sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 13 ''Zło nigdy nie jest koniecznością, jest tylko naszą słabością'' cz.2




Zimno dawało jej o sobie znać, jednak coś bardzo ciepłego zagłuszało to nieprzyjemne uczucie. Wzięła głęboki oddech wdychając znany jej zapach, poczuła nawet ulgę gdy ogarnął ją błogi stan rozkoszowania się tą wonią. Oparła stopy na czymś twardym i dziwne uczucie lotu nagle ustało, nie mogła jeszcze nad sobą panować więc musiała opierać się o postać emitującą ten błogi zapach i ciepło.
- Granger. Granger do cholery oprzytomnij - szarpnął ją mocno za ramię. Zabolało. Błogie stan  nagle osłabł, uchyliła powoli jedno oko i w sekundzie była już przytomna. Prędzej niż obraz dotarł do niej chłód nocy i wilgoć unoszącej się dookoła mgły. Czarna postać odznaczała się na szarawym tle mgły, Severus Snape stał naprzeciw niej patrząc na nią z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Powoli wracały do niej wspomnienia sprzed kilkunastu minut i obraz nabierał wyrazistości. Stali pod wysokim murem porośniętym bluszczem i mchem, w tyle wąskiej uliczki blakły w gęstej mgle światła ulicznych latarni.  Gdy zauważył, że dotarła do siebie złapał ją mocno za ramię i poprowadził do bramy głównej. Przeszli pod dwiema wysokimi kolumnami, i kierowali się w stronę dworu wąską ścieżką. Nie zatrzymali się nawet gdy powoli wyłaniał się zarys metalowej, pięknie kutej, wysokiej bramy, Snape machną różdżką i brama stała się widmem przez które przeniknęli. Dwór mógł wzbudzić podziw, jednak ona nie zamierzała się nad nim rozpływać, świadomość do kogo należy i co ją czeka, oraz kogo zastanie w środku stanowczo odciągała ją od tego. W progu drzwi wejściowych czekał już na nich Glizdogon, na widok którego ręka jej zadrżała, chciała znaleźć swoją różdżkę i walnąć parszywego szczura jakąś paskudną klątwą.
- Nasz pan zaczynał się już niepokoić - zaskrzeczał zamykając drzwi gdy weszli do hollu.
- Jak widać wykonałem zadanie - nawet na niego nie spojrzał, popchnął ją do przodu ku schodom na piętro. Szczur dreptał za nimi celując Hermionie w plecy. Nad schodami rozwieszone były portrety rodziny Malfoy'ów, kobiety w pięknych sukniach i mężczyźni w zdobnych szatach, pochodnie oświetlały schody i duży holl pełen eleganckich rzeźb. Serce waliło jej jak oszalałe omal nie rozdzierając piersi, oddychała szybko i czuła się zdecydowanie upokorzona, jednak strach brał górę nad nią całą. Wprowadził ją do ogromnego, ciemnego salonu gdzie płonął jedynie kominek i kilka pochodni. Przy długim stole siedział sam Czarny Pan, Draco Malfoy, jego ojciec i matka oraz kilku innych nieznanych jej śmierciożerców. To oznaczało, że walka mogła jeszcze trwać lub śmierciożercy nie zostali wpuszczeni do dworu. To akurat było teraz najmniejszym problemem. Jeśli ich nie było, mogli się zjawić i nie oznaczało to nic dobrego.
- Jesteś wreszcie Severusie - uśmiechną ironicznie a jego blada twarz wykrzywiła się w imitacji uśmiechu.
- Panie mój - ukłonił się wciąż trzymając ją za ramiona - Wybacz mi mój panie, lecz Dumbledore wzmocnił zaklęcia chroniące pociąg, lecz złamałem zaklęcia i przyprowadziłem ją - popchnął mocno w stronę Voldrmorta.
- Doskonale Severusie - syknął wyraźnie zadowolony - Możesz usiąść.
Hermiona pozostawiona sama sobie stała jak wryta łapiąc oddech, nerwowo zaczęła szukać swojej różdżki lecz jej nie znalazła, zalała ją fala kompletnej paniki.
- Panna Grnager, jak miło - zakpił, w pokoju panowała cisza przerywana jedynie trzaskiem w kominku i cichym posykiwaniem Nagini leżącej u stóp swojego pana - Czemu zawdzięczam tę wizytę - zaśmiał się głośno i ten śmiech sparaliżował ją doszczętnie, cudem stała na nogach, na swoim panem podążyła reszta. Nigdy nie czuła się gorzej, bardziej beznadziejnie niż teraz. - Dosyć - uniósł chudą, bladą rękę uciszając swoich popleczników - Czekałem na ciebie - wstał powoli ze swojego tronu i podszedł go niej, stała jak kołek starając się na niego nie patrzeć, to był obrzydliwy widok - otóż, widzisz możesz wiedzieć coś, co bardzo będzie mi pomocne w zabiciu Harrego Pottera - wyszeptał cicho, jakby nie mogąc uwierzyć w to, że ona tu jest i będzie mu przydatna.
- Nigdy ci się to nie uda - warknęła obrzucając go pogardliwym spojrzeniem.
- Haha, myślisz że ten dzieciak jest w stanie mnie pokonać? - zaśmiał się pewny swojej wyższości.
- Oczywiście ty poczwaro - zgrzytnęła zębami.
- Milcz! - obrócił się szybko dookoła siebie powiewając szatami jak Snape.
- Mnie nie da się pokonać, a zwłaszcza komuś takiemu jak on - znów histeryczny śmiech - Jestem niezwyciężony, tylko ja mogę żyć wiecznie!
- Zobaczymy - szepnęła do siebie lecz to usłyszał. Szybki ruch ręką i leżała na ziemi czując palący ból całego ciała. Krzyknęła lecz nikt jej nie pomógł, wzięła głębszy oddech aby się opanować.
- Mam wiele czasu, nie będę się spieszył, sama mi powiesz to co będę chciał usłyszeć.
- Nigdy niczego ode mnie nie usłyszysz - wystękała próbując wstać.
- Co za uparta dziewucha! - odwrócił się szybko do blondwłosego mężczyzny - masz nowego lokatora Lucjuszu. -  Malfoy rzucił jej niepewne spojrzenie, dostrzegła Draco siedzącego obok matki. Nie wyglądał najlepiej.
- Oczywiście panie - odchrząknął i kiwnął Voldemortowi głową. Był wyraźnie spanikowany. rozczochrany i bał się swojego pana.
- A teraz moi panowie zaczniemy miły wieczór - rozsiadł się w swoim tronie - Jak dostać się do tej przeklętej budy w której jest Potter? -  wycedził nerwowo przez zęby.
- Nie powiem - pokręciła szybko głową.
- Myślisz że się nie dowiem? - zaatakował jej umysł szybko i brutalnie przeczesując jej wspomnienia, chcąc odnaleźć zaklęcia chroniące Norę. Nie mógł ich znaleźć, ponieważ ich nie znała. Wyszedł z jej umysłu i poczuła znaczną ulgę wciąż siedząc na podłodze.
- Lucjuszu może Draco będzie umiał przekonać swoją koleżankę ze szkoły? - Draco przełkną głośno ślinę, jego ojciec popatrzył szybko na swojego syna i niepewnie na swojego pana.
- Panie mój, oni się nienawidzą, wątpię... - wystękał.
- Czyżby? Draco jakie jest twoje zdanie? - wyszczerzył zęby do młodego chłopaka. Narcyza położyła mu rękę na kolanie, jak gdyby chcąc dodać mu otuchy i pewności siebie.
Draco wstał, podszedł powoli do niej i wyciągnął drżącą rękę z różdżką. Jego nozdrza rozszerzały się gdy szybko oddychał. Jasne niebieskie oczy blondyna wypalały jej twarz, drżał ale powiedział cicho - Crucio - zauważyła ja jego twarzy obrzydzenie i strach. Ból znów ją ogarną lecz tym razem mniejszy niż ten przed chwilą. Wijąc się po podłodze nawet nie jęknęła, nie chciała dać mu satysfakcji, ale odniosła wrażenie że jego zaklęcie było słabsze. Ból ustał po kilku minutach. Voldemort znów zaatakował jej umysł chcąc odnaleźć zaklęcia. Trwało to dość długo i już nie miała sił się opierać, wtedy znów poczuła ulgę.
- Widać nie będę się dzisiaj nudził. Możesz odejść Draco - odprowadził blondyna wzrokiem wyraźnie zadowolony - Lucjuszu? Chętnie zobaczymy czy ci się uda - uśmiechnął się parszywie. Hermiona leżąc na podłodze podążała wzrokiem za ojcem Dracona. Nie był zbyt pewny tego co ma zrobić  z lekkim strachem stanął nad dziewczyną. Po twarzy spływały jej gorące łzy, były i tak mniej palące od rzuconej klątwy. Kolejna fala bólu przeszyła ją na wylot. Mijały kolejne minuty...

Severus Snape siedział na swoim stałym miejscu po prawej stronie Czarnego Pana. Scena na, którą musiał patrzeć napawała go obrzydzeniem, odrazą i chęcią ucieczki stąd jak najszybciej. Choć wiedział, że klątwa Draco była słaba, to Luciusz łatwo mógł to nadrobić, a ona nie była wystarczająco  silna by przeżyć taki ból. Coś szarpało jego wnętrzności i to bardzo zacięcie. Gdyby nie lata praktyki w noszeniu swojej obojętnej maski, zapewne sam leżałby obok niej wijąc się jak znienawidzona Nagini. Tak, nienawidził jej pomimo iż był w pełni ślizgonem. Widok leżącej, ledwo przytomnej Granger był dla niego nie do końca przyjemny. Kiedyś jego ''mroczne ja'' tańczyłoby i śpiewało z uciechy, lecz po tylu latach zrozumiał swój błąd. Ta dziewczyna nie była niczemu winna, żadnemu złu po prostu była tak zwyczajna jak tylko sie dało, choć miała chłonny umysł. Miał ochotę odwrócić głowę od tego widoku, lecz nie mógł. Jeden nieodpowiedni ruch i wszystko legnie w gruzach. Przeklęty Dumbledore, niech sam tutaj posiedzi i popatrzy jak jego ulubienica wije się pod klątwami.  Nie mógł przestać myśleć, jak łatwo ten człowiek poświęcał czyjeś życie dla ''wyższego dobra'' czymkolwiek ono było. Modlił się do wszystkich znanych mu sił aby teraz nie wskazał na niego. Robił wiele okrutnych rzeczy, lecz tego chyba nie byłby w stanie wykonać. Wolał nie myśleć jak mogłoby się to skończyć.

- Wystarczy Lucjuszu - lekki syk dał się słyszeć i zaklęcie ustało. Opuścił różdżkę wyraźnie spięty i niepewny co będzie dalej - Wracaj na miejsce. Moi słudzy od dzisiaj mamy nowego gościa, nie możemy pozwolić aby się nudził. Jutro znów urządzimy sobie miły wieczór. Rozejść się - obrócił się wokół siebie i zniknął. Malfoyowie zostali przy stole póki wszyscy nie odeszli. Hermiona leżała na podłodze, brudna, drżącą i zakrwawiona. Snape przyglądał jej się ze ściągniętą twarzą.
- Co z nią zrobimy? - Draco popatrzył na nią znad stołu.
- Do lochu! Ale już! - krzyknął Lucjusz.
- Ona nie przeżyje kolejnych ataków - Narcyza odwróciła się szybko do męża.
- No już wstawaj - Glizdogon kopnął ją mocno w brzuch na co zakaszlała mocno krwią.
- Crucio!  - szybko oderwał się od dziewczyny kuląc się w kącie - Wynoś się! - Snape warknął na pachołka.
- Ale nasz pann... - przeciągnął podchodząc do wyższego czarodzieja.
- Wypierdalaj w tej chwili! - warknął w jego stronę i już go nie było.
- Snape przypominam ci kim ona jest - wysapał zdenerwowany ojciec Dracona.
- A ty nie zapominaj kim ja jestem. Ona ma żyć, ma pokazać nam to czego szukamy myślisz że z trupa będzie łatwiej cokolwiek wyciągnąć? - jego głos miał temperaturę zera absolutnego. Blondyn zgrzytnął zębami, chwycił za szatę syna i wyszedł szybkim krokiem z salonu.
- Zajmij się nią - zlecił spokojnie Narcyzie podając malutką fiolkę. Piękna kobieta kiwnęła lekko głową. Mężczyzna rzucił nieprzytomnej dziewczynie smutne spojrzenie, którego matka jego chrześniaka nie mogła zobaczyć. Zarzucił swoją szatą i szybkim krokiem zeszedł po schodach opuszczając dwór jak najszybciej. Narcyza uklękła nad Hermioną, machnęła różdżką uleczając kilka ran, uchyliła jej usta podając eliksir Novgerna. Kilka sekund później osłabiona, ledwo żywa otworzyła oczy i zobaczyła piękną bladą twarz matki Dracona. Wielkie ciemnobrązowe ciepłe oczy były w nią wpatrzone ze strachem.
- Chodź, wstaniesz? - pomogła jej się podnieść, powoli kroczek po kroczku zeszły po schodach w dalszej części salonu i weszły do małego pokoiku bez okna - tutaj zostaniesz ale jutro będzie wyglądało zupełnie inaczej.
- Dziękuję - szepnęła opadając na materac położony w kącie. Narcyza nic nie odpowiedziała i zniknęła za drzwiami. Hermiona została sama.
Zasnęła szybciej niż mogłaby się zorientować, koszmary plątały się jej po głowie nie dając odetchnąć, ból trochę minął pozostawiając po sobie  lekkie odrętwienie. Z braku zegara nie wiedziała która godzina, wypiła łapczywie wodę i wróciła z powrotem na materac, było jej zimno więc przykryła się starym kocem. Pomieszczenie było mroczne, wilgotne i nieprzyjemne. Stary drewniany stolik, stołek, jedna krzywa szafka, jakiś podarty gobelin i jej materac. Była sama, kompletnie sama, łzy  płynęły jej po zimnych policzkach, otuliła się szczelniej kocem i patrzyła tępo w ścianę. Czemu ona tutaj jest? Co takiego zrobiła? Przecież nie ma pojęcia jakie czary rzucono na Norę ani Grimmauld Place 12, bo i tego zapewne chciał się dowiedzieć. Po co mu ona, i dlaczego ma zostać przy życiu jak najdłużej? Powinna się cieszyć, że jej nie zabije lecz perspektywa dalszych tortur nie była lepsza, ale o to przecież chodziło, albo z bólu powie mu wszystko co wie, albo będzie błagać o śmierć. I jedno i drugie go zadowoli dając uciechę reszcie hołoty. Co ona była mu winna? Swojego pochodzenia? Tego kim jest? Przecież ona nie prosiła się o bycie czarownicą. To wszystko było bez sensu. Ponure myśli zamroczyły jej głowę, spała i budziła się na przemian, czas zatrzymał się w miejscu. Nie słyszała żadnych głosów, kroków, niczego, martwa i zimna cisza.

***

Czyjeś kroki ją obudziły, zerwała się jak oparzona i przywarła do ściany, zamek szczęknął i drzwi zaskrzypiały. Mała, brudna i szczurowata morda wyłoniła się zza nich.
- Wstawaj, mój pan cię wzywa - zaskrzeczał i wycelował w Hermionę różdżkę.
Wstała powoli czując się trochę lepiej niż kilka godzin temu, podeszła do drzwi a Glizdogon wyciągnął ją za ramię na korytarz. Poszli schodami ku górze, wiedziała że znów będzie w salonie i znów przejdzie przez to samo co wczoraj. Przerażona weszła do salonu gdzie przy długim stole siedziała rodzina Molfoy'ów, Snape, Bellatrix, Yaxley, i Dołochow oraz sam Voldemort. Zajmował swoje stałe miejsce na tronie przy kominku u szczytu stołu.
- Ach, jesteś wreszcie, prawda  że dworskie łoża są wygodne? - zakpił uśmiechając się szyderczo a reszta gruchnęła śmiechem.  Nic nie odpowiedziała, skiną na Glizdogona a ten poprowadził ją siłą bliżej stołu - Źle zacząłem wczorajszą rozmowę z tobą, powinienem zacząć od zapytania, jak to się stało że potrafisz czarować? Jesteś mugolakiem a takich nie powinno być w Hogwarcie! - syknął podnosząc się z miejsca - To takie obrzydliwe, patrzeć na ciebie, jednak możesz być wartościowa - podszedł do niej i zmusił aby na niego spojrzała. Podniosła wzrok trzęsąc się z obrzydzenia i strachu. - Jak śmiesz nazywać się czarownicą? Jak śmiesz używać czarów! Nie masz prawa! - blada ręka uderzyła ją mocno w twarz, zagryzła zęby aby nie uronić łzy. Widząc brak reakcji posłał na nią klątwę, uderzyła kolanami o kamienną podłogę, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
- Tak, na kolana przed naszym panem! - krzyknęła znad stołu Bella, jej siostra spojrzała na nią wielkimi oczami niepewna jaka będzie reakcja jej pana.
- Gdzie są twoi rodzice? Jak ich znajdę? Jeśli mi odpowiesz, być może potraktuję cię łagodniej - nachylił się lekko nad nią aby słyszała jego syknięcie.
- Są bezpieczni - powiedziała słabo, kolejna klątwa dała się boleśnie odczuć, była silna i rozdzierała ją na milion kawałków. Po kilku chwilach wydających się jej wiecznością opuścił różdżkę i wrócił na swoje miejsce.
- Widać nasz gość nie jest dzisiaj rozmowny. Jak sami widzicie trzeba będzie pomóc naszej pannie Granger przyzwyczaić się do naszego towarzystwa. Lucjuszu ? - skierował do niego swoje pytanie. Ojciec Dracona  dzisiaj nie wyglądał wcale lepiej, jego zarost był jeszcze gorszy a oczy bardziej podkrążone. Rzuciła szybkie spojrzenie na jego syna, siedział na swoim miejscu, przerażony, spięty i blady jak jego włosy. Jego ciotka była wyraźnie zadowolona, szczerzyła się jak hiena i wyrywała się do przodu, aby móc się wyżyć na Hermionie.
Blondyn wstał powoli, wszyscy siedzieli po jednej stronie stołu, tak aby widzieć dziewczynę leżącą na podłodze. Obszedł stół dookoła i biorąc głębszy oddech rzucił klątwę. Mijały kolejne minuty a jej mózg zaczął jej podpowiadać, że już dłużej nie da rady, wtedy ból ustał. Nie na długo było dane jej cieszyć się ulgą, ponieważ Voldemort wtargnął do jej umysłu i boleśnie szukał ciekawych informacji. Jęknęła głośno gdy trwało to już trochę za długo, z wielkim wysiłkiem ukrywała cenne informacje a kreowała fałszywe. Czas mijał a nikt nie zmieniał Lucjusza, w chwilach gdy przerywał, Voldemort szukał wspomnień.
- Możesz odejść Lucjuszu, Draco? - młodszy Malfoy wstał i po chwili znalazł się przy dziewczynie. Hermiona spojrzała na niego zbolałym wzrokiem, dobrze wiedziała że jego klątwa będzie słabsza. Był przerażony, ręka mu drżała i patrzył na nią jakby z litością. Dostrzegła przez ułamek sekundy współczucie i czystą niechęć do tego co miał zrobić.
- Draco, spokojnie - szepnęła jego matka a on nie odwrócił się.
- Musisz się nauczyć Draco, to nic trudnego, przyzwyczaisz się z czasem, a teraz chłopcze do dzieła - powiedział Voldemort przyciszonym głosem kipiącym satysfakcją.
Po chwili mogła odczuć jego zaklęcie, było słabsze choć starała się tego nie okazywać aby go nie pogrążyć. Widziała, że się bał, że nie chciał tego robić i brzydził się tym. Na swój sposób zrobiło jej się go szkoda, choć sama nie była w lepszej sytuacji. Odwróciła się tak, że teraz widziała Snap'a jak siedział nieruchomo z kamienną twarzą przy swoim panu. I było tak jak kiedyś myślała, był sobą, parszywym i zimnym, nie pomógł jej choć miał takie zadanie. Coś w jej głowie podpowiadało jej, że nie może się ujawnić, nie wolno mu, bo inaczej wszystko legnie w gruzach. Odpędziła szybko te myśli, bała się że jeśli zacznie to roztrząsać Voldemort łatwiej znajdzie to czego szuka. Mijały kolejne minuty, klątwa była słabsza więc nieco odetchnęła przy tym jeśli tak to można nazwać. I nie myliła się, znów szukał informacji.
- Widzę, że nie tak łatwo z ciebie cokolwiek wycisnąć, Bello? - wyszczerzyła się w paskudnym uśmiechu i niemal podskakując podeszła do leżącej Hermiony. Przerażenie jakie ją ogarnęło było gorsze od bólu, który stawał się nie do zniesienia. Pomyślała, że to już będzie koniec, albo powie wszystko co wie, albo będzie prosić o śmierć. Widziała, że tą szaloną kobietą targają dzika chęć zadania bólu i zemsty a także niecierpliwość.
- Ma żyć - głęboki i nieprzyjemny głos jej pana sprowadził ją na ziemię, jej uśmiech zmalał jakby poczuła się zawiedziona. I znów fale bólu targały nią, rzucała się po podłodze obdzierając twarz o kamienną podłogę, nawet nie czując jak pieką ja policzki. Klątwa była silna, choć i tak słabsza od tej, którą dostała od jej pana. Trwało to bardzo długo, rzadko przerywała, choć tym razem Voldemort nie wnikał do jej umysłu, za co dziękowała wszystkim siłom jakie znała, ponieważ teraz łatwo mógł znaleźć to czego szukał. Może uznał, że to by ją wykończyło? A przecież zależało mu na jej życiu. Prędzej czy później i tak się dowie.

***

Po dwóch godzinach tortur uznał chyba, że się znudził. Zakończył spotkanie i zniknął, Lucjusz i Draco wyszli czym prędzej, za nimi Yaxley i Dołochow, Glizdogon nie chcąc narażać się komukolwiek czmychnął czym prędzej do swojej nory.
- Opatrz ją, musi żyć, pamiętaj,  jeśli nie przeżyje to i z nami krucho - usłyszała cichy szept Snap'a gdy podszedł do Narcyzy.
- Chyba nie zamierzasz jej pomagać Cyziu? To szlama, nie dotykaj jej! - zapiszczała.
- A co mam zrobić? Sam zabronił ci wyżywać się na niej. On ma plan, doskonale o tym wiesz - warknęła na siostrę, ta jedynie z fuknięciem obróciła się i wyszła z salonu.
- Severusie, co teraz będzie, nie powiedziała nic, jutro będzie po wszystkim - szepnęła tak cicho, że jej czerwone usta ledwo się poruszyły.
- Po prostu się nią zajmij - cichy głos był jakby przeszyty wyrzutami sumienia. Wyszedł, pozostawiając Hermionę samą z Narcyzą. Podała jej eliksir i przeprowadziła do jej ''komnaty''.
- Co ze mną będzie? Co będzie jutro? - zapytała słabo gdy Narcyza pomogła jej się położyć.
- Z dnia na dzień, będzie tylko gorzej, lepiej byś powiedziała to co nasz pan chce usłyszeć.
- Nie mogę - szepnęła i kolejne łzy popłynęły same.
- Jesteś odważna, ale w tych czasach oznacza to jedynie większy ból.

Kobieta wyczarowała szklankę wody, kawałek chleba i jabłko pozostawiając je na stoliku. Podniosła się z klęczek i podeszła do drzwi, gdy miała wyjść obdarzyła Hermionę tak ciepłym spojrzeniem, że od razu poczuła się lepiej, przyjrzała się jej przez kilka sekund i zamknęła za sobą drzwi. Eliksir trochę załagodził skutki cruciatusów, które otrzymała a także zagoiły otarcia od kamiennej podłogi. Położyła się cała obolała i nie wiedząc kiedy, zasnęła bardzo mocnym snem...

1 komentarz:

  1. Rozdział smutny, ale niesamowity. Nie mogę doczekać się kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń