożercy. Gdy pociąg ruszy będzie za nim podążało kilku nowych. Mają oni śledzić, czy nie przerzucacie mugolaków w jakiś inny sposób. Zaatakują około 20 km przed Hogsmeade. W okolicy peronu będzie czekało przynajmniej dziesięciu śmierciożerców. Będą starali się zatrzymać pociąg aby mieć łatwiejszy dostęp do dzieci. Mają zostać zabrani do ministerstwa i tam przesłuchani odpowiednio w celu wydania innych mugolaków - mówił powoli, a z każdym słowem robiło się co raz bardziej ponuro. Hermiona dostrzegła na jego twarzy rysy obrzydzenia do tego wszystkiego.
- Co będzie z Hermioną? - Ron rzucił szybko nurtujące go pytanie. Wolał już się nie wydzierać po ostatnich groźbach Dumbledora, choć bardzo mu się to wszystko nie podobało.
- Plan zostaje taki, jak był. Ja zabieram Granger, macie jej bronić, ale tak abym mógł wykonać zadanie, i dla was będzie lepiej jeśli nie potrwa to za długo, z resztą i dla nie też. Nie będę musiał odstawiać tej szopki. Teoretycznie jest bezpieczniejsza niż inne dzieci. Śmierciożercom nie wolno jej tknąć, ale to tylko teoria - dodał ponuro zatrzymując swoje lodowate spojrzenie na Gryfonce.
- Jaki jest nasz plan Alastorze? - zapytała cicho McGonagall.
- Tak jak mówił Remus, dzieciaki zbieramy w czterech pierwszych wagonach. Tam będą najbezpieczniejsze. Na peronie w Londynie stawiamy Tonks, Molly, Billa i Feur. Myślę, że wy też będziecie mieli oko na wsiadających - skierował się do Nevilla, Luny i bliźniaczek. Skinęły głowami - Świetnie. Kiedy będziemy ruszać zajmiecie swoje miejsca. W wagonie z mugolakami, gdzie będzie też Granger, postawimy po jednym starszym i trzech młodszych. Potrzeba mi czworo chętnych - rozejrzał się po zebranych.
- Myślę że ja, Remus, Tonks i Kingsley. Nie wiem co z młodszymi - McGonagall zmarszczyła brwi w zastanowieniu.
- Wydaje mi się że do podziału będą Harry, Ron, Ginewra, Fred i George, Bill, panny Patil, Simus, Luna, McLaggen, Thomas - wyznaczył Remus. Kiwnęli głowami zgadzając się. Każdy z ''opiekunów'' wagonu wybrał po trzech pomocników. Nastąpił także rozdział na inne wagony. Wszystkie dzieci były ważne, każdy wymagał ochrony. Pomieszali dzieci z pozostałych wagonów tak aby w każdym było co najmniej po 5 osób dodatkowych jeszcze, którzy znają się na zaklęciach obronnych.
- Dobrze ale co z peronem w Hogsmeade? Ktoś musi tam być - zastanowił się Artur.
- Sądzę że zostanę tam ja - odezwał się Dumbledore, wszyscy spojrzeli zdziwieni na niego. Od kiedy to obchodzi go taka walka? Pytanie szybko przewinęło się przez głowę Hermiony.
- Mamy zbyt mało członków Zakonu. Do pomocy zapraszam pozostałych. Plan pozostaje taki jaki jest, nie sądzę by cokolwiek mogło się zmienić. Proszę was o przypomnienie sobie zaklęć obronnych. Nie zostało zbyt wiele czasu. Poprosiłbym jeszcze o przedstawienie sytuacji z zadań, które powierzyłem wam tydzień temu.
Bliźniacy opowiadali o nowych wynalazkach takich jak bomby usypiające. Miały wadę, działały tylko pół minuty ale zawsze umożliwiały ucieczkę. Mieli ich tylko kilka. Proszek natychmiastowej ciemności o dłuższym działaniu. Zaklęcie tarczy zamrażającej itd.
Ginny zdała relację z odczytywanej poczty. Nic złego się nie zapowiadało w najbliższym czasie. Żadnych podejrzanych informacji. Kingsley wyjaśnił obecną sytuację w Ministerstwie która nie wyglądała na dobrą. Artur opowiedział im o dziwnych urządzeniach skonfiskowanym nieuważnym śmierciożercom. Muszą się ich strzec. Ustalili także kilka spotkań dla przypomnienia lub nauki zaklęć obronnych. Po omówieniu ważniejszych spraw każdy odebrał od Hermiony swoją fiolkę z eliksirem, poinstruowała każdego kiedy i jak go używać. Posiedzieli jeszcze trochę rozmawiając o codziennych rzeczach. 
Nastała noc i zaczęli wracać do swoich pokoi. Hermiona ukradkiem dostrzegła jak Harry przygląda się Ginny rozmawiającej z Thomasem gdy wychodził. Odniosła wrażenie że jest lekko zazdrosny, pokręciła głową uśmiechając się lekko do siebie.  Ruszyła schodami na górę, korzystając z chwili samotności postanowiła przemyśleć zachowanie Rona. Usiadła  na szerokim  parapecie i podwinęła nogi pod brodę, oparła na nich głowę i zatopiła myśli gdzieś w ciemności.
Wiedziała, że Ron jest tchórzem, panikował gdy przychodziło co do czego, w sprawie dziewczyn oczywiście. Co prawda bał się wielu rzeczy, ale one chyba przerażały go najbardziej, no może prócz pająków, one wygrywały. Był jej przyjacielem od samego początku. Przeżyli razem tyle przygód, tyle razy ich ratowała i pomagała w zadaniach domowych. Był dla niej jak brat, tak jak Harry - myśl o niej i Harrym sprawiła, że głośno się zaśmiała. To było tak nierealne, jak to że mała by zostać śmierciożercą.
Choć  z drugiej strony Ron był na swój sposób atrakcyjny. Wysoki, dobrze zbudowany, ma szerokie i sile ramiona, które znała aż za dobrze, potrafił ją nieraz za mocno uścisnąć. Zdarzały mu się przebłyski inteligencji i sprytu. Nie był znów taki głupi. Zdawała sobie sprawę, że dostrzega w nim coś, ale nie umiała dokładnie powiedzieć co. Nie była to miłość w żadnym razie, ale po prostu kobiece spojrzenie na chłopaka. Tak chłopaka. Ronowi daleko było do mężczyzny. A czy potrzebuję chłopaka? Czuła się chwilami samotna, miała przyjaciół ale to odczucie nie było związane z nimi, tylko właśnie z tą jedną osobą. Przypomniały jej się słowa Trelawney z lekcji wróżbiarstwa.
- Moja droga od pierwszej chwili, gdy pojawiłaś się w mojej klasie stało się jasne, że ani trochę nie masz predyspozycji do odczytywania przyszłości. Och widzisz? Tutaj - złapała ją za rękę i swoim długim, zimnym i patykowatym palcem wskazywała jej linie na wewnętrznej stronie dłoni - Masz niewiele lat, ale serce, które bije w twojej piersi jest tak zwiędłe, jak u starej panny, twoja dusza tak sucha jak pergamin w książkach, które tak często czytasz. Zawinęła jej dłoń w pięć i poklepała lekko soją ''żabią łapką''.
Wzdrygnęła się na samo wspomnienie jej lodowatych rak. Już nawet Snape ma lepsze dłonie niż ona. Słowa, które zabrzmiały jej w głowie sprawiły, że mała ale paląca łza spłynęła cichutko po jej policzku.
Czegoś jej brakowało i zdawała sobie sprawę czego. Ale kto mógł temu zaradzić? Nie wiedziała. Zastanawiała się czy warto spróbować z Ronem. Sama nie będzie się o to upominać. Poczeka, cierpliwie poczeka aż sam jej to powie. Gdzieś w jej umyśle cichy głosik szepnął, że będzie to trwało bardzo długo. Może warto? Ale co będzie, jeśli to nie to? Wiedziała, że ona będzie umiała z tym dalej żyć i traktować go tak jak teraz, ale on? Ron był czasem bardzo skomplikowany, obrażał się o byle co i denerwował się szybko. Bywał uparty jak muł i ciężko było mu zmienić zdanie. Tak jak  w przypadku Snap'a. Trochę za często o nim myślę.
Tutaj pojawiło się wspomnienie gdy jej pobyt w lochach dobiegł końca.

Przebrała się w mugolskie ubranie i pakowała kilka swoich rzeczy, które zawsze miała w torbie przychodząc pracować z nim. Snape chodził obrażony, trzaskał drzwiami i warczał na prawo i lewo. Nic nowego, ale coś ją w nim zaciekawiło. Rzucał jej ukradkowe spojrzenia, których mógł mu pozazdrościć sam Bazyliszek.
- Cieszę się że to już koniec pani pobytu tutaj panno Granger. Niezmiernie jestem szczęśliwy. Jego ponury głos nie wskazywał raczej na szczęście. Choć gdy się nad tym zastanowiła on zawsze był ponury - Odzyskam swoją sypialnię i prywatność - gdy już się przebrała przeszli do gabinetu.
-  Nie będę pani oszczędzał panno Granger, oczekuję, że będzie się pani zjawiać codziennie o ustalonej godzinie, o 8:00 rano. Praca będzie ciężka i jest jej dużo. Nie jesteś księżniczką więc z mojej strony nie czeka cię łagodniejsze traktowanie po tym wszystkim - usiadł za biurkiem i zaczął przekładać papiery - Na co jeszcze czekasz? Wynoś się. Chyba, że tak bardzo przypadło ci do gustu moje towarzystwo w jakże wspaniałych lochach? - rzucił jej dziwne spojrzenie. Pomyślała szybko że ma rację ale w sekundzie odpędziła tę myśl.
- Profesorze, ja chciałam podziękować - widziała jak szybko spiął się cały. Zatopił wzrok w papierach - Zaopiekował się pan mną - powiedziała cicho.
- Nie zapominaj po co to wszystko było. To tylko zadanie - nie podnosił wzroku.
- Mimo wszystko dziękuję - szepnęła
- Ani słowa więcej! Wynocha! - zimne oczy zdradzały złość i szczerą niechęć.
 To ją zabolało. Czuła się dziwnie wychodząc stamtąd. Spędziła z nim sporo czasu. Zauważyła, że nie jest tak okropny jak poza lochami. Dostrzegała chwile, kiedy jego twarz zdradzała emocje. Ciężko było czasem je zauważyć ale jej się to udawało. Zapamiętała kilka momentów kiedy tak było. Uśmiechnęła się lekko do swojego odbicia w szybie. Za oknem na czarnym niebie migotały gwiazdy. Księżyc lśnił  jako cienki sierp. Noc była spokojna.
Może będzie jej dane załagodzić wredotę tego człowieka? To byłoby całkiem miłe, może na zajęciach nie byłby takim dupkiem, łagodniej tratowałby uczniów? To tylko marzenie. Jak miałaby to zrobić? I tak będzie na nią krzyczał i obrażał podczas ich pracy, może to załagodzi sytuację na normalnych lekcjach?  Nie będzie go prowokować ani robić z siebie kozła ofiarnego, ale musi sie uodpornić na jego komentarze i zgryźliwość. Jeśli się na niej wyżyje słownie to może coś to da?
Jej rozmyślania przerwało wejście Ginny.
- Co Ty tu tak sama siedzisz? - zapytała patrząc z troską na przyjaciółkę.
- Chciałam trochę pomyśleć. Wszyscy już się rozeszli? - zeszła z parapetu i zaczęła przebierać się w piżamę.
- Tak, chłopaki grali w szachy więc im towarzyszyłam - zrobiła to samo - Wszystko w porządku? - widziała, że Hermiona jest nieco smutna.
- Tak Gin w porządku - weszła pod kołdrę. Zatrzymała się na chwilę a szybka myśl przemknęła przez jej głowę. Inaczej pachnie, będzie mi brakowało tego zapachu. Cień uśmiechu przemknął przez jej twarz tak szybko, że jej przyjaciółka tego nie dostrzegła.
- Lepiej chodźmy spać. Ja padam - ruda ułożyła się na swoim łóżku.
- Ja też. Jak dobrze być już w domu - uśmiechnęły się ciepło do siebie - jutro jeszcze mam wolny dzień od eliksirów ale wieczorem muszę iść znów do Snapa - mruknęła,
- Po co? Przecież musisz odpocząć - młodsza dziewczyna zaciekawiła się.
- Mam lekcje obrony, żebym wiedziała co robić podczas ataku na pociąg - zrobiła się smutna i dało się wyczuć obawę w jej głosie.
- Rozumiem. Mam nadzieję, że nic ci nie będzie.
- Będzie dobrze Ginny. Spokojnie. Jakoś sobie poradzę - starała się ją przekonać ale po tym co usłyszała, wiedziała, że Ginny już mniej sie o nią martwi i to ją zdziwiło.

- Snape nie pozwoli cię skrzywdzić. On nie jest taki zły, dbał o ciebie, zadba i tym razem. Z nim będziesz bezpieczna, czuję to - i odwróciła się uśmiechając się tajemniczo, zostawiając zdezorientowaną Hermionę z głupią miną.

1 komentarz: