czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 14 ''To jedna z tych nocy, w których nie było nadziei na świt...''




Hermionę obudziły drgawki i kłujące zimno, leżała zwinięta niemal w kłębek na materacu. Mijały kolejne godziny. Co ze mną zrobią? Co się ze mną stanie? Bała się jak nigdy wcześniej. Kiedy omawiała wszystko ze Snapem w spokojnym i ciepłym zamku nie wyobrażała sobie, że będzie czuła się tak beznadziejnie. Pozostawiona sama sobie na pastwę Voldemorta i śmierciożerców, a on tam był, był i nie pomógł jej. Jak będzie dzisiaj? Czy coś się zmieni?  Wątpiła w to szczerze, choć jakaś cząstka jej uparcie trzymała się przekonania, że może jednak coś się stanie i będzie mogła stąd uciec. Tortury, przez które przeszła jeszcze nie odebrały jej rozumu, lecz czuła że z każdą chwilą słabnie jej silna wola. Świadomość tego, że Snape jest szpiegiem gdzieś zanikała chwilami, starała się o tym nie myśleć, żeby go nie zdradzić przed jego panem. Rola Snapa w tej wojnie jest skomplikowana ale cholernie ważna, wiedziała o tym aż za dobrze.  Nie mogła go zdradzić, podpisałaby wyrok na cały świat czarodziejów i mugoli. To było takie trudne, w jakiś sposób starać się nie ujawnić planów zakonu a jednocześnie myśleć o nich aby nie zwariować. Skupiła uwagę na tym co się działo teraz wokół niej. Słyszała co Snape mówił Narcyzie, czyżby jednak dbał o nią? W końcu podał jej eliksir a ona podała go mnie, dzięki nim żyję... Nie umiała sobie tego wyjaśnić. Czy Snap'a bawi to co się dzieje? Czy tylko dba o swoją skórę? Tego nie wiedziała, choć bardzo chciałaby się dowiedzieć. A Draco? Wyglądał na przestraszonego, jego klątwa była słaba, owszem nie lubi mnie, ale co sprawiło że się wahał? Być może nie jest taki okropny? Może boi się ojca? Może Voldemorta? No jego to oczywiste. Ale jednak jest śmierciożercą, jest sługusem, może został zmuszony? Na swój sposób mu współczuła, widziała jakie okropieństwa wyrabiają, mieszkali w ich dworze, jego dom stał się kwaterą Czarnej Armii, każdego napawałoby to lękiem. Nie wyglądał najlepiej, blady, chudy, niepewny i przerażony, a jego ojciec jeszcze gorzej; zarośnięty, potargany, równie przestraszony. Pamiętała jaka dumna była ta rodzina, Lucjusz pewny siebie hrabia, zapyziały i cyniczny a jego syn niewiele się od niego różnił, a Narcyza? Nie było jej dane poznać tej kobiety wcześniej, jednak teraz wydawała jej się dobrą kobietą, dbała o Dracona to można było wyczuć z daleka, pomagała też jej, szlamie. Może to tylko jej obowiązek? Opatrzyła mnie, ulokowała tu a nie w lochu...
Niemniej jednak coś jej szeptało, że ta kobieta nie jest taka jak jej mąż, jest jego kompletnym przeciwieństwem. Przypomniała sobie jej ciepły uśmiech i wielkie, piękne brązowe oczy, tak bardzo nie pasowała do Lucjusza. Musiała przyznać, że Narcyza była jedną z najpiękniejszych kobiet jakie znała, tak kobiecym okiem oceniając.  Ponure myśli odpłynęły od niej i poczuła się przez chwilę lepiej, zapominając o tym co się stało i co się stanie. Czas mijał bardzo wolno, co jakiś czas zasypiała lecz budził ją jakiś wewnętrzny niepokój.

***

Usłyszała czyjeś kroki i serce jej omal nie stanęło, zamek zgrzytnął złowrogo i drzwi się uchyliły, zobaczyła w nich tą samą parszywa mordę Glizdogona. Z uczuciem kamienia w klatce piersiowej i wyjątkowo ciasnego supła na żołądku, ruszyła za nim po schodach do salonu. Spodziewała się zobaczyć tam  cały wewnętrzny krąg po wczorajszych groźbach , jak to ma wyglądać okrutnie dzisiejszy dzień. Jednak było niemal pusto, przy stole siedziała rodzina Malfoy'ów, Voldemort, Snape i Bellatrix, coś jej nie pasowało. Ustawił ją w tym samym miejscu co wczoraj, i miała przed sobą wszystkich zebranych.
- Jak to miło, że tutaj jesteś - zakpił znad stołu - Wiesz czego chcę się dowiedzieć, powiesz mi wszystko teraz lub znów urządzimy sobie miły wieczór - wyszczerzył się - Gdzie jest Potter?
- Bezpieczny - powiedziała cicho, i stało się tak jak za każdym razem. Wtargnął do jej umysłu i boleśnie go przeszukiwał, z całych sił starała się ukrywać wspomnienia. Trwało to długo i już opadała z sił gdy znów go usłyszała .
- Powiedz mi wszystko co wiesz, co knuje Dumbledore, jak znaleźć Pottera? - syknął. W pokoju panowała cisza, Nagini szurała swoim cielskiem po kamiennej podłodze. Milczała. Fala bólu przeszyła ją całą, zachwiała się ale starała sie ustać jak najdłużej, zaklęcie przybrało na sile, poczuła zimną posadzkę. Minuty mijały a ona wiła się jak ohydny wąż leżący pod stołem.
- Widzę, że ten wieczór będzie udany - zaśmiał się parszywie - Draco, ty pierwszy - wyszczerzył się do blondyna. Dzisiejsze jego zachowanie nie odróżniało się od wczorajszego. Blady, trzęsący się podszedł do niej, jednak w jego oczach dostrzegła panikę i czystą odrazę. Zaklęcie ogarnęło ją ale było ''miłą'' odmianą po torturach Voldemorta. Ten zaś, nie przerywał chłopakowi, chciał ją zmęczyć, że  może później chętniej mu wszystko wyjawi. Wiedziała, że jest rozczarowany, chciał mieć informacje już, teraz, a ona nie udostępniała mu ich. Sądził, że dziewczynę będzie łatwiej złamać, jednak się mylił, Hermiona z zaciśniętymi oczami odwracała się od gapiów. Po kilku seriach, odesłał Dracona na miejsce po czym przyszła kolej jego ojca. Boleśnie odczuła zmianę kata, Lucjusz wylewał na niej swoją złość, niechęć i odrazę. Gdy przerywał, Voldemort wdzierał się do jej umysłu, nie miała już sił się bronić, kreować nowych wizji, podsuwała mu mało znaczące wspomnienia, choć ledwo dawała radę. Starał się z niej wycisnąć, gdzie jest Harry, jak dostać się do Nory, co planuje Dumbledore, kto jest w Zakonie Feniksa...
Czas mijał, za oknem już było ciemno, wiatr hulał w koronach drzew przechylając je niespokojnie.
- Bellatrix? - wysoki głos przywołał rozczochraną wiedźmę. Wiedziała, że to już koniec, że może już uznać się za trupa. Wiedziała, że nie ukryje już swoich myśli przed nim, zanim Bella podeszła do Hermiony, ta odwróciła się lekko w stronę Snap'a. Obraz jaki dostrzegła w jego oczach zamroził ją, sprawił że nie wiedziała co się z nią stało. Widziała ból, strach i obrzydzenie do tego widoku. Nie chciał tu być, patrzeć na nią a jednak siedział tam i pozwalał im wyżywać się na niej, nie próbując nawet sprzeciwić się swojemu panu. Zamknęła oczy i nastawiła się na ogromny ból, odszukała wspomnienia z Nory, z domu i z Hogwartu. Chwile szczęścia i radości jakie nie raz przeżyła, uśmiechy przyjaciół, ich obecność i dobro, coś nią targnęło w środku i nie miało to nic wspólnego z rzuconą klątwą. Krzyczała i wiła się z bólu, rozdzierał jej gardło i mózg, płuca wypełniły się kwasem a żołądek żywym ogniem. Z braku jakiejkolwiek zawartości żołądka nie wymiotowała, krztusiła się nie mogąc oddychać a trzęsące ramiona nie pozwalały wstać. Zwijała się w kłębek jakby to miało pomóc w zniesieniu klątwy i bólu. Ręce i twarz miała zakrwawione od pocierania o kamienną podłogę, nawet nie odczuwała pieczenia, po tych otarciach. Coś w tej kobiecie się zmieniło i zaczęła szaleć, zaklęcia spadały na nią jak deszcz a ona nie mogła złapać tchu. Bellatix ogarnęło szaleństwo od dawna w niej mieszkające, śmiała sie i krzyczała niemal tańcząc wokół Hermiony, czas stanął w miejscu. Opadła zupełnie z sił i leżała jak szmaciana lalka na podłodze, jednym okiem dostrzegła jak wyprostowała się, wyciągnęła rękę do góry by rzucić zaklęcie gdy błysnęło czerwone światło i kobieta uderzyła plecami o najbliższą kolumnę, upadając na podłogę. Pomyślała, że to błogosławieństwo, że to już koniec, że Snape oprzytomniał, nie miała siły odwrócić się żeby na niego spojrzeć, zabrakło jej głosu od krzyków by się odezwać. Czekała, aż ją stąd zabierze, lecz nie przychodził, sekundy mijały.
- Co ja mówiłem?! Ma żyć! - Voldemort krzyknął a temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni pod wpływem jego złości. Już chyba gorzej być nie mogło - Co ja mówiłem! Nie wolno wam jej zabić!
- T...t...tak mój panie. O wybacz mi panie, ale ta dziewucha... - podnosiła się z podłogi nie patrząc na swojego pana.
- Milcz . Crucio  - tym razem posłane było w jej stronę, po chwili pozbierała się i wróciła na miejsce.
- Jest jeszcze jedna osoba, która nie bawiła się dobrze tego wieczoru - Voldemort zwrócił się do Snap'a - Nauczyciel powinien wiedzieć jak uzyskać odpowiedź od upartej uczennicy.
Serce jej stanęło i nie miała pojęcia, że temu mrocznemu mężczyźnie też. Posłał szybkie spojrzenie swojemu panu, skłonił mu się i podszedł powoli do leżącej Hermiony. Patrzył na nią z góry, zimna niemal kamienna twarz i czarne oczy na ogół nie zdradzające uczuć, lecz ona to dostrzegła, widziała jak targają nim emocje, niechęć, strach i obrzydzenie; takie same jak targały Draconem. Leżała tam ledwo żywa, mocno krwawiąca i tracąca kontakt ze światem, widziała go, podnosił na nią różdżkę i po kilku sekundach mogła odczuć jego klątwę. Była inna, a może tylko jej się wydawało, nie miała już sił z nią walczyć, siła zaklęcia sama poniewierała ją po podłodze, ale tego było już za wiele. Wspomnienia najlepszych chwil jej życia nie pomagały, nie wiedziała skąd nagle przypomniała sobie momenty w których był ludzki, posiadał emocje i spokojnie z nią rozmawiał, wydawało jej się przez chwilę, że ją polubił. A teraz? Teraz torturuje ją bez większego problemu, zamiast jej pomóc, ostatnia nadzieja prysła wraz z kolejną klątwą. Łzy płynęły jej po brudnej i czerwonej od krwi twarzy. Zamknęła oczy, to już był koniec, za wiele, nie spodziewała się, że będzie musiał to robić, okazał się zdrajcą, miał jej pomóc uciec, zabrać stąd jak najszybciej a on? Teraz bawił się wyśmienicie, wiedziała to, nie bez przyczyny ludzie się go bali; uwielbiał torturować, zabijać i mścić się. Ale za co? Przecież ja mu nic nie zrobiłam... Ogarnęła ją beznadziejność napierająca z każdej strony, nie ruszała się i nie krzyczała, głowa bolała ją nie do zniesienia.
Nie wiedziała ile czasu to trwa, ale jednego była pewna jeśli teraz Voldemort wejdzie do jej głowy to definitywny koniec. Traciła kontakt sama z sobą, jej ciało nie było jej, wspomnienia błądzące w głowie nie należały do niej, ból który czuła wydawał jej się tylko zimnem spowodowanym leżeniem na podłodze. Snape dostrzegł w niej zmianę.
- Granger! Do cholery gadaj! - krzyknął i obrócił bezwładne ciało twarzą w jego stronę, to co zobaczył przeraziło go jak nic dotąd. Patrzyła na nieobecnym pustym wzrokiem, twarz miała bez wyrazu a łzy mieszały się z krwią opadając na rękawy jego szaty. Zalała go fala paniki. Wiedział co się stało, ból odebrał jej rozum i poczucie istnienia, zgasła, zamknęła się głęboko w sobie i przestała odbierać bodźce zewnętrzne.
Znał ten stan doskonale, lecz ona jakby mocniej to odczuwała, w ułamku sekundy zanim jego pan zdążył się zorientować starał się wedrzeć do jej umysłu lecz momentalnie napotkał barierę jak kamienny mur, nie do przekroczenia. Z jednej strony było to dobre, nikt nie mógł wejść do jej umysłu ale z drugiej, jeśli jej nie pomoże w przeciągu kilku godzin, dziewczyna umrze. Coś ścisnęło go za serce.
- Panie, dziewczyna nie przeżyje więcej - skłonił się Voldemortowi. Warknięcie i krzyk złości wypełniły pokój, silny wiatr zgasił pochodnie i ogarnęła ich czarna mgła. Ich pan zniknął.
Ulga jaka go opanowała była nie do opisania, oparł się o kolumnę i starał uspokoić.
- Coś ty jej zrobił? - warknął Lucjusz gdy zabłysły już pochodnie i mógł podejść do towarzysza.
- Nic - zgrzytnął zębami patrząc na Hermionę, żołądek przewracał mu się na lewą stronę.
- Po twoim zaklęciu to się stało, powinieneś ponieść karę! - krzyknęła Bella.
- Przypominam ci, że to ciebie poniosło i omal jej nie zabiłaś, sam Czarny Pan ci przeszkodził! - ryknął na kobietę, a jej twarz przypomniała buzię dziecka, któremu zabrało się ulubioną zabawkę.
Draco stał za kolumną i przyglądał się wszystkiemu ze ściągniętą twarzą, łzy spłynęły mu po policzkach, zacisnął zęby i deportował się jak najdalej stąd.
- Draco wracaj! - krzyknął za nim jego ojciec, lecz było już za późno.
- Juto na spotkaniu, nic z ciebie nie zostanie, nasz pan juz o to zadba, że doprowadziłeś ją do takiego stanu - wysapał mu niemal w twarz.
- Czyżbyś zapomniał Lucjuszu, że jutro jest zaprzysiężenie nowego narybku? - zakpił ale złość go rozsadzała, miał ochotę walnąć go prosto w ten zapuszczony ryj. Blondyn zacisnął usta, parsknął jak wściekły byk i wyszedł czym prędzej z salonu.
- Nasz pan nie będzie dla ciebie łaskawy, oj nie Severusie, przekonasz się - Bella zaśmiała się histerycznie  i już jej nie było. Narcyza została sama z Severusem.
- Trzeba coś z nią zrobić, ona żyje prawda? - Narcyza uklękła obok nieprzytomnej Hermiony.
- Tak, żyje ale jeśli czegoś szybko nie zrobię możemy pożegnać się i  z naszym życiem - popatrzył w jej ciepłe oczy i wiedział, że ona mu pomoże.
- Zabierzmy ją do mojego pokoju - wyczarowała nosze i przeszli przez korytarz kierując się na drugie piętro.
- Wykąp ją i przebierz, ja niedługo wrócę - trzasnął drzwiami i wyszedł z dworu deportując się.
Narcyza za pomocą czarów uleczyła jej rany i otarcia, podała eliksir i umieściła delikatnie Hermionę w ogromnej wannie z ciepłą wodą. Ostrożnie wykąpała ją uważając na świeże blizny na plecach i otarcie na buzi. Lewitowała ją na wielkie łóżko i nakryła kołdrą, czekała aż zjawi się Severus. Po mniej niż trzydziestu minutach wszedł do pokoju przynosząc ze sobą chłód nocy, zauważyła w jego ręce małe pudełeczko, które odłożył ostrożnie na stolik.
- Co z nią będzie Severusie? - siedziała w miękkim fotelu obok łóżka.
- Zrobię co mogę, lecz niczego nie jestem pewien. Jeśli ona umrze, my też. Zależy mu na niej, na informacjach, które ma - powiedział spokojnie starając się nie patrzeć na Hermionę. Bał się, że Naryza może odczytać to co się w nim dzieje naprawdę, choć skrzętnie ukrywał to pod swoją maską.
- Zostawiam ją tobie, muszę jeszcze zabezpieczyć loch zaklęciami, jutro będzie w nim pełno nowych - wstała  i skierowała się ku drzwiom. Skinął jej głową gdy wychodziła.
Został z Hermioną sam. Wyglądała jakby spała, lecz doskonale wiedział co się z nią dzieje.
Zabrał ze stolika małe drewniane pudełeczko i usiadł na skraju łóżka obok niej, siedział tak i nie wiedział co ze sobą zrobić. Coś targało nim od środka i nie umiał nazwać tego dziwnego uczucia, panika w nim narastała, leżała tak od godziny, jeśli minie jeszcze jedna... wolał nie myśleć co wtedy się stanie. Odsunął od siebie wszystkie emocje i przemyślenia jakie mieszały mu się w głowie, skupiając uwagę na niej. Ubrana była w jakąś długą szatę nocną Narcyzy, odrzucił kołdrę na bok i czując się zdecydowanie głupio dostrzegł jak zmizerniała przez to wszystko. Była bardzo blada a świeże blizny odcinały się fioletowym zabarwieniem na jej skórze, była bardzo chuda i zmęczona. Otworzył pudełeczko i wyjął z niego kilka malutkich fiolek , podał jej eliksiry i rzucał zaklęcia mające pomóc jej wyjść z tego stanu, lecz one same nie wystarczały, potrzebowała wsparcia psychicznego, ale nikt nie mógł jej teraz tego zapewnić. Zegar wybijał już drugą w nocy a Snape wciąż stał nad Hermioną mamrocząc kolejne inkantacje, zaczynała nabierać ludzkich kolorów i oddychała miarowo. Kiedy skończył, przykrył ją kołdrą i czując nacierające na niego emocje niemal wybiegł z pokoju rzucając jej pełne bólu spojrzenie.
Nie mógł wrócić do Hogwartu, nie mógł poinformować nikogo co się z nią dzieje i to było dla niego uciążliwe. Dumbledore chciał wiedzieć z resztą cały zakon chciał wiedzieć, ale nie mógł im wyjawić co się tutaj działo.

***

Biegł przez cały pałac i znalazł się w ''swojej'' komnacie. W rzeczywistości był to mroczny pokój pod północną wierzą, gdzie mógł mieszkać, gdy odbywały się spotkania, rodzina Malfoy'ów była mu bliska, dużo czasu tutaj spędzał. Zatrzasnął drzwi za sobą i oparł się o nie jak gdyby uciekając przed jakąś dziką bestią, która go goniła. Uciekał przed emocjami, przed odczuciami jakie ogarniały go od trzech dni, lecz dopadły go w ciemnym pokoju i wezbrały na sile gdy został sam. Twarz miał ściągniętą w bólu i nieopisanej żałości, beznadziejności tej sytuacji, miał ją chronić, pomóc jej a co zrobił? Torturował ją, znęcał się nad tą biedną, zmęczoną i zmasakrowaną dziewczyną. Taki był rozkaz, nie mógł go złamać aby się nie ujawnić, Dumbledore z pewnością powiedziałby mu, aby się nie ujawnił, choćby miało ją to kosztować życie. Złość, którą poczuł  na tego człowieka rozdzierała mu wnętrzności, tak łatwo poświęcał innych. Krzyknął czując nieokreślony ból, ból spowodowany własnymi błędami, swoją słabością i żalem. Wiele razy krzywdził ludzi, kobiety niejednokrotnie dzieci, lecz wtedy ogarniało go zło, jego demon; nie był sobą. A teraz? Teraz nauczył się nad sobą panować, poznał swój błąd i jego fatalne skutki. Nie chciał tego robić, czuł obrzydzenie do siebie samego, do tej cholernej wojny i pieprzonego Voldemorta. Podszedł do małego barku i wyjął z niej butelkę Ognistej oraz szklankę, wypił szybko trzy szklanki, jej ostry smak wypalił mu podrażnione krzykiem gardło i puste trzewia. Nie jadł od ponad trzech dni, na samą myśl było mu niedobrze, upił kolejną szklankę. Nie pomogło, wciąż miał przed oczami wijącą się po podłodze Granger, zakrwawioną, ledwo żywą z pustym wzrokiem. Gdy do niej podszedł spojrzała na niego tymi swoimi ciepłymi, czekoladowymi oczami i widział w nich błaganie o litość, nieme wołanie o pomoc a im dłużej to trwało, chęć śmierci aby już nie cierpieć. Brzydził się sobą, nienawidził się za to. Ze złością zdjął szatę ubrudzoną jej krwią, przesiąkniętą jej bólem i strachem, odrzucił ją w kąt i choć było mu zimno przeszedł do łazienki. Porwał w drodze jeszcze jedną szklaneczkę bursztynowego napoju, palił go od środka, nawet nie starał się zagłuszać tego nieprzyjemnego odczucia. Spojrzał w lustro wiszące nad umywalką, ujrzał w nim ten sam widok, który nawiedzał go w koszmarach. Blada twarz zniszczona przez życie i cierpienie jakie go spotkało, surowa, zimna teraz ściągnięta bólem i bezradnością. Krzyknął w akcie rozpaczy i odłamki lustra zraniły mu ręce, szkarłatny kolor krwi plamił srebrzystą umywalkę, zacisnął oczy a w ręce odłamek lustra, syknął z bólu. Oparł się o nią i starł się uspokoić choć nie do końca mu to wychodziło. Przywołał do siebie różdżkę i uleczył dłonie oraz naprawił lustro. Wszedł pod lodowaty strumień wody i stał tam oparty o zimną kamienną ścianę. Nie miało znaczenia czy jest mu zimno czy nie, chciał zmyć z siebie okropne wspomnienia, emocje i jej krew. Za każdym razem gdy zamykał oczy widział ją leżącą na podłodze bez życia. Stał tak nie zwracał uwagi na upływający czas...

***

Lucjusz nie mógł spać tej nocy spokojnie, wręcz w ogóle nie spał, leżał obok Narcyzy i patrzył tępo w sufit myśląc nad nadchodzącymi wydarzeniami.
- Co z dziewczyną? - zapytał po jakimś czasie żonę.
- Żyje. Jest w moim pokoju, Severus ją uleczył - nie do końca było to kłamstwem.
- Zdajesz sobie sprawę co zrobiliście? Nie wolno wam jej pomagać!
- Miałam dać jej umrzeć po to abyśmy rano skończyli tak samo? - spojrzała na niego ze strachem - Pomyśl o Draconie.
- Myślę o nim ciągle - szepnął.
- Czyżby? Czemu  pozwoliłeś na to by był taki jak my?
- Jestem z niego dumny, dobrze sobie radzi.
- Dobrze? To twój syn, trzeba było go ukryć! On nie może zginąć - usiadła.
- Tutaj jest najbezpieczniejszy, Czarny Pan o niego zadba, zależy mu na nim - powiedział pewnie.
- Nic nie jest pewne Lucjuszu, mówią że Potter może go pokonać, co wtedy będzie? Zamkną nas wszystkich w Azkabanie i ukarzą pocałunkiem! Chcesz tego!
- To nasz honor służyć naszemu panu, Draco dobrze zrobił słuchając mnie.
- Jesteś głupi jeśli uważasz, że to co teraz sie dzieje to słuszne decyzje i chwała.
- Sądzisz, że taki głupi dzieciak jak Potter pokona naszego pana? Kobieto, jesteśmy niezwyciężeni, musimy iść za nim.
- Już raz mu się udało.
- Jak widać z marnym skutkiem, wciąż mamy naszego pana i nasz dom jest jego kwaterą.
- Nie wiesz co knuje zakon z Dumbledorem na czele - odwróciła się do niego, jego blond włosy połyskiwały w świetle księżyca.
- My nie wiemy ale Severus wie, i z pewnością przekazuje informacje naszemu panu.
- Tak sądzisz? A jeśli jest coś czego nie wie. Coś co wie tylko ona lub Potter? I nasz pan teraz właśnie próbuje się dowiedzieć?
- Myślisz, że Snape nas okłamuje?
- Tego nie powiedziałam, ale może być jakiś sekret pomiędzy Dumbledorem a Granger lub Potterem. Severus ma szpiegować Dumbledora ale co jeśli on mu nie ufa do końca?
- Przecież nic nie powiedziała, choć staraliśmy się z niej to wycisnąć, widziałaś - wyraźnie wzbierała w nim złość.
- Być może dziewczyna nic nie wie, lub jest silna i nie powie - ułożyła się znów na swoim miejscu.
- Powinna powiedzieć Severusowi, sądziłem że gdy on ją będzie torturował, złamie się, przecież jest jej nauczycielem.
- Ona mu nie ufa - szepnęła Narcyza odwracając się plecami.
- Może zaufa a jeśli nie powinien zrobić coś co zmusi ją do gadania - ściszył głos i odwrócił się twarzą w stronę okna. Długo jeszcze nie mógł zasnąć a Narcyza oddychała miarowo i spała głębokim snem.

***

Księżyc świecił mocno przebijając się przez korony drzew, rzeźby i zbroje rzucały krzywe cienie na ściany. Szedł znanym mu dobrze korytarzem, serce biło mu jak oszalałe, oddychał szybko, poprawił cisnący go wysoki kołnierz i stanął przed drzwiami do pokoju Narcyzy. Coś go tam pchało, jakaś siła kazała mu zaryzykować, że może tym razem mu się uda. Uchylił lekko drzwi i wszedł do pokoju, na stoliku płonęła mała lampka gazowa i kilka świec. Granger leżała na boku skierowana twarzą ku drzwiom, wydawało mu się, że słyszy jego bicie serca, jednak wyglądała na pogrążoną w głębokim śnie. Zrobił jeden krok do przodu, drewniana podłoga zaskrzypiała złowrogo ale dziewczyna nawet się nie poruszyła. Powoli, spokojnie podszedł do niej i ukucnął przed jej spokojną twarzą, patrzył na nią i ten widok wydał mu się zupełnie nieodpowiedni.
Czuła czyjąś obecność, ktoś na nią patrzył nie wiedziała tylko kto. Powoli i ostrożnie otworzyła oboje oczu i patrzyła prosto w czarne tęczówki, oddech jej przyspieszył jednak nie potrafiła oderwać się od tego widoku, fala paniki jaka ją ogarnęła uniemożliwiła jej jakikolwiek ruch.
Był tu, przy niej, jak gdyby nigdy nic, po prostu patrzył. Usiadła szybko na łóżku spanikowana, jeszcze kilkanaście godzin temu torturował ją bez większego problemu a teraz zjawia się jak duch w jej pokoju.
- Wyjdź - szepnęła czując ból w gardle i paniczny strach.
- Nie - odszepnął jej wciąż na nią patrząc. Było cos dziwnego w tych oczach.
- Czego chcesz? Znów się nade mną pastwić? Po co przyszedłeś? - starała się uspokoić. Widok jej profesora stojącego nad nią w środku nocy zaskoczył ją. Bała się go, po tym co się stało w salonie nie chciała go widzieć, rozmawiać z nim a tym bardziej by był obok.
- Nic ci nie zrobię, nie bój się. Zostałem zmuszony - mówił spokojnie a ona wciąż patrzyła na niego przerażona.
- Jak mogłeś do tego dopuścić! Jesteś szumowiną a nie nauczycielem! - starała się zachować pozory, wiedziała że są w dworze i ktoś może słyszeć, ale nie umiała nazywać go ''per pan'' po tym co jej zrobił.
- Jestem twoim nauczycielem Granger - warknął.
- Niech pan stąd wyjdzie - opierała się o drewniane oparcie łoża.
- Granger lepiej będzie jeśli wszystko powiesz - powiedział cicho opierając się o kolumnę.
- Że co? Czy pan się słyszy? - nie mogła  w to uwierzyć.
- Powinnaś to powiedzieć jeśli chcesz żyć, ja nie mogę ci pomóc, wiesz o tym.
- Wiem doskonale, ale powiedziałam, że wolę zaginąć niż zdradzić przyjaciół.
- To takie typowe prawda? Kryjesz Pottera, ale czy on powiedział ci choć raz dziękuję? Choć raz docenił co robisz? A Weasley? Czy ktoś próbował po ciebie przyjść? Nie... - miał rację, nikogo nie było. Oni zaufali Snapowi, Dumbledore mu ufał i ona sama przekonywała chłopaków. Jakiż to był błąd. Okazał się zdrajcą, zdradził ich wszystkich. Był sługusem, śmierciożercą, nic nie wartym śmieciem.
- Przyprowadziłem cię tutaj, abyś wszytko mu powiedziała, jeśli chcesz żyć, zdradź palny, powiedz mu gdzie jest Potter i jak sie do niego dostać.
- Czemu ma pytać mnie skoro pan o tym wie? Czyżby nie ufał panu do końca? - to było niespodziewane.
- Skąd to przypuszczenie? - wyprostował się zainteresowany.
- Skoro chce zmusić mnie, to chyba nie wierzy w pańskie słowa - odpowiedziała mu pewna siebie.
- Ty szlamo! Jak śmiesz tak do mnie mówić! - ryknął na całe gardło. Przestraszyła się, nie znała takiego tonu u niego, nigdy też nie słyszała by używał tego słowa. Coś było z nim nie tak. Podszedł do niej w jednej chwili i poczuła silne uderzenie na twarzy - Jak śmiesz podważać moją pozycję, mój pan mi ufa, jestem jego prawą ręką - warknął, ale był wyraźnie pewny swoich słów. Chciała się cofnąć, lecz nie miała gdzie, przesunęła się na drugi bok łóżka, widząc, że chce je obejść dookoła starała się przejść w przeciwną stronę, była za słaba i stanęła jak wryta na miejscu. Po kilku szybkich uderzeniach serca był przy niej, nie mogła na niego spojrzeć, czuła się tak, jakby to był sam Voldemort. Zbliżył do niej twarz i chwycił mocno za ręce opierając o ścianę. Starała się wyrwać ale był silniejszy, nawet nie była w stanie krzyczeć, gardło wciąż ją bolało. Całe jej zaufanie do tego człowieka prysło jak bańka mydlana, cały szacunek jaki do niego miała i podziw dla jego opanowania i wiedzy. Wszystko legło w gruzach, nadzieja na ucieczkę, przeżycie i spotkanie przyjaciół.
- Tak panno Granger, jestem śmierciożercą, a ty jesteś zwykłą nic nie wartą dziewuchą, nawet gadać nie umiesz, sądzisz że twoja ofiara coś da? Staniesz się tylko kolejnym schodkiem wznoszącym naszego pana ku sukcesowi. Cały świat będzie jego i mrok ogarnie wszystko, pozostaną tylko wybrani, a wśród nich ja. Nagrodzi mnie za szpiegowanie was, donoszenie i knucie, za oszustwa i całą tą ''przyjaźń'' z Dumbledorem. Popchnął ją z całej siły na łóżko, szarpała się, wyrywała ale nie miała na tyle sił.
- Mogę robić co mi się podoba, mój pan pozwolił mi cię wykorzystać w nagrodę, że cię przyprowadziłem, jesteś moja i tylko moja. Jutro masz mu wszystko powiedzieć... - mruknął jej z satysfakcją do ucha. Przeszły ją ciarki, palące łzy spływały po jej policzkach, nie przestawała się wyrywać, próbowała magii bez różdżkowej lecz bez skutku, nic się nie działo. Jednym ruchem zdarł z niej szatę i napawał się zapachem jej ciała, aksamitną skórą i kształtem. Płakała i ogarnęła ją bezradność. Wciąż miała zamknięte oczy nie mogąc znieść widoku jego zadowolonej twarzy.
- Spójrz na mnie! - krzyknął obracając jej twarz, spojrzała na niego i coś do niej dotarło.
Patrzyła w te czarne oczy lecz nie widziała w nich znanych bezdennych tęczówek, te były inne, zupełnie jej obce, jego dotyk nie pozostawiał palących miejsc na jej skórze i zapach, to nie była ta błoga woń, która tak ją uspokajała.
- Nie! Zejdź ze mnie potworze! - wezbrała w niej siła i odepchnęła go od siebie, rąbnął plecami o drewniany stolik tłukąc szklankę i wazon z wodą. Wstała szybko i osłoniła się strzępkami szaty, krzyczała w panice gdy podniósł duży kawałek szkła celując w jej gardło.
- Pomocy! Jest tu ktoś! Ratunku! - strach przywrócił jej głos. Uderzyła do w głowę metalową ozdobą stojącą na komodzie niedaleko łóżka. Zakręciło mu się w głowie i oparł się parapet okna.
- Wracaj Granger! W tej chwili! - krzyczał ale ona starała się powoli iść ku drzwiom.
- Co się tam dzieje! - krzyk Narcyzy na korytarzu był dla niej jak sygnał pogotowia dla umierającego. Wpadła do pokoju rozczochrana i w rozwianej szacie.
- Pomóż mi - opadła na jej ramiona a ona wyczarowała liny które związały Severusa, upadł z głuchym łoskotem na podłogę. Zabrała mu głos i unieruchomiła. Hermiona płakała i starała się znaleźć pocieszenie u matki Dracona.
- Już, już spokojnie. Usiądź, co się stało? - spojrzała na leżącego na podłodze Severusa.
- On... on... przyszedł tu gdy spałam...chciał mnie zgwałcić, to zdrajca, zdradził nas ... - płakała i starała się opanować. Narcyza podała eliksir uspokajający, usadziła ją na łóżku okrywając  swoim szlafrokiem. Mimowolnie próbowała pomóc płaczącej dziewczynie przytulając ja do siebie, dało się słyszeć dudnienie po schodach i do pokoju wpadł Draco.
- Co tu się dzieje, co to za hałasy? - spojrzał szybko na matkę ogarniającą ramieniem Hermionę, swojego ojca chrzestnego związanego na ziemi i bałagan wokół łóżka.
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytała go szybko zdziwiona jego przybyciem.
- Byłem w jadalni, okropnie zgłodniałem. Co z nią? - zapytał spokojnie przyglądając się im.
Hermiona popatrzyła na niego oczami pełnymi łez, na twarzy miała otarcia i czerwone miejsce po świeżym uderzeniu. Wyglądała okropnie, roztrzęsiona, zapłakana w podartej szacie z widocznymi ciemnymi bliznami na ramionach.
- On... przyszedł tutaj...chciał...mnie zgwałcić ale walnęłam go posażkiem - trzęsący się głos nie pozwolił jej mówić.
- Zakneblowałam go, krzyczała więc przyszłam sprawdzić co się dzieje.
 Popatrzył na swoją matkę, była blada i zdecydowanie w szoku, ich widok był dla niego czymś nowym i zupełnie dziwnym. Granger była już resztką siebie, zniszczoną i sponiewieraną, nie mógł na nią patrzeć.
- On nas zabije! Zabije nas wszystkich! Co go napadło, co teraz?! Targnął się na nią, choć wiedział, że nam nie wolno jej tknąć! - jej syn był w wyraźnym szoku, spanikowany i zdezorientowany.
- On to zrobił i on poniesie konsekwencje, nie my, zrozumiałeś? - jej spokojny głos niewiele mu pomógł, oddychał szybko i nie mógł pojąć jak to sie stało, że on, prawa ręka Voldemorta mając wyraźny zakaz szarpnął się na nią.
- Glizdogon dostał informacje, że za pół godziny będą nowi a ja nie mogę znaleźć ojca! - krzyknął.
- Jak to? Gdzie on jest? - poderwała się zostawiając Hermionę samą.
- Chyba uciekł, szukałem go wszędzie, ani śladu!
- Nasz pan będzie tu lada chwila, Draco nie wiem co się dzisiaj wydarzy - podeszła do niego i objęła go lekko.
- Jeśli on uciekł to zapłacimy za to życiem. Nie chcę tu być! Rozumiesz! Nie chcę! - wycedził przez zęby starając się nie rozpłakać ze strachu.
- Spokojnie, jakoś to da się wyjaśnić, może zaraz się znajdzie. Zajmij się nią, niech się ubierze i zaprowadź ją do lochu, tam musi poczekać na resztę, daj jej oddzielną celę - spojrzała ciepło na Hermionę i  wyszła lewitując za sobą skrępowane ciało Snap'a.
- Masz ubierz to, szybko, zaczekam - podał jej jakieś ubrania, poszła za parawan i szybko się ubrała - Chodź mamy mało czasu - złapał ją za ramię i poprowadził schodami w dół.
Loch był duży, stanowiła go część piwnicy. Sufit podpierały rzędy kolumn, było zimno, ciemno i bardzo wilgotno. Pomyślała że zamkowe lochy są bardziej przytulne niż te i wtedy pomyślała o nim, wspomnienia sprzed kilku chwil wróciły do niej ze zdwojoną siłą, poczuła się jeszcze gorzej niż na torturach, upokorzona, obnażona ze swojej godności i nic nie warta. Fala płaczu szarpnęła jej ciałem i położyła się na lodowatej podłodze nie dbając o to czy jest jej zimno, czy kamienie nie wbijają jej się w bok ani czy jest jej wygodnie, po prostu leżała i płakała nie wiedząc co robić. Wiedziała, że zaraz będą tu śmierciożercy, cała chmara, że znów będzie torturowana i wyszydzana przez tą hołotę, nie widziała co było gorsze.
Jednak Harry miał rację, nie powinni mu wierzyć, ufać, popełnili tak straszny błąd, a ona? Myślała, że jej pomoże, och jaka była głupia mając nadzieję, że pomoże jej uciec, a wydawało jej się, że jest inny, że ukrywa swoje prawdziwe ja. Pomyśleć, że był w Zakonie, w Norze i w Hogwarcie, rozmawiali z nim, Dumbledore mu ufał a on ich sprzedał, żeby ratować własną dupę. Co za gnida, skończony nic nie warty śmieć, tchórz, skurwysyn... Oby zapłacił za to, co zrobił, że był kłamcą i oszustem... Czas mijał a ona pogrążała się co raz bardziej ponurych myślach.

***
 Gdzieś na górze rozległy się rozmowy, trzaski aportacji i krzyki przeganianych i popychanych ludzi. Podczołgała się do kraty by widzieć co się dzieje, Glizdogon, Yaksley i Dołochow przeganiali kilkunastu młodych chłopaków i kilka dziewczyn do celi obok. Starała się ukryć w cieniu aby jej nie zobaczyli. Dobiegły do niej stłumione głody matki Dracona, Voldemorta i Bellatrix. Ktoś zbiegł po schodach i otworzył jej celę.
- Chodź, nasz pan chce z tobą porozmawiać -  pociągnęła ją za szatę i pchnęła ku schodom. Wyczerpana torturami, koszmarem sprzed mniej niż godziny, głodem i płaczem szła powoli do góry.
- Możesz odejść Ballatrix - skłoniła się i usiadła na swoim miejscu.
- Czy dzisiaj zechcesz mi coś powiedzieć? - zapytał spokojnie. Milczała.
- Cóż, może jednak twój nauczyciel pomoże ci odzyskać głos? - rozglądnął się po sali, cały wewnętrzny krąg siedział jak na szpilkach, każdy wpatrzony w swoje ręce - Gdzie jest Severus? Nie widzę go tutaj.
- Panie mój, nastały pewne komplikacje... - zaczęła Narcyza.
- Jakie komplikacje! Przyprowadźcie mi go teraz, już! - wstał i krzyknął na nią. Strach ogarnął ją jak nieznośna wilgoć mgły panującej za oknem. Przeszła w tył salonu i po chwili wśród zebranych przeszedł szmer, lecz było to zdecydowanie wytłumaczalne poruszenie. Część śmierciożerców gapiła się na tył salonu, część w przestrzeń za swoim panem. Voldemort podążał wzrokiem za Narcyzą i zatrzymał się nagle gdy i ona stanęła w miejscu. Unoszące się za nią ciało gruchnęło z łoskotem na podłogę a sama złapała się za usta aby nie krzyknąć. Czarny Pan odwrócił się za siebie szeleszcząc szatami i sam nie wiedział co się tu naprawdę działo.
- Severusie... - wyszeptała oglądając się za siebie. Voldemort będąc wyraźnie zaskoczonym zaistniałą sytuacją machnął różdżką i ciało lezące w cieniu kolumny lewitowało ku niemu.
Odgłosy czystego zdziwienia wypełniły pomieszczenie.
Severus Snape stał u szczytu schodów prowadzących z parteru na piętro, do pomieszczenia w którym właśnie się znajdował. Patrzył i sam nie wiedział czy to mu się nie śni, widział siebie unoszącego się nad stołem w kierunku ich pana.
- Czyżbyś nauczył się być w dwóch miejscach jednocześnie? - zakpił jego pan, ucieszony, że może sie pastwić nad nimi obojga.
- Panie mój - szepnął przestraszony, jeden ruch i zginie. Voldemort obrócił się w jego stronę i wtargnął do jego głowy wyszukując wspomnień związanych z samym Severusem Snapem.
- Siadaj - warknął. Posłusznie wykonał polecenie.
- Kim więc jest nasz gość? Kogo wpuściłeś do swojego dworu Lucjuszu? - spojrzał na stół i dostrzegł tam tylko Narcyzę i Dracona. Zalała go złość, nos jeszcze bardziej zwęził, zacisnął usta tak, że stały się niewidoczne a w oczach zapłonęła żądza mordu i sponiewierania kogoś. Jeden ruch różdżką i ciało rąbnęło o stół, po kilku sekundach zaczęło się dziwnie poruszać, stękać i mamrotać, czarne włosy wydłużyły się i zjaśniały, nos zmalał, oczy straciły swoją czerń.  Na stole w za długich czarnych szatach plątał się Lucjusz Malfoy. Hermiona krzyknęła a Voldemort rzucił w stronę Draco - Zabierz ją stąd i wróć, ale już! Mamy teraz ciekawszą zabawę - krzyknął patrząc na wracającego do siebie mężczyznę, do którego dochodziło co się dzieje.

Draco podszedł szybko do Hermiony, szarpnął za rękaw i poprowadził w dół do celi. Trząsł się ze strachu, cały był spocony i zgrzytał zębami. Stanęli przy celi.
- Wchodź, szybko - szepnął.
- Draco pomóż mi - musiała się stąd wydostać.
- Wezwij skrzata...
- Ale..
- Wezwij - i już chciał zamknąć drzwi gdy pociągnęła go za rękaw.
- Draco masz jeszcze szansę, uciekaj, on was pozabija - była spanikowana jak nigdy przedtem.
- Wiem, lepsza śmierć niż takie życie - wydukał przez cisnące mu się na oczy łzy.
- Dziękuję - szybko go objęła, przywarł do niej silno, z tęsknotą, bólem i pożegnaniem jakby szedł na pewną śmierć. Zamknął celę i zniknął w ciemnym korytarzu.
Wezwać skrzata? Ale jak? Te cele są zaczarowane, nie da się stąd wyjść. Nie mam różdżki, ani nie mogę sie deportować! - pomyślała po kolejnej próbie ucieczki. Ogarnęła ją bezradność, rezygnacja, poddała się. Słyszała krzyki z góry, lecz nie wiedziała czyje są, ale jeden poznała, był to torturowany Lucjusz. Natłok myśli rozsadzał jej głowę, milion myśli krążyło w niej, wszystko docierało do niej z opóźnieniem, ogarnęły ją mdłości lecz w jej brzuch było pusto. Nie wiedzieć czemu lekka ulga gdzieś się w niej tliła, czym była spowodowana tego nie wiedziała, pomyślała że jest głodna. Och gdyby Zgredek tu był... Zgredek... Wezwij skrzata... wezwij go... - słowa Draco brzęczały jej jak echo w głowie. Tak! Ich magia jest inna, nasza nie działa na nich! Coś szarpnęło jej wnętrznościami, radość, ulga i podniecenie... Zgredek, gdziekolwiek jesteś, zjaw się obok mnie! - krzyknęła. Trzasnęło i skrzat zmaterializował się przed nią. Rozpłakała się na jego widok. Zgredku, Zgredku tak się cieszę że jesteś! - łzy leciały jej z oczu, upadła na kolana obejmując go mocno.
- Jaka panienka miła dla Zgredka, tak się cieszę że panienkę widzę - odpowiedział swoim dziecięcym głosikiem.

- Zabierz mnie stąd, zabierz mnie do Nory - wyszeptała nie mogąc uwierzyć, że to już koniec. Znane jej uczucie ucisku ciemności i bezdechu były dla niej jak najwspanialsze uczucie na świecie. Otworzyła oczy i ujrzała przed sobą ogień trzaskający w kominku...

2 komentarze:

  1. Wyszło tak, że czytałam ten rozdział na wykładzie...
    Jest świetny, smutny i aż słów ni brakuje <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń