czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 13 '' Zło nigdy nie jest koniecznością, jest tylko naszą słabością...'' cz. 1



Tłum ludzi barwił peron wieloma kolorami. Wir postaci przesuwał się w każdą możliwą stronę raz po raz tonąc w parze uciekającej z pociągu. Każdy miał przy sobie wózek z walizkami. Harry zatrzymał się na chwilę, był jeszcze czas do odjazdu. Zapakował już swoje rzeczy do wagonu, w którym miał jechać wraz z Ronem. Wyłapał w tłumie znaną mu rudą czuprynę i właścicielkę jednakowego koloru włosów, jednak znacznie ładniejszych i dłuższych. Zafalowały gdy odwróciła się do niego. Ginny podawała właśnie swój kufer Deanowi. Zatrzymała swoje jasne zielone oczy na nim, pomimo nawoływań kolegi z wagonu nie odwróciła się. Uśmiechnął się do niej ciepło, ona oddała mu tym samym i po chwili zniknęła w wagonie, od razu poczuł się lepiej. Dopatrzył się w mieszaninie wielu twarzy rumianej buzi pani Wealsey, białych policzków Luny, zadartego nosa Tonks, ciemna postać Moodiego majaczyła mu gdzieś w cieniu filarów. Ron pilnował jednego z wejść do przednich wagonów, podążył za jego wzrokiem i zrozumiał co było powodem jego ściągniętych w obawie brwi.
Hermiona stała sama oparta o ceglaną kolumnę, rozglądała się niepewnie dookoła siebie wypatrując czegoś podejrzanego. Przyjrzał się jej chwilę, wyglądała na bardzo smutną choć nie zdenerwowaną.
 Czyżby pogodziła się z tym co ma się stać? Tak, to do niej podobne, jednak to szaleństwo...
Ostatnie kilka dni bardzo ją zmieniły, wydawała się chudsza, blada ale dziwnie spokojna. Nie wiedział czemu. On sam był kłębkiem nerwów. Myślał ciągle co się z nią dzisiaj stanie, co będzie w Weasley'ami? Co będzie z mugolakami? Co z nim i resztą jego przyjaciół? Czy nic się złego nie stanie nikomu? Ale w tej chwili dotarło do niego, że będą też nowe dzieci, pierwszoroczni, którzy mają całe życie przed sobą, nowe przygody, nowy świat... Przemknęły mu przed oczami jego pierwsze chwile w zamku, wspaniała uczta, Tiara Przydziału, przemowa Dumbledora... i Snape. Cholerny Snape. Czy on musi zawsze we wszystko się  plątać? Swoją drogą Ginny miała rację, mówiąc mu, że lepiej będzie jeśli ma to zrobić on, a nie jakiś inny śmirciojad. Bał się pomyśleć co by się wtedy stało. Nie mógł znaleźć w swojej głowie odpowiedzi czemu sądził, że Snape ma być lepszy od nich. Ten facet był cholernie trudny do rozgryzienia, ale może powinien posłuchać Remusa i naprawdę zmienić zdanie? Może Dumbledore wie co robi ufając mu, więc i on powinien? To było trudne, tak nagle zmienić zdanie o kimś, kogo nienawidziło się przez sześć lat.
To wszystko to jakiś absurd, zatęsknił za ''spokojnym'' życiem mugola. Nie mógł uznać tych jedenastu lat swojego życia za najlepsze, ale nie było w nim widma chorego na głowę czarnoksiężnika i wojny. Czemu to wszystko się działo? Czemu tak wiele zła trawiło spokojny dotąd świat? Długo mógłby roztrząsać te zdarzenia, jednak wiedział, czuł że to przez niego, że to jego wina. Kiedyś Hermiona powiedziała mu, że myli się. To nie on zabija, torturuje i porywa, to nie on tworzy mroczną armię popaprańców, tylko Voldemort. A skąd on się wziął? To pytanie odleciało mu szybko z głowy jak para z gwizdka pociągu. Ludzie zaczęli szybko wymijać jeden drugiego, rodzice i starsze lub młodsze rodzeństwo zostali na peronie, uczniowie już zajęli swoje miejsca w przedziałach. Odpowiedzialni za nadzór też skierowali się już do swoich wagonów, znów rozległ się gwizdek, pociąg ruszał powoli. Postacie na peronie zaczęły powoli maleć, słyszał okrzyki pożegnania i widział machających ludzi. Poczuł dziwne ukłucie pustki. Nikt z rodziny Waesley'ów nie machał mu na pożegnanie. Wiedział, że są w pociągu, ale to nie poprawiło mu nastroju, byli przecież narażeni na niebezpieczeństwo. Harry i Ron byli w drugim wagonie zaraz za lokomotywą, dobiegał go jej turkot i metaliczne dźwięki. Odnalazł Rona, Remusa i Ginny. Oni mieli bronić tego wagonu. Usiadł obok rudej mając naprzeciw siebie pozostałych dwóch. Wyjechali już z Londynu i mieli przed sobą kilka godzin podróży. Nie był pewny czy cieszyć się, że mają jeszcze kilka godzin, czy wolał już mieć to za sobą.
- Harry? W porządku? - ruda przyjrzała mu się przekrzywiając głowę.
- A jak myślisz? - mruknął patrząc w okno.
- Wiem, że jesteście zdenerwowani i boicie się, to normalne, ale postarajcie się odpocząć i wyciszyć - Remus oparł łokcie na kolanach i nachylił się w jego stronę.
- Jasne, myślisz że mógłbym teraz zasnąć? - badawczy wzrok Lupina nie pomagał mu.
- Harry, już o tym rozmawialiśmy, Hermiona... nie da się powiedzieć, że jest bezpieczna, ale miejmy nadzieję, że nic jej nie będzie.
- Remus ma rację, trzeba tylko wierzyć, że Snape będzie jej bronił - Ginny położyła mu swoją ciepłą dłoń na jego zimnych i zaciśniętych na różdżce palcach.
- Nie wiem sam co myśleć, nienawidzisz kogoś przez sześć lat, jest skurwysynem i gnidą jakich mało i nagle masz powierzyć komuś takiemu, życie przyjaciela - Harry patrzył niepewnie na wilkołaka.
- Rozumiem cię, sam do niedawna nie do końca wierzyłbym Severusowi. Jednak jaki mamy wybór?
- W zasadzie żaden - westchnął Ron. Trzy pary oczu obrzuciły go szybkim spojrzeniem.

Krajobraz za oknem przesuwał się szybko. Mijali jakieś małe wioski, widział wieże kościołów i ratuszy, drzewa migały jak błyskawice przyprawiając go o ból głowy. Jeszcze chwilę i będzie mógł podziwiać otwartą przestrzeń bezdroży, przeciętą jedynie ścieżką pociągu.
Remus postanowił nic nie mówić, by mogli spokojnie przemyśleć to wszystko i odpocząć. Ron jak to Ron już zasypiał powoli, Ginny zajęła się swoim pufkiem i czytała jakąś książkę,
Remus zdawał się topić swoje myśli gdzieś w krajobrazie. Postanowił podążyć za Ronem, może sen to będzie najlepsze rozwiązanie? Nie dane było mu przespać spokojnie tej nocy, więc może uda mu się to nadrobić.
Mylił się, myśli pojawiały się tak szybko jakby wyrzucała je pędząca przed nim lokomotywa a on miał je łapać, nie nadążał za nimi. Wspominał swoje przygody, te dobre i te gorsze. Zastanawiał się jak to będzie w tym roku? Czy będzie jakoś inaczej? Pomijał marzenie zdania OWTM'ów i zostania aurorem. Najpierw musiałby przeżyć nadchodzącą wojnę, choć tak naprawdę nie wiedzieli kiedy się odbędzie, a po drugie sporo się uczyć, choć jak sądził będzie to trudne.
Zastanowił się, nad innymi uczniami, każdy miał jakieś marzenia, cele i pragnienia, każdy chciał być szczęśliwy, ale czasy na to nie pozwalały. Z dnia na dzień, było co raz mroczniej, docierały do nich niepokojące wiadomości o zniknięciach, porwaniach i przeszukaniach.
Myśl torturowanej przez Voldemorta  Hermiony nie dawała mu spokoju. Już widział zadowoloną minę Malfoya i jego ojca gdy ona wiłaby się z bólu na podłodze, błagając o litość w ich własnym dworze. Ta myśl napawała go obrzydzeniem i mdłościami, słyszał w głowie śmiech śmierciożerców otaczających ją. Wiedział, że Snape jej nie pomoże, to był właśnie Snape, zimny, wredny skurwysyn, któremu na nikim nie zależało, choć słowa Ginny i Remusa chodziły mu po głowie.
Minęła już połowa drogi, a on lekko przysypiał choć chrapanie Rona budziło go co kilka minut. Pani z wózkiem słodyczy przechodziła przez wagon zachęcając by coś kupić, Rudy jak oparzony podskoczył, wyszukał w torbie kilka galeonów i kupił trochę słodyczy, Ginny porosiła o czekoladę i kilka ciastek dyniowych a Remus już zajadał jakieś krakersy.
- Myślę, że czas się przygotować, trzeba obejść wagony, niech każdy będzie na swoim miejscu - Lupin odezwał się po chwili.
- Wyślę patronusa do mamy, ze stresu pewnie zapomniała - machnęła różdżką i lekka biała kula pomknęła w tył wagonu aby dostać się do drugiego.
- Mam straszną pustkę w głowie, nic nie pamiętam! - spanikował Ron.
- Tak ci się wydaje, zaklęcia obronne znasz na pamięć - Ginny spokojnie zajadała dla załagodzenia nerwów czekoladę.
- Myślałem że ćwiczyliście - starszy czarodziej popatrzył na nich lekko zdziwiony.
- Kiedy? Z kim? - mruknął Harry.
- Hermiona miała lekcje ze Snapem - poinformowała go najmłodsza z Waesley'ów.
- Sądziłem, że wszyscy je mieliście.
- Niestety nie, choćby nawet, to ja bym tam w życiu nie poszedł - parsknął jej brat.
- Nie przesadzaj Ron, Severus jest bardzo dobry jeśli chodzi o zaklęcia obronne i samą obronę. Zna sporo interesujących zaklęć, z pewnością nauczyłby was czegoś ciekawego.
-  Jasne, rzucania Crucio na każdego kogo popadnie - rozpakowywał paczkę wiśniowych czekoladek.
- Nie sądzę, by był to dobry pomysł - Potter pokręcił głową.
- Hermiona jeszcze żyje po tych spotkaniach i jestem pewien, że dzięki nim, przeżyje i dzisiejszy wieczór - wilkołak przyglądał się zmartwionemu Wybrańcowi.
- Ty ją widziałeś w ogóle? Widziałeś jak ona wygląda? Jak śmierć! Przecież on jej spokoju nie dawał! Ledwo bywała w domu, przychodziła jedynie spać a i tego nie jestem pewien!
- Hermiona jest mądra, wie co robi i Dumbledore też, skoro powierzył jej pracę z Severusem.
- To ja już wolę liczyć na cud i znać jedynie Drętwotę i Expelliarmus'a, niż przechodzić przez to co ona - rzucił się na koleją paczkę ciasteczek. Ginny zrobiła kwaśną minę na jego widok.
- Trzeba obejść wagon - Lupin poszedł sprawdzić wagon.

***

Hermiona siedziała sama wpatrując się w ciemność za oknem. Siedziała w pierwszym wagonie i nie za bardzo jej się to podobało, ale jaki miała wybór? Żaden. Dźwięki lokomotywy, stukot metalowych kół i rytmiczny turkot nieco ją uspakajały, choć słyszała głośne bicie własnego serca. Z każdym, co raz szybszym uderzeniem zbliżali się do celu, do nieuchronnej katastrofy. Wiedziała, że jeszcze tylko kilka kilometrów i zacznie się walka a wraz z nią chwila, kiedy będzie zdana tylko na Snap'a. Nawet nie pożegnała się z chłopakami ani z resztą Weasley'ów, ale czy powinna to robić? To tak jakby już wykopała sobie grób i była pewna, że zostało jej tylko kilka godzin życia. Może tak właśnie było? Natłok myśli przyprawiał ją o mdłości i ból głowy. Wyjęła małą fiolkę z eliksirem uspokajającym i łyknęła odrobinę, od razu lepiej.
Tonks przechodziła właśnie przez przedział sprawdzając czy wszystko jest w porządku i czy dzieci są na swoich miejscach. Moody nie uraczył jej w zasadzie żadnym słowem tylko rzucał jej oceniające spojrzenie swoim sztucznym okiem, na widok którego poczuła kolejne fale mdłości. Myśli wirowały jej w głowie jak jego oko, czy nic się nie stanie? Czy przeżyje? Czy Snapowi nagle nie odbije i nie będzie chciał jej zabić? Jeśli ma być przydatna Voldemortowi to chyba nie będzie mu się narażał, ale cichy głosik gdzieś w środku mówił jej, że nic się nie stanie. Bała się o te biedne małe, bezbronne dzieciaczki. W czym one mu zawiniły? Dlaczego akurat musiał uwziąć się na nie? Przecież nie są świadome tego co się dzieje, tego całego zła i nienawiści opanowującej świat. To nie powinno się dziać. Nie tak miało być. Mają czekać je nowe przygody, nowe życie, nowa wiedza i zupełnie inny świat. Westchnęła ciężko pod natłokiem ponurych myśli.

***

Nagle drzwi do przedziału otworzyły się z hukiem i staną w nich Moody.
- Zbieraj się Granger, jeszcze minuta i się zacznie - jego oko wwiercało się w nią. Z twarzy oszpeconej blizną i niedogolonym kilkudniowym zarostem nie mogła wyczytać nic.
- Tak... już idę ... - fala paniki nie pozwoliła jej wstać, oddychała szybko i pobladła.
- Granger? Nie bój się, będzie dobrze, jesteś zbyt zdolna żeby zginąć - powiedział cicho przytrzymując przesuwane drzwi, oblizał nerwowo usta, zacisnął je i zniknął w korytarzu.
- Jasne... - westchnęła, jego słowa choć proste i niespodziewane niewiele podniosły ją na duchu. Zebrała się w sobie i wyszła na korytarz, Moody stał w końcu wagonu po jej prawej a Tonks po lewej, kiwnęła jej głową a ta obdarzyła ją pocieszającym uśmiechem, sama stanęła na środku wagonu. Coś błysnęło za oknem i nasilający się świst prawie rozdał jej mózg, kula ognia rąbnęła w tył wagonu gdzie stał Moody, zachwiał się lecz nie upadł.
Zaczęło się.
Dzieci krzyczały w panice, zaczęły wychodzić ze swoich przedziałów lecz jej głośny krzyk, że mają się nie wychylać zmusił je do powrotu.
Stado śmierciozerców unosiło się nad pociągiem bombardując go klątwami. Zaklęcia chroniące maszynę zdawały egzamin, kolorowe ognie słabły dzięki czemu jeszcze jechali. Musieli jak najszybciej dotrzeć do stacji w Hoghsmeade, tam będą bezpieczniejsi. Głośne trzaski, świsty rozmaitych zaklęć przeszywały chłodne nocne powietrze. Blask odbijanych zaklęć pozwolił jej zobaczyć atakujących śmierciożerców. Latali jak dementorzy w chmarze czarnej mgły, ciskając klątwami raz po raz. Na kilka sekund zapadła cisza, tylko po to by za chwilę mogli poczuć sile uderzenie i szarpnięcie wagonem. Zaklęcia ochronne musiały zostać przerwane a to oznaczało jedno, gdzieś tutaj jest Snape. Poczuła jak lodowaty dreszcz przebiega po jej plecach. Szyba w tyle wagonu została wybita i zielony płomień wleciał jak błyskawica do środka, odbiła go szybko starając się nie upaść. Moody już zcierał się z jakimś wyrośniętym śmierciojadem, a Tonks wybijając koleją szybę starała się trafiać w przelatujące postacie. Teraz wszystkie dzieciaki zaczęły wybiegać ze swoich przedziałów, kładły się na podłodze i chowały pod półki na kufry. Popychała je na ziemię starając się odbijać zaklęcia, aby nie trafiały w dzieci. Strach, złość i adrenalina nie były zdrową mieszanką. Czuła jak trzęsą się jej nogi i ręka od różdżki. Zimne powietrze wdzierało się do wagonu przyprawiając ją o dreszcze. Mgła i para z lokomotywy co chwila zasłaniały jej widok, rzucała zaklęciami przed siebie słysząc raz po raz krzyki trafionych śmierciożerców. Milion myśli na raz przewijało jej sie  w głowie, zaklęcia obronne i atakujące same przychodziły jej na usta, robiła to mimowolnie. Strach który trzymał ją kurczowo na nogach wcale nie malał. Nie miała teraz czasu myśleć jak radzi sobie reszta zakonu, skupiła się na obronie siebie i dzieci. Tonks migała jej gdzieś w tłumie i mgle, Moody sam radził sobie nieźle jak na aurora przystało. Pociąg mknął przed siebie nie zatrzymując się, to było priorytetem dotrzeć jak najszybciej na stację. Usłyszała gdzieś za oknem przelatujący, obłąkany śmiech Bellatrix Lestrange, odwrócenie się  w celu zlokalizowania głosu było jednak błędem. Pomarańczowy płomień walnął ją prosto w plecy i upadła na twarz lądując pod siedzeniem. Przeraźliwy ból i trudności z oddychaniem nie były przyjemne, różdżka wypadła jej z dłoni potoczyła się pod drugie siedzenie. Starała się uspokoić i złapać normalny oddech, przechyliła się w drugą stronę aby znaleźć swoją własność gdy poczuła, że ktoś miażdży jej dłoń. Krzyknęła z bólu i szybko dostrzegła, znaną jej aż da dobrze twarz. Zmierzwione czarne włosy i czarne oczy nie zdradzające najmniejszych emocji spoglądały na nią z góry. Łzy pojawiły się w jej oczach, zaczęła się modlić aby ktoś go stąd zabrał. Stał tak wciąż na nią patrząc i wykrzywiając usta w szyderczym uśmiechu.
- Witaj kuzyneczko, cóż za spotkanie - właścicielka dopiero usłyszanego śmiechu zjawiła się w wagonie. Zaklęcia rozświetlały go ukazując jej co chwilę dwie postacie.
- Nie powiem, że miło mi cię widzieć - mruknęła Tonks posyłając jej kolejny płomień.
- Ooo a kóż tam jest? - podeszła do Snap'a - Oh to panna Granger - powiedziała wyraźnie usatysfakcjonowana - Jakże mi miło. Severusie na co czekasz? - warknęła panicznie.
- To moja sprawa - mruknął przez ramię do rozczochranej czarownicy.
Wtedy dwa zaklęcia na raz trafiły dwie osoby stojące w drzwiach, Bellatix odskoczyła na bok, a Snape pochylił się i oparł o siedzenie. Hermiona szybko dorwała swoją różdżkę, przeskoczyła nauczyciela i stanęła w przejściu.
- Skoro chcesz mnie zabrać to proszę bardzo, ale najpierw wylecisz stąd tak szybko jak się zjawiłeś - warknęła.
- Skończ Granger - pokręcił głową posyłając jej leniwie klątwę. Szybko ją odparła cofając się w stronę Moodiego, który rzucał jakieś zaklęcia ochronne na wybiegające dzieci. Do wagonu wpadł barczysty brunet z bardzo zniszczoną twarzą i dopadł dziewczynkę, która nie zdążyła się schować. Moody od razu się nim zajął. Pojedynek trwał, kilometry mijały a Hemiona wciąż walczyła ze Snapem. Klątwy śmigały we wszystkich kierunkach, wcale nie miała ochoty dać się porwać. Teraz wiedziała, że wcale nie chce znaleźć się w dworze Malfoy'ów. Kolejne okno zostało wybite i jakaś szalona dwójka śmierciożerców zabrała małego chłopca i wyleciała na zewnątrz, to że go nie odzyskają było już pewne. Wezbrała jej złość i nienawiść do całej tej paranoi. Miała serdecznie dość tego okrucieństwa, szybciej machała różdżką i odskakiwała na boki. Jakiś przeraźliwy krzyk sprawił, że Snape się odwrócił a ona trafiła go lecz nie upadł na podłogę. Wściekłość jaka na chwilę zagościła na jego twarzy szła w parze z szybkością rzucania zaklęć. Moody przez chwilę wyczarował przed nią tarczę lecz szybko wyparowała.
- Nie wtrącaj się Moody - zielony płomień pomkną w jego stronę wypalając dziurę w ścianie.
Poczuła, że słabnie, nacierał z co raz większą siłą. Wiedziała, ze musi się poddać, ale gdzieś w środku miała nadzieję, że to może się nie stanie. Nagle czas jakby spowolnił, straciła władzę nad swoim ciałem i upadła na kolana. Usłyszała gdzieś krzyk Tonks, ale wmieszał się w inne dźwięki.  Podszedł do niej powiewając swoimi czarnymi szatami, pochylił się nad nią i objął ręką w pasie podnosząc do góry jak szmacianą lalkę. Przez moment wydawało jej się, że widziała strach w jego oczach, ale to wrażenie umknęło jak mijające ją zaklęcie. Przywarła do niego mimowolnie, wciąż nie mogła panować nad swoim ciałem. Poczuła coś chłodnego na swoim policzku i cichy szept wypełnił jej umysł - Zaufaj mi... - był tak cichy, że w tym całym zamieszaniu nikt z pewnością tego nie usłyszał. Świeże powietrze docierało do niej co raz wyraźniej.
- Zadanie wykonane! - krzyknęła Bellatrix .
Snape podszedł do okna i rzucając dziwne spojrzenie Moodiemu, machnął czarną szatą obracając się w miejscu, z Hermioną opierająca się o niego. Czarna mgła wypełniła część wagonu i wyleciała przez okno złowrogo szeleszcząc i trzepocząc.

Poczuła się lekka, leciała i było to całkiem przyjemne... 

1 komentarz: