sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 15 '' Każda nasza najmniejsza decyzja, wpływa na czyjeś życie...'' cz.1




Leżała na podłodze, bezwładna i niemal nieprzytomna, ciepło ognia ogrzewało jej chłodną twarz, łzy płynęły powoli i moczyły dywan, nie miała sił aby wstać. Trzask w pokoju zaciekawił kogoś z rodziny, mając przyciśnięte ucho do podłogi słyszała dudnienie kroków, po chwili wszystko zalała ciemność.

- Matko moja przejedyna!!! Arturze! - krzyknęła Pani Weasley klękając obok nieprzytomnej Hermiony - Szybko!
- Co sie stało Molly? - wbiegł do salonu przestraszony, że ktoś mógł się dostać do Nory.
- Hermiona... - szepnął i w jednej chwili był przy niej.
- Jak ona się tu znalazła? Co się stało? - kobieta odsłaniała z jej twarzy splątane włosy.
- Nie wiem, ale trzeba powiadomić Albusa. Zajmij się nią ja idę do Hogwartu - położył jej rękę na ramieniu - Zabierz ją do łóżka, nie wiemy co jej jest, lepiej żeby Albus ją zobaczył.
- Tak, idź - kiwnęła głową, mąż ucałował ją w czoło i już zniknął w kominku. Molly z czułością matki objęła Hermionę  głaskając po bladej twarzy, łzy spływały po jej rumianych policzkach. Kanapa była blisko więc jednym machnięciem różdżki lewitowała ją i nakryła kocem.
- Jesteś w domu kochana, już nic ci nie grozi - pocałowała ją w czoło, nie mogła uwierzyć że tutaj jest. Traktowała ją jak córkę, spędzała w ich domu większość czasu, niemal nie widywała swoich rodziców a zwłaszcza teraz, w tak trudnych czasach. Sprawdziła czy wszystko z nią dobrze i zaczęła krzątać się po kuchni, z wrażenia musiała zaparzyć sobie herbatkę na uspokojenie. Po kilku minutach z kominka wyszedł Artur, Albus i Minerwa.
Opiekunka domu lwa podeszła do niej czym prędzej chcąc ją zobaczyć. Złapała się za usta widząc jak źle odbiło się na niej te kilka dni.
- Jak się tu znalazła? - zapytała patrząc na pulchną kobietę wyczekując odpowiedzi.
- Nie wiem, usłyszałam trzask, przyszłam tutaj a ona leżała nieprzytomna na podłodze - gospodyni domu wyraźnie była roztrzęsiona.
- Jak to możliwe, że uciekła stamtąd. Z dworu Malfoy'ów nie ma ucieczki - Pan Weasley już był tam kilka razy.
- Tego nie wiem, jedynie Severus będzie mógł nam pomóc - staruszek przyglądał się śpiącej dziewczynie.
- Jest taka blada, taka chuda, taka zmęczona - McGonagall głaskała ją delikatnie po głowie.
- Za wiele od niej wymagasz Albusie - powiedział zdecydowanym głosem Artur.
- Powierzyłem jej zadanie, wykonała je, i wykonywać będzie dalej, nie zmuszałem jej, to była jedynie prośba...
- Twoja prośba to jak rozkaz, myślisz że sprzeciwiłaby ci się?
- Arturze! Proszę, przestańcie. Musimy zaczekać na Severusa - Molly objęła męża.
- Dzisiaj miało odbyć się zaprzysiężenie młodych, Severus już powinien wrócić - zastanowił się gładząc brodę.
- Nie przyszło Ci do głowy, że skoro ona tu jest, to on właśnie za to odpowiada? Czyż nie to mu rozkazałeś? Uratować ją za cenę własnego życia? - warkną młodszy mężczyzna.
- Mylisz się, pozycja Severusa w tej wojnie jest zbyt ważna...
- Albusie?... Czy chcesz powiedzieć, że... - urwała wicedyrektorka.
- Tajna misja i szpiegostwo Severusa miało zostać w tajemnicy za cenę jej życia. Tak, to chciał powiedzieć - Molly nigdy nie słyszała takiego tonu u męża.
 - Zebranie odbędzie się jak tylko Severus wróci - podszedł do Hermiony i wyszeptał kilka zaklęć - Utrzymają ją przy życiu. Dumbledore zacisnął usta, obrócił się po chwili ruszył do kominka. McGonagall nie odpowiedziała nic, jej twarz była wyjątkowo smutna i zawiedziona - Dziękuję wam. Dobranoc - również zniknęła w kominku.
- Przeklęty Albus! Co on sobie myśli?! Że życie kupuje się na targu?! - Artur był wyraźnie zły.
To nie była najmilsza noc. Ponure myśli plątały mu się po głowie, jego żona spała już spokojnie, wsłuchał się w jej oddech, zanurzył twarz w pachnącej wanilią szopie włosów i zasnął.

***

Lampka oliwna stojąca pomiędzy dwoma łóżkami rzucała blade światło na dwie twarze.
- To już czwarty dzień od ataku, czwarty dzień tu jesteśmy i dalej nic nie wiemy - Ron był wręcz chory od tej sytuacji.
- Czuję, że już niedługo się dowiemy - Harry patrzył na Mapę Huncwotów, w miejscu gdzie zazwyczaj przechadzał się dyrektor nie było śladu poruszających się stóp, w pokoju ich opiekunki również.
- Sąd wiesz? - zerwał się i usiadł na brzegu łóżka.
- Patrz, nie ma Dumbledora, ani McGonagall - wskazał na pergamin. To im podpowiadało, że cos musiało się stać. Po cóż innego mieliby opuszczać zamek w środku nocy?
- Jeśli coś bardzo złego się stało? Harry ja już tak nie mogę .
- Sam się martwię - nie, on miał gorączkę ze zmartwienia. Przerzucił kartę mapy - Snap'a też nie ma...
- Boję się, boję się najgorszego - rudy zacisnął usta. Włosy zjeżyły im się na plecach. Wiedzieli, że nie będzie jej łatwo, że będzie tam niebezpiecznie, ale mieli nadzieję, że stamtąd ucieknie. Na początku coś im mówiło, że jednak Snape jej pomoże, po dyskusjach doszli do wniosku, że jeśli nie dostał rozkazu żeby to zrobić, sam tego nie zrobi. Teraz, nie widząc go w szkole, nie wiedząc co się dzieje, byli pewni; jemu nie można ufać. Nie potrzebnie posłuchali Hermiony i Remusa. Mylili się, on dbał tylko o siebie. Biedna Hermiona, przekonana o tym, że jednak Snape nie do końca jest zły, teraz pewnie żałuje swoich słów. Doszli do wniosku, że muszą rano porozmawiać z McGonagall, tak wiec teraz starali się zasnąć. Męczyły ich koszmary, wizje w których ich przyjaciółka torturowana jest przez Bellatrix, Mlafoy'ów, Voldemorta i Snapa. Wszystkie parszywe gęby budziły w nich wściekłość i odrazę ale ta ostatnia nie dawała Harremu długo spokoju.

***

Cisza, wszechogarniająca cisza, chłód i blask księżyca.  Ciężka metalowa brama zazgrzytała tajemniczo. Przeszedł na teren zamku i oparł się o fragment muru. Czyste chłodne powietrze, delikatny wiatr, zdążył za tym zatęsknić. Poczuł ukłucie gdzieś w środku siebie i ruszył czym prędzej do gabinetu dyrektora. Była prawie piąta rano, jeszcze było ciemno. Chimera przepuściła go bez hasła, zapukał w grube drzwi. Znany mu przyciszony głos zaprosił go do środka.
- Severus - dyrektor wstał wyraźnie zdziwiony jego przybyciem.
- Jak widać to ja. Jesteś mniej wart niż sądziłem - warknął przez zęby.
- Jak możesz oceniać mnie, nie znając własnej ceny? - odpowiedział mu spokojnie.
- Nie wiesz co się tam działo i jaki to będzie miało teraz konsekwencje - głos o temperaturze zera absolutnego przeraził staruszka.
 - Znajdź Remusa, Minerwę, Ronalda i Harrego, mają się tutaj jak najszybciej zjawić - machnął różdżką a srebrny feniks pomknął przez okno - Trzeba wyjaśnić co się stało, ale najpierw trzeba zająć się panną Granger, rzuciłem na nią zaklęcie utrzymujące.
- Obyś znalazł się kiedyś w takiej sytuacji... - zapanowała cisza, każdy wpatrywał się w inne okno. Po mniej niż pięciu minutach do gabinetu wpadł Remus i Minerwa.
- Co tu robisz?! - warknął na czarnowłosego mężczyznę - Gadaj co się stało! Gdzie jest Hermiona!
- Ani się waż Lupin! - wyciągną różdżkę i celował w niego.
- Zaraz  wszystko się wyjaśni - staruszek uspokoił ich uniesieniem ręki, w tej samej chwili pojawił się Ron i Harry - Kierunek Nora - zalecił i zniknął pierwszy.

W Norze byli tylko rodzice Rona, Ginny była w szkole, bliźniacy w sklepie a Bill w Muszelce. Wyszli z kominka, zaczęli zajmować  miejsca w salinie. Pani Weasley przeniosła Hermionę do innego pokoju.
- Czy ktoś nam powie co się dzieje? - Ron nie wytrzymał.
- Wszyscy usiądźcie proszę - zalecił dyrektor. Nerwowi i niepewni usiedli obok Remusa - Powód tak nietypowego spotkania jest wyjątkowy, otóż chodzi o pannę Granger - serca im stanęły, co się stało?
- Czy ona... - zaczął niepewnie Harry.
- Żyje, jest w pokoju na górze, śpi - powiedziała trzęsącym się głosem Molly. Popatrzyli szybko po sobie w szoku, Harry wlepił spojrzenie w Snapa i coś wydało mu się dziwne. Patrzył z niedowierzaniem na matkę swojego ucznia jak na zjawę. To była najlepsza informacja jaką mogli usłyszeć. Poderwali się z  miejsc.
- Nie, dajcie jej odpocząć - uspokoił ich ojciec rudzielca.
- Severusie? Czy wiesz co się stało? Musimy wiedzieć - staruszek przyglądał się Snap'owi.
- Doskonale wiem co się stało - warknął - Zabrałem Granger z pociągu tak jak było w planie. Przetrzymywali ją w lochu, była torturowana, Czarny Pan próbował wycisnąć z niej zaklęcia broniące  zamku, Nory i Grimmauld Palce 12, chciał wiedzieć gdzie jest Potter i jak się do niego dostać.
- Przecież te zaklęcia są znane tylko najstarszym członkom zakonu - szepnęła McGonagall.
- Co było dalej - Remus chciał znać szczegóły.
- Sam ją torturował, zmusił Dracona,  katem był Lucjusz, Bella... i ja - dodał ponuro.
Obrzucili go nienawistnym spojrzeniem, gardzącym i wstrętnym.
- Coś ty powiedział? - zaczął Ron.
- Ron ani słowa! - ryknął Remus a rudzielec schował się od razu w sobie. Sprawa była zbyt poważna by tolerować jego humorki.
- Miałeś jej pomóc a nie torturować - Artur był wyraźnie zniesmaczony jego obecnością w domu.
- Nie miałem wyjścia, taki był rozkaz - wlepił czarne oczy w Dumbledora.
- Pomogłeś jej, jest tutaj... - zaczął Potter.
- Od kiedy jesteśmy na ty, Potter?
- Cisza! Jak to się stało Severusie? - Albus nakazał mu mówić - Chcę wiedzieć wszystko, co się stało?
- Ja zostałem zmuszony wczoraj, miałem jej pomóc jeśli byłoby to możliwe, lecz nie było. Gdy była pod wpływem mojej klątwy - Harremu wydało się, że sie zawahał - zgasła, przestała odbierać bodźce zewnętrzne, straciła rozum... - Coś mocnego ścisnęło ich wnętrzności. Jak to? Teraz nie będzie już Hermioną? Nie pozna ich? Nic nie będzie pamiętać?
 - Jak to? Czy ona nie pamięta nic? - McGonagall rzucała tylko ciche pytania.
- Przede mną była Bella, ona najbardziej się na niej wyżywała, po niej byłem ja. Wtedy to się stało, Czarny Pan uciekł, Narcyza zajęła się nią a ja przywróciłem do żywych.
Potter nie wiedział czy dobrze słyszy, czy to nie jest sen, jakiś popaprany koszmar w którym się już gubi.
- Gdy Narcyza zabrała ją do pokoju, Luciusz nie mogąc znieść jej upartości i wytrzymałości, postanowił sam zająć się sprawą. Wypił eliksir wielosokowy i poszedł do niej w nocy, co chciał zrobić nie muszę mówić - jego ponury i niski głos przyprawił ich o gęsią skórkę. Czy mało było jej cierpienia? Mało bólu? Dopuścić się czegoś takiego...Zrobiło im się nie dobrze. - Narcyza przeszkodziła mu, myśląc że to ja. W nocy przyprowadzono młodych, Draco zabrał ją do lochu gdzie miała czekać do rana, sprawy jednak się skomplikowały. Ja byłem cały czas w swojej wierzy, nie wiedziałem co się dzieje. Narcyza myśląc, że to ja skupiła się na szukaniu Luciusza. Na próżno, zaczęło się spotkanie, wszyscy zajęli miejsca i wtedy się wydało. Bella wprowadziła Granger, Czarny Pan chciał abym to ja dokończył dzieła i wtedy wszedłem do salonu widząc siebie unoszącego się nad stołem. Wszystko stało się jasne, Czarny Pan zemścił się na Lucjuszu, za podszywanie się za mnie i działanie wbrew jego woli.
- Zostałeś ukarany za ucieczkę Hermiony? - zapytał Lupin.
- Nie, jedynie za nieuwagę, którą wykorzystał Lucjusz ale to nie wszystko. Po zaprzysiężeniu posłał po Granger, a jej loch był pusty. Z niego nie można się wydostać... Czarny pan sam sprawdził jak udało jej sie uciec. Jest mądrzejszy niż niejeden mógłby sądzić. Odkrył, że to skrzat, skrzat Lucjusza Malfoya pomógł jej uciec... Zemsta padła na niego... - gdy skończył opowiadać, ani Harry ani Ron, an nikt inny nie  śmiał się odezwać, wszyscy patrzyli na Mistrza Eliksirów jak na coś niemożliwego. Wiele pytań krążyło po ich głowach. Pierwszy odezwał się Harry - Co się z nią teraz stanie? - jego słowa nie pasowały do tej ciszy.
- Nie wiem, udało mi się ją obudzić, żyje lecz przez to wszystko może wpłynąć na jej umysł, zachowanie i poczucie bezpieczeństwa.
- Musimy jej pomóc Severusie, musisz ją zobaczyć i jeśli dasz radę pomóc jej - nakazał mu Dumbledore.
- Pomóc? To przez ciebie ta dziewczyna przez to przeszła, przez ciebie to znosiła! Przez ciebie ja musiałem to wszystko tolerować! - wstał wykrzykując co raz głośniej. Coś wydało się Harremu niejasne, coś mu nie pasowało. Od kiedy martwił się o Hermionę? Od kiedy zadawanie bólu było dla niego obrzydliwe?
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że ci na niej zależy? - w głosie staruszka dało się wyczuć lekką kpinę.
- Niech cię szlag trafi Albsie! Obyś i ty musiał przez to przejść. Sprawia ci radość poświęcanie czyjegoś życia? - dyrektor jedynie przyglądał mu się w skupieniu. Snape wstał i ruszył na górę. Nikt się nie odzywał, panowała niezręczna cisza.

Wszedł do pokoju Ginny delikatnie uchylając drzwi. Leżała na łóżku przykryta kocem, blada, chuda z posiniaczoną twarzą. Stanął nad nią i nie wiedząc czemu wyciągną rękę by dotknąć tej bladej chłodnej, twarzyczki. Coś w środku nim targało, wyrzuty sumienia? Poczucie winy? Sam nie wiedział. Nie poruszała się, spała głębokim snem, czy to był sen? Czy znów jakiś dziwny stan, bliżej mu nieznany? Głęboki oddech niewiele pomógł. Ukląkł przy niej, wyjął różdżkę i przystawiając do jej skroni szeptał inkantacje. Zaklęcia powracające do niego dały mu obraz jej stanu. Była wyczerpana, miała złamane żebro po kopniaku Glizdogona, uszkodzone narządy wewnętrzne, poobdzieraną twarz, ręce i kolana. Wiedział jaki musiał być jej stan psychiczny; bardzo zły. Sponiewierana, znieważona, torturowana i poniżona, zawiodła się na swoich bliskich, nie przyszli jej z pomocą, on nie przyszedł choć miał to zrobić, niemal zgwałcona i pozostawiona w lochu. Wiedział jak to jest - no prawie, jego na początku też nie lepiej traktowano w kręgu śmierciożerców. Eliksir Novgerna niewiele pomógł, nie usuwał efektów cruciatusa w pełni, jedynie je łagodził na jakiś czas. Ponad pół godziny szeptał nad nią zaklęcia, które miały poprawić jej stan fizyczny, ale nie miały wpływu na stan psychiczny.
Chciał żeby się teraz obudziła, żeby na niego spojrzała tymi czekoladowymi oczami. Z drugiej strony nie wiedział, czy będzie pamiętać to co się stało? Czy będzie pamiętać, że to nie on usiłował ją zgwałcić? Czy w ogóle teraz będzie pamiętać cokolwiek? Gdy ją obudził w pokoju Narcyzy, chwilowy stan jej zdrowia wywołany był szokiem jaki przeżyła. Gdy emocje przerastają człowieka dana chwila wymazuje się z jego pamięci, ale powraca dziesięć razy silniej gdy niebezpieczeństwo  minie, lub gdy zmorzy człowieka sen. Musiał sobie przyznać, że bał się jej reakcji, co powie gdy się obudzi, gdy go zobaczy?
Wyjął kilka pomniejszonych eliksirów, powiększył je i podał jej unosząc delikatnie jej głowę. Odkręcił mały słoiczek z maścią i najdelikatniej jak tylko potrafił, nakładał ją na obdarte i posiniaczone policzki, nos, skroń i ręce. Gdy zrobił co mógł, stracił poczucie czasu przyglądając się jej. Nie umiał powiedzieć czemu na nią patrzył, co dawał mu ten widok, ale czuł, że ma w głowie pustkę. Nieopisaną, niepasującą do jakiegokolwiek znanego mu stanu, choć ten widok w jakiś sposób go uspokoił. Żyła, była tutaj cała choć nie do końca zdrowa, ale jej obecność dała mu poczucie ulgi, że już nie będzie musiała tego znosić...

Po jakimś czasie zamknął cicho za sobą drzwi. Atmosfera w kuchni była dość gęsta. Mógł jedynie się domyślać o co poszło, o czym rozmawiali.
- Zrobiłem co mogłem, teraz śpi - powiedział ponuro. Harremu wydało się, że ten człowiek zrobił się jeszcze bardziej mroczny niż był, o ile to było możliwe - Nie wiem kiedy sie obudzi, może za kilka dni, ale wtedy będzie potrzebowała waszej opieki, dobroci i poczucia bezpieczeństwa. Nie wiem też, czy będzie cokolwiek pamiętać, czas pokaże.
Remus wpatrywał się w swojego kolegę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Dostrzegł zmianę jaka w nim zaszła przez te kilka dni, i ten dziwny stan jaki ogarnął go gdy poszedł uleczyć Hermionę. Było to coś nowego w tej mrocznej osobowości. Ta noc była najdziwniejsza dla Harrego i Rona. Zachowanie Snap'a, słowa jakimi obrzucił Daumbledora i to co powiedział im on sam. Zgubili się w tym, o co naprawdę tutaj chodziło? Dlaczego Snape obwinia dyrektora? Dlaczego nagle zaczęło mu zależeć na dobru Hermiony? Harry czuł, że to dopiero początek tajemnic, problemów i niezrozumiałych sytuacji.
- Możemy ją zobaczyć? Mamo proszę - Ron aż trząsł się.
- Dobrze, ale cicho, nie obudźcie jej - zgodziła się niechętnie.
Poszli po cichu na górę, starając się nie robić hałasu.
- Sądzisz, że nie będzie pamiętać co się stało? - Remus zapytał spokojnie Snap'a.
- Już powiedziałem, nic nie jest wiadome - warknął na niego.
- Panna Grenger jest silna, z pewnością da sobie radę. Mam świadomość, jak to było dla niej trudne, lecz jestem gotów zrobić wszystko, aby jej pomóc - Dumbledore  starał się ich uspokoić.
- Severus ma racę, nie pozwolę ci jej więcej narazić na cos takiego. Ona ma siedemnaście lat! Albusie! - Remus był wyraźnie zdenerwowany.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale zgadzam się z Lupinem, jest za młoda na takie przeżycia, na tortury. To ją zabije, pomyślałeś o tym?
- Albusie zabraniam ci dawać jej nowych zadań, może pracować z Severusem ale nie za ciężko, musi odpocząć i zająć się nauką - McGonagall próbowała przemówić dyrektorowi do rozsądku.
- Jeśli będzie chciała abym zmienił jej zadanie powie mi to.
- Powie? Ona ledwo żyje?! - Lupin walnął ręką w stół.
- Musisz zmienić jej zadanie sam Albusie - powiedział cicho pan Weasley a jego zona pokiwała głową.
Widząc, że temat staje się niebezpieczny oraz że Harry i Ron wracają od Hermiony McGonagall ponagliła dyrektora.
- Chodźmy już, Hermiona powinna odpocząć, Molly i Artur również, i ty Severusie. Chłopcy wracajcie do zamku - wstała ze swojego miejsca.
- Będziemy mogli ją odwiedzać? - zapytał Ron z obawą.
- Tak, sądzę że tak - zapewniła go matka.
- Obyście pamiętali co mówiłem - mruknął Snape i zniknął w kominku bez słowa.

Molly uściskała syna i Harrego, Remus pożegnał się i wszyscy wrócili do swoich pokoi. Chłopcy nie wiedząc co sądzić ani mówić na temat tego co się stało dzisiaj w nocy, poszli spać, jako że rano była sobota, mogli spać spokojnie. Świadomość, że Hermona jest w Norze uspokoiła ich, lecz jej stan martwił ich.  Po kilku minutach zasnęli.


Witam wszystkich z powrotem :)
Wiem, że długo mnie nie było,  są rzeczy ważne i ważniejsze... 
Ale, ale wracam i będę pisać dla Was dalej, teraz notki będą się pojawiały częściej, wiec zapraszam do czytania i komentowania :) 
Nie wiem czy każdy z Was już słyszał - choć trudno było nie słyszeć lub nie czytać, smutną wiadomość o śmierci Alana Rickamna. Ten wspaniały człowiek znany z wielu ról i charakterów w jakie się wcielał, był jednym z najlepszych znanych mi aktorów. Skromny, z humorem, ogromną pasją do aktorstwa i sztuki nigdy nie uważał się za celebrytę Hollywoodu. Zawsze mówił o sobie jako o brytyjskim aktorze, zwykłym człowieku kochającym teatr. Wiele można o nim pisać i mówić, ja powiem krótko, jeśli dane byłoby mi go spotkać,choć teraz nie jest to już możliwe; podziękowałabym mu za wzór jakim był dla swoich fanów, uczących się młodych aktorów kina i teatru. Za niezwykłe postaci filmowe, niesamowitego Severusa Snapa, Harrego  z filmu ''To właśnie miłość'', Antoniego z ''Pachnidła'' , Alferda z ''W rękach Boga'' , sędziego Turpina z "Demonicznego golibrody'' czy szeryfa z Nothingam z głośnego na tamte czasy Robin Hooda. Ten człowiek o tak intrygującym charakterze, osobowości, tajemniczej twarzy i niesamowitym głosie zawsze będzie w mojej pamięci...

1 komentarz:

  1. Rozdział jak zwykle świetny. Mogłam sobie dokładnie wyobrazić jak czuli się bohaterowie i to lubię w Twoim opowiadaniu :)
    Śmierć Alana Rickmana była dla mnie szokiem. Do tej pory jakoś to do mnie nie dociera...
    Był niesamowitym aktorem, a przy tym nie zatracił samego siebie...

    OdpowiedzUsuń