Hermionę obudziły drgawki i
kłujące zimno, leżała zwinięta niemal w kłębek na materacu. Mijały kolejne godziny.
Co ze mną zrobią? Co się ze mną stanie?
Bała się jak nigdy wcześniej. Kiedy omawiała wszystko ze Snapem w spokojnym i
ciepłym zamku nie wyobrażała sobie, że będzie czuła się tak beznadziejnie.
Pozostawiona sama sobie na pastwę Voldemorta i śmierciożerców, a on tam był,
był i nie pomógł jej. Jak będzie dzisiaj?
Czy coś się zmieni? Wątpiła w to
szczerze, choć jakaś cząstka jej uparcie trzymała się przekonania, że może
jednak coś się stanie i będzie mogła stąd uciec. Tortury, przez które przeszła
jeszcze nie odebrały jej rozumu, lecz czuła że z każdą chwilą słabnie jej silna
wola. Świadomość tego, że Snape jest szpiegiem gdzieś zanikała chwilami,
starała się o tym nie myśleć, żeby go nie zdradzić przed jego panem. Rola Snapa
w tej wojnie jest skomplikowana ale cholernie ważna, wiedziała o tym aż za
dobrze. Nie mogła go zdradzić,
podpisałaby wyrok na cały świat czarodziejów i mugoli. To było takie trudne, w
jakiś sposób starać się nie ujawnić planów zakonu a jednocześnie myśleć o nich
aby nie zwariować. Skupiła uwagę na tym co się działo teraz wokół niej.
Słyszała co Snape mówił Narcyzie, czyżby jednak dbał o nią? W końcu podał jej eliksir a ona podała go
mnie, dzięki nim żyję... Nie umiała sobie tego wyjaśnić. Czy Snap'a bawi to co się dzieje? Czy tylko
dba o swoją skórę? Tego nie wiedziała, choć bardzo chciałaby się
dowiedzieć. A Draco? Wyglądał na przestraszonego, jego klątwa
była słaba, owszem nie lubi mnie, ale co sprawiło że się wahał? Być może nie
jest taki okropny? Może boi się ojca? Może Voldemorta? No jego to oczywiste.
Ale jednak jest śmierciożercą, jest sługusem, może został zmuszony? Na swój
sposób mu współczuła, widziała jakie okropieństwa wyrabiają, mieszkali w ich
dworze, jego dom stał się kwaterą Czarnej Armii, każdego napawałoby to lękiem.
Nie wyglądał najlepiej, blady, chudy, niepewny i przerażony, a jego ojciec
jeszcze gorzej; zarośnięty, potargany, równie przestraszony. Pamiętała jaka
dumna była ta rodzina, Lucjusz pewny siebie hrabia, zapyziały i cyniczny a jego
syn niewiele się od niego różnił, a Narcyza? Nie było jej dane poznać tej
kobiety wcześniej, jednak teraz wydawała jej się dobrą kobietą, dbała o Dracona
to można było wyczuć z daleka, pomagała też jej, szlamie. Może to tylko jej obowiązek? Opatrzyła
mnie, ulokowała tu a nie w lochu...
Niemniej jednak coś jej
szeptało, że ta kobieta nie jest taka jak jej mąż, jest jego kompletnym
przeciwieństwem. Przypomniała sobie jej ciepły uśmiech i wielkie, piękne
brązowe oczy, tak bardzo nie pasowała do Lucjusza. Musiała przyznać, że Narcyza
była jedną z najpiękniejszych kobiet jakie znała, tak kobiecym okiem oceniając.
Ponure myśli odpłynęły od niej i poczuła
się przez chwilę lepiej, zapominając o tym co się stało i co się stanie. Czas
mijał bardzo wolno, co jakiś czas zasypiała lecz budził ją jakiś wewnętrzny
niepokój.
***
Usłyszała czyjeś kroki i
serce jej omal nie stanęło, zamek zgrzytnął złowrogo i drzwi się uchyliły,
zobaczyła w nich tą samą parszywa mordę Glizdogona. Z uczuciem kamienia w
klatce piersiowej i wyjątkowo ciasnego supła na żołądku, ruszyła za nim po
schodach do salonu. Spodziewała się zobaczyć tam cały wewnętrzny krąg po wczorajszych groźbach ,
jak to ma wyglądać okrutnie dzisiejszy dzień. Jednak było niemal pusto, przy
stole siedziała rodzina Malfoy'ów, Voldemort, Snape i Bellatrix, coś jej nie
pasowało. Ustawił ją w tym samym miejscu co wczoraj, i miała przed sobą
wszystkich zebranych.
- Jak to miło, że tutaj
jesteś - zakpił znad stołu - Wiesz czego chcę się dowiedzieć, powiesz mi
wszystko teraz lub znów urządzimy sobie miły wieczór - wyszczerzył się - Gdzie
jest Potter?
- Bezpieczny - powiedziała
cicho, i stało się tak jak za każdym razem. Wtargnął do jej umysłu i boleśnie
go przeszukiwał, z całych sił starała się ukrywać wspomnienia. Trwało to długo
i już opadała z sił gdy znów go usłyszała .
- Powiedz mi wszystko co
wiesz, co knuje Dumbledore, jak znaleźć Pottera? - syknął. W pokoju panowała
cisza, Nagini szurała swoim cielskiem po kamiennej podłodze. Milczała. Fala
bólu przeszyła ją całą, zachwiała się ale starała sie ustać jak najdłużej,
zaklęcie przybrało na sile, poczuła zimną posadzkę. Minuty mijały a ona wiła
się jak ohydny wąż leżący pod stołem.
- Widzę, że ten wieczór
będzie udany - zaśmiał się parszywie - Draco, ty pierwszy - wyszczerzył się do
blondyna. Dzisiejsze jego zachowanie nie odróżniało się od wczorajszego. Blady,
trzęsący się podszedł do niej, jednak w jego oczach dostrzegła panikę i czystą
odrazę. Zaklęcie ogarnęło ją ale było ''miłą'' odmianą po torturach Voldemorta.
Ten zaś, nie przerywał chłopakowi, chciał ją zmęczyć, że może później chętniej mu wszystko wyjawi.
Wiedziała, że jest rozczarowany, chciał mieć informacje już, teraz, a ona nie
udostępniała mu ich. Sądził, że dziewczynę będzie łatwiej złamać, jednak się
mylił, Hermiona z zaciśniętymi oczami odwracała się od gapiów. Po kilku
seriach, odesłał Dracona na miejsce po czym przyszła kolej jego ojca. Boleśnie
odczuła zmianę kata, Lucjusz wylewał na niej swoją złość, niechęć i odrazę. Gdy
przerywał, Voldemort wdzierał się do jej umysłu, nie miała już sił się bronić,
kreować nowych wizji, podsuwała mu mało znaczące wspomnienia, choć ledwo dawała
radę. Starał się z niej wycisnąć, gdzie jest Harry, jak dostać się do Nory, co
planuje Dumbledore, kto jest w Zakonie Feniksa...
Czas mijał, za oknem już było
ciemno, wiatr hulał w koronach drzew przechylając je niespokojnie.
- Bellatrix? - wysoki głos
przywołał rozczochraną wiedźmę. Wiedziała, że to już koniec, że może już uznać
się za trupa. Wiedziała, że nie ukryje już swoich myśli przed nim, zanim Bella
podeszła do Hermiony, ta odwróciła się lekko w stronę Snap'a. Obraz jaki
dostrzegła w jego oczach zamroził ją, sprawił że nie wiedziała co się z nią
stało. Widziała ból, strach i obrzydzenie do tego widoku. Nie chciał tu być,
patrzeć na nią a jednak siedział tam i pozwalał im wyżywać się na niej, nie
próbując nawet sprzeciwić się swojemu panu. Zamknęła oczy i nastawiła się na
ogromny ból, odszukała wspomnienia z Nory, z domu i z Hogwartu. Chwile
szczęścia i radości jakie nie raz przeżyła, uśmiechy przyjaciół, ich obecność i
dobro, coś nią targnęło w środku i nie miało to nic wspólnego z rzuconą klątwą.
Krzyczała i wiła się z bólu, rozdzierał jej gardło i mózg, płuca wypełniły się
kwasem a żołądek żywym ogniem. Z braku jakiejkolwiek zawartości żołądka nie wymiotowała,
krztusiła się nie mogąc oddychać a trzęsące ramiona nie pozwalały wstać.
Zwijała się w kłębek jakby to miało pomóc w zniesieniu klątwy i bólu. Ręce i
twarz miała zakrwawione od pocierania o kamienną podłogę, nawet nie odczuwała
pieczenia, po tych otarciach. Coś w tej kobiecie się zmieniło i zaczęła szaleć,
zaklęcia spadały na nią jak deszcz a ona nie mogła złapać tchu. Bellatix
ogarnęło szaleństwo od dawna w niej mieszkające, śmiała sie i krzyczała niemal
tańcząc wokół Hermiony, czas stanął w miejscu. Opadła zupełnie z sił i leżała
jak szmaciana lalka na podłodze, jednym okiem dostrzegła jak wyprostowała się,
wyciągnęła rękę do góry by rzucić zaklęcie gdy błysnęło czerwone światło i
kobieta uderzyła plecami o najbliższą kolumnę, upadając na podłogę. Pomyślała,
że to błogosławieństwo, że to już koniec, że Snape oprzytomniał, nie miała siły
odwrócić się żeby na niego spojrzeć, zabrakło jej głosu od krzyków by się
odezwać. Czekała, aż ją stąd zabierze, lecz nie przychodził, sekundy mijały.
- Co ja mówiłem?! Ma żyć! -
Voldemort krzyknął a temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni pod
wpływem jego złości. Już chyba gorzej być nie mogło - Co ja mówiłem! Nie wolno
wam jej zabić!
- T...t...tak mój panie. O
wybacz mi panie, ale ta dziewucha... - podnosiła się z podłogi nie patrząc na
swojego pana.
- Milcz . Crucio - tym razem posłane było w jej stronę, po
chwili pozbierała się i wróciła na miejsce.
- Jest jeszcze jedna osoba,
która nie bawiła się dobrze tego wieczoru - Voldemort zwrócił się do Snap'a -
Nauczyciel powinien wiedzieć jak uzyskać odpowiedź od upartej uczennicy.
Serce jej stanęło i nie
miała pojęcia, że temu mrocznemu mężczyźnie też. Posłał szybkie spojrzenie
swojemu panu, skłonił mu się i podszedł powoli do leżącej Hermiony. Patrzył na
nią z góry, zimna niemal kamienna twarz i czarne oczy na ogół nie zdradzające
uczuć, lecz ona to dostrzegła, widziała jak targają nim emocje, niechęć, strach
i obrzydzenie; takie same jak targały Draconem. Leżała tam ledwo żywa, mocno
krwawiąca i tracąca kontakt ze światem, widziała go, podnosił na nią różdżkę i
po kilku sekundach mogła odczuć jego klątwę. Była inna, a może tylko jej się
wydawało, nie miała już sił z nią walczyć, siła zaklęcia sama poniewierała ją
po podłodze, ale tego było już za wiele. Wspomnienia najlepszych chwil jej
życia nie pomagały, nie wiedziała skąd nagle przypomniała sobie momenty w
których był ludzki, posiadał emocje i spokojnie z nią rozmawiał, wydawało jej
się przez chwilę, że ją polubił. A teraz? Teraz torturuje ją bez większego
problemu, zamiast jej pomóc, ostatnia nadzieja prysła wraz z kolejną klątwą. Łzy
płynęły jej po brudnej i czerwonej od krwi twarzy. Zamknęła oczy, to już był
koniec, za wiele, nie spodziewała się, że będzie musiał to robić, okazał się
zdrajcą, miał jej pomóc uciec, zabrać stąd jak najszybciej a on? Teraz bawił
się wyśmienicie, wiedziała to, nie bez przyczyny ludzie się go bali; uwielbiał
torturować, zabijać i mścić się. Ale za
co? Przecież ja mu nic nie zrobiłam... Ogarnęła ją beznadziejność
napierająca z każdej strony, nie ruszała się i nie krzyczała, głowa bolała ją
nie do zniesienia.
Nie wiedziała ile czasu to
trwa, ale jednego była pewna jeśli teraz Voldemort wejdzie do jej głowy to
definitywny koniec. Traciła kontakt sama z sobą, jej ciało nie było jej,
wspomnienia błądzące w głowie nie należały do niej, ból który czuła wydawał jej
się tylko zimnem spowodowanym leżeniem na podłodze. Snape dostrzegł w niej
zmianę.
- Granger! Do cholery
gadaj! - krzyknął i obrócił bezwładne ciało twarzą w jego stronę, to co
zobaczył przeraziło go jak nic dotąd. Patrzyła na nieobecnym pustym wzrokiem,
twarz miała bez wyrazu a łzy mieszały się z krwią opadając na rękawy jego
szaty. Zalała go fala paniki. Wiedział co się stało, ból odebrał jej rozum i
poczucie istnienia, zgasła, zamknęła się głęboko w sobie i przestała odbierać
bodźce zewnętrzne.
Znał ten stan doskonale,
lecz ona jakby mocniej to odczuwała, w ułamku sekundy zanim jego pan zdążył się
zorientować starał się wedrzeć do jej umysłu lecz momentalnie napotkał barierę
jak kamienny mur, nie do przekroczenia. Z jednej strony było to dobre, nikt nie
mógł wejść do jej umysłu ale z drugiej, jeśli jej nie pomoże w przeciągu kilku
godzin, dziewczyna umrze. Coś ścisnęło go za serce.
- Panie, dziewczyna nie
przeżyje więcej - skłonił się Voldemortowi. Warknięcie i krzyk złości wypełniły
pokój, silny wiatr zgasił pochodnie i ogarnęła ich czarna mgła. Ich pan
zniknął.
Ulga jaka go opanowała była
nie do opisania, oparł się o kolumnę i starał uspokoić.
- Coś ty jej zrobił? - warknął
Lucjusz gdy zabłysły już pochodnie i mógł podejść do towarzysza.
- Nic - zgrzytnął zębami
patrząc na Hermionę, żołądek przewracał mu się na lewą stronę.
- Po twoim zaklęciu to się
stało, powinieneś ponieść karę! - krzyknęła Bella.
- Przypominam ci, że to
ciebie poniosło i omal jej nie zabiłaś, sam Czarny Pan ci przeszkodził! -
ryknął na kobietę, a jej twarz przypomniała buzię dziecka, któremu zabrało się
ulubioną zabawkę.
Draco stał za kolumną i
przyglądał się wszystkiemu ze ściągniętą twarzą, łzy spłynęły mu po policzkach,
zacisnął zęby i deportował się jak najdalej stąd.
- Draco wracaj! - krzyknął
za nim jego ojciec, lecz było już za późno.
- Juto na spotkaniu, nic z
ciebie nie zostanie, nasz pan juz o to zadba, że doprowadziłeś ją do takiego
stanu - wysapał mu niemal w twarz.
- Czyżbyś zapomniał Lucjuszu,
że jutro jest zaprzysiężenie nowego narybku? - zakpił ale złość go rozsadzała,
miał ochotę walnąć go prosto w ten zapuszczony ryj. Blondyn zacisnął usta,
parsknął jak wściekły byk i wyszedł czym prędzej z salonu.
- Nasz pan nie będzie dla
ciebie łaskawy, oj nie Severusie, przekonasz się - Bella zaśmiała się
histerycznie i już jej nie było. Narcyza
została sama z Severusem.
- Trzeba coś z nią zrobić,
ona żyje prawda? - Narcyza uklękła obok nieprzytomnej Hermiony.
- Tak, żyje ale jeśli
czegoś szybko nie zrobię możemy pożegnać się i z naszym życiem - popatrzył w jej ciepłe oczy
i wiedział, że ona mu pomoże.
- Zabierzmy ją do mojego
pokoju - wyczarowała nosze i przeszli przez korytarz kierując się na drugie
piętro.
- Wykąp ją i przebierz, ja
niedługo wrócę - trzasnął drzwiami i wyszedł z dworu deportując się.
Narcyza za pomocą czarów
uleczyła jej rany i otarcia, podała eliksir i umieściła delikatnie Hermionę w
ogromnej wannie z ciepłą wodą. Ostrożnie wykąpała ją uważając na świeże blizny
na plecach i otarcie na buzi. Lewitowała ją na wielkie łóżko i nakryła kołdrą,
czekała aż zjawi się Severus. Po mniej niż trzydziestu minutach wszedł do
pokoju przynosząc ze sobą chłód nocy, zauważyła w jego ręce małe pudełeczko,
które odłożył ostrożnie na stolik.
- Co z nią będzie
Severusie? - siedziała w miękkim fotelu obok łóżka.
- Zrobię co mogę, lecz
niczego nie jestem pewien. Jeśli ona umrze, my też. Zależy mu na niej, na
informacjach, które ma - powiedział spokojnie starając się nie patrzeć na
Hermionę. Bał się, że Naryza może odczytać to co się w nim dzieje naprawdę,
choć skrzętnie ukrywał to pod swoją maską.
- Zostawiam ją tobie, muszę
jeszcze zabezpieczyć loch zaklęciami, jutro będzie w nim pełno nowych - wstała i skierowała się ku drzwiom. Skinął jej głową
gdy wychodziła.
Został z Hermioną sam.
Wyglądała jakby spała, lecz doskonale wiedział co się z nią dzieje.
Zabrał ze stolika małe
drewniane pudełeczko i usiadł na skraju łóżka obok niej, siedział tak i nie
wiedział co ze sobą zrobić. Coś targało nim od środka i nie umiał nazwać tego
dziwnego uczucia, panika w nim narastała, leżała tak od godziny, jeśli minie
jeszcze jedna... wolał nie myśleć co wtedy się stanie. Odsunął od siebie
wszystkie emocje i przemyślenia jakie mieszały mu się w głowie, skupiając uwagę
na niej. Ubrana była w jakąś długą szatę nocną Narcyzy, odrzucił kołdrę na bok
i czując się zdecydowanie głupio dostrzegł jak zmizerniała przez to wszystko.
Była bardzo blada a świeże blizny odcinały się fioletowym zabarwieniem na jej
skórze, była bardzo chuda i zmęczona. Otworzył pudełeczko i wyjął z niego kilka
malutkich fiolek , podał jej eliksiry i rzucał zaklęcia mające pomóc jej wyjść
z tego stanu, lecz one same nie wystarczały, potrzebowała wsparcia
psychicznego, ale nikt nie mógł jej teraz tego zapewnić. Zegar wybijał już
drugą w nocy a Snape wciąż stał nad Hermioną mamrocząc kolejne inkantacje,
zaczynała nabierać ludzkich kolorów i oddychała miarowo. Kiedy skończył,
przykrył ją kołdrą i czując nacierające na niego emocje niemal wybiegł z pokoju
rzucając jej pełne bólu spojrzenie.
Nie mógł wrócić do
Hogwartu, nie mógł poinformować nikogo co się z nią dzieje i to było dla niego
uciążliwe. Dumbledore chciał wiedzieć z resztą cały zakon chciał wiedzieć, ale
nie mógł im wyjawić co się tutaj działo.
***
Biegł przez cały pałac i
znalazł się w ''swojej'' komnacie. W rzeczywistości był to mroczny pokój pod
północną wierzą, gdzie mógł mieszkać, gdy odbywały się spotkania, rodzina
Malfoy'ów była mu bliska, dużo czasu tutaj spędzał. Zatrzasnął drzwi za sobą i
oparł się o nie jak gdyby uciekając przed jakąś dziką bestią, która go goniła.
Uciekał przed emocjami, przed odczuciami jakie ogarniały go od trzech dni, lecz
dopadły go w ciemnym pokoju i wezbrały na sile gdy został sam. Twarz miał
ściągniętą w bólu i nieopisanej żałości, beznadziejności tej sytuacji, miał ją
chronić, pomóc jej a co zrobił? Torturował ją, znęcał się nad tą biedną,
zmęczoną i zmasakrowaną dziewczyną. Taki był rozkaz, nie mógł go złamać aby się
nie ujawnić, Dumbledore z pewnością powiedziałby mu, aby się nie ujawnił,
choćby miało ją to kosztować życie. Złość, którą poczuł na tego człowieka rozdzierała mu wnętrzności,
tak łatwo poświęcał innych. Krzyknął czując nieokreślony ból, ból spowodowany
własnymi błędami, swoją słabością i żalem. Wiele razy krzywdził ludzi, kobiety
niejednokrotnie dzieci, lecz wtedy ogarniało go zło, jego demon; nie był sobą.
A teraz? Teraz nauczył się nad sobą panować, poznał swój błąd i jego fatalne
skutki. Nie chciał tego robić, czuł obrzydzenie do siebie samego, do tej
cholernej wojny i pieprzonego Voldemorta. Podszedł do małego barku i wyjął z
niej butelkę Ognistej oraz szklankę, wypił szybko trzy szklanki, jej ostry smak
wypalił mu podrażnione krzykiem gardło i puste trzewia. Nie jadł od ponad
trzech dni, na samą myśl było mu niedobrze, upił kolejną szklankę. Nie pomogło,
wciąż miał przed oczami wijącą się po podłodze Granger, zakrwawioną, ledwo żywą
z pustym wzrokiem. Gdy do niej podszedł spojrzała na niego tymi swoimi
ciepłymi, czekoladowymi oczami i widział w nich błaganie o litość, nieme
wołanie o pomoc a im dłużej to trwało, chęć śmierci aby już nie cierpieć.
Brzydził się sobą, nienawidził się za to. Ze złością zdjął szatę ubrudzoną jej
krwią, przesiąkniętą jej bólem i strachem, odrzucił ją w kąt i choć było mu
zimno przeszedł do łazienki. Porwał w drodze jeszcze jedną szklaneczkę
bursztynowego napoju, palił go od środka, nawet nie starał się zagłuszać tego
nieprzyjemnego odczucia. Spojrzał w lustro wiszące nad umywalką, ujrzał w nim
ten sam widok, który nawiedzał go w koszmarach. Blada twarz zniszczona przez
życie i cierpienie jakie go spotkało, surowa, zimna teraz ściągnięta bólem i
bezradnością. Krzyknął w akcie rozpaczy i odłamki lustra zraniły mu ręce, szkarłatny
kolor krwi plamił srebrzystą umywalkę, zacisnął oczy a w ręce odłamek lustra,
syknął z bólu. Oparł się o nią i starł się uspokoić choć nie do końca mu to
wychodziło. Przywołał do siebie różdżkę i uleczył dłonie oraz naprawił lustro.
Wszedł pod lodowaty strumień wody i stał tam oparty o zimną kamienną ścianę.
Nie miało znaczenia czy jest mu zimno czy nie, chciał zmyć z siebie okropne
wspomnienia, emocje i jej krew. Za każdym razem gdy zamykał oczy widział ją
leżącą na podłodze bez życia. Stał tak nie zwracał uwagi na upływający czas...
***
Lucjusz nie mógł spać tej
nocy spokojnie, wręcz w ogóle nie spał, leżał obok Narcyzy i patrzył tępo w
sufit myśląc nad nadchodzącymi wydarzeniami.
- Co z dziewczyną? -
zapytał po jakimś czasie żonę.
- Żyje. Jest w moim pokoju,
Severus ją uleczył - nie do końca było to kłamstwem.
- Zdajesz sobie sprawę co
zrobiliście? Nie wolno wam jej pomagać!
- Miałam dać jej umrzeć po
to abyśmy rano skończyli tak samo? - spojrzała na niego ze strachem - Pomyśl o
Draconie.
- Myślę o nim ciągle -
szepnął.
- Czyżby? Czemu pozwoliłeś na to by był taki jak my?
- Jestem z niego dumny,
dobrze sobie radzi.
- Dobrze? To twój syn,
trzeba było go ukryć! On nie może zginąć - usiadła.
- Tutaj jest
najbezpieczniejszy, Czarny Pan o niego zadba, zależy mu na nim - powiedział
pewnie.
- Nic nie jest pewne
Lucjuszu, mówią że Potter może go pokonać, co wtedy będzie? Zamkną nas
wszystkich w Azkabanie i ukarzą pocałunkiem! Chcesz tego!
- To nasz honor służyć
naszemu panu, Draco dobrze zrobił słuchając mnie.
- Jesteś głupi jeśli
uważasz, że to co teraz sie dzieje to słuszne decyzje i chwała.
- Sądzisz, że taki głupi
dzieciak jak Potter pokona naszego pana? Kobieto, jesteśmy niezwyciężeni,
musimy iść za nim.
- Już raz mu się udało.
- Jak widać z marnym
skutkiem, wciąż mamy naszego pana i nasz dom jest jego kwaterą.
- Nie wiesz co knuje zakon
z Dumbledorem na czele - odwróciła się do niego, jego blond włosy połyskiwały w
świetle księżyca.
- My nie wiemy ale Severus
wie, i z pewnością przekazuje informacje naszemu panu.
- Tak sądzisz? A jeśli jest
coś czego nie wie. Coś co wie tylko ona lub Potter? I nasz pan teraz właśnie
próbuje się dowiedzieć?
- Myślisz, że Snape nas
okłamuje?
- Tego nie powiedziałam,
ale może być jakiś sekret pomiędzy Dumbledorem a Granger lub Potterem. Severus
ma szpiegować Dumbledora ale co jeśli on mu nie ufa do końca?
- Przecież nic nie
powiedziała, choć staraliśmy się z niej to wycisnąć, widziałaś - wyraźnie
wzbierała w nim złość.
- Być może dziewczyna nic
nie wie, lub jest silna i nie powie - ułożyła się znów na swoim miejscu.
- Powinna powiedzieć
Severusowi, sądziłem że gdy on ją będzie torturował, złamie się, przecież jest
jej nauczycielem.
- Ona mu nie ufa - szepnęła
Narcyza odwracając się plecami.
- Może zaufa a jeśli nie
powinien zrobić coś co zmusi ją do gadania - ściszył głos i odwrócił się twarzą
w stronę okna. Długo jeszcze nie mógł zasnąć a Narcyza oddychała miarowo i
spała głębokim snem.
***
Księżyc świecił mocno
przebijając się przez korony drzew, rzeźby i zbroje rzucały krzywe cienie na
ściany. Szedł znanym mu dobrze korytarzem, serce biło mu jak oszalałe, oddychał
szybko, poprawił cisnący go wysoki kołnierz i stanął przed drzwiami do pokoju
Narcyzy. Coś go tam pchało, jakaś siła kazała mu zaryzykować, że może tym razem
mu się uda. Uchylił lekko drzwi i wszedł do pokoju, na stoliku płonęła mała
lampka gazowa i kilka świec. Granger leżała na boku skierowana twarzą ku
drzwiom, wydawało mu się, że słyszy jego bicie serca, jednak wyglądała na
pogrążoną w głębokim śnie. Zrobił jeden krok do przodu, drewniana podłoga
zaskrzypiała złowrogo ale dziewczyna nawet się nie poruszyła. Powoli, spokojnie
podszedł do niej i ukucnął przed jej spokojną twarzą, patrzył na nią i ten
widok wydał mu się zupełnie nieodpowiedni.
Czuła czyjąś obecność, ktoś
na nią patrzył nie wiedziała tylko kto. Powoli i ostrożnie otworzyła oboje oczu
i patrzyła prosto w czarne tęczówki, oddech jej przyspieszył jednak nie
potrafiła oderwać się od tego widoku, fala paniki jaka ją ogarnęła
uniemożliwiła jej jakikolwiek ruch.
Był tu, przy niej, jak
gdyby nigdy nic, po prostu patrzył. Usiadła szybko na łóżku spanikowana,
jeszcze kilkanaście godzin temu torturował ją bez większego problemu a teraz
zjawia się jak duch w jej pokoju.
- Wyjdź - szepnęła czując
ból w gardle i paniczny strach.
- Nie - odszepnął jej wciąż
na nią patrząc. Było cos dziwnego w tych oczach.
- Czego chcesz? Znów się
nade mną pastwić? Po co przyszedłeś? - starała się uspokoić. Widok jej
profesora stojącego nad nią w środku nocy zaskoczył ją. Bała się go, po tym co
się stało w salonie nie chciała go widzieć, rozmawiać z nim a tym bardziej by
był obok.
- Nic ci nie zrobię, nie
bój się. Zostałem zmuszony - mówił spokojnie a ona wciąż patrzyła na niego
przerażona.
- Jak mogłeś do tego
dopuścić! Jesteś szumowiną a nie nauczycielem! - starała się zachować pozory,
wiedziała że są w dworze i ktoś może słyszeć, ale nie umiała nazywać go ''per
pan'' po tym co jej zrobił.
- Jestem twoim nauczycielem
Granger - warknął.
- Niech pan stąd wyjdzie -
opierała się o drewniane oparcie łoża.
- Granger lepiej będzie
jeśli wszystko powiesz - powiedział cicho opierając się o kolumnę.
- Że co? Czy pan się
słyszy? - nie mogła w to uwierzyć.
- Powinnaś to powiedzieć
jeśli chcesz żyć, ja nie mogę ci pomóc, wiesz o tym.
- Wiem doskonale, ale
powiedziałam, że wolę zaginąć niż zdradzić przyjaciół.
- To takie typowe prawda?
Kryjesz Pottera, ale czy on powiedział ci choć raz dziękuję? Choć raz docenił
co robisz? A Weasley? Czy ktoś próbował po ciebie przyjść? Nie... - miał rację,
nikogo nie było. Oni zaufali Snapowi, Dumbledore mu ufał i ona sama
przekonywała chłopaków. Jakiż to był błąd. Okazał się zdrajcą, zdradził ich
wszystkich. Był sługusem, śmierciożercą, nic nie wartym śmieciem.
- Przyprowadziłem cię
tutaj, abyś wszytko mu powiedziała, jeśli chcesz żyć, zdradź palny, powiedz mu
gdzie jest Potter i jak sie do niego dostać.
- Czemu ma pytać mnie skoro
pan o tym wie? Czyżby nie ufał panu do końca? - to było niespodziewane.
- Skąd to przypuszczenie? -
wyprostował się zainteresowany.
- Skoro chce zmusić mnie,
to chyba nie wierzy w pańskie słowa - odpowiedziała mu pewna siebie.
- Ty szlamo! Jak śmiesz tak
do mnie mówić! - ryknął na całe gardło. Przestraszyła się, nie znała takiego
tonu u niego, nigdy też nie słyszała by używał tego słowa. Coś było z nim nie
tak. Podszedł do niej w jednej chwili i poczuła silne uderzenie na twarzy - Jak
śmiesz podważać moją pozycję, mój pan mi ufa, jestem jego prawą ręką - warknął,
ale był wyraźnie pewny swoich słów. Chciała się cofnąć, lecz nie miała gdzie,
przesunęła się na drugi bok łóżka, widząc, że chce je obejść dookoła starała
się przejść w przeciwną stronę, była za słaba i stanęła jak wryta na miejscu.
Po kilku szybkich uderzeniach serca był przy niej, nie mogła na niego spojrzeć,
czuła się tak, jakby to był sam Voldemort. Zbliżył do niej twarz i chwycił
mocno za ręce opierając o ścianę. Starała się wyrwać ale był silniejszy, nawet
nie była w stanie krzyczeć, gardło wciąż ją bolało. Całe jej zaufanie do tego
człowieka prysło jak bańka mydlana, cały szacunek jaki do niego miała i podziw
dla jego opanowania i wiedzy. Wszystko legło w gruzach, nadzieja na ucieczkę,
przeżycie i spotkanie przyjaciół.
- Tak panno Granger, jestem
śmierciożercą, a ty jesteś zwykłą nic nie wartą dziewuchą, nawet gadać nie umiesz,
sądzisz że twoja ofiara coś da? Staniesz się tylko kolejnym schodkiem
wznoszącym naszego pana ku sukcesowi. Cały świat będzie jego i mrok ogarnie
wszystko, pozostaną tylko wybrani, a wśród nich ja. Nagrodzi mnie za
szpiegowanie was, donoszenie i knucie, za oszustwa i całą tą ''przyjaźń'' z
Dumbledorem. Popchnął ją z całej siły na łóżko, szarpała się, wyrywała ale nie
miała na tyle sił.
- Mogę robić co mi się
podoba, mój pan pozwolił mi cię wykorzystać w nagrodę, że cię przyprowadziłem,
jesteś moja i tylko moja. Jutro masz mu wszystko powiedzieć... - mruknął jej z
satysfakcją do ucha. Przeszły ją ciarki, palące łzy spływały po jej policzkach,
nie przestawała się wyrywać, próbowała magii bez różdżkowej lecz bez skutku,
nic się nie działo. Jednym ruchem zdarł z niej szatę i napawał się zapachem jej
ciała, aksamitną skórą i kształtem. Płakała i ogarnęła ją bezradność. Wciąż
miała zamknięte oczy nie mogąc znieść widoku jego zadowolonej twarzy.
- Spójrz na mnie! -
krzyknął obracając jej twarz, spojrzała na niego i coś do niej dotarło.
Patrzyła w te czarne oczy
lecz nie widziała w nich znanych bezdennych tęczówek, te były inne, zupełnie
jej obce, jego dotyk nie pozostawiał palących miejsc na jej skórze i zapach, to
nie była ta błoga woń, która tak ją uspokajała.
- Nie! Zejdź ze mnie
potworze! - wezbrała w niej siła i odepchnęła go od siebie, rąbnął plecami o
drewniany stolik tłukąc szklankę i wazon z wodą. Wstała szybko i osłoniła się
strzępkami szaty, krzyczała w panice gdy podniósł duży kawałek szkła celując w
jej gardło.
- Pomocy! Jest tu ktoś!
Ratunku! - strach przywrócił jej głos. Uderzyła do w głowę metalową ozdobą
stojącą na komodzie niedaleko łóżka. Zakręciło mu się w głowie i oparł się
parapet okna.
- Wracaj Granger! W tej
chwili! - krzyczał ale ona starała się powoli iść ku drzwiom.
- Co się tam dzieje! -
krzyk Narcyzy na korytarzu był dla niej jak sygnał pogotowia dla umierającego.
Wpadła do pokoju rozczochrana i w rozwianej szacie.
- Pomóż mi - opadła na jej
ramiona a ona wyczarowała liny które związały Severusa, upadł z głuchym
łoskotem na podłogę. Zabrała mu głos i unieruchomiła. Hermiona płakała i
starała się znaleźć pocieszenie u matki Dracona.
- Już, już spokojnie.
Usiądź, co się stało? - spojrzała na leżącego na podłodze Severusa.
- On... on... przyszedł tu
gdy spałam...chciał mnie zgwałcić, to zdrajca, zdradził nas ... - płakała i
starała się opanować. Narcyza podała eliksir uspokajający, usadziła ją na łóżku
okrywając swoim szlafrokiem. Mimowolnie
próbowała pomóc płaczącej dziewczynie przytulając ja do siebie, dało się słyszeć
dudnienie po schodach i do pokoju wpadł Draco.
- Co tu się dzieje, co to
za hałasy? - spojrzał szybko na matkę ogarniającą ramieniem Hermionę, swojego
ojca chrzestnego związanego na ziemi i bałagan wokół łóżka.
- Skąd się tu wziąłeś? -
zapytała go szybko zdziwiona jego przybyciem.
- Byłem w jadalni, okropnie
zgłodniałem. Co z nią? - zapytał spokojnie przyglądając się im.
Hermiona popatrzyła na
niego oczami pełnymi łez, na twarzy miała otarcia i czerwone miejsce po świeżym
uderzeniu. Wyglądała okropnie, roztrzęsiona, zapłakana w podartej szacie z
widocznymi ciemnymi bliznami na ramionach.
- On... przyszedł
tutaj...chciał...mnie zgwałcić ale walnęłam go posażkiem - trzęsący się głos
nie pozwolił jej mówić.
- Zakneblowałam go,
krzyczała więc przyszłam sprawdzić co się dzieje.
Popatrzył na swoją matkę, była blada i
zdecydowanie w szoku, ich widok był dla niego czymś nowym i zupełnie dziwnym. Granger
była już resztką siebie, zniszczoną i sponiewieraną, nie mógł na nią patrzeć.
- On nas zabije! Zabije nas
wszystkich! Co go napadło, co teraz?! Targnął się na nią, choć wiedział, że nam
nie wolno jej tknąć! - jej syn był w wyraźnym szoku, spanikowany i zdezorientowany.
- On to zrobił i on
poniesie konsekwencje, nie my, zrozumiałeś? - jej spokojny głos niewiele mu
pomógł, oddychał szybko i nie mógł pojąć jak to sie stało, że on, prawa ręka Voldemorta
mając wyraźny zakaz szarpnął się na nią.
- Glizdogon dostał
informacje, że za pół godziny będą nowi a ja nie mogę znaleźć ojca! - krzyknął.
- Jak to? Gdzie on jest? -
poderwała się zostawiając Hermionę samą.
- Chyba uciekł, szukałem go
wszędzie, ani śladu!
- Nasz pan będzie tu lada
chwila, Draco nie wiem co się dzisiaj wydarzy - podeszła do niego i objęła go
lekko.
- Jeśli on uciekł to
zapłacimy za to życiem. Nie chcę tu być! Rozumiesz! Nie chcę! - wycedził przez
zęby starając się nie rozpłakać ze strachu.
- Spokojnie, jakoś to da
się wyjaśnić, może zaraz się znajdzie. Zajmij się nią, niech się ubierze i
zaprowadź ją do lochu, tam musi poczekać na resztę, daj jej oddzielną celę -
spojrzała ciepło na Hermionę i wyszła
lewitując za sobą skrępowane ciało Snap'a.
- Masz ubierz to, szybko,
zaczekam - podał jej jakieś ubrania, poszła za parawan i szybko się ubrała -
Chodź mamy mało czasu - złapał ją za ramię i poprowadził schodami w dół.
Loch był duży, stanowiła go
część piwnicy. Sufit podpierały rzędy kolumn, było zimno, ciemno i bardzo
wilgotno. Pomyślała że zamkowe lochy są bardziej przytulne niż te i wtedy
pomyślała o nim, wspomnienia sprzed kilku chwil wróciły do niej ze zdwojoną
siłą, poczuła się jeszcze gorzej niż na torturach, upokorzona, obnażona ze
swojej godności i nic nie warta. Fala płaczu szarpnęła jej ciałem i położyła
się na lodowatej podłodze nie dbając o to czy jest jej zimno, czy kamienie nie
wbijają jej się w bok ani czy jest jej wygodnie, po prostu leżała i płakała nie
wiedząc co robić. Wiedziała, że zaraz będą tu śmierciożercy, cała chmara, że
znów będzie torturowana i wyszydzana przez tą hołotę, nie widziała co było
gorsze.
Jednak Harry miał rację,
nie powinni mu wierzyć, ufać, popełnili tak straszny błąd, a ona? Myślała, że
jej pomoże, och jaka była głupia mając nadzieję, że pomoże jej uciec, a
wydawało jej się, że jest inny, że ukrywa swoje prawdziwe ja. Pomyśleć, że był
w Zakonie, w Norze i w Hogwarcie, rozmawiali z nim, Dumbledore mu ufał a on ich
sprzedał, żeby ratować własną dupę. Co za
gnida, skończony nic nie warty śmieć, tchórz, skurwysyn... Oby zapłacił za to, co zrobił, że był kłamcą
i oszustem... Czas mijał a ona pogrążała się co raz bardziej ponurych
myślach.
***
Gdzieś na górze rozległy się rozmowy, trzaski
aportacji i krzyki przeganianych i popychanych ludzi. Podczołgała się do kraty
by widzieć co się dzieje, Glizdogon, Yaksley i Dołochow przeganiali kilkunastu
młodych chłopaków i kilka dziewczyn do celi obok. Starała się ukryć w cieniu
aby jej nie zobaczyli. Dobiegły do niej stłumione głody matki Dracona, Voldemorta
i Bellatrix. Ktoś zbiegł po schodach i otworzył jej celę.
- Chodź, nasz pan chce z
tobą porozmawiać - pociągnęła ją za
szatę i pchnęła ku schodom. Wyczerpana torturami, koszmarem sprzed mniej niż
godziny, głodem i płaczem szła powoli do góry.
- Możesz odejść Ballatrix -
skłoniła się i usiadła na swoim miejscu.
- Czy dzisiaj zechcesz mi
coś powiedzieć? - zapytał spokojnie. Milczała.
- Cóż, może jednak twój
nauczyciel pomoże ci odzyskać głos? - rozglądnął się po sali, cały wewnętrzny
krąg siedział jak na szpilkach, każdy wpatrzony w swoje ręce - Gdzie jest
Severus? Nie widzę go tutaj.
- Panie mój, nastały pewne
komplikacje... - zaczęła Narcyza.
- Jakie komplikacje!
Przyprowadźcie mi go teraz, już! - wstał i krzyknął na nią. Strach ogarnął ją jak
nieznośna wilgoć mgły panującej za oknem. Przeszła w tył salonu i po chwili
wśród zebranych przeszedł szmer, lecz było to zdecydowanie wytłumaczalne
poruszenie. Część śmierciożerców gapiła się na tył salonu, część w przestrzeń
za swoim panem. Voldemort podążał wzrokiem za Narcyzą i zatrzymał się nagle gdy
i ona stanęła w miejscu. Unoszące się za nią ciało gruchnęło z łoskotem na
podłogę a sama złapała się za usta aby nie krzyknąć. Czarny Pan odwrócił się za
siebie szeleszcząc szatami i sam nie wiedział co się tu naprawdę działo.
- Severusie... - wyszeptała
oglądając się za siebie. Voldemort będąc wyraźnie zaskoczonym zaistniałą
sytuacją machnął różdżką i ciało lezące w cieniu kolumny lewitowało ku niemu.
Odgłosy czystego zdziwienia
wypełniły pomieszczenie.
Severus Snape stał u
szczytu schodów prowadzących z parteru na piętro, do pomieszczenia w którym
właśnie się znajdował. Patrzył i sam nie wiedział czy to mu się nie śni,
widział siebie unoszącego się nad stołem w kierunku ich pana.
- Czyżbyś nauczył się być w
dwóch miejscach jednocześnie? - zakpił jego pan, ucieszony, że może sie pastwić
nad nimi obojga.
- Panie mój - szepnął
przestraszony, jeden ruch i zginie. Voldemort obrócił się w jego stronę i
wtargnął do jego głowy wyszukując wspomnień związanych z samym Severusem
Snapem.
- Siadaj - warknął. Posłusznie
wykonał polecenie.
- Kim więc jest nasz gość?
Kogo wpuściłeś do swojego dworu Lucjuszu? - spojrzał na stół i dostrzegł tam
tylko Narcyzę i Dracona. Zalała go złość, nos jeszcze bardziej zwęził, zacisnął
usta tak, że stały się niewidoczne a w oczach zapłonęła żądza mordu i
sponiewierania kogoś. Jeden ruch różdżką i ciało rąbnęło o stół, po kilku
sekundach zaczęło się dziwnie poruszać, stękać i mamrotać, czarne włosy
wydłużyły się i zjaśniały, nos zmalał, oczy straciły swoją czerń. Na stole w za długich czarnych szatach plątał
się Lucjusz Malfoy. Hermiona krzyknęła a Voldemort rzucił w stronę Draco -
Zabierz ją stąd i wróć, ale już! Mamy teraz ciekawszą zabawę - krzyknął patrząc
na wracającego do siebie mężczyznę, do którego dochodziło co się dzieje.
Draco podszedł szybko do
Hermiony, szarpnął za rękaw i poprowadził w dół do celi. Trząsł się ze strachu,
cały był spocony i zgrzytał zębami. Stanęli przy celi.
- Wchodź, szybko - szepnął.
- Draco pomóż mi - musiała
się stąd wydostać.
- Wezwij skrzata...
- Ale..
- Wezwij - i już chciał
zamknąć drzwi gdy pociągnęła go za rękaw.
- Draco masz jeszcze
szansę, uciekaj, on was pozabija - była spanikowana jak nigdy przedtem.
- Wiem, lepsza śmierć niż takie
życie - wydukał przez cisnące mu się na oczy łzy.
- Dziękuję - szybko go
objęła, przywarł do niej silno, z tęsknotą, bólem i pożegnaniem jakby szedł na
pewną śmierć. Zamknął celę i zniknął w ciemnym korytarzu.
Wezwać
skrzata? Ale jak? Te cele są zaczarowane, nie da się stąd wyjść. Nie mam
różdżki, ani nie mogę sie deportować! -
pomyślała po kolejnej próbie ucieczki. Ogarnęła ją bezradność, rezygnacja,
poddała się. Słyszała krzyki z góry, lecz nie wiedziała czyje są, ale jeden
poznała, był to torturowany Lucjusz. Natłok myśli rozsadzał jej głowę, milion
myśli krążyło w niej, wszystko docierało do niej z opóźnieniem, ogarnęły ją
mdłości lecz w jej brzuch było pusto. Nie wiedzieć czemu lekka ulga gdzieś się
w niej tliła, czym była spowodowana tego nie wiedziała, pomyślała że jest głodna.
Och gdyby Zgredek tu był... Zgredek... Wezwij skrzata... wezwij go...
- słowa Draco brzęczały jej jak echo w głowie. Tak! Ich magia jest inna, nasza nie działa na nich! Coś szarpnęło
jej wnętrznościami, radość, ulga i podniecenie... Zgredek, gdziekolwiek jesteś, zjaw się obok mnie! - krzyknęła.
Trzasnęło i skrzat zmaterializował się przed nią. Rozpłakała się na jego widok.
Zgredku, Zgredku tak się cieszę że jesteś!
- łzy leciały jej z oczu, upadła na kolana obejmując go mocno.
- Jaka panienka miła dla
Zgredka, tak się cieszę że panienkę widzę - odpowiedział swoim dziecięcym
głosikiem.
- Zabierz mnie stąd,
zabierz mnie do Nory - wyszeptała nie mogąc uwierzyć, że to już koniec. Znane
jej uczucie ucisku ciemności i bezdechu były dla niej jak najwspanialsze
uczucie na świecie. Otworzyła oczy i ujrzała przed sobą ogień trzaskający w
kominku...
Wyszło tak, że czytałam ten rozdział na wykładzie...
OdpowiedzUsuńJest świetny, smutny i aż słów ni brakuje <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń