sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 12 '' Kiedy wydaje się, że jesteśmy silni, kryje się na nami słabość...''




Pchnęła drzwi i powoli podeszła do znanego, zagraconego biurka.
- Panno Granger dzisiaj będziemy ćwiczyć obronę, która sądząc po ostatnich wydarzeniach nie jest silna - wstał zza biurka, machnięciem różdżki odesłał ławki, krzesła i jej biurko do pracy, na bok pod ścianę - Niemniej jednak ufam, że pani tak sławny umysł nie jest mitem tak więc mniemam iż zna pani zaklęcia obronne - spojrzał na nią z góry oceniająco, obracając różdżkę w palcach.
- Tak profesorze. Znam. -  mruknęła niechętnie.
- Na co czekasz? Na drugą stronę, nie mamy czasu - warknął.
 Nie miał na sobie swoich długich szat. Hermiona zdjęła szatę zostając jedynie w cienkim, brązowym sweterku i wytartych jeansach. Mimo lata w lochach było chłodno. Czując jego badawcze spojrzenie na sobie, stanęła naprzeciw wyciągając swój magiczny patyk.
- Nie będę cię oszczędzał. Masz się bronić i atakować - pochylił się delikatnie w jej stronę. Mierzyli się wzrokiem, czekając na atak drugiego. Pomarańczowy ogień minął ją i robił się w powietrzu. Uchyliła się szybko unikając go. Snape spiął się, na twarzy widziała skupienie. W sekundzie posłała mu żółty płomień, który od niechcenia rozbił. Zaklęcia migały oświetlając salę, na szczęście była zabezpieczona, więc rykoszety nie niszczyły jej. Snape obracał się to w lewo to w prawo, śmigając zaklęciami jak gdyby była to dla niego zabawa. Czuła się zmęczona, skupiła się na rozbijaniu klątw. Szedł w jej stronę machając ręką bardzo szybko. Poczuła ścianę za plecami i oparła się, nagle atak ustał. Podniosła głowę do góry widząc jego wściekłość.
- Co ja mówiłem Granger? Masz atakować! To nie zabawa! Podczas ataku na pociąg mogą cię trafić z każdej strony! Mimo rozkazu, że nie mogą cię tknąć, zawsze trafi się ktoś kto będzie chciał wyręczyć mnie z mojego zadania, ryzykując chęć przypodobania się Czarnemu Panu śmiercią. Jesteś słaba, możesz uznać się za trupa, jeśli nie zrobisz czegoś z sobą. Jeszcze raz.
Podniosła się przyglądając się swojej różdżce. Zacisnęła usta nie patrząc na niego. Głębszy oddech i mignęło błękitne światło. To go lekko zaskoczyło, nie spodziewał się tak szybkiego ataku. Widział w niej złość i chęć walki. Coś się w niej zmieniło, dostrzegł to. Szybciej się ruszała posyłając niewerbalnie zaklęcia. Teraz dla obserwatora byłaby to całkiem zaawansowana walka. Hermiona obracała się dookoła siebie. Pomyślała, że Snape musiał zniżyć się do jej poziomu. Zdawała sobie sprawę, że jest słaba i ta myśl wprawiała ją w złość. Nie lubiła nie wiedzieć, czuła się wtedy głupia, z walką stało się podobnie. Im częściej myślała, że Snape jest silniejszy tym bardziej była zła, a co za tym szło, szybciej działała. Nie znała tak wielu zaklęć jak on, ale nadrabiała tym, że była mniejsza, zwinna i szybka. Nie można było powiedzieć, że jemu brakuje zwinności ale miała drobną przewagę. Była pod wrażeniem jego pewnych ruchów i podziwiałaby je dalej gdyby nie ciemny płomień przypalający jej włosy. Jej uwaga skupiła się na nich i po chwili leżała na ziemi czując odrętwienie całego ciała.
- Do jasnej cholery! Granegr! Co to miało znaczyć?! - stał nad nią i krzyczał dowoli. Czując, że nie może wstać, ignorowała jednocześnie jego krzyki, wiedziała, że jeśli nie uodporni się na nie, marny jej los - Ty durna dziewczyno! Mogłabyś już nie żyć!
- Żyję - burknęła z wysiłkiem podnosząc się.
- Wstawaj. Nie mam zamiaru się z tobą na marne użerać! Mam wystarczająco dużo pracy. Jesteś słaba. Nie znasz większości zaklęć! Jak wyobrażasz sobie walkę? Myślisz, że banalna Drętwota wszystko załatwi? Jeszcze raz - odwrócił się szybko i wrócił na swoje miejsce.
Bolały ją plecy i ogarniało ja ogromne zmęczenie. Wzięła głębszy oddech, tym razem to on pierwszy zaatakował. Skupiła się na rozbijaniu klątw, może jeśli się zmęczy będzie mogła zaatakować? Myliła się, Snape się nie męczył, ale za to ona tak. Złość jaką poczuła po jego słowach trzymała ją jeszcze na nogach. Starcie trwało dość długo, żadne nie chciało odpuścić, wiedziała że on i tak jest silniejszy i się blokuje.
- Dosyć - mruknął opuszczając różdżkę. Zrobiła to samo - To, że wytrzymałaś i jeszcze żyjesz to tylko oznaka mojego zniżenia się do twojego poziomu - skrzywił się przyznając to, a jej zrobiło się jeszcze bardziej głupio - Nie mogłem użyć całej swojej siły, choć z drugiej strony miałbym spokój, aczkolwiek zabicie ciebie jest interesującą wizją - dodał z chorą satysfakcją.
- Zabicie? Czy pan oszalał? To po to tutaj jestem? Jestem workiem treningowym? Czy ścianą na której można się wyżyć aby nie utrudniać życia innym? Co? - jej złość zaskoczyła go.
- Nie pozwalaj sobie - zwęził oczy patrząc na nią.
- Na co? - warknęła - Jeśli chciał pan sobie powalczyć, sądzę że jest mnóstwo innych osób, które chętnie się z panem zmierzą.
- Idiotko! Jesteś tu po to żeby przeżyć następny tydzień! I ten cholerny przejazd do szkoły! Myślisz, że sprawia mi przyjemność spędzanie z tobą czasu? Marnowania go na naukę - zaakcentował - która i tak nie da żadnych efektów i możesz liczyć tylko na cud?
- Nie jestem idiotką! - krzyknęła zaciskając pięści.
- Nie podnoś głosu na mnie, bo skończy się to źle jedynie dla ciebie. Cicho! - już zaczęła coś mówić - Jesteś idiotką, uważasz, że poradziłabyś sobie sama z śmierciożercami? Nie sądzę - zacisnęła usta - Możesz uznać za szczęście, że inni nie mogą cię tknąć, choć wiem że może ktoś spróbować. Jesteś tu, by nauczyć się walki, żeby przeżyć.
- Od kiedy obchodzi pana mój los? - zmarszczyła brwi i zrobiła minę jak gdyby ktoś podstawił jej coś ohydnego pod nos.
- Nie istotne. Wracaj do Nory. Naucz się czegoś. Z pewnością posiadasz kilka ciekawych ksiąg - jego głos był kompletnie wyzuty z emocji.
- Ale... - zrobiła krok w jego stronę chcąc o coś zapytać.
- Wynoś się Granger! - ryknął. Strach wziął górę, porwała swoje rzeczy i zniknęła za drzwiami do gabinetu.


***
Uderzyła w coś i zachwiała się lekko, podniosła głowę do góry.
- Harry? Co ty tu robisz? - nie mogła sobie przypomnieć po co tu przyszedł.
- Mam lekcję oklumencji, co z tobą? - zapytał widząc jej siniaka na twarzy, który widocznie musiał przed chwilą powstać.
- Co? Aaa nie najlepiej mi poszło. Oberwałam parę razy, ale nic mi nie jest - uśmiechnęła się blado.
- Mam nadzieję, bo inaczej nie wiem co mu zrobię.
- Spokojnie Harry, uważaj na niego, i tak jest zły. Nie chciałam, ale wiesz... - szepnęła.
- Wiem Hermiono, to nie twoja wina, on zawsze taki jest. Idź do Nory, mama Rona zrobiła pyszną kolację - odpowiedział jej również szeptem. Uśmiechnął się do niej pocieszająco i ruszył w stronę sali, Hermiona zniknęła w zielonych płomieniach. Głębszy oddech i pozostaje mieć nadzieję, że to wszystko szybko minie.
- Siadaj Potter - warknął i wskazał na krzesło naprzeciw biurka. Usiadł powoli zastanawiając się jak musiała wyglądać ich walka. Zauważył odsunięte ławki i krzesła.
- Skończ podziwiać i skup się, nienawidzę się powtarzać. Już to przerabialiśmy, wiesz co cię czeka. Mam złudną nadzieję, że mój wysiłek coś da... Legillimens - wskazał na niego różdżką. To było niespodziewane. Skupił się na wzniesieniu bariery. On i Ron grający z Ginny w quidditcha przy Norze, Remus opowiadający mu o swoim pierwszym locie na Hardodziobie, pani Weasley piekąca ciasteczka, Hermiona czytająca książkę pod drzewem przy Norze; coś się stało i stracił kontrolę nad swoimi wspomnieniami, Syriusz wpadający w Łuk Dusz, Bellatrix tańcząca po jego śmierci - poczuł ulgę.
- Jesteś beznadziejny Potter, wpuszczasz Czarnego Pana bez problemu do swojego umysłu. On widzi wszystko, przed nim się nie uchronisz. Wciąż rozpaczasz nad śmiercią biednego Blacka? - zakpił z wyraźną satysfakcją.
- Niech to pana nie obchodzi - zgrzytnął zębami.
- Jesteś tak samo słaby i beznadziejny jak Granger, oboje jesteście łatwymi celami .
- Nie jesteśmy słabi, ani ja ani Hermiona. Wyszliśmy już z niejednej opresji...
- Dzięki szczęściu głupiego - Legillimens - poczuł jego obecność i to bardzo wyraźnie. Odnalazł wspomnienie z wakacji, Fred i Georg dokuczający Ronowi, Luna opowiadająca mu o chrapakach krętorogich, Hermiona śmiejąca się z opowieści Hagrida, Ginny czesząca swoje włosy siedząc na parapecie jednego z okien w jej pokoju, dziwne odczucie samotności jakie ogarnęło go gdy patrzył na Remusa całującego Tonks, przemowa Dumbledora na jednym ze spotkań...
- Co to miało być? Masz nie pokazywać nikomu wspomnień z zebrań! To jest tajne! Masz tak samo pusto w tym łepie jak Weasley! Nie zdziwią mnie kolejne informacje jakie przekaże nam Czarny Pan. Może z łatwością wyczytać wszystko! Nie dociera do ciebie Potter? Masz się wyzbyć uczuć przed snem, panować nad nimi w ciągu dnia, kontrolować emocje na każdym kroku! Jeszcze raz!
Szedł do Hagrida i mijał Draco znęcającego się nad pierwszorocznym, omawiał z Ronem i Ginny taktykę na kolejny mecz, lekcja eliksirów na której miał chęć potraktować swojego nauczyciela śmierdzącą mazią jaka powstała w jego kociołku zamiast eliksiru na czkawkę, siedział w bibliotece z Hermioną i pisał esej dla McGonagall podziwiając jej ogromną wiedzę, Fred i Gerorge lepiący bałwana na dziedzińcu wewnętrznym w Hogwarcie.
- Jeszcze raz pomyślisz o czymś takim, będzie to ostatnia myśl w twoim tępym łbie! Nawet tak banalny eliksir potrafiłeś zepsuć, i ty jesteś nazywany Wybrańcem? Możemy sobie wykopać groby. Na swój sposób jest to jakiś krok, choć trochę za dużo myślisz o Granger i pannie Weasley. Gdy to zobaczy będzie wiedział kogo skierować przeciw tobie aby cię osłabić.
Męczył go jeszcze przez godzinę, Harremu nie najlepiej szło. Bolała go głowa i miał serdecznie dość ciągłego obrażania. Nie ominęło go dziesięciominutowe kazanie nad jego głupotą i pustogłowiem. Snape bawił się wręcz wyśmienicie mogąc mu grać na nerwach.
- Nic się nie nauczyłeś przez tyle czasu, tak więc wątpię abyś teraz się czegokolwiek nauczył. Masz się kontrolować, będę sprawdzał postępy za każdym razem.  Ćwicz z Granger, ona też nie jest najlepsza. Jeśli oboje przeżyjecie to będzie tylko ślepy łut szczęścia. Wynoś się! - krzyknął wskazując na drzwi, bez słowa wyszedł chcąc jak najszybciej być w Norze.

***

Kolejne cztery dni minęły szybko, Hermiona wychodziła rano i wracała w nocy wyczerpana i ledwo przytomna. W ciągu dnia warzyła eliksiry dla zakonu, wieczorem uczyła się obrony, po powrocie siadała przed książkami aby znać jak najwięcej zaklęć. Przeszła też lekcje oklumencji ze Snapem, Harry wiedział, że przynajmniej jej jakoś to idzie, on miał kłopoty. Nie było mu łatwo zasypiać bez uczuć i wspomnień. Co chwila nękały go koszmary w którym ktoś z jego przyjaciół ginął w obronie pociągu.
Snape męczył go oklumencją nimal codziennie, jeśli tylko nie był wzywany na spotkanie śmierciożerców. Harry raz był światkiem jak walczyli w sali zazwyczaj wypełnionej kociołkami. Musiał przyznać, że Hermiona była naprawdę dobra, zaklęcia śmigały tak szybko, że połowy nie mógł rozpoznać. Atmosfera z dnia na dzień stawała się cięższa, atak był co raz bliżej. Martwił się o nich wszystkich, mieli wyznaczone zadania i każdy był gotów je jak najlepiej wypełnić, a on? Jego zadaniem było uczyć się oklumencji i nic więcej. To go trochę niepokoiło. Chciał nauczyć się walki tak jak Hermiona, ale wiedział, że nie poprosi o to Snap'a, Hermona też nie miała czasu. Gdy wychodziła pożyczał od niej książkę, razem Ronem i Ginny starali się coś wyłapać choć niewiele to dawało.
W Norze było raczej pusto, pan Weasley ciągle był w ministerstwie, Tonks i Remus wysyłani na tajne misje, czasem zjawiał się Hagrid, bliźniacy siedzieli w sklepie a Bill i Fleur też gdzieś znikali, Ginny siedziała nad listami które przychodziły do Hogwartu.
Ron przyglądał się Harremu, mieszkali razem przez wakacje i byli niemal nierozłączni. Zauważył, że Potter ma koszmary. Co noc wiercił się niespokojnie na łóżku, mruczał i dyszał przez sen jak gdyby coś go goniło. Budził się spanikowany i spocony. Nie był pewien czy informować o tym Dumbldora, tak jak mu zalecił. Harry twierdził, że nic mu nie jest i to są oznaki zwykłej obawy o nich. Uznał, że ma rację i nie zaprzątał sobie tym głowy.

***

Zostały dwa dni do ataku. Wszystkie eliksiry były już gotowe. Każdy kilka dni wcześniej dostał swoją fiolkę z eliksirem Novgerna. Hermiona chodziła niewyspana z podkrążonymi oczami, lekko blada, nie wyglądała na zdrową. Ron wyraźnie się o nią martwił, czekał na nią w salonie, aż płomienie zaświecą się w kominku, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Wrócił zrezygnowany do pokoju, Harry już dawno spał, postanowił zrobić to samo.

- Siadaj Granger, kolejna lekcja - powiedział beznamiętnie. Z ulgą usiadła na wskazanym krześle, dzisiaj przygotowywała eliksiry dla pani Pomfrey aby mogła uleczyć tych, którzy odniosą rany podczas starcia. Przyzwyczajała się do jego obecności w swoim umyśle, zauważyła postępy w swojej oklumencji. Starała się ją przećwiczyć z Harrym kilka razy odkąd musiał do niego przychodzić. Niewerbalnie wypowiadał zaklęcie, tak wiec nie mogła spodziewać się kiedy wejdzie do jej umysłu. Robił to dość delikatnie, spodziewała się brutalności z jego strony i to ją zaskoczyło. Wzniosła swoją obronę. Pokazała mu siebie uczącą się do sprawdzianu na zaklęcia, Harrego czytającego proroka codziennego w Wielkiej Sali, Rona który ukradkiem się jej przyglądał myśląc, że ona tego nie widzi, spokojną taflę jeziora obok zamku i przelatującą obok sowę kiedy siedziała sama na Wierzy Astronomicznej kilka dni temu gdy  dał jej przerwę musząc coś załatwić, Krzywołap czaił się na jakąś zdobycz, salę eliksirów i strach gdy szedł do niej z sierpem i czarką gdy miała oddać krew do eliksiru, sklep bliźniaków i masę dziwnych rzeczy, widok z okna swojego pokoju w rodzinnym domu i poczuła tęsknotę za nim.
- Nienajgorzej Granger, idzie ci lepiej od Pottera, jest jakaś szansa że pożyjesz trochę dłużej - jego zimny głos niewiele ją pocieszył. Martwiło ją to, że Harremu tak słabo idzie. Pomęczył ją jeszcze kilka minut po czym oznajmił, że czas na pojedynek.
Nauczyła się z nim walczyć, znała kilka jego ruchów, które starała się naśladować. Siedzenie po nocach nad książkami opłaciło się. Snape wyraźnie był zaskoczony gdy posłała mu klątwę wykręcającą ręce w stawach w drugą stronę i jeszcze kilka innych, których wcześniej nie użyła przeciw niemu. Dzisiejsze starcie trwało długo, żadne nie chciało odpuścić. Zauważyła, że Snape rusza się szybciej i pewniej co oznaczało, że jej poziom podniósł się, dawało jej to satysfakcję i pewność siebie. Machała różdżką szybciej i zwinniej, obracała się raz lewo raz w prawo wykonując skomplikowane ruchy. Zmęczenie przychodziło o wiele później, niż kilka dni temu. Ciężko było powiedzieć, które miało przewagę. Snape utrzymywał jej poziom, wiedział że nie może sobie pozwolić na więcej. Dostrzegł jej zmęczenie i natarł z nieco większą siłą - Granger masz się nie hamować, nie obchodzi mnie jakich klątw użyjesz, odbiję każdą z nich, i tak wciąż wiele ci brakuje - Szlag ją trafił, wyprostowała się i straciła kontrolę nad sobą. Kolorowe płomienie popychały go na drugą stronę sali, dostrzegła że rozbija jej zaklęcia a nie atakuje. Chwilowa satysfakcja dodała jej siły i fioletowy płomień trafił w prawą rękę Snapa, jego różdżka wypadła mu z dłoni i potoczyła się pod jej nogi. Podniosła ją w szoku.
- Całkiem nieźle Granger, jednak nie ciesz się zbytnio, pamiętaj, że wciąż pozostaję na twoim poziomie. Oddaj mi ją - podszedł do niej wyciągając bladą rękę po swój magiczny patyk.
- Oddam, jeśli przyzna mi pan, że zrobiłam postępy. Pokonałam pana - podniosła głowę usatysfakcjonowana zwycięstwem.
- Niewykluczone, że je zrobiłaś, niemniej jednak jest wielu silniejszych od ciebie śmierciożerców, nie mówiąc o Czarnym Panu i o mnie - dodał ponuro.
- Dziękuję - oddała mu różdżkę. Obdarzył ją chłodnym oceniającym spojrzeniem zatrzymując się na chwilę na jej twarzy. Wydało jej się, że dostrzegła w nich uznanie i chyba tym razem się nie myliła. Uśmiechnęła się lekko czując się pewniej.
- Nie ciesz się, jutro ostatnia lekcja. Masz tu być o 15;00, powiedz Potterowi że ma się zjawić o 17;00. Możesz iść - powiedział chłodno odwracając się nagle. Przyglądała mu się gdy siadał za biurkiem. - Na co czekasz? - burknął. Wyszła z sali i zniknęła w kominku z gabinecie.

***

Nastał ranek. Każdy chodził ponury mając wizję jutrzejszego ataku w głowie. Harry i Ron ćwiczyli od rana zaklęcia obronne, na chwilę towarzyszyła im Hermiona co nieco wzbogaciło ich wiedzę na ten temat. Musiała zjawić się w sali eliksirów wcześniej, gdyż pani Pomfery zamówiła jeszcze kilka eliksirów.
 Na 14:00 zapowiedziane było spotkanie zakonu. Dumbledore nie chciał czekać do późna, aby dać im szanse na wyspanie się. Spotkanie niewiele wniosło do sprawy. Potwierdzili dawno ustalony plan odparcia ataku. Czarny Pan nie wymyślił nic nowego i to był dla nich plus, nie musieli bać się czegoś nowego, Snape by ich poinformował.
Po spotkaniu wrócili do sali i Hermiona wiedziała co ją czeka. Ostatnia lekcja oklumencji. Nie dokończyła nawet sprzątać swojego stanowiska gdy poczuła jego obecność, wzniosła obronę i pokazała mu kilka nieznaczących wspomnień. Spodziewała się tego, przecież nikt nie będzie jej pytał czy może zobaczyć jej wspomnienia. Wiedziała, że mistrzowie legilimencji potrafią czytać czyjeś myśli tak, że ta osoba nawet nie zdaje sobie sprawy kiedy zostaje zaatakowana, a gdy się zorientuje, są zbyt silni aby mogli się przed nimi obronić.
Wskazał jej na miejsce przed sobą, nawet nie dążyła usiąść gdy wtargnął do jej umysłu, starała się bronić przed nim szukając nieznaczących wizji. Po kilku minutach coś się w nim zmieniło, atakował silniej a na jego twarzy nie dostrzegała żadnych oznak, że ma zamiar zaatakować. Było jej trudniej się bronić. Wiedziała, że nie może myśleć o zakonie i informacjach jakie dostają od Snap'a, więc pomyślała o swoich bliskich.
Ginny mówiąca jej, że Ron się w niej zakochał, jej przemyślenia na temat rudzielca gdy była sama w pokoju, widok Harrego patrzącego z zazdrością na Deana gdy rozmawiał z Ginny, jej uczucie samotności i potrzeby kogoś bliskiego, poczuła się słabsza i myśli popłynęły same.
Widok Snapa gdy warzyli razem eliksiry tydzień temu oraz uczucie podziwu jakie jej towarzyszyło, uczucie ulgi gdy trzymał ją kiedy oddawała krew do czarki i wrażenie jakie ją ogarnęło gdy opierała się o niego, wściekłość gdy mówił jej że jest słaba.
- Granger skup się, nie sądzę by były to wspomnienia które chciałaś mi pokazać - warknął i znów natarł na nią. Coś było z nim nie tak, zmarszczył brwi i tym razem nie był delikatny ale z wyraźną siłą przeczesywał jej wspomnienia. Jęknęła, nie dało się ukryć bólu jaki odczuła, czegoś wyraźnie szukał. Starała się wypchnąć go ze swojego umysłu, ale wiedziała że jest zbyt silny. I nagle wspomnienia pojawiły się jak na zawołanie; Hermiona wdychająca zapach jego pościeli, podziwiająca jego postać oświetloną przez blask ognia,  uczucie szacunku wobec niego kiedy opowiadał jej o eliksirze gdy była w jego sypialni, jej przemyślenia czy on naprawdę chce jej pomóc przeżyć czy to tylko kolejny rozkaz Dumbledora, obawa jaka ją ogarnęła kiedy obudziła się w jego komnatach, uczucie ulgi gdy pomógł jej kiedy zasłabła. Natarł na jej umysł jeszcze silniej; widział Ginny starającą się przekonać Pottera, że on jest po ich stronie, rozmowa Hermiony i rudej o nim, że on o nią zadba, wrażenie że zaczyna mu ufać kiedy po raz kolejny podawał jej eliksiry gdy była słaba, myśl że ma rację mówiąc, że polubiła przebywanie w jego obecności gdy wychodziła po długim pobycie w lochach - Dość! - usłyszał słaby głos. Wyszedł z jej umysłu pełen dziwnych wrażeń, nie chcąc ich pokazywać po sobie ubrał swoją maskę. Hermiona oddychała szybko starając się uspokoić. Wwiercał się w nią swoimi obsydianowymi oczami, poczuła się dziwnie nieswojo. Milczał długo wciąż się jej przyglądając.
- Co to znaczy Granger? - zapytał chłodno.
- Nic - mruknęła - Wdarł się pan do mojego umysłu, to bolało! - była zła, że przedzierał się przez jej myśli.
- Myślisz, że Czarny Pan będzie delikatny? Że zapyta, czy  może zobaczyć twoje wspomnienia? - zakpił.
- Nie i mam tego świadomość, jednak pan nie powinien był tego robić! Mieliśmy tylko ćwiczyć, nie miał pan prawa grzebać tak w mojej głowie! - była wściekła i miała pełne prawo.
- To miało na celu pokazanie ci, co cię czeka jeśli nie będziesz wystarczająco silna - mruknął.
- Wiem co mnie czeka - dodała cicho. Żadne się nie odzywało. Hermiona czuła się zażenowana tym co zobaczył w jej głowie. Nie wiedząc co myśleć ani tym bardziej powiedzieć nakazał jej wstać do pojedynku. Musiał zaczekać aż zdejmie wierzchnią szatę, zdążył się jej przyjrzeć przez chwilę. Wyraźnie była blada, podkrążone oczy, zapadnięte policzki, była chudsza i sprawiała wrażenie chorej. Szybko jednak odrzucił te myśli od siebie. Stanęli naprzeciw i tym razem on pierwszy zaatakował. Była silniejsza, to musiał przyznać, spodziewał się, że szybko czegoś się nauczy. Domyślał się także, że czytała w nocy, o czym świadczyły sińce i zaczerwienione oczy, ale znała także więcej zaklęć. Stawiała silniejsze tarcze i szybciej się obracała, ucząc się jego ruchów. Musiał przyznać, że szło jej całkiem dobrze. Podniósł swój poziom aby czuła, że walczy z kimś silniejszym, o dziwo jej siła także wzrosła. Ciężko było mu się opanować gdy wpadł w wir walki. Teraz był to już wysoki poziom, widział, że walczy ze wszystkich sił. Słabła. Jedno zaklęcie i osunęła się na kolana upuszczając różdżkę. Oparła się plecami o zimny kamień czując ulgę.
- Muszę przyznać, że zrobiłaś postępy Granger - podał jej rękę aby mogła wstać. Przyjęła ją, co go nieco zdziwiło, sądził że będzie się wydzierać za pokonanie jej.
Zamurowało ją, już po raz kolejny słyszy od niego pochwałę, coś z nim musiało być nie tak. Uśmiechnęła się szczerze do niego. Przyglądał się jej dłużą chwilę, aż poczuła jak zaczynają szczypać ją lekko zaróżowione policzki. Szybko odwróciła się i zabrała swoją torbą aby nie patrzeć na niego, czuła się zadecydowanie głupio.
- Zaczekaj Granger - złapał ją za rękę. Dostrzegł szok na jej twarzy i zmieszał się trochę - Niewielu osobom to mówiłem, ale jestem chyba zmuszony powiedzieć także tobie. Dobra robota Granger, jak chcesz to potrafisz - wciąż patrzyła na niego z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Nie spodziewała się tego.
- Dziękuję profesorze - była naprawdę zaskoczona, wiedziała że nikogo nie chwalił, z pewnością gryfonów a już zwłaszcza jej, a tu proszę, jednak można - Dziękuję za poświęcony mi czas i naukę. Dużo się nauczyłam i mam nadzieję, że ta wiedza przyda mi się jutro. - Jego oczy zdradzały subtelne zmiany emocji, które go ogarnęły. Dostrzegła poczucie winy i obrzydzenie do siebie. Uśmiechnęła się lekko, jakby pocieszająco - Nic mi nie będzie, ufam panu. Wydarzy się to co musi się wydarzyć - dodała cicho.
- Wiem, że jutro czeka nas ta szopka, jednak nie jestem zadowolony z tego co muszę zrobić. Masz się bronić Granger i nie dać zabić - zciszył głos, jego barwa była jakaś inna, zupełnie jej nie znana. Dopiero teraz zorientowała się, że wciąż trzyma jej rękę. Spojrzenie czekoladowych oczu sprawiło, że poczuł się zupełnie inaczej. Coś załaskotało go w środku i zalały go wyrzuty sumienia, schował je daleko w umysł i skupił uwagę na niej - Idź do Nory, wypocznij, to były ciężkie dwa tygodnie a jutro nie będzie lepiej. Masz przeżyć Granger - starał się wrócić do wrednego siebie, jednak nie najlepiej mu to wyszło.
Ogarnęło ją współczucie dla niego. Musiał zrobić coś, na co wcale nie miał ochoty. Była pewna, że wiele takich sytuacji znosił, i znosił je dla Dumbledora, ale nie będzie teraz zaprzątać sobie tym głowy.
- Profesorze moja ręka - powiedziała cicho. Zamrugał kilka razy jakby niepewny czy to do niego mówiła i szybko zabrał rękę jak gdyby była czymś ohydnym. Palące ciepło jego dłoni nie chciało jej opuścić.
- Miłego wieczoru profesorze, dowiedzenia - powiedziała spokojnie odwracając się przez ramię gdy miała wejść do gabinetu.
- Dowidzenia Granger - po raz pierwszy usłyszała odpowiedź. Wiele razy wychodziła z tej sali mówiąc mu coś na pożegnanie ale nigdy nie uraczył jej odpowiedzią. Kolejne miłe zaskoczenie. Obdarzyła do ciepłym uśmiechem i zniknęła za drzwiami.
Stał tak jeszcze kilka sekund zawieszając myśli w miejscu gdzie zniknęła.

 Chciał przemyśleć to wszystko co zobaczył tego wieczoru, lecz dźwięk zegara robił jego myśli wskazując na godzinę 17:00. Chwilkę później do sali wszedł Potter.
- Siadaj - powiedział beznamiętnie. Zajął swoje standardowe miejsce za biurkiem i przyjrzał się chłopakowi. Cichy głos podpowiedział mu, że zdecydowanie woli gdy to ta nieznośna Gryfonka siedzi po drugiej stronie. Otrząsnął się z tej myśli.
- Jutro będzie wokół ciebie o wiele więcej osób, próbujących wyczytać twoje myśli. Dzisiaj nasza lekcja będzie trudniejsza. Masz sie pozbyć uczuć, emocji, skupić się na nieistotnych rzeczach, aby to co istotne nie zaprzątało ci głowy. Jasne? - warknął wyraźnie nie zadowolony. Nie musiał wypowiadać zaklęcia na głos. Zaatakował go niespodziewanie, lecz Harry podjął szybką obronę. Męczył go przez ponad godzinę. Ten czas, nie był zbyt miły dla żadnego z nich. Jego oklumencja była słabsza niż Hermiony i to irytowało. Dziewczyna była lepsza od tego cholernego Pottera. Roztrząsałby te myśli dalej gdyby nie był zajęty. Wybraniec słabo się bronił, zdenerwowany zwiększył siłę, z którą przeczesywał jego myśli. Po kilku zgrzytnięciach zębami wyszedł z jego umysłu.
- Porażka Potter. I to niby ma być twoja obrona? Po co ja w ogóle marnuję na ciebie czas. Spojrzenie z półprzymkniętych oczu przyparło go do krzesła. Snape nie był delikatny, potraktował go tak samo jak w piątej klasie. Zobaczył Ginny huśtającą się przy Norze, gnoma ogrodowego który straszył kury w zagrodzie, Rona próbującego rzucać zaklęcia tarczy z książki Hermiony, Hagrid opowiadający mu polowaniu Hardodzioba na nietoperze, pan Weasley przeglądający mugolską gazetę w swojej kuchni, znów Ginny śmiejącą się do niego po treningu. Poczuł ulgę na chwilę, by zaraz sparaliżował go ból. Snape wdarł się do jego głowy bez pytania, nie żeby była to nowość, ale tym razem bardziej zabolało. Próbował stawiać opór, szło mu bardzo słabo, starał się wymyślić fałszywe wspomnienia tak jak mówiła mu Hermiona lecz i to nic nie dało. Krzyknął i przytrzymał się krzesła. Chyba znalazł to czego szukał, Remus mówiący mu że powinni zaufać Snapowi, Ron rozmawiający z nim  o Hermionie i swoim uczuciu, Ginny zapewniająca go o tym, że Snape jest po ich stronie, rozmawiał z Hermioną o tym, że Snape chce dla nich dobrze i wykonuje zadania Dumbledora, jego przemyślenia gdy spacerował po ogrodzie w Norze na temat swojego zadania w tej wojnie oraz roli Snpa'a w tym wszystkim, jego złość gdy dowiedział się, że Hermiona musi spędzić tydzień w lochach, odczucie wdzięczności gdy dostał swoją fiolkę z eliksirem. Jęknął gdy opuścił jego umysł. Spojrzał na niego spod byka, zmęczony i zdyszany.
- Co to miało być?! - krzyknął gdy złapał oddech.
- To co czeka cię ze strony każdego śmierciożercy - burknął Snape.
- Tak? Co cię interesują moje wspomnienia?!
- Potter nie pozwalaj sobie, od kiedy jesteśmy na ty? Ani słowa więcej! - ryknął wstając ze swojego miejsca.
Harry przełknął głośno ślinę i pokręcił głową mając zamknięte oczy.
- Jesteś beznadziejny Potter. Miejmy jedynie nadzieję, że twoje cholerne szczęście cię nie opuści. Wyjdź! -  warknął przez zęby nie odwracając się do niego. Kiwnął głową niemal niewidocznie i zniknął za drzwiami gabinetu.

Oparł się o biurko mając nadzieję, że to pomoże mu się uspokoić. Mylił się. Dokumenty i książki upadły z głuchym łoskotem na kamienną podłogę. Wziął głębszy oddech zaciskając zęby. Co go podkusiło żeby grzebać w ich wspomnieniach? Nie miał prawa, a może miał? Nie wiedział sam. Dumbledore kazał mu trenować ich oboje, traktować bez ulg, więc tak się stało. To nie było jednak do końca wytłumaczenie jego zachowania.
Wspomnienia Granger... One najbardziej go zaintrygowały. Dlaczego zainteresowała się jego zachowaniem wobec niej? Skąd pomysł żeby przekonać Pottera o jego pozycji w tej wojnie? Dlaczego zaczęła mu ufać, choć tak bardzo go nienawidziła do tej pory? Nie mógł sobie na to odpowiedzieć. Musiał przyznać sobie, że ta dziewczyna była na swój sposób niezwykła. Od pierwszej klasy uczy się a jej wiedza jest z każdym dniem większa. Miał wątpliwości zgadzając się na prośbę Dubmledora, aby z nim pracowała ale jednak mylił się. Granger szybko się uczyła i jej praca była dobra. Teraz, gdy myślał o tym co jutro ich czeka, czuł do siebie wstręt. To tylko dziewczyna, moja uczennica a ja będę musiał skazać ją na cierpienie... Spojrzał na swoje krzywe odbicie w jednej z przeszklonych szafek z ingrediencjami.  Nie znał gorszej osoby od siebie, z wyjątkiem Czarnego Pana, ale jego było trudno nazwać człowiekiem. Już nawet Luciusz był od niego lepszy, dbał o Narcyzę i Dracona. A on? Czy on o kogokolwiek dbał? Spojrzał jeszcze raz zbolały na swoje odbicie i ujrzał w nim jasne ciepłe oczy. Tak, dbam a raczej dbałem... Wyciągnął ręką ku szybie, lekkie mrugnięcie i piękna wizja zniknęła. Lilly...  Pojawiała się zawsze, gdy było z nim źle. Ale co sprawiło, że tak się czuł? Granger... Jej nazwisko zabrzmiało mu w głowie, jak dawno zasłyszane echo. Przeżyła z nim dwa tygodnie i wiedział, że nie były to dwa najgorsze tygodnie. Pracowała sumiennie i spokojnie niczego nie psując. Przypomniał sobie sytuację, gdy było już po zaklęciu kiedy pracowali nad eliksirem Novgerna. Potrzebował wtedy jej, jej ciepła i delikatności, które wyciągnęły go z jego pogłębiającej się czerni. Teraz musiał ją skazać na taką właśnie ciemność. Kiedyś sprawiało mu to radość, lecz od jakiegoś czasu dostrzegł jak bardzo się mylił podążając za czarną magią. Coś w nim mówiło mu, że może jeszcze zawrócić. Wiedział co to było, to była ona, Lilly. Zjawiała się bardzo rzadko, ale zawsze miała rację. Zmienił się, wiedział to, już nie cieszyło go cierpienie i ból. Próbował naprawić swoje błędy, lecz czy jest jeszcze jakakolwiek szansa na uratowanie siebie...? To tylko sen Severusie, już nic nie jest w stanie ci pomóc, doskonale o tym wiesz... Cichy głosik szeptał mu czasem na dobranoc. Znał ten głos i jego pojawienie się nie wróżyło nic dobrego.

Zamknął oczy czując ciężar smętnych przemyśleń. Zatopił je w szklance Ognistej, lecz one jak inferiusy wychodziły powoli na wierzch. Blady ogień świecy stojącej przy sekretarzyku w gabinecie, tańczył na brzegu bursztynowego płynu. Złość w nim wezbrała i kamień zalśnił mokrym światłem a drobiny szkła zabrzęczały po posadzce, odbijając się echem w mrocznych komatach.






Długi trochę :) 
Wrzucam całość, dla załagodzenia mojej nadchodzącej nieobecności. Kolejny rozdział dodam za dwa tygodnie dopiero. Muszę rozwiązać kilka spraw osobistych. 
Spokojnie nie zawieszam bloga, ani nic z tych rzeczy! Będą się pojawiać troszkę z opóźnieniem, lecz nie zostawiam tego! Nigdy! Mam zbyt piękne wizje :) 
Może coś szybkiego się pojawi ale nie obiecuję :) 

1 komentarz:

  1. Właśnie super, że taki długi :D Świetne się go czytało <3
    Cierpliwie poczekam te dwa tygodnie, ale jak coś wstawisz, to się nie obrażę ;)

    OdpowiedzUsuń