Pchnęła
drzwi i powoli podeszła do znanego, zagraconego biurka.
- Panno Granger dzisiaj będziemy ćwiczyć obronę, która sądząc po
ostatnich wydarzeniach nie jest silna - wstał zza biurka, machnięciem różdżki
odesłał ławki, krzesła i jej biurko do pracy, na bok pod ścianę - Niemniej
jednak ufam, że pani tak sławny umysł nie jest mitem tak więc mniemam iż zna
pani zaklęcia obronne - spojrzał na nią z góry oceniająco, obracając różdżkę w
palcach.
- Tak profesorze. Znam. -
mruknęła niechętnie.
- Na co czekasz? Na drugą stronę, nie mamy czasu - warknął.
Nie miał na sobie swoich
długich szat. Hermiona zdjęła szatę zostając jedynie w cienkim, brązowym
sweterku i wytartych jeansach. Mimo lata w lochach było chłodno. Czując jego
badawcze spojrzenie na sobie, stanęła naprzeciw wyciągając swój magiczny patyk.
- Nie będę cię oszczędzał. Masz się bronić i atakować - pochylił
się delikatnie w jej stronę. Mierzyli się wzrokiem, czekając na atak drugiego.
Pomarańczowy ogień minął ją i robił się w powietrzu. Uchyliła się szybko
unikając go. Snape spiął się, na twarzy widziała skupienie. W sekundzie posłała
mu żółty płomień, który od niechcenia rozbił. Zaklęcia migały oświetlając salę,
na szczęście była zabezpieczona, więc rykoszety nie niszczyły jej. Snape
obracał się to w lewo to w prawo, śmigając zaklęciami jak gdyby była to dla
niego zabawa. Czuła się zmęczona, skupiła się na rozbijaniu klątw. Szedł w jej
stronę machając ręką bardzo szybko. Poczuła ścianę za plecami i oparła się,
nagle atak ustał. Podniosła głowę do góry widząc jego wściekłość.
- Co ja mówiłem Granger? Masz atakować! To nie zabawa! Podczas
ataku na pociąg mogą cię trafić z każdej strony! Mimo rozkazu, że nie mogą cię
tknąć, zawsze trafi się ktoś kto będzie chciał wyręczyć mnie z mojego zadania,
ryzykując chęć przypodobania się Czarnemu Panu śmiercią. Jesteś słaba, możesz
uznać się za trupa, jeśli nie zrobisz czegoś z sobą. Jeszcze raz.
Podniosła się przyglądając się swojej różdżce. Zacisnęła usta nie
patrząc na niego. Głębszy oddech i mignęło błękitne światło. To go lekko
zaskoczyło, nie spodziewał się tak szybkiego ataku. Widział w niej złość i chęć
walki. Coś się w niej zmieniło, dostrzegł to. Szybciej się ruszała posyłając
niewerbalnie zaklęcia. Teraz dla obserwatora byłaby to całkiem zaawansowana
walka. Hermiona obracała się dookoła siebie. Pomyślała, że Snape musiał zniżyć
się do jej poziomu. Zdawała sobie sprawę, że jest słaba i ta myśl wprawiała ją
w złość. Nie lubiła nie wiedzieć, czuła się wtedy głupia, z walką stało się
podobnie. Im częściej myślała, że Snape jest silniejszy tym bardziej była zła,
a co za tym szło, szybciej działała. Nie znała tak wielu zaklęć jak on, ale
nadrabiała tym, że była mniejsza, zwinna i szybka. Nie można było powiedzieć,
że jemu brakuje zwinności ale miała drobną przewagę. Była pod wrażeniem jego
pewnych ruchów i podziwiałaby je dalej gdyby nie ciemny płomień przypalający
jej włosy. Jej uwaga skupiła się na nich i po chwili leżała na ziemi czując
odrętwienie całego ciała.
- Do jasnej cholery! Granegr! Co to miało znaczyć?! - stał nad nią
i krzyczał dowoli. Czując, że nie może wstać, ignorowała jednocześnie jego
krzyki, wiedziała, że jeśli nie uodporni się na nie, marny jej los - Ty durna
dziewczyno! Mogłabyś już nie żyć!
- Żyję - burknęła z wysiłkiem podnosząc się.
- Wstawaj. Nie mam zamiaru się z tobą na marne użerać! Mam
wystarczająco dużo pracy. Jesteś słaba. Nie znasz większości zaklęć! Jak wyobrażasz
sobie walkę? Myślisz, że banalna Drętwota
wszystko załatwi? Jeszcze raz - odwrócił się szybko i wrócił na swoje miejsce.
Bolały ją plecy i ogarniało ja ogromne zmęczenie. Wzięła głębszy
oddech, tym razem to on pierwszy zaatakował. Skupiła się na rozbijaniu klątw,
może jeśli się zmęczy będzie mogła zaatakować? Myliła się, Snape się nie
męczył, ale za to ona tak. Złość jaką poczuła po jego słowach trzymała ją
jeszcze na nogach. Starcie trwało dość długo, żadne nie chciało odpuścić,
wiedziała że on i tak jest silniejszy i się blokuje.
- Dosyć - mruknął opuszczając różdżkę. Zrobiła to samo - To, że
wytrzymałaś i jeszcze żyjesz to tylko oznaka mojego zniżenia się do twojego
poziomu - skrzywił się przyznając to, a jej zrobiło się jeszcze bardziej głupio
- Nie mogłem użyć całej swojej siły, choć z drugiej strony miałbym spokój,
aczkolwiek zabicie ciebie jest interesującą wizją - dodał z chorą satysfakcją.
- Zabicie? Czy pan oszalał? To po to tutaj jestem? Jestem workiem
treningowym? Czy ścianą na której można się wyżyć aby nie utrudniać życia
innym? Co? - jej złość zaskoczyła go.
- Nie pozwalaj sobie - zwęził oczy patrząc na nią.
- Na co? - warknęła - Jeśli chciał pan sobie powalczyć, sądzę że
jest mnóstwo innych osób, które chętnie się z panem zmierzą.
- Idiotko! Jesteś tu po to żeby przeżyć następny tydzień! I ten
cholerny przejazd do szkoły! Myślisz, że sprawia mi przyjemność spędzanie z
tobą czasu? Marnowania go na naukę - zaakcentował - która i tak nie da żadnych
efektów i możesz liczyć tylko na cud?
- Nie jestem idiotką! - krzyknęła zaciskając pięści.
- Nie podnoś głosu na mnie, bo skończy się to źle jedynie dla
ciebie. Cicho! - już zaczęła coś mówić - Jesteś idiotką, uważasz, że
poradziłabyś sobie sama z śmierciożercami? Nie sądzę - zacisnęła usta - Możesz
uznać za szczęście, że inni nie mogą cię tknąć, choć wiem że może ktoś
spróbować. Jesteś tu, by nauczyć się walki, żeby przeżyć.
- Od kiedy obchodzi pana mój los? - zmarszczyła brwi i zrobiła
minę jak gdyby ktoś podstawił jej coś ohydnego pod nos.
- Nie istotne. Wracaj do Nory. Naucz się czegoś. Z pewnością
posiadasz kilka ciekawych ksiąg - jego głos był kompletnie wyzuty z emocji.
- Ale... - zrobiła krok w jego stronę chcąc o coś zapytać.
- Wynoś się Granger! - ryknął. Strach wziął górę, porwała swoje
rzeczy i zniknęła za drzwiami do gabinetu.
***
Uderzyła w coś i zachwiała się lekko, podniosła głowę do góry.
- Harry? Co ty tu robisz? - nie mogła sobie przypomnieć po co tu
przyszedł.
- Mam lekcję oklumencji, co z tobą? - zapytał widząc jej siniaka
na twarzy, który widocznie musiał przed chwilą powstać.
- Co? Aaa nie najlepiej mi poszło. Oberwałam parę razy, ale nic mi
nie jest - uśmiechnęła się blado.
- Mam nadzieję, bo inaczej nie wiem co mu zrobię.
- Spokojnie Harry, uważaj na niego, i tak jest zły. Nie chciałam,
ale wiesz... - szepnęła.
- Wiem Hermiono, to nie twoja wina, on zawsze taki jest. Idź do
Nory, mama Rona zrobiła pyszną kolację - odpowiedział jej również szeptem.
Uśmiechnął się do niej pocieszająco i ruszył w stronę sali, Hermiona zniknęła w
zielonych płomieniach. Głębszy oddech i pozostaje mieć nadzieję, że to wszystko
szybko minie.
- Siadaj Potter - warknął i wskazał na krzesło naprzeciw biurka.
Usiadł powoli zastanawiając się jak musiała wyglądać ich walka. Zauważył
odsunięte ławki i krzesła.
- Skończ podziwiać i skup się, nienawidzę się powtarzać. Już to
przerabialiśmy, wiesz co cię czeka. Mam złudną nadzieję, że mój wysiłek coś
da... Legillimens - wskazał na niego
różdżką. To było niespodziewane. Skupił się na wzniesieniu bariery. On i Ron
grający z Ginny w quidditcha przy Norze, Remus opowiadający mu o swoim
pierwszym locie na Hardodziobie, pani Weasley piekąca ciasteczka, Hermiona
czytająca książkę pod drzewem przy Norze; coś się stało i stracił kontrolę nad
swoimi wspomnieniami, Syriusz wpadający w Łuk Dusz, Bellatrix tańcząca po jego
śmierci - poczuł ulgę.
- Jesteś beznadziejny Potter, wpuszczasz Czarnego Pana bez
problemu do swojego umysłu. On widzi wszystko, przed nim się nie uchronisz.
Wciąż rozpaczasz nad śmiercią biednego Blacka? - zakpił z wyraźną satysfakcją.
- Niech to pana nie obchodzi - zgrzytnął zębami.
- Jesteś tak samo słaby i beznadziejny jak Granger, oboje
jesteście łatwymi celami .
- Nie jesteśmy słabi, ani ja ani Hermiona. Wyszliśmy już z
niejednej opresji...
- Dzięki szczęściu głupiego - Legillimens
- poczuł jego obecność i to bardzo wyraźnie. Odnalazł wspomnienie z
wakacji, Fred i Georg dokuczający Ronowi, Luna opowiadająca mu o chrapakach
krętorogich, Hermiona śmiejąca się z opowieści Hagrida, Ginny czesząca swoje
włosy siedząc na parapecie jednego z okien w jej pokoju, dziwne odczucie
samotności jakie ogarnęło go gdy patrzył na Remusa całującego Tonks, przemowa
Dumbledora na jednym ze spotkań...
- Co to miało być? Masz nie pokazywać nikomu wspomnień z zebrań!
To jest tajne! Masz tak samo pusto w tym łepie jak Weasley! Nie zdziwią mnie
kolejne informacje jakie przekaże nam Czarny Pan. Może z łatwością wyczytać
wszystko! Nie dociera do ciebie Potter? Masz się wyzbyć uczuć przed snem,
panować nad nimi w ciągu dnia, kontrolować emocje na każdym kroku! Jeszcze raz!
Szedł do Hagrida i mijał Draco znęcającego się nad
pierwszorocznym, omawiał z Ronem i Ginny taktykę na kolejny mecz, lekcja
eliksirów na której miał chęć potraktować swojego nauczyciela śmierdzącą mazią
jaka powstała w jego kociołku zamiast eliksiru na czkawkę, siedział w
bibliotece z Hermioną i pisał esej dla McGonagall podziwiając jej ogromną
wiedzę, Fred i Gerorge lepiący bałwana na dziedzińcu wewnętrznym w Hogwarcie.
- Jeszcze raz pomyślisz o czymś takim, będzie to ostatnia myśl w
twoim tępym łbie! Nawet tak banalny eliksir potrafiłeś zepsuć, i ty jesteś
nazywany Wybrańcem? Możemy sobie wykopać groby. Na swój sposób jest to jakiś
krok, choć trochę za dużo myślisz o Granger i pannie Weasley. Gdy to zobaczy
będzie wiedział kogo skierować przeciw tobie aby cię osłabić.
Męczył go jeszcze przez godzinę, Harremu nie najlepiej szło.
Bolała go głowa i miał serdecznie dość ciągłego obrażania. Nie ominęło go
dziesięciominutowe kazanie nad jego głupotą i pustogłowiem. Snape bawił się
wręcz wyśmienicie mogąc mu grać na nerwach.
- Nic się nie nauczyłeś przez tyle czasu, tak więc wątpię abyś
teraz się czegokolwiek nauczył. Masz się kontrolować, będę sprawdzał postępy za
każdym razem. Ćwicz z Granger, ona też
nie jest najlepsza. Jeśli oboje przeżyjecie to będzie tylko ślepy łut
szczęścia. Wynoś się! - krzyknął wskazując na drzwi, bez słowa wyszedł chcąc
jak najszybciej być w Norze.
***
Kolejne cztery dni minęły szybko, Hermiona wychodziła rano i
wracała w nocy wyczerpana i ledwo przytomna. W ciągu dnia warzyła eliksiry dla
zakonu, wieczorem uczyła się obrony, po powrocie siadała przed książkami aby
znać jak najwięcej zaklęć. Przeszła też lekcje oklumencji ze Snapem, Harry
wiedział, że przynajmniej jej jakoś to idzie, on miał kłopoty. Nie było mu
łatwo zasypiać bez uczuć i wspomnień. Co chwila nękały go koszmary w którym
ktoś z jego przyjaciół ginął w obronie pociągu.
Snape męczył go oklumencją nimal codziennie, jeśli tylko nie był
wzywany na spotkanie śmierciożerców. Harry raz był światkiem jak walczyli w
sali zazwyczaj wypełnionej kociołkami. Musiał przyznać, że Hermiona była
naprawdę dobra, zaklęcia śmigały tak szybko, że połowy nie mógł rozpoznać.
Atmosfera z dnia na dzień stawała się cięższa, atak był co raz bliżej. Martwił
się o nich wszystkich, mieli wyznaczone zadania i każdy był gotów je jak
najlepiej wypełnić, a on? Jego zadaniem było uczyć się oklumencji i nic więcej.
To go trochę niepokoiło. Chciał nauczyć się walki tak jak Hermiona, ale
wiedział, że nie poprosi o to Snap'a, Hermona też nie miała czasu. Gdy wychodziła
pożyczał od niej książkę, razem Ronem i Ginny starali się coś wyłapać choć
niewiele to dawało.
W Norze było raczej pusto, pan Weasley ciągle był w ministerstwie,
Tonks i Remus wysyłani na tajne misje, czasem zjawiał się Hagrid, bliźniacy
siedzieli w sklepie a Bill i Fleur też gdzieś znikali, Ginny siedziała nad
listami które przychodziły do Hogwartu.
Ron przyglądał się Harremu, mieszkali razem przez wakacje i byli
niemal nierozłączni. Zauważył, że Potter ma koszmary. Co noc wiercił się
niespokojnie na łóżku, mruczał i dyszał przez sen jak gdyby coś go goniło.
Budził się spanikowany i spocony. Nie był pewien czy informować o tym
Dumbldora, tak jak mu zalecił. Harry twierdził, że nic mu nie jest i to są
oznaki zwykłej obawy o nich. Uznał, że ma rację i nie zaprzątał sobie tym
głowy.
***
Zostały dwa dni do ataku. Wszystkie eliksiry były już gotowe.
Każdy kilka dni wcześniej dostał swoją fiolkę z eliksirem Novgerna. Hermiona
chodziła niewyspana z podkrążonymi oczami, lekko blada, nie wyglądała na
zdrową. Ron wyraźnie się o nią martwił, czekał na nią w salonie, aż płomienie
zaświecą się w kominku, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Wrócił zrezygnowany
do pokoju, Harry już dawno spał, postanowił zrobić to samo.
- Siadaj Granger, kolejna lekcja - powiedział beznamiętnie. Z ulgą
usiadła na wskazanym krześle, dzisiaj przygotowywała eliksiry dla pani Pomfrey
aby mogła uleczyć tych, którzy odniosą rany podczas starcia. Przyzwyczajała się
do jego obecności w swoim umyśle, zauważyła postępy w swojej oklumencji.
Starała się ją przećwiczyć z Harrym kilka razy odkąd musiał do niego
przychodzić. Niewerbalnie wypowiadał zaklęcie, tak wiec nie mogła spodziewać
się kiedy wejdzie do jej umysłu. Robił to dość delikatnie, spodziewała się
brutalności z jego strony i to ją zaskoczyło. Wzniosła swoją obronę. Pokazała
mu siebie uczącą się do sprawdzianu na zaklęcia, Harrego czytającego proroka
codziennego w Wielkiej Sali, Rona który ukradkiem się jej przyglądał myśląc, że
ona tego nie widzi, spokojną taflę jeziora obok zamku i przelatującą obok sowę
kiedy siedziała sama na Wierzy Astronomicznej kilka dni temu gdy dał jej przerwę musząc coś załatwić,
Krzywołap czaił się na jakąś zdobycz, salę eliksirów i strach gdy szedł do niej
z sierpem i czarką gdy miała oddać krew do eliksiru, sklep bliźniaków i masę
dziwnych rzeczy, widok z okna swojego pokoju w rodzinnym domu i poczuła
tęsknotę za nim.
- Nienajgorzej Granger, idzie ci lepiej od Pottera, jest jakaś
szansa że pożyjesz trochę dłużej - jego zimny głos niewiele ją pocieszył.
Martwiło ją to, że Harremu tak słabo idzie. Pomęczył ją jeszcze kilka minut po
czym oznajmił, że czas na pojedynek.
Nauczyła się z nim walczyć, znała kilka jego ruchów, które starała
się naśladować. Siedzenie po nocach nad książkami opłaciło się. Snape wyraźnie
był zaskoczony gdy posłała mu klątwę wykręcającą ręce w stawach w drugą stronę
i jeszcze kilka innych, których wcześniej nie użyła przeciw niemu. Dzisiejsze
starcie trwało długo, żadne nie chciało odpuścić. Zauważyła, że Snape rusza się
szybciej i pewniej co oznaczało, że jej poziom podniósł się, dawało jej to
satysfakcję i pewność siebie. Machała różdżką szybciej i zwinniej, obracała się
raz lewo raz w prawo wykonując skomplikowane ruchy. Zmęczenie przychodziło o
wiele później, niż kilka dni temu. Ciężko było powiedzieć, które miało
przewagę. Snape utrzymywał jej poziom, wiedział że nie może sobie pozwolić na
więcej. Dostrzegł jej zmęczenie i natarł z nieco większą siłą - Granger masz
się nie hamować, nie obchodzi mnie jakich klątw użyjesz, odbiję każdą z nich, i
tak wciąż wiele ci brakuje - Szlag ją trafił, wyprostowała się i straciła
kontrolę nad sobą. Kolorowe płomienie popychały go na drugą stronę sali,
dostrzegła że rozbija jej zaklęcia a nie atakuje. Chwilowa satysfakcja dodała
jej siły i fioletowy płomień trafił w prawą rękę Snapa, jego różdżka wypadła mu
z dłoni i potoczyła się pod jej nogi. Podniosła ją w szoku.
- Całkiem nieźle Granger, jednak nie ciesz się zbytnio, pamiętaj,
że wciąż pozostaję na twoim poziomie. Oddaj mi ją - podszedł do niej wyciągając
bladą rękę po swój magiczny patyk.
- Oddam, jeśli przyzna mi pan, że zrobiłam postępy. Pokonałam pana
- podniosła głowę usatysfakcjonowana zwycięstwem.
- Niewykluczone, że je zrobiłaś, niemniej jednak jest wielu
silniejszych od ciebie śmierciożerców, nie mówiąc o Czarnym Panu i o mnie -
dodał ponuro.
- Dziękuję - oddała mu różdżkę. Obdarzył ją chłodnym oceniającym
spojrzeniem zatrzymując się na chwilę na jej twarzy. Wydało jej się, że
dostrzegła w nich uznanie i chyba tym razem się nie myliła. Uśmiechnęła się
lekko czując się pewniej.
- Nie ciesz się, jutro ostatnia lekcja. Masz tu być o 15;00,
powiedz Potterowi że ma się zjawić o 17;00. Możesz iść - powiedział chłodno
odwracając się nagle. Przyglądała mu się gdy siadał za biurkiem. - Na co
czekasz? - burknął. Wyszła z sali i zniknęła w kominku z gabinecie.
***
Nastał ranek. Każdy chodził ponury mając wizję jutrzejszego ataku
w głowie. Harry i Ron ćwiczyli od rana zaklęcia obronne, na chwilę towarzyszyła
im Hermiona co nieco wzbogaciło ich wiedzę na ten temat. Musiała zjawić się w
sali eliksirów wcześniej, gdyż pani Pomfery zamówiła jeszcze kilka eliksirów.
Na 14:00 zapowiedziane było
spotkanie zakonu. Dumbledore nie chciał czekać do późna, aby dać im szanse na
wyspanie się. Spotkanie niewiele wniosło do sprawy. Potwierdzili dawno ustalony
plan odparcia ataku. Czarny Pan nie wymyślił nic nowego i to był dla nich plus,
nie musieli bać się czegoś nowego, Snape by ich poinformował.
Po spotkaniu wrócili do sali i Hermiona wiedziała co ją czeka. Ostatnia
lekcja oklumencji. Nie dokończyła nawet sprzątać swojego stanowiska gdy poczuła
jego obecność, wzniosła obronę i pokazała mu kilka nieznaczących wspomnień.
Spodziewała się tego, przecież nikt nie będzie jej pytał czy może zobaczyć jej
wspomnienia. Wiedziała, że mistrzowie legilimencji potrafią czytać czyjeś myśli
tak, że ta osoba nawet nie zdaje sobie sprawy kiedy zostaje zaatakowana, a gdy
się zorientuje, są zbyt silni aby mogli się przed nimi obronić.
Wskazał jej na miejsce przed sobą, nawet nie dążyła usiąść gdy
wtargnął do jej umysłu, starała się bronić przed nim szukając nieznaczących
wizji. Po kilku minutach coś się w nim zmieniło, atakował silniej a na jego
twarzy nie dostrzegała żadnych oznak, że ma zamiar zaatakować. Było jej
trudniej się bronić. Wiedziała, że nie może myśleć o zakonie i informacjach
jakie dostają od Snap'a, więc pomyślała o swoich bliskich.
Ginny mówiąca jej, że Ron się w niej zakochał, jej przemyślenia na
temat rudzielca gdy była sama w pokoju, widok Harrego patrzącego z zazdrością
na Deana gdy rozmawiał z Ginny, jej uczucie samotności i potrzeby kogoś
bliskiego, poczuła się słabsza i myśli popłynęły same.
Widok Snapa gdy warzyli razem eliksiry tydzień temu oraz uczucie
podziwu jakie jej towarzyszyło, uczucie ulgi gdy trzymał ją kiedy oddawała krew
do czarki i wrażenie jakie ją ogarnęło gdy opierała się o niego, wściekłość gdy
mówił jej że jest słaba.
- Granger skup się, nie sądzę by były to wspomnienia które
chciałaś mi pokazać - warknął i znów natarł na nią. Coś było z nim nie tak,
zmarszczył brwi i tym razem nie był delikatny ale z wyraźną siłą przeczesywał
jej wspomnienia. Jęknęła, nie dało się ukryć bólu jaki odczuła, czegoś wyraźnie
szukał. Starała się wypchnąć go ze swojego umysłu, ale wiedziała że jest zbyt
silny. I nagle wspomnienia pojawiły się jak na zawołanie; Hermiona wdychająca
zapach jego pościeli, podziwiająca jego postać oświetloną przez blask
ognia, uczucie szacunku wobec niego
kiedy opowiadał jej o eliksirze gdy była w jego sypialni, jej przemyślenia czy
on naprawdę chce jej pomóc przeżyć czy to tylko kolejny rozkaz Dumbledora,
obawa jaka ją ogarnęła kiedy obudziła się w jego komnatach, uczucie ulgi gdy
pomógł jej kiedy zasłabła. Natarł na jej umysł jeszcze silniej; widział Ginny
starającą się przekonać Pottera, że on jest po ich stronie, rozmowa Hermiony i
rudej o nim, że on o nią zadba, wrażenie że zaczyna mu ufać kiedy po raz
kolejny podawał jej eliksiry gdy była słaba, myśl że ma rację mówiąc, że
polubiła przebywanie w jego obecności gdy wychodziła po długim pobycie w
lochach - Dość! - usłyszał słaby
głos. Wyszedł z jej umysłu pełen dziwnych wrażeń, nie chcąc ich pokazywać po
sobie ubrał swoją maskę. Hermiona oddychała szybko starając się uspokoić.
Wwiercał się w nią swoimi obsydianowymi oczami, poczuła się dziwnie nieswojo.
Milczał długo wciąż się jej przyglądając.
- Co to znaczy Granger? - zapytał chłodno.
- Nic - mruknęła - Wdarł się pan do mojego umysłu, to bolało! -
była zła, że przedzierał się przez jej myśli.
- Myślisz, że Czarny Pan będzie delikatny? Że zapyta, czy może zobaczyć twoje wspomnienia? - zakpił.
- Nie i mam tego świadomość, jednak pan nie powinien był tego
robić! Mieliśmy tylko ćwiczyć, nie miał pan prawa grzebać tak w mojej głowie! -
była wściekła i miała pełne prawo.
- To miało na celu pokazanie ci, co cię czeka jeśli nie będziesz
wystarczająco silna - mruknął.
- Wiem co mnie czeka - dodała cicho. Żadne się nie odzywało.
Hermiona czuła się zażenowana tym co zobaczył w jej głowie. Nie wiedząc co
myśleć ani tym bardziej powiedzieć nakazał jej wstać do pojedynku. Musiał
zaczekać aż zdejmie wierzchnią szatę, zdążył się jej przyjrzeć przez chwilę.
Wyraźnie była blada, podkrążone oczy, zapadnięte policzki, była chudsza i
sprawiała wrażenie chorej. Szybko jednak odrzucił te myśli od siebie. Stanęli
naprzeciw i tym razem on pierwszy zaatakował. Była silniejsza, to musiał
przyznać, spodziewał się, że szybko czegoś się nauczy. Domyślał się także, że
czytała w nocy, o czym świadczyły sińce i zaczerwienione oczy, ale znała także więcej
zaklęć. Stawiała silniejsze tarcze i szybciej się obracała, ucząc się jego
ruchów. Musiał przyznać, że szło jej całkiem dobrze. Podniósł swój poziom aby
czuła, że walczy z kimś silniejszym, o dziwo jej siła także wzrosła. Ciężko
było mu się opanować gdy wpadł w wir walki. Teraz był to już wysoki poziom,
widział, że walczy ze wszystkich sił. Słabła. Jedno zaklęcie i osunęła się na
kolana upuszczając różdżkę. Oparła się plecami o zimny kamień czując ulgę.
- Muszę przyznać, że zrobiłaś postępy Granger - podał jej rękę aby
mogła wstać. Przyjęła ją, co go nieco zdziwiło, sądził że będzie się wydzierać
za pokonanie jej.
Zamurowało ją, już po raz kolejny słyszy od niego pochwałę, coś z
nim musiało być nie tak. Uśmiechnęła się szczerze do niego. Przyglądał się jej dłużą
chwilę, aż poczuła jak zaczynają szczypać ją lekko zaróżowione policzki. Szybko
odwróciła się i zabrała swoją torbą aby nie patrzeć na niego, czuła się
zadecydowanie głupio.
- Zaczekaj Granger - złapał ją za rękę. Dostrzegł szok na jej
twarzy i zmieszał się trochę - Niewielu osobom to mówiłem, ale jestem chyba
zmuszony powiedzieć także tobie. Dobra robota Granger, jak chcesz to potrafisz
- wciąż patrzyła na niego z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Nie spodziewała się
tego.
- Dziękuję profesorze - była naprawdę zaskoczona, wiedziała że
nikogo nie chwalił, z pewnością gryfonów a już zwłaszcza jej, a tu proszę,
jednak można - Dziękuję za poświęcony mi czas i naukę. Dużo się nauczyłam i mam
nadzieję, że ta wiedza przyda mi się jutro. - Jego oczy zdradzały subtelne
zmiany emocji, które go ogarnęły. Dostrzegła poczucie winy i obrzydzenie do siebie.
Uśmiechnęła się lekko, jakby pocieszająco - Nic mi nie będzie, ufam panu.
Wydarzy się to co musi się wydarzyć - dodała cicho.
- Wiem, że jutro czeka nas ta szopka, jednak nie jestem zadowolony
z tego co muszę zrobić. Masz się bronić Granger i nie dać zabić - zciszył głos,
jego barwa była jakaś inna, zupełnie jej nie znana. Dopiero teraz zorientowała
się, że wciąż trzyma jej rękę. Spojrzenie czekoladowych oczu sprawiło, że
poczuł się zupełnie inaczej. Coś załaskotało go w środku i zalały go wyrzuty
sumienia, schował je daleko w umysł i skupił uwagę na niej - Idź do Nory,
wypocznij, to były ciężkie dwa tygodnie a jutro nie będzie lepiej. Masz przeżyć
Granger - starał się wrócić do wrednego siebie, jednak nie najlepiej mu to
wyszło.
Ogarnęło ją współczucie dla niego. Musiał zrobić coś, na co wcale
nie miał ochoty. Była pewna, że wiele takich sytuacji znosił, i znosił je dla
Dumbledora, ale nie będzie teraz zaprzątać sobie tym głowy.
- Profesorze moja ręka - powiedziała cicho. Zamrugał kilka razy
jakby niepewny czy to do niego mówiła i szybko zabrał rękę jak gdyby była czymś
ohydnym. Palące ciepło jego dłoni nie chciało jej opuścić.
- Miłego wieczoru profesorze, dowiedzenia - powiedziała spokojnie
odwracając się przez ramię gdy miała wejść do gabinetu.
- Dowidzenia Granger - po raz pierwszy usłyszała odpowiedź. Wiele
razy wychodziła z tej sali mówiąc mu coś na pożegnanie ale nigdy nie uraczył
jej odpowiedzią. Kolejne miłe zaskoczenie. Obdarzyła do ciepłym uśmiechem i
zniknęła za drzwiami.
Stał tak jeszcze kilka sekund zawieszając myśli w miejscu gdzie
zniknęła.
Chciał przemyśleć to
wszystko co zobaczył tego wieczoru, lecz dźwięk zegara robił jego myśli
wskazując na godzinę 17:00. Chwilkę później do sali wszedł Potter.
- Siadaj - powiedział beznamiętnie. Zajął swoje standardowe
miejsce za biurkiem i przyjrzał się chłopakowi. Cichy głos podpowiedział mu, że
zdecydowanie woli gdy to ta nieznośna Gryfonka siedzi po drugiej stronie.
Otrząsnął się z tej myśli.
- Jutro będzie wokół ciebie o wiele więcej osób, próbujących
wyczytać twoje myśli. Dzisiaj nasza lekcja będzie trudniejsza. Masz sie pozbyć
uczuć, emocji, skupić się na nieistotnych rzeczach, aby to co istotne nie zaprzątało
ci głowy. Jasne? - warknął wyraźnie nie zadowolony. Nie musiał wypowiadać
zaklęcia na głos. Zaatakował go niespodziewanie, lecz Harry podjął szybką
obronę. Męczył go przez ponad godzinę. Ten czas, nie był zbyt miły dla żadnego
z nich. Jego oklumencja była słabsza niż Hermiony i to irytowało. Dziewczyna
była lepsza od tego cholernego Pottera. Roztrząsałby te myśli dalej gdyby nie
był zajęty. Wybraniec słabo się bronił, zdenerwowany zwiększył siłę, z którą
przeczesywał jego myśli. Po kilku zgrzytnięciach zębami wyszedł z jego umysłu.
- Porażka Potter. I to niby ma być twoja obrona? Po co ja w ogóle
marnuję na ciebie czas. Spojrzenie z półprzymkniętych oczu przyparło go do
krzesła. Snape nie był delikatny, potraktował go tak samo jak w piątej klasie.
Zobaczył Ginny huśtającą się przy Norze, gnoma ogrodowego który straszył kury w
zagrodzie, Rona próbującego rzucać zaklęcia tarczy z książki Hermiony, Hagrid
opowiadający mu polowaniu Hardodzioba na nietoperze, pan Weasley przeglądający
mugolską gazetę w swojej kuchni, znów Ginny śmiejącą się do niego po treningu.
Poczuł ulgę na chwilę, by zaraz sparaliżował go ból. Snape wdarł się do jego
głowy bez pytania, nie żeby była to nowość, ale tym razem bardziej zabolało.
Próbował stawiać opór, szło mu bardzo słabo, starał się wymyślić fałszywe
wspomnienia tak jak mówiła mu Hermiona lecz i to nic nie dało. Krzyknął i przytrzymał
się krzesła. Chyba znalazł to czego szukał, Remus mówiący mu że powinni zaufać
Snapowi, Ron rozmawiający z nim o Hermionie
i swoim uczuciu, Ginny zapewniająca go o tym, że Snape jest po ich stronie,
rozmawiał z Hermioną o tym, że Snape chce dla nich dobrze i wykonuje zadania
Dumbledora, jego przemyślenia gdy spacerował po ogrodzie w Norze na temat
swojego zadania w tej wojnie oraz roli Snpa'a w tym wszystkim, jego złość gdy
dowiedział się, że Hermiona musi spędzić tydzień w lochach, odczucie
wdzięczności gdy dostał swoją fiolkę z eliksirem. Jęknął gdy opuścił jego
umysł. Spojrzał na niego spod byka, zmęczony i zdyszany.
- Co to miało być?! - krzyknął gdy złapał oddech.
- To co czeka cię ze strony każdego śmierciożercy - burknął Snape.
- Tak? Co cię interesują moje wspomnienia?!
- Potter nie pozwalaj sobie, od kiedy jesteśmy na ty? Ani słowa
więcej! - ryknął wstając ze swojego miejsca.
Harry przełknął głośno ślinę i pokręcił głową mając zamknięte
oczy.
- Jesteś beznadziejny Potter. Miejmy jedynie nadzieję, że twoje
cholerne szczęście cię nie opuści. Wyjdź! - warknął przez zęby nie odwracając się do
niego. Kiwnął głową niemal niewidocznie i zniknął za drzwiami gabinetu.
Oparł się o biurko mając nadzieję, że to pomoże mu się uspokoić.
Mylił się. Dokumenty i książki upadły z głuchym łoskotem na kamienną podłogę.
Wziął głębszy oddech zaciskając zęby. Co go podkusiło żeby grzebać w ich
wspomnieniach? Nie miał prawa, a może miał? Nie wiedział sam. Dumbledore kazał
mu trenować ich oboje, traktować bez ulg, więc tak się stało. To nie było
jednak do końca wytłumaczenie jego zachowania.
Wspomnienia Granger... One najbardziej go zaintrygowały. Dlaczego
zainteresowała się jego zachowaniem wobec niej? Skąd pomysł żeby przekonać
Pottera o jego pozycji w tej wojnie? Dlaczego zaczęła mu ufać, choć tak bardzo
go nienawidziła do tej pory? Nie mógł sobie na to odpowiedzieć. Musiał przyznać
sobie, że ta dziewczyna była na swój sposób niezwykła. Od pierwszej klasy uczy
się a jej wiedza jest z każdym dniem większa. Miał wątpliwości zgadzając się na
prośbę Dubmledora, aby z nim pracowała ale jednak mylił się. Granger szybko się
uczyła i jej praca była dobra. Teraz, gdy myślał o tym co jutro ich czeka, czuł
do siebie wstręt. To tylko dziewczyna,
moja uczennica a ja będę musiał skazać ją na cierpienie... Spojrzał na
swoje krzywe odbicie w jednej z przeszklonych szafek z ingrediencjami. Nie znał gorszej osoby od siebie, z wyjątkiem
Czarnego Pana, ale jego było trudno nazwać człowiekiem. Już nawet Luciusz był
od niego lepszy, dbał o Narcyzę i Dracona. A on? Czy on o kogokolwiek dbał?
Spojrzał jeszcze raz zbolały na swoje odbicie i ujrzał w nim jasne ciepłe oczy.
Tak, dbam a raczej dbałem... Wyciągnął
ręką ku szybie, lekkie mrugnięcie i piękna wizja zniknęła. Lilly... Pojawiała się
zawsze, gdy było z nim źle. Ale co sprawiło, że tak się czuł? Granger... Jej nazwisko zabrzmiało mu w
głowie, jak dawno zasłyszane echo. Przeżyła z nim dwa tygodnie i wiedział, że
nie były to dwa najgorsze tygodnie. Pracowała sumiennie i spokojnie niczego nie
psując. Przypomniał sobie sytuację, gdy było już po zaklęciu kiedy pracowali
nad eliksirem Novgerna. Potrzebował wtedy jej, jej ciepła i delikatności, które
wyciągnęły go z jego pogłębiającej się czerni. Teraz musiał ją skazać na taką
właśnie ciemność. Kiedyś sprawiało mu to radość, lecz od jakiegoś czasu
dostrzegł jak bardzo się mylił podążając za czarną magią. Coś w nim mówiło mu,
że może jeszcze zawrócić. Wiedział co to było, to była ona, Lilly. Zjawiała się
bardzo rzadko, ale zawsze miała rację. Zmienił się, wiedział to, już nie
cieszyło go cierpienie i ból. Próbował naprawić swoje błędy, lecz czy jest
jeszcze jakakolwiek szansa na uratowanie siebie...? To tylko sen Severusie, już nic nie jest w stanie ci pomóc, doskonale o
tym wiesz... Cichy głosik szeptał mu czasem na dobranoc. Znał ten głos i
jego pojawienie się nie wróżyło nic dobrego.
Zamknął oczy czując ciężar smętnych przemyśleń. Zatopił je w
szklance Ognistej, lecz one jak inferiusy wychodziły powoli na wierzch. Blady
ogień świecy stojącej przy sekretarzyku w gabinecie, tańczył na brzegu
bursztynowego płynu. Złość w nim wezbrała i kamień zalśnił mokrym światłem a
drobiny szkła zabrzęczały po posadzce, odbijając się echem w mrocznych
komatach.
Długi trochę :)
Wrzucam całość, dla załagodzenia mojej nadchodzącej nieobecności. Kolejny rozdział dodam za dwa tygodnie dopiero. Muszę rozwiązać kilka spraw osobistych.
Spokojnie nie zawieszam bloga, ani nic z tych rzeczy! Będą się pojawiać troszkę z opóźnieniem, lecz nie zostawiam tego! Nigdy! Mam zbyt piękne wizje :)
Może coś szybkiego się pojawi ale nie obiecuję :)
Właśnie super, że taki długi :D Świetne się go czytało <3
OdpowiedzUsuńCierpliwie poczekam te dwa tygodnie, ale jak coś wstawisz, to się nie obrażę ;)