wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział 15 '' Każda nasza najmniejsza decyzja, wpływa na czyjeś życie...'' cz.2





Harrego obudziły dźwięki krzątania po pokoju. Ciężko spał tej nocy, koszmary niewiele ustąpiły. Czując ciężar powiek ledwo zdobył się na otwarcie jednego oka. Ron przerzucał książki na dwie kupki.
- Co ty robisz? - zapytał wyraźnie zdziwiony, Ron nigdy nie garnął do nauki.
- Nie wiem co ze sobą zrobić. Nie mam ochoty z nikim gadać ani stąd wychodzić. Wszyscy chcą wiedzieć co Hermioną... Musiałem się czymś zająć. Jeśli Hermiona nic nie pamięta, to będzie katastrofa, zginiemy... kto będzie pisał nam zadania? Kto nam pomoże w nauce? Ja nigdy nie pisałem sam eseju! - zapiszczał.
- Naprawdę nie masz co robić w sobotę przed południem? - mruknął i przeciągnął się - Nie możemy myśleć, że będzie z nią tak źle. Nie wolno nam, musimy wierzyć, że gdy się obudzi to będzie tą samą Hermioną co zwykle, ale może masz rację, nawet gdy się obudzi trochę czasu minie zanim wróci do siebie, z pewnością będzie chciała wiedzieć czego się uczyliśmy, trzeba robić notatki - po chwili namysłu przyznał rudzielcowi rację.
- A jak się robi notatki? Harry ja mam pustkę w głowie! - siedział na podłodze pomiędzy książkami i panikował.
- Spokojnie, damy radę - nie miał ochoty wstawać z łóżka - Poza tym, rok dopiero się zaczął, niewiele mieliśmy zajęć a dzisiaj jest sobota, daj temu spokój.
- Chyba pójdę się przejść, jest całkiem ciepło, ale najpierw obiad...

W Wielkiej Sali siedziała już większość uczniów, była sobota, tak więc nie każdy wstawał na obiad. Zajęli swoje stałe miejsca zapewniając wszystkich dookoła, że Hermiona jest cała i zdrowa, ale teraz musi wypocząć. Woleli nie mówić pozostałym co tak naprawdę się  z nią działo. Gdy już mieli zabrać się za obiad Dumbledore wstał skupiając na sobie uwagę zebranych.
- Dzień dobry wam, zanim zaczniemy chciałbym coś ogłosić - zaczekał, aż na sali zapanuje spokój - Profesor Slughorn będzie w tym roku prowadził zajęcia z eliksirów - dało się słyszeć gdzieniegdzie pomruki, ale ogólnie wszyscy byli zadowoleni, że to nie Snape.  Swoją drogą mieli nadzieję ( nie widząc od przyjazdu Snapa w szkole, że został zwolniony ) iż ktoś nowy i kompetentny przyjdzie na jego miejsce... - Profesor Snape zaś uczył będzie Obrony Przed Czarną Magią - szmer postrachu przebiegł wśród zebranych a piękne marzenia prysły, ślizgoni za to wiwatowali - Cisza proszę, wiem że przez ostatnie kilka lat to stanowisko pełniły osoby zupełnie nieodpowiednie, lecz nie mam wyboru, nie odbierajcie tego źle, profesor Snape ma spora wiedzę w tym temacie - znów fala pomruku - Tymczasem zaś, życzę wszystkim smacznego.
- No pięknie... - mruknął Ron - Przecież my się tam będziemy zabijać! To jest Snape! On jest śmierciożercą! Co zrobił z Hermioną! Mamy skończyć tak samo?
- Nie wiem co teraz będzie... - Potterowi odechciało się jeść.  Ron po zjedzeniu wszystkiego co miał w  zasięgu ręki uznał, że musi się przejść. Wyszli na błonia, był ciepły wrześniowy dzień.
- I co teraz? Przecież Snape będzie nas uczył czarnej magii a nie obrony przed nią... - rudy usiadł pod drzewem.
- Co rok to gorszy głupek na to miejsce, myślałem że już gorzej być nie może, a jednak ....
- Ja nie wiem, dawać tak ważne stanowisko komuś. kto kocha być wrednym dupkiem, skuinsynem a na śniadanie pożera książki czarnomagiczne...
- Sam nie wiem, Hermiona dawała radę... - przypomniał sobie lekcje oklumencji.
- Dawała? Ty ją widziałeś? On ją poniewierał! A teraz co! Miał jej pomóc! Słyszałeś go?! Torturował ją, to przez niego to się stało!
- A ty słyszałeś Snapa? To on obwinia Dumbledora... że to on kazał dopuścić do porwania, nie ochronił jej... - nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ten staruszek kogoś by narażał.
- Ale dostał rozkaz jej pomóc i nic nie zrobił! Wręcz dobrze się bawił śmierciojad zasrany!
- Ty go widziałeś? Jak rozmawiał z nami? Ron znam faceta, którego nienawidzę ale wczoraj coś z nim było nie tak. Dostrzegłem w nim zmianę...
- Tak? Niby jaką? - zakpił rzucając kamieniem w pobliskie drzewo.
- Poczucie winy... - powiedział cicho bardziej do wiebie.
- No i co jeszcze? - Weasley zaśmiał się.
- Ron nie wiem  co mam o tym wszystkim sądzić. Hermiona uciekła stamtąd, jest w Norze. Jak jej się to udało tego nie wiem, ktoś musiał jej pomóc - Potter myślał na głos uparcie skubiąc mech z kamienia.
- Snape mówił  o skrzacie, nie słyszałeś? - jego przyjaciel odparł spokojnie.
- Nie nie słyszałem byłem zajęty gapieniem się na Snapa i odczytywaniem jego emocji... - pomyślał cierpko - On mówił chyba o Zgredku...
- Skąd wiesz, w dworze z pewnością jest wiele skrzatów.
- Zgredek! - zawołał. Trzasnęło i chudziutka, trzęsąca się istotka stanęła przed nimi.
- Harry Potter. Jak miło pana widzieć - uśmiechnął się.
- Zgredku mamy kilka pytań, odpowiesz nam na nie? - wybraniec wyprostował się przyglądając się skrzatowi.
- Oczywiście, niech pan pyta - Ron przybliżył by lepiej słyszeć.
- Czy to ty pomogłeś Hermionie uciec z dworu Malfoy'ów? - skrzat zatrząsł się słysząc to nazwisko.
- T-Tak - jego oczy wytrzeszczyły się. Serca zabiły im szybciej, ale utwierdzili się w przekonaniu, że to nie Snape jej pomógł.
- Jak? Czy ktoś jej jeszcze pomagał? Co się stało, opowiedz nam - rozkazał mu szybko czując narastającą ciekawość.
- Zgredek nie ma pana odkąd Harry Potter uwolnił go spod władzy pana Malfoya, Zgredek może pojawić się przy tym, kto Zgredka woła, a panienka zawołała Zgredka, więc się zjawił. Potem poprosiła o pomoc, była w takim brzydkim miejscu, Zgredek przypomniał sobie, że już tam był, w lochach domu pana Malfoya. Panienka chciała wrócić do Nory to Zgredek zabrał ją do Nory. Biedna panienka, tak płakała i była przerażona, Zgredek chciał pomóc... - ścisnął rączki z obawy, że ktoś będzie na niego krzyczał.
- Spokojnie, nie bój się Zgredku, dziękujemy że ją stamtąd zabrałeś - Harremu ulżyło, cieszył się, że to on pomógł Hermionie uciec - Gdzie wtedy byłeś? Zanim wezwała cię Hermiona? - był ciekaw jak to się stało, że się tam zjawił.
- Zgredek był w  zamku, cały czas - odparł spokojnie. I tu pojawiały się kolejne pytania, na które nikt nie mógł mu odpowiedzieć, jedynie sama Hermiona.
- Dziękujemy ci Zgredku, możesz odejść - i zniknął.
- No to już wiemy, że Snape jej nie pomógł i mieliśmy rację, jest gnojem... - westchnął Ron wracając na swoje poprzednie miejsce.
- Czemu po czterech dniach, czemu nie wcześniej? Jak to się stało? - Harry głowił się jak tylko mógł, ale żadne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy. Siedzieli tak w ciszy, każdy zajęty swoimi myślami.

***

Hermiona wciąż spała, pani Weasley co chwila zaglądała do niej czuwając. Dumbledore zabronił im odwiedzać Hermionę więcej niż raz dziennie, na co przystała matka Rona. Pojawił się Remus i Tonks chcąc ją zobaczyć. McGonagall tylko wypytywała ich jak się ma i czy się obudziła, wolała nie robić kłopotu pojawianiem się w Norze.

Nastał poniedziałek i zaczęły się normalne lekcje. Rano Dumbledore ogłosił, że w tym tygodniu nie będzie jeszcze Obrony Przed czarną Magią, a na zastępstwo będą eliksiry.  Zeszli na pierwsze eliksiry w tym roku. Slughorn trochę inaczej zorganizował salę, ale była bardziej przyjazna, to też pewniejszym krokiem weszli na lekcje.  
- Harry, nareszcie, już myślałem, że zrezygnowałeś z mojego przedmiotu - Slughorn rzucił w jego stronę gdy weszli do sali.
- Nie, nie profesorze, nadal chcę zostać Aurorem - odpowiedział szybko.
- Cieszę się chłopcze, a teraz otwórzcie książki na stronie ósmej - zalecił.
- Em... profesorze, Ron i ja nie zdobyliśmy jeszcze książek, eliksiry miały być dopiero w środę... - zaczął.
- Nic nie szkodzi, weźcie sobie jakieś z szafki - machnął ręką i podszedł do swojego biurka ustawiając kociołek. Podeszli do szafki, były w niej dwa egzemplarze, jeden nowy i jeden stary. Rzucili się na nową książkę, lecz to Ron był silniejszy i pierwszy ją zdobył. Potter westchnął i zabrał podręcznik w starej postrzępionej okładce. Podeszli do swoich stanowisk.
- Proszę, dzisiejszym zadaniem będzie Eliksir Żywej Śmierci, tylko jednej osobie do tej pory udało się uwarzyć go prawidłowo. Zróbcie choć bazę, ale jeśli komuś uda się uwarzyć formę w miarę użyteczną otrzyma sto punktów dla swojego domu. Do dzieła...
Każdy zabrał się za swój eliksir, z kociołków buchała para. Otworzył swój podręcznik i na pierwszej stronie widniał napis:

To jest własnosć Ksiecia Półkrwi

Wydawało mu się, że już gdzieś widział to pismo, ale w tej chwili chciał zdobyć punkty dla swojego domu. Jako tymczasowy prefekt ( zamiast Hermiony ) musiał zadbać o pozycję swojego domu. Chcieli wygrać puchar, a  Snape jako nauczyciel obrony był wielką przeszkodą w jego zdobyciu. Wizja mszczącego się za ich braki w wiedzy o Czarnej Magii nie była miła, i wiedział że wtedy posypią się ujemne punkty... Zabrał się do pracy, książka była cała popisana identycznym pismem. W teksie skreślone były słowa i dopisane były na marginesie polecenia lub ich poprawki. To było ciekawe, widząc trudności jakie mieli inni z nacięciem nasion, poszedł za radą dawnego właściciela i rozgniótł je, ku własnej uciesze z dobrym skutkiem. Czując przypływ dobrej energii postępował według dopisanych wskazówek.  Slughorn ogłosił koniec zajęć.
- Na brodę Merlina, pierwszorzędny - zachwycił się kociołkiem Harrego. Zdobył punkty dla domu, przyjmując gratulacje ukrył po cichu podręcznik w kieszeni szaty.
Po zajęciach tłumaczył Ronowi jak to się stało, że nagle został mistrzem eliksirów...

***

Minęły cztery dni  odkąd Hermiona była w Norze.  Jej stan nie ulegał zbytniej  zmianie. Odzyskała kolory, sińce i zadrapania z jej twarzy niemal zniknęły. Ron siedział na brzegu łóżka, Harry wiedząc jak mu na niej zależy postanowił zostawić ich samych. Przyglądał jej się bacznie. Spała spokojnie, tak bardzo chciał by się obudziła i poznała go, objęła i może pocałowała. Zamknął oczy trzymając ją za rękę. Coś się z nią działo, drgnęła? Czy tylko mu się wydawało? Poczuł jak jej palce powoli zaczynają się poruszać. Spojrzał na nią szybko zadając sobie sprawę, że się budzi. Jak oparzony dopadł do drzwi.
- Chodźcie! Harry! Budzi się! - i wrócił do pokoju. Po skodach dudniły już kroki jego matki i  Harrego, nikogo więcej nie było  w domu.
Hermiona ruszyła się powoli i otworzyła oczy, ale czegoś w tym spojrzeniu brakowało.
- Hermiono, jak dobrze że już się obudziłaś. Jak się czujesz? - zapytała Pani Weasley.
Patrzyła na nich przez chwilę, aż dotarła do niej cała sytuacja, lecz czy aby na pewno? Przez chwilę nic nie mówiła, przyglądając się im.
- Gdzie ja jestem? - zapytała cicho.
- W Norze kochana, już jesteś w domu - przytuliła ją.
- Co się stało? - cóż, Snape mówił, że może nie pamiętać - pomyślał  Harry.
- Długa historia, powiedz lepiej jak się czujesz? - zapytał Ron stając przed nią tak, by go widziała.
Coś w jej twarzy się zmieniło, przerażenie, obawa, panika....
- Kim wy u licha jesteście! - krzyknęła w pełni świadoma.
- O nie.... - jęknęła matka rudego.
- Hermiono to ja Ron - starał się aby sobie przypomniała.
- Snape miał rację - szepnął Potter. Spojrzała na niego szybko.
- Ile was jeszcze tu jest? Kim jesteście?! Co się stało? Ja nie chcę ! Chcę być sama! - zaczęła krzyczeć.
Nie! To nie może być prawda... To nie możliwe... - Harry pokręcił głową.
- Idź po Severusa Harry! Szybko! - kobieta nakazała mu z paniką w głosie. Niewiele myśląc pobiegł do kominka i wypadł w gabinecie którego tak nie cierpiał. Wpadł do pracowni eliksirów i na szczęście zastał go tam.
- Co tu robisz Potter? Nie nauczyli cie pukać - warknął znad książki.
- Hermiona... - wydyszał. Nie musiał kończyć, rzucił swoją książkę, porwał z biurka różdżkę i pobiegł do gabinetu. Wyszukał małe pudełeczko, starą księgę i szklaną fiolkę.
- Czy ona odzyska pamięć? - zapytał szybko.
- Nie gadaj tylko idź - popchnął go do kominka. Po kilku minutach znaleźli się w pokoju gdzie była Hermiona. Molly starała się do niej przemówić lecz bezskutecznie.
- Severus, jak dobrze że jesteś, pomóż jej - wszedł niepewny do pokoju.
- Wyjdź Molly, muszę zostać sam - szepnął.
- Nie zostawię go z tym dupkiem! - krzyknął Ron wpychając się do pomieszczenia.
- Ron!  Na miłość Boską daj mu spokój, bez niego ona nie będzie sobą! - matka złapała go za szatę.
- Ale to przez niego ona nas nie pamięta! - ryknął ze łzami w oczach.
- To nie jego wina! Uspokój się! - szarpała go.
- Weasley albo stąd wyjdziesz albo dostaniesz imperiusem żeby nie utrudniać mi zadania! - jego nauczyciel był wściekły.
Wyszli zostawiając go z Hermioną sam na sam. Słyszeli jej krzyki, domagała się wyjaśnień. Czas się dłużył a jej krzyki ucichły. Ron chodził jak kłębek nerwów po salonie, jego matka ze ściągniętą twarzą patrzyła na schody jakby za chwilę Snape miał wyjść z pokoju i powiedzieć ze wszystko dobrze. Potter siedział na miejscu patrząc tępo w okno. Czas mijał...

Rzucał na nią skomplikowane zaklęcia, podał eliksiry i ułożył z powrotem na łóżku. Znów spała, a on nieustannie szeptał zaklęcia. Koniec jego różdżki jarzył się co jakiś czas, fioletem, czerwienią, błękitem... Wiele siły kosztowały go te zaklęcia, lecz gdy skończył opadł na kolana, ręce odmówiły mu posłuszeństwa, załapał oddech.
- Proszę obudź się i bądź sobą jak dawniej - ucałował ją w czoło. Z trudem wstał, powoli zszedł po schodach na dół.

- Czas pokaże co będzie dalej - Molly podała mu eliksir wzmacniający - Tylko jedna osoba może do niej przychodzić. Wyznaczcie ją - zniknął w kominku bez większych wyjaśnień...

1 komentarz: