Było już dawno po obiedzie. Zegar wskazywał już godzinę 16:00.
Chłopak w ciemnej czuprynie przyglądał się drepczącemu przy oknie
rudzielcowi. Siedział na kanapie i zerkał co jakiś czas na swoją różdżkę, tak
jakby ta miała mu wyjaśnić tą dziwną sytuację.
- Co się z nią dzieje? - Ron patrzył przez okno najwidoczniej
kogoś wyczekując.
- Sam chciałbym to wiedzieć - Harremu plątały się różne myśli po
głowie.
- Coś jest nie tak. Już prawie dwa dni jej nie ma! Ten dupek coś
jej zrobił - warknął zaciskając pięści. Szczerze nienawidził nauczyciela
eliksirów.
- Ron, Hermiona dostała zadanie. Wiesz jaka jest, nie odpuści.
Będzie sobie żyły wypruwać ale wykona polecenie - chłopak poprawił okulary i sam zaczął się zastanawiać
czy Hermionie naprawdę nic nie jest.
- Wysłałaby sowę, patronusa czy cokolwiek! A tu nic! - wyglądał na
naprawdę zdenerwowanego.
Słońce przechodziło już w stronę zachodu. Trzciny rosnące przed
Norą, kołysały się spokojnie na wietrze. Był ciepły dzień. Zdążyli już zagrać w
qudidditcha, odwiedził ich też Remus i Tonks.
- Harry to jest Snape! Nie wiesz, czego się po nim można
spodziewać... - pokręcił głową a ruda czupryna zafalowała.
- Słyszałeś co mówił Remus... - zaczął.
- Ja nie zmienię zdania. Ten stary nietoperz też się nie pokazuje.
- Uważam, że pracują. Może wieczorem Hermiona się odezwie. Może
wróci? - zastanawiał się głośno.
- Nie będę czekał. Coś się stało! Wiem to! - starał się przekonać przyjaciela
wskazując palcem na serce.
- Co chcesz zrobić - zerwał się i podszedł do Rona. Miewał szalone
pomysły, więc i teraz mogło mu coś głupiego przyjść do głowy.
- Idę tam - zacisnął wargi i ruszył w stronę schodów na dół.
- Pogięło cię? Niby jak? - rozłożył ręce w geście niewiedzy.
- Kominkiem. Słyszałem jak mama mówiła, że jest połączony z jego
gabinetem - był gotowy wpaść w paszczę węża.
- Jasne i co zrobisz? Będziesz łaził po jego kwaterach szukając
Hermiony? Oberwiesz jakąś paskudną klątwą i tyle ci z tego przyjdzie - to był
idiotyczny pomysł. Starał się zatrzymać kumpla. Nie docierało. Zeszli do
salonu.
- Jeśli coś jej zrobił, zatłukę go - mruknął.
- Samobójstwo, nie idź tam Ron. To zły pomysł. Zobaczysz, nic jej
nie jest - ale ten już trzymał proszek Fiuu w ręce.
- Idę - wstawił jedną nogę do kominka gdy zielony płomień pojawił
się z nikąd.
Poczuł, że w coś uderzył. Przewrócił się i na szczęście usiadł na
tyłku nie wybierając się nigdzie.
- Panie Weasley dokąd pan się wybiera? - Dumbledore popatrzył na
chłopaka pytająco pochylając głowę. Wyszedł z kominka. Harry pomógł wstać rudzielcowi, który w szoku przyglądał
się staruszkowi.
- Co to za hałasy, co się tu dzieje - Pani Weasley wbiegła do
salonu przestraszona.
- Dzień dobry Molly - uśmiechnął się ciepło - Mam kilka informacji
dla was.
- Oh Albusie, przestraszyłeś mnie - wyraźnie jej ulżyło - A wy co?
- zapytała patrząc na wyraźnie zmieszanego Rona.
- Twój syn chyba wybierał się do Severusa - odparł rozbawiony
dyrektor.
- Co? Co to za głupie pomysły? - założyła ręce pod boki. Harry
znał ten widok. Oznaczał, że jest zdenerwowana, ale nie tyle by być
niebezpieczną. Taka, typowa matczyna postawa, nad dzieckiem które przeskrobało.
- Ron chciał się dowiedzieć co z Hermioną - Potter spojrzał
wyczekująco na nauczyciela.
- Nie ma jej już prawie dwa dni! - krzyknął oburzony.
- Ron nie krzycz - pogroziła mu palcem.
- Mamo a jak Snape jej coś zrobił? - był wystraszony. Cichy śmiech
siwobrodego zbił go z pantałyku.
- Och możesz być spokojny Ron, pannie Granger nic nie jest -
poklepał go po ramieniu. Młodszy czarodziej nie wiedział co powiedzieć - Molly
poprosiłbym o szklaneczkę soku jabłkowego - uśmiechnął się.
- Oczywiście, wejdź - zachęciła go ruchem ręki.
Chłopcy usiedli na kanapie a na przeciw nich dyrektor. Starsza
kobieta przyniosła każdemu szklankę oraz ciasteczka.
- Molly możesz mi pomóc? - Artur porwał żonę na chwilkę i zniknęli
w korytarzu.
Staruszek przyglądał się bacznie chłopakom. Siedzieli w ciszy nic
nie mówiąc. Harry patrzył w swoje kolana dziwnie przeplatając palce. Wydawało
się, że coś go gryzie, ale starał się to niewprawnie ukryć. Ron miał zaciśnięte
zęby a na jego szczęce pulsowała żyłka. Atmosfera wydawała się napięta ale nikt
nie odważył się odezwać.
- Ronaldzie, chciałbyś coś powiedzieć? - zapytał po chwili
przyglądając się chłopakowi. Ten nie wiedział jak zacząć. Szanował tego
czarodzieja a jego postawa i ogólny tajemniczy całokształt onieśmielały go.
Potrafił wydzierać się na Snap'a, śmiać się ze Slughornem choć dojście do
takich relacji zajęło mu sporo czasu, a z Remusem rozmawiał jak z przyjacielem.
Jedynie dyrektor i opiekunka domu, do którego należał wzbudzali w nim szacunek
i to dziwne odczucie jakiego nie umiał określić. Siwobrody widział jak
rudzielec kręci się na swoim miejscu.
- Ja martwię się o Hermionę - tłumił w sobie krzyk.
- Spokojnie, nic jej nie jest, jak już zapewniłem - starczy
mężczyzna uśmiechnął się łagodząco.
- Ale ja nie wiem, co się z nią dzieje... Obaj z resztą nie
dostaliśmy informacji od niej - popatrzył na Potter'a, który lekko kiwnął
głową.
- Panna Granger dostała zadanie, które musi wykonać. Wiem, że jest
wam bliska i jej los nie jest wam obojętny, ale chciałbym zaznaczyć, że
profesor Snape dobrze ją traktuje - odpowiedział spokojnie. Jego wypowiedź
wywołała odmienną reakcję niż zamierzał.
- Dobrze? To coś jej się stało?! Wiedziałem! - wstał z
zaciśniętymi pięściami i patrzył wściekle na spokojnego, jak gdyby nigdy nic
staruszka.
- Uspokój się Ron - Harry pociągnął towarzysza za rękę aby usiadł.
- Nie Harry. Wiem, że posłuchałeś Remusa i starasz się trawić
jakoś tego dupka, ale ja nie będę! - krzyknął siedząc już na kanapie. Cały był
spięty.
- Zważaj na słowa Ron - surowszy ton nauczyciela sprawił, że
chłopak skulił się lekko w sobie - Panna Granger wykonała już jedno ze
zleconych jej przeze mnie zadań. Teraz
wypoczywa.
- Kiedy będzie znów w domu? - zapytał spokojnie Wybraniec.
- W swoim czasie - uśmiechnął się lekko.
- Ja nie ufam Snap'owi. Jest śmierciożercą! Czy Hermiona nie może
dostać innego zadania? - warknął Wiewiór.
- Niestety nie Ronaldzie. Prosiłbym, abyś nie nazywał tak
profesora Snap'a. Rozmawialiśmy już kiedyś o tym. Severus nie jest śmierciożercą,
i dobrze o tym obaj wiecie. Harry posłuchał Remusa. Ty posłuchaj mnie -
iskierki w jego oczach gdzieś zniknęły. Błękitne oczy wpatrywały się w niego - Panna
Granger jest potężną czarownicą a jej wiedza jest niezwykle obszerna. Zadanie,
które jej powierzyłem jest ogromnej wagi. Pracują nad eliksirami dla Zakonu,
które pomogą nam pierwszego września i nie tylko. Są to bardzo trudne mikstury,
a ich uwarzenie wymaga skupienia i wiedzy. Powinieneś szanować i Severusa, i
Hermionę za ich pracę. Sam przekonasz się jak ważną - młodszy czarodziej z
każdym słowem pokorniał.
- Tak, wiem że Hermiona jest bardzo mądra, ale Snape nas
nienawidzi. Jeśli się nią teraz zajmuje to znaczy, że coś jej jest. I idę o
zakład, że to z jego winy - mruknął.
- O tym opowiem wam później. O 20:00 będzie zebranie Zakonu -
pogładził swoją długą brodę.
- Hermiony nie będzie na spotkaniu? Chcę ją zobaczyć! - złość nie
zelżała.
- To niemożliwe Ronaldzie. Panna Granger musi wyzdrowieć -
spojrzał za siebie - Widzę, że twoja mama nie ma zbyt wiele czasu, także
prosiłbym abyście przekazali wiadomość pozostałym. Do zobaczenia wieczorem -
Ron chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dyrektor uśmiechnął się do nich i
zniknął w zielonych płomieniach.
Potter pokręcił głową nad głupotą przyjaciela. Z jednej strony
miał rację martwiąc się o Hermionę, ale z drugiej była w zamku, Dumbledore i
McGonagall też tam byli. Gdyby coś złego jej się stało, wiedzieliby i z
pewnością poinformowaliby Norę o tym. Najwidoczniej to nie było nic złego. Sam
się martwił, ale Ron wystarczająco już namieszał. Wolał to wszystko przemilczeć
i poczekać aż ona sama im wszystko opowie, a może zrobi to Dumbledore na
spotkaniu.
***
Członkowie Zakonu powoli zaczynali zjawiać się w Norze. Na
zebranie zostali zwołani ''najlepsi''. Dumbledore nie chciał informować o
szczegółach w tej sprawie zbyt wiele osób. Pani Weasley już krzątała się po
kuchni. Wszyscy zajmowali swoje miejsca. Każdy spoglądał nerwowo na każdego i
ukradkiem zerkali na Harrego i Rona.
- Gdzie jest Hermiona? - zapytał Neville rozsiadając się obok
przyjaciół.
- W zamku, ale niestety nie wiemy nic więcej - mruknął Harry.
- Mam nadzieję, że Dumbledore nam to wyjaśni - rudzielec zgrzytnął
zębami.
Longbottom czując niechęć do rozmowy od obydwu Gryfonów, o nic już
nie pytał.
Panowało jakieś dziwne napięcie. Dyrektor zjawił się dość szybko.
Zajął swoje stałe miejsce, tak aby każdy mógł go dobrze słyszeć.
- Dobry wieczór wszystkim - uśmiechnął się do zebranych - Wiem, że
z niecierpliwością czekaliście na to spotkanie. Otóż zebrało się kilka spraw, o
których chciałbym wam powiedzieć. Jak sami zapewne zauważyliście, nie ma z nami
panny Granger. - dziwny szmer przeszedł po kuchni - Chłopcy już wypytywali mnie
o nią. Skoro już wszyscy jesteśmy, wytłumaczę jej nieobecność. - Każdy patrzył
na staruszka oczekując z niecierpliwością odpowiedzi. - Pannie Granger powierzyłem
zadanie, polegające na pomocy Severusowi w przygotowaniu eliksirów - znów
dziwny szmer - Trzy dni temu rozpoczęli pracę nad eliksirem Novgrena. Nie wiem czy
każdy z was wie, jak trudny jest do przygotowania. - Po starszych twarzach
widać było zrozumienie, lecz po młodszych już nie. - Severusa jeszcze nie ma,
tak więc wytłumaczę wam to ja. Otóż eliksir ten jest w stanie uleczyć każdą z
ran. Stosowany jest do leczenia tych najcięższych, zadanych brutalnie i wydawałoby
się niemożliwych do uleczenia. - Dostrzegł lekki szok w oczach młodszych. -
Niestety mikstura ta wymaga odpowiedniej daniny. Krwi - Oburzenie na twarzach
uczniów było wyraźne.
- Spokojnie - uciszył ich uniesioną ręką - Panna Granger oddała
sporą dawkę, gdyż jest ona niezbędna. Panie Weasley proszę się nie martwić -
skierował słowa do Rona, który z zaciśniętymi zębami słuchał dyrektora starając
się nie wybuchnąć - Teraz odpoczywa, dostała już niezbędne lekarstwa i za kilka
dni będzie mogła wrócić do domu.
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie,
nie kto inny a sam Severus Snape. Zajął swoje miejsce obok staruszka.
- Witaj Severusie, właśnie wyjaśniałem nieobecność panny Granger.
Czy mógłbyś? - wskazał ręką aby kontynuował za niego. Zimne spojrzenie nie
zrobiło żadnego wrażenia na starcu.
- Domyślam się, że już wiecie co to za eliksir. Każdy z was
dostanie swoją fiolkę na czas ataku na pociąg. Wystarczy jeden łyk, aby
uratować was od najgorszego. Będzie gotowy przed pierwszym września - głos
wyprany doszczętnie z emocji zagotował krew w Ronie.
- Coś Ty jej zrobił?! - krzyknął a jego rodzice spięli się
momentalnie.
- Ron, ani się waż! - jego ojciec wstał ze swojego miejsca,
widocznie wściekły na syna za jego zachowanie.
- Proszę się uspokoić - Dumbledore uniósł rękę, chłopak bojąc się
go, zamilkł.
- Dla Twojej informacji Weasley, Granger wykrwawiała się też za
ciebie. Jej krew wzmocniła eliksir dzięki czemu ty i cała wasza reszta nie
zdechniecie, gdy trafi was najgorsza klątwa i nie tylko. - Jego uczniowie mieli
oczy jak galeony. Patrzyli na niego z szokiem ale z każdym słowem opuszczali
głowy wstydząc się za Rona. - Nie jestem zadowolony z jej obecności w moich
lochach i możesz być pewien, że wyrzucę ją stamtąd jak tylko się da. Ale dla
twojej informacji, nie ma jej tutaj ponieważ, jakiekolwiek czary na nią
nakładane, mogłyby ją zabić, nie mówiąc o aportacji lub sieci Fiuu. Gdyby twój
mózg, był choć trochę większy od orzecha, wiedziałbyś coś na temat eliksirów z
moich zajęć. Ale półmózgom ciężko jest cokolwiek wytłumaczyć. - Warczał na niego
a chłopak kulił się w sobie. Jego matka nie mogła znieść zachowania syna. Było
jej wstyd. Ron ostatnio był bardzo drażliwy na temat Mistrza Eliksirów. -
Granger jest bezpieczna, możesz się wściekać ile chcesz, mam to gdzieś -zamknął
oczy i wziął spokojny oddech, czując że jeszcze słowo a walnie go jakąś paskudną
klątwą.
- Dobrze, wiemy że jest bezpieczna. Kolejną rzeczą jest plan
Voldemorta, Severusie? - młodszy czarodziej spiął się, nienawidził tego
imienia.
- Atak nastąpi po odjeździe pociągu z peronu. Nie chce atakować
zaraz przed zamkiem, tylko około piętnastu
kilometrów przed końcem trasy. Zaatakują w polu, aby mieć dzieciaki jak na
talerzu. Nie uciekną do zamku, mogą rozbiec się po polach, gdzie będą na nich
czekać.
Wysłani będą najlepsi, czyli dwudziestu pięciu. Spodziewają się, że
ukryjesz ich w środkowej części pociągu, aby byli bezpieczni - spojrzał na
Dumbledora, a ten wydawał się kilka lat starszy niż w rzeczywistości. Kuchnię
wypełniły ciche okrzyki niedowierzania i szoku. Pani Weasley zacisnęła mocno
powieki, Remus uciskając nasadę nosa zerkał na McGonagall, której twarz była
smutna a zaróżowione policzki teraz stały się blade. Potter czuł jak mocno
zaciska szczękę, szybkim spojrzeniem dostrzegł taki sam odruch u Rona i jego
ojca. Jedynie Snape wydawałby się niewzruszony, gdyby Harry nie dostrzegł
gdzieś na jego twarzy cienia obawy, który mignął mu tak szybko, jak przelatujący
na Błyskawicy gracz quidittcha.
Widział przerażoną twarz Nevilla i smutną Lunę przyglądającą mu
się.
- Wszyscy dostali za zadanie wyłapać jak największą ilość
mugolaków i dostarczyć ją do
Ministerstwa, auroży go nie interesują, jeśli kilku ubędzie, zadanie będzie dla
nich tylko łatwiejsze - tu zrobił dziwną przerwę i przyglądając się Potterowi
dokończył - Zostałem zmuszony do porwania Granger.- Wiedział jaka może być reakcja ze strony
zebranych, jednak tego co się stało, nie spodziewał się. W mgnieniu oka Ron
wyciągną różdżkę i posłał w stronę nauczyciela Drętwotę. Gdyby nie szybki refleks, uderzyłby plecami o ścianę.
Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc, a Remus chciał wyrwać rudzielcowi
różdżkę, ale ten celował w czarnowłosego mężczyznę. Był szybszy i gdy uniknął
zaklęcia wycelował swoją w młodszego chłopaka. Gęsta atmosfera dałaby się jeść
jak zupa. Dumbledore w szoku nie wiedział co zrobić. Nauczyciel celował w ucznia.
Lupin w Rona, a jego rodzice w drugiego nauczyciela.
- Remusie opuść różdżkę - McGonagall podeszła do wilkołaka i
położyła mu rękę na ramieniu.
- Nie dopóki on tego nie zrobi - powiedział spokojnie.
- Poradzę sobie z dzieciakiem Lupin - warknął na swojego wroga.
- Nie wątpię. Ron, opanuj się - starał się podejść na spokojnie do
przyjaciela.
Wiewiór drżał a rękę miał wycelowaną prosto w Mistrza Eliksirów.
Ten jednak nie wyglądał na przestraszonego, choć nie opuszczał swojej.
- Myślisz, że jesteś w stanie cokolwiek mi zrobić? Ułamek sekundy
i będą cię zbierać ze ściany - mówił powoli co jeszcze bardziej rozjuszyło
Rona.
- Expelliarmus - złapał
różdżkę przyjaciela i schował ją od razu do kieszeni. Snape zmierzył Wybrańca
dziwnym spojrzeniem jednocześnie marszcząc brwi. Pani Weasley ukryła twarz w
dłoniach, a jego ojciec starał się nie uderzyć syna w twarz.
- Potter... - McGonagall w szoku przyjrzała się Harremu. Wszyscy
opuścili różdżki.
- Ron - stanowczy głos Dumbledora nieco go sprowadził do poziomu -
Twoje zachowanie jest karygodne. Albo będziesz słuchał spokojnie tego co mamy
do omówienia albo wyjdziesz na zewnątrz. Radziłbym, nie podnosić różdżki na
nauczyciela. Doskonale wiem, jak bardzo nie lubisz profesora Snap'a ale jeśli
jeszcze raz to się zdarzy, będę musiał zastosować bardzo surową karę. Teraz
dostajesz szlaban do pierwszego listopada. Severusie, kontynuuj proszę.
Gdy atmosfera nieco się uspokoiła, najmłodszy Weasley usiadł na
swoim miejscu, Mistrz Eliksirów znów się odezwał. - Żaden śmierciożerca nie
może jej tknąć - swego rodzaju ulga pojawiła się na ich twarzach, choć
wiedzieli, jak będzie to dla niej trudne. - Zadanie powierzył mnie. Mówię wam o
tym, abyście nie utrudnili mi jego realizacji. Wszystko będzie zaplanowane. Nic
jej nie grozi z mojej strony, jednak na to co będzie działo się w dworze Malfoy'ów
, nie mam wpływu. Nie wiem dlaczego Czarny Pan chce ją tam mieć, ale rozkazał
mi ją tam sprowadzić. Waszym zadaniem jest bronić tych dzieciaków, więc tym się
zajmijcie, ja wyjaśnię sobie resztę z Granger. Dla waszej informacji powiem
tyle, że będę musiał stoczyć z nią walkę zanim zniknę. Wasza ''obrona'' jej, nie
powinna mi utrudnić zadania, czy to jasne? - warknął. Harry poczuł jakby ulgę,
słysząc jego słowa. Coś tam w środku podpowiadało mu, że Snap'e w jakiś sposób
się nią zajmie.
- Co się z nią stanie Severusie - opiekunka domu Lwa zapytała
pełnym obaw głosem.
- Tego nie wiem. Z pewnością będzie przetrzymywana w lochu. Tam
zamykają tych, którzy są ''cenni'' dla Czarnego Pana. Być może, będzie z niej
chciał wyciągnąć informacje na temat Pottera lub Zakonu, tego nie jestem
pewien. Do lochu trafiają ci, którzy mają cenne informacje. Powoli i
sukcesywnie będzie starał się coś z niej wyciągnąć.
- jego zimny głos ochłodził
powietrze w kuchni.
- Można temu jakoś zaradzić? - Lupin przyjrzał się towarzyszowi.
- Nie. Jeśli mam pozostać szpiegiem, nie ujawniając się, nic nie
można zrobić - zciszył głos - Będą jej pilnować cały czas. Nie wiem co będzie
się z nią działo, ale wątpię aby chciał ją później uwolnić.
Twarze zebranych były ściągnięte w dziwnej obawie. Martwili się o
Hermionę, była im bardzo bliska. Perspektywa nadchodzących dni była czarna.
Zdawali sobie sprawę z tego jak trudna jest to sytuacja. Chcieli uratować ją,
ale to było wysokie ryzyko. Jedyną opcją ratunku był Snape, ale gdyby ją
uratował, zginęłaby; a to oznaczałoby koniec ich świata. Jedynie kilka osób
zdawało sobie sprawę z tego, jak ważna jest jego rola podwójnego szpiega, lecz
nie każdy wiedział co się z nią wiąże.
- Wiem, że los panny Granger nie jest wam obojętny. Wszyscy ją
lubimy i szanujemy. Severus musi z nią wszystko ustalić. Nie snujmy czarnych
wizji. Teraz chciałbym, abyśmy porozmawiali o obronie pociągu. Remusie?
Arturze? Moody? - zwrócił się do trzech czarodziejów.
- Wstępna wizja jest taka, że na peronie rozstawiamy kilku naszych
- Moody stukał nerwowo swoją metalową nogą o drewnianą podłogę - Skoro mają
czekać przed zamkiem, chyba nie powinno ich tam być - Snape jedynie lekko skinął
głową - Postawimy młodszych i np Molly i Tonks. W razie czego, żeby ogarnąć
dzieciaki, na wypadek gdyby jakiś śmierciojad się tam zaplątał - oparł się o
swoją laskę i skinął na Remusa.
- W pociągu można ich zebrać w czterech wagonach, tych najbliżej
lokomotywy. Reszta w dalszych. W każdym wagonie z przodu po czterech naszych.
Do mugolaków trzeba wyznaczyć dość mocnych - Lupin opierał się o stół i
tłumaczył. Widział wiele par oczu wlepionych w siebie.
- W reszcie wagonów najlepszych uczniów i po jednym starszym z
zakonu w razie gdyby coś strzeliło im do głowy. Pociąg jedzie szybko, nie może
się zatrzymać, żeby dzieciaki nie uciekły, bo wtedy czeka je najgorsze - ojciec
Rona był poważny. Rzucił spojrzenie na Moodiego, a jego oko zakręciło się
dookoła.
- Na stacji pod zamkiem, trzeba zostawić posiłki, jeśli nie
opuszczą pociągu zanim pojedziemy do szkoły będą musieli przyjść nam z
odsieczą. Jeśli przekroczymy barierę ochronną już nic nam nie będzie groziło, dlatego lepiej byłoby
umieścić dzieciaki jak najbliżej lokomotywy, aby były pod ochroną zaklęć jak
najszybciej. No i sam pociąg trzeba będzie wzmocnić. Przebicie przez barierę
trochę im zajmie.
- Tak to jest dobry plan. Zostaniemy na razie przy nim. Jeśli
Severus czegoś się dowie, poinformuje nas. Niech każdy przemyśli jak możemy
jeszcze wzmocnić naszą obronę. Bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze. Oby
się udało. Myślę, że na tym zakończymy spotkanie, jest już późno i był to ciężki
wieczór. Kolejne spotkanie za dwa dni. Możecie się rozejść. Pogawędzili jeszcze
przez kilka minut wymieniając spostrzeżenia odnośnie całej tej sprawy. Nikomu
nie było łatwo. Wizja porywanej przez Snap'a Hermiony nie dawała chłopakom
spokoju. Ron wściekły na cały świat zamknął się w pokoju. Członkowie zakonu już
opuścili Norę. Sam poszedł do drugiego pokoju i ułożył się na małej kanapie.
jego przyjaciel zablokował drzwi i nie wpuścił go do pokoju. Wiedział, że to
przez to iż odebrał mu różdżkę i szansę przywalenia Snap'owi. Nie mając pojęcia
jak ugryźć to wszystko zasnął szybciej niżby się spodziewał.
Świetny jak zawsze :) Zdziwiłam się, że tak szybko, ale nie narzekam :D Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń