wtorek, 6 października 2015

Rozdział 9 '' Są sytuacje, kiedy człowiek chwyta się brzytwy...'' cz. 1


Było już dawno po obiedzie. Zegar wskazywał już godzinę 16:00.
Chłopak w ciemnej czuprynie przyglądał się drepczącemu przy oknie rudzielcowi. Siedział na kanapie i zerkał co jakiś czas na swoją różdżkę, tak jakby ta miała mu wyjaśnić tą dziwną sytuację.
- Co się z nią dzieje? - Ron patrzył przez okno najwidoczniej kogoś wyczekując.
- Sam chciałbym to wiedzieć - Harremu plątały się różne myśli po głowie.
- Coś jest nie tak. Już prawie dwa dni jej nie ma! Ten dupek coś jej zrobił - warknął zaciskając pięści. Szczerze nienawidził nauczyciela eliksirów.
- Ron, Hermiona dostała zadanie. Wiesz jaka jest, nie odpuści. Będzie sobie żyły wypruwać ale wykona polecenie - chłopak  poprawił okulary i sam zaczął się zastanawiać czy Hermionie naprawdę nic nie jest.
- Wysłałaby sowę, patronusa czy cokolwiek! A tu nic! - wyglądał na naprawdę zdenerwowanego.
Słońce przechodziło już w stronę zachodu. Trzciny rosnące przed Norą, kołysały się spokojnie na wietrze. Był ciepły dzień. Zdążyli już zagrać w qudidditcha, odwiedził ich też Remus i Tonks.
- Harry to jest Snape! Nie wiesz, czego się po nim można spodziewać... - pokręcił głową a ruda czupryna zafalowała.
- Słyszałeś co mówił Remus... - zaczął.
- Ja nie zmienię zdania. Ten stary nietoperz też się nie pokazuje.
- Uważam, że pracują. Może wieczorem Hermiona się odezwie. Może wróci? - zastanawiał się głośno.
- Nie będę czekał. Coś się stało! Wiem to! - starał się przekonać przyjaciela wskazując palcem na serce.
- Co chcesz zrobić - zerwał się i podszedł do Rona. Miewał szalone pomysły, więc i teraz mogło mu coś głupiego przyjść do głowy.
- Idę tam - zacisnął wargi i ruszył w stronę schodów na dół.
- Pogięło cię? Niby jak? - rozłożył ręce w geście niewiedzy.
- Kominkiem. Słyszałem jak mama mówiła, że jest połączony z jego gabinetem - był gotowy wpaść w paszczę węża.
- Jasne i co zrobisz? Będziesz łaził po jego kwaterach szukając Hermiony? Oberwiesz jakąś paskudną klątwą i tyle ci z tego przyjdzie - to był idiotyczny pomysł. Starał się zatrzymać kumpla. Nie docierało. Zeszli do salonu.
- Jeśli coś jej zrobił, zatłukę go - mruknął.
- Samobójstwo, nie idź tam Ron. To zły pomysł. Zobaczysz, nic jej nie jest - ale ten już trzymał proszek Fiuu w ręce.
- Idę - wstawił jedną nogę do kominka gdy zielony płomień pojawił się z nikąd.

Poczuł, że w coś uderzył. Przewrócił się i na szczęście usiadł na tyłku nie wybierając się nigdzie.
- Panie Weasley dokąd pan się wybiera? - Dumbledore popatrzył na chłopaka pytająco pochylając głowę. Wyszedł z kominka. Harry pomógł  wstać rudzielcowi, który w szoku przyglądał się staruszkowi.
- Co to za hałasy, co się tu dzieje - Pani Weasley wbiegła do salonu przestraszona.
- Dzień dobry Molly - uśmiechnął się ciepło - Mam kilka informacji dla was.
- Oh Albusie, przestraszyłeś mnie - wyraźnie jej ulżyło - A wy co? - zapytała patrząc na wyraźnie zmieszanego Rona.
- Twój syn chyba wybierał się do Severusa - odparł rozbawiony dyrektor.
- Co? Co to za głupie pomysły? - założyła ręce pod boki. Harry znał ten widok. Oznaczał, że jest zdenerwowana, ale nie tyle by być niebezpieczną. Taka, typowa matczyna postawa, nad dzieckiem które przeskrobało.
- Ron chciał się dowiedzieć co z Hermioną - Potter spojrzał wyczekująco na nauczyciela.
- Nie ma jej już prawie dwa dni! - krzyknął oburzony.
- Ron nie krzycz - pogroziła mu palcem.
- Mamo a jak Snape jej coś zrobił? - był wystraszony. Cichy śmiech siwobrodego zbił go z pantałyku.
- Och możesz być spokojny Ron, pannie Granger nic nie jest - poklepał go po ramieniu. Młodszy czarodziej nie wiedział co powiedzieć - Molly poprosiłbym o szklaneczkę soku jabłkowego - uśmiechnął się.
- Oczywiście, wejdź - zachęciła go ruchem ręki.
Chłopcy usiedli na kanapie a na przeciw nich dyrektor. Starsza kobieta przyniosła każdemu szklankę oraz ciasteczka.
- Molly możesz mi pomóc? - Artur porwał żonę na chwilkę i zniknęli w korytarzu.

Staruszek przyglądał się bacznie chłopakom. Siedzieli w ciszy nic nie mówiąc. Harry patrzył w swoje kolana dziwnie przeplatając palce. Wydawało się, że coś go gryzie, ale starał się to niewprawnie ukryć. Ron miał zaciśnięte zęby a na jego szczęce pulsowała żyłka. Atmosfera wydawała się napięta ale nikt nie odważył się odezwać.
- Ronaldzie, chciałbyś coś powiedzieć? - zapytał po chwili przyglądając się chłopakowi. Ten nie wiedział jak zacząć. Szanował tego czarodzieja a jego postawa i ogólny tajemniczy całokształt onieśmielały go. Potrafił wydzierać się na Snap'a, śmiać się ze Slughornem choć dojście do takich relacji zajęło mu sporo czasu, a z Remusem rozmawiał jak z przyjacielem. Jedynie dyrektor i opiekunka domu, do którego należał wzbudzali w nim szacunek i to dziwne odczucie jakiego nie umiał określić. Siwobrody widział jak rudzielec kręci się na swoim miejscu.
- Ja martwię się o Hermionę - tłumił w sobie krzyk.
- Spokojnie, nic jej nie jest, jak już zapewniłem - starczy mężczyzna uśmiechnął się łagodząco.
- Ale ja nie wiem, co się z nią dzieje... Obaj z resztą nie dostaliśmy informacji od niej - popatrzył na Potter'a, który lekko kiwnął głową.
- Panna Granger dostała zadanie, które musi wykonać. Wiem, że jest wam bliska i jej los nie jest wam obojętny, ale chciałbym zaznaczyć, że profesor Snape dobrze ją traktuje - odpowiedział spokojnie. Jego wypowiedź wywołała odmienną reakcję niż zamierzał.
- Dobrze? To coś jej się stało?! Wiedziałem! - wstał z zaciśniętymi pięściami i patrzył wściekle na spokojnego, jak gdyby nigdy nic staruszka.
- Uspokój się Ron - Harry pociągnął towarzysza za rękę aby usiadł.
- Nie Harry. Wiem, że posłuchałeś Remusa i starasz się trawić jakoś tego dupka, ale ja nie będę! - krzyknął siedząc już na kanapie. Cały był spięty.
- Zważaj na słowa Ron - surowszy ton nauczyciela sprawił, że chłopak skulił się lekko w sobie - Panna Granger wykonała już jedno ze zleconych jej przeze mnie  zadań. Teraz wypoczywa.
- Kiedy będzie znów w domu? - zapytał spokojnie Wybraniec.
- W swoim czasie - uśmiechnął się lekko.
- Ja nie ufam Snap'owi. Jest śmierciożercą! Czy Hermiona nie może dostać innego zadania? - warknął Wiewiór.
- Niestety nie Ronaldzie. Prosiłbym, abyś nie nazywał tak profesora Snap'a. Rozmawialiśmy już kiedyś o tym. Severus nie jest śmierciożercą, i dobrze o tym obaj wiecie. Harry posłuchał Remusa. Ty posłuchaj mnie - iskierki w jego oczach gdzieś zniknęły. Błękitne oczy wpatrywały się w niego - Panna Granger jest potężną czarownicą a jej wiedza jest niezwykle obszerna. Zadanie, które jej powierzyłem jest ogromnej wagi. Pracują nad eliksirami dla Zakonu, które pomogą nam pierwszego września i nie tylko. Są to bardzo trudne mikstury, a ich uwarzenie wymaga skupienia i wiedzy. Powinieneś szanować i Severusa, i Hermionę za ich pracę. Sam przekonasz się jak ważną - młodszy czarodziej z każdym słowem pokorniał.
- Tak, wiem że Hermiona jest bardzo mądra, ale Snape nas nienawidzi. Jeśli się nią teraz zajmuje to znaczy, że coś jej jest. I idę o zakład, że to z jego winy - mruknął.
- O tym opowiem wam później. O 20:00 będzie zebranie Zakonu - pogładził swoją długą brodę.
- Hermiony nie będzie na spotkaniu? Chcę ją zobaczyć! - złość nie zelżała.
- To niemożliwe Ronaldzie. Panna Granger musi wyzdrowieć - spojrzał za siebie - Widzę, że twoja mama nie ma zbyt wiele czasu, także prosiłbym abyście przekazali wiadomość pozostałym. Do zobaczenia wieczorem - Ron chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dyrektor uśmiechnął się do nich i zniknął w zielonych płomieniach.
Potter pokręcił głową nad głupotą przyjaciela. Z jednej strony miał rację martwiąc się o Hermionę, ale z drugiej była w zamku, Dumbledore i McGonagall też tam byli. Gdyby coś złego jej się stało, wiedzieliby i z pewnością poinformowaliby Norę o tym. Najwidoczniej to nie było nic złego. Sam się martwił, ale Ron wystarczająco już namieszał. Wolał to wszystko przemilczeć i poczekać aż ona sama im wszystko opowie, a może zrobi to Dumbledore na spotkaniu.

***

Członkowie Zakonu powoli zaczynali zjawiać się w Norze. Na zebranie zostali zwołani ''najlepsi''. Dumbledore nie chciał informować o szczegółach w tej sprawie zbyt wiele osób. Pani Weasley już krzątała się po kuchni. Wszyscy zajmowali swoje miejsca. Każdy spoglądał nerwowo na każdego i ukradkiem zerkali na Harrego i Rona.
- Gdzie jest Hermiona? - zapytał Neville rozsiadając się obok przyjaciół.
- W zamku, ale niestety nie wiemy nic więcej - mruknął Harry.
- Mam nadzieję, że Dumbledore nam to wyjaśni - rudzielec zgrzytnął zębami.
Longbottom czując niechęć do rozmowy od obydwu Gryfonów, o nic już nie pytał.
Panowało jakieś dziwne napięcie. Dyrektor zjawił się dość szybko. Zajął swoje stałe miejsce, tak aby każdy mógł go dobrze słyszeć.
- Dobry wieczór wszystkim - uśmiechnął się do zebranych - Wiem, że z niecierpliwością czekaliście na to spotkanie. Otóż zebrało się kilka spraw, o których chciałbym wam powiedzieć. Jak sami zapewne zauważyliście, nie ma z nami panny Granger. - dziwny szmer przeszedł po kuchni - Chłopcy już wypytywali mnie o nią. Skoro już wszyscy jesteśmy, wytłumaczę jej nieobecność. - Każdy patrzył na staruszka oczekując z niecierpliwością odpowiedzi. - Pannie Granger powierzyłem zadanie, polegające na pomocy Severusowi w przygotowaniu eliksirów - znów dziwny szmer - Trzy dni temu rozpoczęli pracę nad eliksirem Novgrena. Nie wiem czy każdy z was wie, jak trudny jest do przygotowania. - Po starszych twarzach widać było zrozumienie, lecz po młodszych już nie. - Severusa jeszcze nie ma, tak więc wytłumaczę wam to ja. Otóż eliksir ten jest w stanie uleczyć każdą z ran. Stosowany jest do leczenia tych najcięższych, zadanych brutalnie i wydawałoby się niemożliwych do uleczenia. - Dostrzegł lekki szok w oczach młodszych. - Niestety mikstura ta wymaga odpowiedniej daniny. Krwi - Oburzenie na twarzach uczniów było wyraźne.
- Spokojnie - uciszył ich uniesioną ręką - Panna Granger oddała sporą dawkę, gdyż jest ona niezbędna. Panie Weasley proszę się nie martwić - skierował słowa do Rona, który z zaciśniętymi zębami słuchał dyrektora starając się nie wybuchnąć - Teraz odpoczywa, dostała już niezbędne lekarstwa i za kilka dni będzie mogła wrócić do domu.
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie, nie kto inny a sam Severus Snape. Zajął swoje miejsce obok staruszka.
- Witaj Severusie, właśnie wyjaśniałem nieobecność panny Granger. Czy mógłbyś? - wskazał ręką aby kontynuował za niego. Zimne spojrzenie nie zrobiło żadnego wrażenia na starcu.
- Domyślam się, że już wiecie co to za eliksir. Każdy z was dostanie swoją fiolkę na czas ataku na pociąg. Wystarczy jeden łyk, aby uratować was od najgorszego. Będzie gotowy przed pierwszym września - głos wyprany doszczętnie z emocji zagotował krew w Ronie.
- Coś Ty jej zrobił?! - krzyknął a jego rodzice spięli się momentalnie.
- Ron, ani się waż! - jego ojciec wstał ze swojego miejsca, widocznie wściekły na syna za jego zachowanie.
- Proszę się uspokoić - Dumbledore uniósł rękę, chłopak bojąc się go, zamilkł.
- Dla Twojej informacji Weasley, Granger wykrwawiała się też za ciebie. Jej krew wzmocniła eliksir dzięki czemu ty i cała wasza reszta nie zdechniecie, gdy trafi was najgorsza klątwa i nie tylko. - Jego uczniowie mieli oczy jak galeony. Patrzyli na niego z szokiem ale z każdym słowem opuszczali głowy wstydząc się za Rona. - Nie jestem zadowolony z jej obecności w moich lochach i możesz być pewien, że wyrzucę ją stamtąd jak tylko się da. Ale dla twojej informacji, nie ma jej tutaj ponieważ, jakiekolwiek czary na nią nakładane, mogłyby ją zabić, nie mówiąc o aportacji lub sieci Fiuu. Gdyby twój mózg, był choć trochę większy od orzecha, wiedziałbyś coś na temat eliksirów z moich zajęć. Ale półmózgom ciężko jest cokolwiek wytłumaczyć. - Warczał na niego a chłopak kulił się w sobie. Jego matka nie mogła znieść zachowania syna. Było jej wstyd. Ron ostatnio był bardzo drażliwy na temat Mistrza Eliksirów. - Granger jest bezpieczna, możesz się wściekać ile chcesz, mam to gdzieś -zamknął oczy i wziął spokojny oddech, czując że jeszcze słowo a walnie go jakąś paskudną klątwą.
- Dobrze, wiemy że jest bezpieczna. Kolejną rzeczą jest plan Voldemorta, Severusie? - młodszy czarodziej spiął się, nienawidził tego imienia.
- Atak nastąpi po odjeździe pociągu z peronu. Nie chce atakować zaraz przed zamkiem,  tylko około piętnastu kilometrów przed końcem trasy. Zaatakują w polu, aby mieć dzieciaki jak na talerzu. Nie uciekną do zamku, mogą rozbiec się po polach, gdzie będą na nich czekać.
Wysłani będą najlepsi, czyli dwudziestu pięciu. Spodziewają się, że ukryjesz ich w środkowej części pociągu, aby byli bezpieczni - spojrzał na Dumbledora, a ten wydawał się kilka lat starszy niż w rzeczywistości. Kuchnię wypełniły ciche okrzyki niedowierzania i szoku. Pani Weasley zacisnęła mocno powieki, Remus uciskając nasadę nosa zerkał na McGonagall, której twarz była smutna a zaróżowione policzki teraz stały się blade. Potter czuł jak mocno zaciska szczękę, szybkim spojrzeniem dostrzegł taki sam odruch u Rona i jego ojca. Jedynie Snape wydawałby się niewzruszony, gdyby Harry nie dostrzegł gdzieś na jego twarzy cienia obawy, który mignął mu tak szybko, jak przelatujący na Błyskawicy gracz quidittcha.
Widział przerażoną twarz Nevilla i smutną Lunę przyglądającą mu się.
- Wszyscy dostali za zadanie wyłapać jak największą ilość mugolaków i  dostarczyć ją do Ministerstwa, auroży go nie interesują, jeśli kilku ubędzie, zadanie będzie dla nich tylko łatwiejsze - tu zrobił dziwną przerwę i przyglądając się Potterowi dokończył - Zostałem zmuszony do porwania Granger.-  Wiedział jaka może być reakcja ze strony zebranych, jednak tego co się stało, nie spodziewał się. W mgnieniu oka Ron wyciągną różdżkę i posłał w stronę nauczyciela Drętwotę. Gdyby nie szybki refleks, uderzyłby plecami o ścianę. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc, a Remus chciał wyrwać rudzielcowi różdżkę, ale ten celował w czarnowłosego mężczyznę. Był szybszy i gdy uniknął zaklęcia wycelował swoją w młodszego chłopaka. Gęsta atmosfera dałaby się jeść jak zupa. Dumbledore w szoku nie wiedział co zrobić. Nauczyciel celował w ucznia. Lupin w Rona, a jego rodzice w drugiego nauczyciela.
- Remusie opuść różdżkę - McGonagall podeszła do wilkołaka i położyła mu rękę na ramieniu.
- Nie dopóki on tego nie zrobi - powiedział spokojnie.
- Poradzę sobie z dzieciakiem Lupin - warknął na swojego wroga.
- Nie wątpię. Ron, opanuj się - starał się podejść na spokojnie do przyjaciela.
Wiewiór drżał a rękę miał wycelowaną prosto w Mistrza Eliksirów. Ten jednak nie wyglądał na przestraszonego, choć nie opuszczał swojej.
- Myślisz, że jesteś w stanie cokolwiek mi zrobić? Ułamek sekundy i będą cię zbierać ze ściany - mówił powoli co jeszcze bardziej rozjuszyło Rona.
- Expelliarmus - złapał różdżkę przyjaciela i schował ją od razu do kieszeni. Snape zmierzył Wybrańca dziwnym spojrzeniem jednocześnie marszcząc brwi. Pani Weasley ukryła twarz w dłoniach, a jego ojciec starał się nie uderzyć syna w twarz.
- Potter... - McGonagall w szoku przyjrzała się Harremu. Wszyscy opuścili różdżki.
- Ron - stanowczy głos Dumbledora nieco go sprowadził do poziomu - Twoje zachowanie jest karygodne. Albo będziesz słuchał spokojnie tego co mamy do omówienia albo wyjdziesz na zewnątrz. Radziłbym, nie podnosić różdżki na nauczyciela. Doskonale wiem, jak bardzo nie lubisz profesora Snap'a ale jeśli jeszcze raz to się zdarzy, będę musiał zastosować bardzo surową karę. Teraz dostajesz szlaban do pierwszego listopada. Severusie, kontynuuj proszę.
Gdy atmosfera nieco się uspokoiła, najmłodszy Weasley usiadł na swoim miejscu, Mistrz Eliksirów znów się odezwał. - Żaden śmierciożerca nie może jej tknąć - swego rodzaju ulga pojawiła się na ich twarzach, choć wiedzieli, jak będzie to dla niej trudne. - Zadanie powierzył mnie. Mówię wam o tym, abyście nie utrudnili mi jego realizacji. Wszystko będzie zaplanowane. Nic jej nie grozi z mojej strony, jednak na to co będzie działo się w dworze Malfoy'ów , nie mam wpływu. Nie wiem dlaczego Czarny Pan chce ją tam mieć, ale rozkazał mi ją tam sprowadzić. Waszym zadaniem jest bronić tych dzieciaków, więc tym się zajmijcie, ja wyjaśnię sobie resztę z Granger. Dla waszej informacji powiem tyle, że będę musiał stoczyć z nią walkę zanim zniknę. Wasza ''obrona'' jej, nie powinna mi utrudnić zadania, czy to jasne? - warknął. Harry poczuł jakby ulgę, słysząc jego słowa. Coś tam w środku podpowiadało mu, że Snap'e w jakiś sposób się nią zajmie.
- Co się z nią stanie Severusie - opiekunka domu Lwa zapytała pełnym obaw głosem.
- Tego nie wiem. Z pewnością będzie przetrzymywana w lochu. Tam zamykają tych, którzy są ''cenni'' dla Czarnego Pana. Być może, będzie z niej chciał wyciągnąć informacje na temat Pottera lub Zakonu, tego nie jestem pewien. Do lochu trafiają ci, którzy mają cenne informacje. Powoli i sukcesywnie będzie starał się coś z niej wyciągnąć.
 - jego zimny głos ochłodził powietrze w kuchni.
- Można temu jakoś zaradzić?  - Lupin przyjrzał się towarzyszowi.
- Nie. Jeśli mam pozostać szpiegiem, nie ujawniając się, nic nie można zrobić - zciszył głos - Będą jej pilnować cały czas. Nie wiem co będzie się z nią działo, ale wątpię aby chciał ją później uwolnić.
Twarze zebranych były ściągnięte w dziwnej obawie. Martwili się o Hermionę, była im bardzo bliska. Perspektywa nadchodzących dni była czarna. Zdawali sobie sprawę z tego jak trudna jest to sytuacja. Chcieli uratować ją, ale to było wysokie ryzyko. Jedyną opcją ratunku był Snape, ale gdyby ją uratował, zginęłaby; a to oznaczałoby koniec ich świata. Jedynie kilka osób zdawało sobie sprawę z tego, jak ważna jest jego rola podwójnego szpiega, lecz nie każdy wiedział co się z nią wiąże.
- Wiem, że los panny Granger nie jest wam obojętny. Wszyscy ją lubimy i szanujemy. Severus musi z nią wszystko ustalić. Nie snujmy czarnych wizji. Teraz chciałbym, abyśmy porozmawiali o obronie pociągu. Remusie? Arturze? Moody? - zwrócił się do trzech czarodziejów.
- Wstępna wizja jest taka, że na peronie rozstawiamy kilku naszych - Moody stukał nerwowo swoją metalową nogą o drewnianą podłogę - Skoro mają czekać przed zamkiem, chyba nie powinno ich tam być - Snape jedynie lekko skinął głową - Postawimy młodszych i np Molly i Tonks. W razie czego, żeby ogarnąć dzieciaki, na wypadek gdyby jakiś śmierciojad się tam zaplątał - oparł się o swoją laskę i skinął na Remusa.
- W pociągu można ich zebrać w czterech wagonach, tych najbliżej lokomotywy. Reszta w dalszych. W każdym wagonie z przodu po czterech naszych. Do mugolaków trzeba wyznaczyć dość mocnych - Lupin opierał się o stół i tłumaczył. Widział wiele par oczu wlepionych w siebie.
- W reszcie wagonów najlepszych uczniów i po jednym starszym z zakonu w razie gdyby coś strzeliło im do głowy. Pociąg jedzie szybko, nie może się zatrzymać, żeby dzieciaki nie uciekły, bo wtedy czeka je najgorsze - ojciec Rona był poważny. Rzucił spojrzenie na Moodiego, a jego oko zakręciło się dookoła.
- Na stacji pod zamkiem, trzeba zostawić posiłki, jeśli nie opuszczą pociągu zanim pojedziemy do szkoły będą musieli przyjść nam z odsieczą. Jeśli przekroczymy barierę ochronną już nic  nam nie będzie groziło, dlatego lepiej byłoby umieścić dzieciaki jak najbliżej lokomotywy, aby były pod ochroną zaklęć jak najszybciej. No i sam pociąg trzeba będzie wzmocnić. Przebicie przez barierę trochę im zajmie.

- Tak to jest dobry plan. Zostaniemy na razie przy nim. Jeśli Severus czegoś się dowie, poinformuje nas. Niech każdy przemyśli jak możemy jeszcze wzmocnić naszą obronę. Bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze. Oby się udało. Myślę, że na tym zakończymy spotkanie, jest już późno i był to ciężki wieczór. Kolejne spotkanie za dwa dni. Możecie się rozejść. Pogawędzili jeszcze przez kilka minut wymieniając spostrzeżenia odnośnie całej tej sprawy. Nikomu nie było łatwo. Wizja porywanej przez Snap'a Hermiony nie dawała chłopakom spokoju. Ron wściekły na cały świat zamknął się w pokoju. Członkowie zakonu już opuścili Norę. Sam poszedł do drugiego pokoju i ułożył się na małej kanapie. jego przyjaciel zablokował drzwi i nie wpuścił go do pokoju. Wiedział, że to przez to iż odebrał mu różdżkę i szansę przywalenia Snap'owi. Nie mając pojęcia jak ugryźć to wszystko zasnął szybciej niżby się spodziewał. 

1 komentarz:

  1. Świetny jak zawsze :) Zdziwiłam się, że tak szybko, ale nie narzekam :D Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń