niedziela, 4 października 2015

Rozdział 8 ''Szaleństwo rodzi ból... ''

Musiał się przejść. Potrzebował powietrza. Starał się nie myśleć o tym co się stało.
Stanął przed chimerą, a ta po chwili wpuściła go do gabinetu dyrektora. Miał już swoją obojętną maskę. Zapukał do drzwi.
- Wejść. O witaj Severusie - staruszek oderwał się od pergaminu leżącego na sekretarzyku - Co cię sprowadza?
- Eliksir prawie gotowy - mruknął i usiadł w fotelu.
- Jak się czuje panna Granger? - zauważył na twarzy starszego czarodzieja przebłysk troski.
- Żyje, teraz śpi, nic jej nie będzie - mówił powoli.
- Czy coś się trapi przyjacielu? - dyrektor spojrzał poważnie na Mistrza Eliksirów.
- Nic - warknął.
- Jesteś pewien?                                                                                                                           
- Albusie czy musisz bawić się w psychologa? - był niezadowolony. Powinien przyzwyczaić się, że unikanie odpowiedzi temu dropsoholikowi, nie zawsze jest łatwe. Spojrzał na niego wymownie - Sądzisz, że jestem zadowolony znosząc jej obecność w moich kwaterach? Śpi na moim łóżku, ma dostęp do mojego gabinetu. Nie toleruję plątania się po mich lochach.
- Spokojnie Severusie, jeszcze tylko kilka dni. Gdy tylko panna Granger poczuje się lepiej, będzie mogła wrócić do Nory, a ty odzyskasz prywatność.
- Musiałeś skazywać mnie na nią? - Nie lubił jej i to nie była nowość.
- Wolisz kogoś innego do pomocy? Z tego co wiem pan Potter nie jest dobry w eliksirach. A może Longbottom? Chyba, że jest coś, co umknęło mojej uwadze - pytające spojrzenie zza okularów połówek przyprawiło go o wściekłość.
- Nie mów mi to tych dwóch bezmózgach ! - warknął zirytowany - Radziłem sobie sam i to się nie zmieni Dumbledore!
- Nie krzycz na mnie. Postanowiłem Severusie. Nie będę z tobą dyskutował - rzekł stanowczo.
- Nie? A może to z ciebie powinienem wycisnąć czarkę krwi! - krzyknął.
- Czyżbyś chciał mi powiedzieć , że jest ci jej szkoda? - czyżby usłyszał nutkę pogardy?
- Wiedziałeś co może się stać. Czarna magia nie jest łatwa do opanowania. Zaryzykowałeś...
- I nic się nie stało, o co tyle krzyku? - uniósł brew pytająco.
- Niech cię szlag Albusie! - wstał, zarzucił swoimi czarnymi szatami. Drzwi trzasnęły głośno.

Wbrew pozorom lubił wakacje. To był ten czas kiedy nie musiał oglądać tej bandy kretynów od rana do wieczora. W zamku panowała cisza, a na błoniach pustka. Było chłodno. Lato powoli dobiegało końca. Wyczuwał jesień w powietrzu. Poranki stawały się chłodne i mgliste, choć reszta dnia bywała słoneczna. Słońce nie dawno wzeszło. Lekkie nitki mgły plątały się między drzewami i przysłaniały spokojną taflę jeziora. Widok z Wierzy Astronomicznej trochę go uspokoił.
Wybiegł z gabinetu dyrektora jak szaleniec. Nie opowiedział mu co się wydarzyło. Albus zdawał sobie sprawę z tego, że wyciągając nić życia z Granger, czarna magia może się w nim odezwać. Milczał. Postanowił, że nikomu nie powie i tak zostanie.  Westchnął cicho.
Co za głupiec... Był zły. Zły, że musi ją znosić. Patrzeć na nią codziennie, i że plącze się po jego kwaterach. Odepchnął od siebie wizję, w której dotyka jego policzka, kiedy trzymał ją w rękach i dziękował za to, że oprzytomniał. Lekki  powiew wiatru ochłodził jego twarz.  Teraz czekało go równie trudne zadanie. Dzisiaj wieczorem miało odbyć się spotkanie wewnętrznego kręgu. Wiedział, o co poprosi go jego Pan. Nie chciał tego robić. Nie chciał mieć nic wspólnego z tym wszystkim. Żałował, że to on jest prawą ręką tego wariata. Bał się pomyśleć, jak to wszystko się potoczy. Co się stanie gdy zawiedzie? Zakon musiał wiedzieć. Będą musieli działać tak by umożliwić mu porwanie.  Stanął przy barierce i zatopił spojrzenie gdzieś w krajobrazie. Nie miał ochoty jej krzywdzić. Pomimo tego co ludzie o nim myśleli, miewał przebłyski ludzkich odczuć. Wiedział, co jej grozi. To wszystko było zbyt skomplikowane. Będzie przetrzymywana w dworze Malfoyów. Nie o to się martwił, nie chodziło tu o Draco, ale o resztę śmierciożerców. Będą chcieli mu się przypodobać, a przez to będzie narażona na niebezpieczeństwo. Nie powinno go to obchodzić. Był zimnym, bezwzględnym dupkiem. Skurwysynem i draniem jakich było mało. Ale to było dawno. Zmieniał się. Teraz stał się po prostu obojętny, choć  resztki jego człowieczeństwa przedzierały się czasem i ujawniały. Zamknął oczy i westchnął. Ma jeszcze kilka dni. Musi porozmawiać z Granger.

Wrócił do swoich kwater. Wciąż spała. Poszedł do pracowni dokończyć wielosokowy i zabrał się za veritaserum. Praca pochłonęła go w pełni. Przestał o niej myśleć. Minęło kilka godzin. Skończył pracę i wrócił do sypialni. Udał się do łazienki. Po kilku minutach dobiegł go dźwięk stłuczonego szkła. Wypadł z pomieszczenia jak oszalały. Wyciągnął różdżkę przed siebie, gdy po chwili dopiero dotarło do niego co widzi. Granger, ledwo przytomna wyciągnęła dłoń po eliksir wzmacniający, ale drżąca ręka nie pozwoliła jej go utrzymać. Zamrugał kilka razy prostując się. Podszedł do niej. Była blada i miała lekkie sińce pod oczami. Machnął różdżką i wyczyścił rozbitą fiolkę.  Patrzyła na niego mrugając powoli, oddychała szybko.
- Pomorze mi pan? - wyszeptała. Wyciągnęła do niego rękę. Patrzył na nią z nie odgadniętym wyrazem  twarzy. Pomógł jej podnieść się do lekko siedzącej pozycji. Opierała się o drewniane obicie wielkiego łóżka.
- Co się stało? - zapytała powoli.
- Później ci wyjaśnię. Pij - podał jej eliksir wzmacniający, przeciwbólowy, na uzupełnienie krwi i kilka innych, które pomogą jej wrócić do dawnego stanu. Poczekał, aż wszystko wypije. Po chwili wyglądała lepiej. Rozejrzała się po pomieszczeniu i na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie.
- Gdzie ja jestem? - zapytała już pewniej. Nerwowo zaczęła szukać różdżki  - Gdzie moja różdżka?
Lekka panika w jej głosie zdenerwowała go.
- Nie panikuj Granger. Po pierwsze, jesteś w mojej sypialni - widząc przerażone spojrzenie, warknął - Czy naprawdę musiałaś o tym pomyśleć? Nie tknąłbym cię za nic w świecie. Głupia dziewucha - Chciała coś powiedzieć ale nie pozwolił jej - Po drugie, ja mam twoją różdżkę. Nie wolno ci czarować jeszcze do jutra. Po trzecie, jesteś tu z powodu eliksiru. Nic nie pamiętasz? - oby nie pamiętała.
- Niewiele, wiem że tłumaczył mi pan jak mam dalej warzyć eliksir, później pamiętam złotą czarkę i sztylet. Tylko tyle. Nie wiem co działo sie później... - spuściła wzrok na kołdrę. Chwała Merlinowi. Poczuł ogromną ulgę, choć nie dał tego po sobie poznać.
- Czujesz coś nietypowego? Coś cię boli? -zapytał widząc szok na jej twarzy.
- Czy pan się o mnie martwi? - była szczerze zdziwiona.
- Majaczysz. Chcę jedynie odzyskać jak najszybciej swoja sypialnię - warknął.
Wsłuchała się w siebie .
- Czuję ból w nadgarstku i dziwny ucisk w głowie. Serce bije mi bardzo szybko i jestem potwornie zmęczona - powoli opadały jej powieki. Przywołał jeszcze jedną fiolkę i podał jej. Wypiła.
- Powinno pomóc. Obyś szybko opuściła moje kwatery, nie toleruję niczyjej obecności - mruknął. Niemal po chwili zasnęła.

Bolała go głowa od natłoku myśli. Wszedł do gabinetu i cicho zamknął za sobą drzwi. Tłumaczył sobie, że nie będzie jej przeszkadzał. Jeśli się wyśpi, szybciej dojdzie do siebie a co za tym idzie, szybciej się jej pozbędzie. Nie umiał przyznać przed sobą, że los dziewczyny w jakimś stopniu nie był mu obojętny. Wyjął z barku butelkę Ognistej i jedną szklankę. Wypił trzy, próbując nie myśleć o tym wszystkim.  Usiadł przed kawałkiem pergaminu leżącym na biurku i zaczął skrobać. Przeglądnął kilka półek i uznał, że musi uzupełnić listę brakujących składników. Zbliżało sie południe. Miał jeszcze kilka godzin, więc wybrał się na Nokturn w poszukiwaniu nie do końca legalnych ingrediencji.

***

Zegar w gabinecie wybił dwudziestą. Odłożył zakupione składniki do magazynu. Nie miał czasu na rozłożenie ich w odpowiednie miejsca. Przeszedł do garderoby i odnalazł w szafie ciężkie szaty śmierciożercy. Z czarnego pudełka wyjął srebrną maskę zawiniętą w zielony atłas. Założył szaty. Lustro w gabinecie skupiło jego uwagę. Stanął przed nim, zamknął oczy. Wyszukując odpowiednie wspomnienia, budował barierę w swoim umyśle. Nie może pokazać niechcianych wspomnień. Patrząc głęboko w swoje czarne oczy wyzbył się uczuć. Idąc na spotkania nosił dwie maski. Tą, która nie opuszczała go przez lata jego życia. Maska zimnego, niedostępnego i surowego człowieka. Druga, srebrna, którą miał każdy śmierciożerca, by ukryć swoją twarz podczas napadów. Westchnął cicho. Wyszedł z zamku niezauważony. Miał swoje własne przejścia. Nie mogli przecież widzieć go uczniowie. Uchylając zaklęcia wokół zamku, wyszedł za jego granice aby się aportować.

Wysokie i strzeliste dachy wieżyczek majaczyły we mgle. Przeszedł wąską uliczkę i dotarł do Malfoy Manor.  Zarośnięty mchem i pnączami mór, ciągnął sie wzdłuż drogi. Dwie kamienne kolumny strzegły wejścia. Brama wejściowa ukryta była we mgle. Idąc wąską alejką, machnął różdżką i szybkim krokiem przeszedł przez widmo bramy, która po chwili znów stała się metalowa.

Wszedł do dworu. Panowała przerażająca cisza i półmrok. Nieliczne świece płonęły w holu i na ścianach, nad schodami prowadzącymi na piętro.
- Ach, Severus, zjawiłeś się - Voldemort odwrócił się w jego stronę.
- Panie... - ukłonił się.
- Usiądź Severusie - wskazał mu na miejsce obok siebie. Zadrżał w środku. Przy długim stole w salonie, zasiadły dwa wewnętrzne kręgi. Dwudziestu pięciu. Można było powiedzieć, że ''polegał'' najbardziej na pierwszym kręgu. Na tych trzynastu...reszta była dodatkiem. Owszem, cenił sobie ich lojalność, ale każdego można było zastąpić. Natomiast pierwszy, byli to jego najbardziej ''zaufani'' poplecznicy. Mówił jak jest potężny, jakie sukcesy ostatnio odnieśli i jak ważna jest ''czysta krew''.
- Zwołałem was tutaj z kilku powodów - jego głos był lekko zduszony. Ktoś, kto usłyszałby go pierwszy raz, powiedziałby że szaleństwo przeciska się pomiędzy sylabami i dusi go - Nasza  Bella podsunęła mi wspaniały plan - tu robił przerwę budującą lekkie napięcie - Atak na pociąg - wyszczerzył żółte zęby. Po sali przeszedł szmer zadowolenia. Nie krzyczał, niech się cieszą, może pod wpływem emocji załatwią sprawę jak należy. Uciszył ich uniesieniem ręki - I porwanie mugolaków. Nie są nam potrzebni - wychrypiał a dzika satysfakcja wykrzywiła jego twarz - Macie ich wyłapać i zaprowadzić do Ministerstwa. Nie chcę oglądać tego szlamu w moim otoczeniu... Jest jednak wyjątek - zaznaczył. Severusowi coś ścisnęło wnętrzności. Nie dał tego po sobie poznać.
- Jest w tej szkole jedna osoba, którą chcę mieć żywą - wyszeptał. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem, zerkając ukradkiem na siedzących naprzeciw towarzyszy - Jest szlama, której będę potrzebował. Nazywa się - lekki oddech - Hermiona Granger - wypluł jej nazwisko, a ciche śmiechy wypełniły salon - Severusie - zwrócił się do czarnowłosego mężczyzny. Drgnął w duchu słysząc swoje imię.
- Tak, mój Panie - imitacja uśmiechu wykrzywiła jego twarz.
- Jesteś moim najwierniejszym sługą, tyle lat mogę na tobie polegać. To tobie powierzę porwanie dziewczyny - zniżył głos, który teraz bardziej brzmiał jak ludzki.
- To zaszczyt mój Panie - skinął mu głową. Wolał się nie ruszać. Zbierało mu się na mdłości.
- Jeśli ktokolwiek ją tknie, policzę się z nim osobiście...
- Panie, do czego jest ci potrzebne to ścierwo? - wtrąciła się Bella.
- Nie twój interes! - krzyknął przekładając różdżkę w rękach. Ta skuliła się w sobie i schowała pomiędzy Narcyzą a Yaksley'em.
- Severusie, co nam powiesz o pociągu? - usiadł na swoim honorowym miejscu.
- Hogwart Ekspress odjedzie z peronu dziewięć i trzy-czwarte, o dziewiątej trzydzieści cztery rano. Pilnować go będą jak mniemam auroży. Nałożone są na niego specjalne ochronne zaklęcia mające utrudnić nam dostęp.
- To są twoje domysły? Czy coś ukrywasz? - warknął na niego Greyback.
- Nie tobie mam się tłumaczyć - warknął siedząc wyprostowany w krześle.
- Spotkanie zakonu odbyło się cztery dni temu Panie - odpowiedział spokojnie na zarzuty wilkołaka - Dumbledore domyśla się, że coś knujemy. Po ostatniej akcji w Ministerstwie wzmacnia obronę dzieci.
- Severus ma rację. Z tego co wiem, nie odbyło się kolejne spotkanie - syknął zadowolony z niewiedzy starca. Snap'a szlag trafił. Niech tylko wróci... - I tutaj mamy element zaskoczenia. Nie wiedzą co szykujemy. Macie ich złapać, dzieci będą potrzebne do wyciągnięcia informacji o ich rodzinach. Aurorów macie się pozbyć. Walczymy o czystość krwi - Czarny Pan był dumny ze swojego planu. - Zaatakujemy kiedy dam wam znak. Z pewnością nie blisko szkoły, żeby nie mieli gdzie uciekać - uśmiech zadowolenia nie znikał mu z gęby - Dziewczynę dostarczysz mi tutaj osobiście Severusie - spoważniał i wysyczał w jego stronę. Patrzył w te zielono-żółte oczy i czuł jak ściska mu się żołądek. Musiał na niego patrzeć. Voldemort musiał wiedzieć, że jego sługa niczego nie ukrywa.
- Koniec spotkania! - krzyknął - Nagini... - wąż oplótł się wokół jego nóg, a ten obrzucając ich podejrzliwym spojrzeniem aportował się. Siedzieli tak patrząc na siebie jeszcze kilka sekund, po czym zaczęli się rozchodzić.

Bez słowa wyszedł. Nikt o nic go nie pytał, i  dobrze miał spokój. Zacisnął zęby i niemal wybiegł z dworu. Chłodne powietrze nocy orzeźwiło go. Aportował się czym prędzej do zamku. Była prawie północ. Postanowił przejść się po błoniach, mgła snuła się sennie ale księżyc oświetlał mu drogę.
Nie miał pojęcia od czego zacząć rozmowę w Granger. Jak ma jej to powiedzieć, żeby nie spanikowała i nie zrobiła czegoś głupiego. Pokręcił głową nad absurdalnością tej rzeczywistości. Nawet jeśli uda mu się wszytko jej wytłumaczyć, co będzie jeśli strach weźmie nad nią górę? Jeśli porwanie nie będzie najtrudniejsze, ale przebywanie w dworze? Z drugiej strony przypomniał sobie z jakim spokojem zniosła oddawanie krwi. Może nie jest taka głupia? Zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiała stanąć przed nim, że będą tam śmierciożercy. Nie wiedział, czego dokładnie chciał ten szaleniec, mógł się jedynie domyślać, choć te domysły mogły być jak najbardziej realne. Obym się mylił...

Czując zmęczenie wrócił do swoich kwater. Zdjął szaty śmierciożercy i spojrzał na nie pogardliwie. Nienawidził ich. Cuchnęły mu śmiercią, mordem, krwią i wilgocią. Żadne zaklęcie nie pomagało. Miał na nie specjalną szafę. Uchylił lekko drzwi sypialni. Wciąż spała oddychając miarowo. Wiedząc, że dziewczyna jest bezpieczna usiadł na łóżku w salonie. Przetarł twarz dłońmi i spojrzał na drzwi. Ciężko wzdychając położył się. Patrzył gdzieś w nieokreśloną ciemność. Sen przyszedł bardzo szybko.





Postanowiłam nadawać tytuły rozdziałom, choć nie wiem czy jest to dobry pomysł. Doradźcie. Ciężko jest mi nazywać pierwsze rozdziały, bo niewiele się dzieje. Później będzie lepiej :) 
Będzie to długie opowiadanie, więc zachęcam was do zostania ze mną i odwiedzania mojego bloga. Ujawnijcie się jakoś proszę ;( Wiem, że tutaj zaglądacie i bardzo się cieszę :)
Dziękuję bardzo Hani :)
 Jesteś tutaj ze mną i dziękuję Ci za to :* Motywujesz mnie :)
Zapraszam, niedługo będą kolejne rozdziały :)
Pozdrawiam Was :)

1 komentarz:

  1. Nie musisz mi dziękować :D od kilku rozdziałów towarzyszy mi wieelkie napięcie :D
    czekam z niecierpliwością na kolejny :3

    OdpowiedzUsuń