Harrego obudziły dźwięki
krzątania po pokoju. Ciężko spał tej nocy, koszmary niewiele ustąpiły. Czując
ciężar powiek ledwo zdobył się na otwarcie jednego oka. Ron przerzucał książki
na dwie kupki.
- Co ty robisz? - zapytał
wyraźnie zdziwiony, Ron nigdy nie garnął do nauki.
- Nie wiem co ze sobą
zrobić. Nie mam ochoty z nikim gadać ani stąd wychodzić. Wszyscy chcą wiedzieć
co Hermioną... Musiałem się czymś zająć. Jeśli Hermiona nic nie pamięta, to
będzie katastrofa, zginiemy... kto będzie pisał nam zadania? Kto nam pomoże w
nauce? Ja nigdy nie pisałem sam eseju! - zapiszczał.
- Naprawdę nie masz co
robić w sobotę przed południem? - mruknął i przeciągnął się - Nie możemy
myśleć, że będzie z nią tak źle. Nie wolno nam, musimy wierzyć, że gdy się
obudzi to będzie tą samą Hermioną co zwykle, ale może masz rację, nawet gdy się
obudzi trochę czasu minie zanim wróci do siebie, z pewnością będzie chciała
wiedzieć czego się uczyliśmy, trzeba robić notatki - po chwili namysłu przyznał
rudzielcowi rację.
- A jak się robi notatki?
Harry ja mam pustkę w głowie! - siedział na podłodze pomiędzy książkami i
panikował.
- Spokojnie, damy radę - nie
miał ochoty wstawać z łóżka - Poza tym, rok dopiero się zaczął, niewiele
mieliśmy zajęć a dzisiaj jest sobota, daj temu spokój.
- Chyba pójdę się przejść,
jest całkiem ciepło, ale najpierw obiad...
W Wielkiej Sali siedziała
już większość uczniów, była sobota, tak więc nie każdy wstawał na obiad. Zajęli
swoje stałe miejsca zapewniając wszystkich dookoła, że Hermiona jest cała i
zdrowa, ale teraz musi wypocząć. Woleli nie mówić pozostałym co tak naprawdę
się z nią działo. Gdy już mieli zabrać
się za obiad Dumbledore wstał skupiając na sobie uwagę zebranych.
- Dzień dobry wam, zanim
zaczniemy chciałbym coś ogłosić - zaczekał, aż na sali zapanuje spokój - Profesor
Slughorn będzie w tym roku prowadził zajęcia z eliksirów - dało się słyszeć gdzieniegdzie
pomruki, ale ogólnie wszyscy byli zadowoleni, że to nie Snape. Swoją drogą mieli nadzieję ( nie widząc od
przyjazdu Snapa w szkole, że został zwolniony ) iż ktoś nowy i kompetentny
przyjdzie na jego miejsce... - Profesor Snape zaś uczył będzie Obrony Przed
Czarną Magią - szmer postrachu przebiegł wśród zebranych a piękne marzenia prysły,
ślizgoni za to wiwatowali - Cisza proszę, wiem że przez ostatnie kilka lat to
stanowisko pełniły osoby zupełnie nieodpowiednie, lecz nie mam wyboru, nie
odbierajcie tego źle, profesor Snape ma spora wiedzę w tym temacie - znów fala
pomruku - Tymczasem zaś, życzę wszystkim smacznego.
- No pięknie... - mruknął
Ron - Przecież my się tam będziemy zabijać! To jest Snape! On jest
śmierciożercą! Co zrobił z Hermioną! Mamy skończyć tak samo?
- Nie wiem co teraz
będzie... - Potterowi odechciało się jeść.
Ron po zjedzeniu wszystkiego co miał w
zasięgu ręki uznał, że musi się przejść. Wyszli na błonia, był ciepły
wrześniowy dzień.
- I co teraz? Przecież
Snape będzie nas uczył czarnej magii a nie obrony przed nią... - rudy usiadł
pod drzewem.
- Co rok to gorszy głupek
na to miejsce, myślałem że już gorzej być nie może, a jednak ....
- Ja nie wiem, dawać tak
ważne stanowisko komuś. kto kocha być wrednym dupkiem, skuinsynem a na
śniadanie pożera książki czarnomagiczne...
- Sam nie wiem, Hermiona dawała
radę... - przypomniał sobie lekcje oklumencji.
- Dawała? Ty ją widziałeś?
On ją poniewierał! A teraz co! Miał jej pomóc! Słyszałeś go?! Torturował ją, to
przez niego to się stało!
- A ty słyszałeś Snapa? To
on obwinia Dumbledora... że to on kazał dopuścić do porwania, nie ochronił
jej... - nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ten staruszek kogoś by narażał.
- Ale dostał rozkaz jej
pomóc i nic nie zrobił! Wręcz dobrze się bawił śmierciojad zasrany!
- Ty go widziałeś? Jak
rozmawiał z nami? Ron znam faceta, którego nienawidzę ale wczoraj coś z nim
było nie tak. Dostrzegłem w nim zmianę...
- Tak? Niby jaką? - zakpił
rzucając kamieniem w pobliskie drzewo.
- Poczucie winy... -
powiedział cicho bardziej do wiebie.
- No i co jeszcze? - Weasley
zaśmiał się.
- Ron nie wiem co mam o tym wszystkim sądzić. Hermiona
uciekła stamtąd, jest w Norze. Jak jej się to udało tego nie wiem, ktoś musiał
jej pomóc - Potter myślał na głos uparcie skubiąc mech z kamienia.
- Snape mówił o skrzacie, nie słyszałeś? - jego przyjaciel
odparł spokojnie.
- Nie nie słyszałem byłem zajęty gapieniem się na Snapa i odczytywaniem
jego emocji... - pomyślał cierpko - On mówił chyba o Zgredku...
- Skąd wiesz, w dworze z
pewnością jest wiele skrzatów.
- Zgredek! - zawołał.
Trzasnęło i chudziutka, trzęsąca się istotka stanęła przed nimi.
- Harry Potter. Jak miło
pana widzieć - uśmiechnął się.
- Zgredku mamy kilka pytań,
odpowiesz nam na nie? - wybraniec wyprostował się przyglądając się skrzatowi.
- Oczywiście, niech pan
pyta - Ron przybliżył by lepiej słyszeć.
- Czy to ty pomogłeś
Hermionie uciec z dworu Malfoy'ów? - skrzat zatrząsł się słysząc to nazwisko.
- T-Tak - jego oczy
wytrzeszczyły się. Serca zabiły im szybciej, ale utwierdzili się w przekonaniu,
że to nie Snape jej pomógł.
- Jak? Czy ktoś jej jeszcze
pomagał? Co się stało, opowiedz nam - rozkazał mu szybko czując narastającą
ciekawość.
- Zgredek nie ma pana odkąd
Harry Potter uwolnił go spod władzy pana Malfoya, Zgredek może pojawić się przy
tym, kto Zgredka woła, a panienka zawołała Zgredka, więc się zjawił. Potem
poprosiła o pomoc, była w takim brzydkim miejscu, Zgredek przypomniał sobie, że
już tam był, w lochach domu pana Malfoya. Panienka chciała wrócić do Nory to Zgredek
zabrał ją do Nory. Biedna panienka, tak płakała i była przerażona, Zgredek chciał
pomóc... - ścisnął rączki z obawy, że ktoś będzie na niego krzyczał.
- Spokojnie, nie bój się
Zgredku, dziękujemy że ją stamtąd zabrałeś - Harremu ulżyło, cieszył się, że to
on pomógł Hermionie uciec - Gdzie wtedy byłeś? Zanim wezwała cię Hermiona? -
był ciekaw jak to się stało, że się tam zjawił.
- Zgredek był w zamku, cały czas - odparł spokojnie. I tu pojawiały
się kolejne pytania, na które nikt nie mógł mu odpowiedzieć, jedynie sama Hermiona.
- Dziękujemy ci Zgredku,
możesz odejść - i zniknął.
- No to już wiemy, że Snape
jej nie pomógł i mieliśmy rację, jest gnojem... - westchnął Ron wracając na
swoje poprzednie miejsce.
- Czemu po czterech dniach,
czemu nie wcześniej? Jak to się stało? - Harry głowił się jak tylko mógł, ale
żadne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy. Siedzieli tak w
ciszy, każdy zajęty swoimi myślami.
***
Hermiona wciąż spała, pani
Weasley co chwila zaglądała do niej czuwając. Dumbledore zabronił im odwiedzać Hermionę więcej niż raz dziennie, na co przystała matka Rona. Pojawił się Remus
i Tonks chcąc ją zobaczyć. McGonagall tylko wypytywała ich jak się ma i czy się
obudziła, wolała nie robić kłopotu pojawianiem się w Norze.
Nastał poniedziałek i
zaczęły się normalne lekcje. Rano Dumbledore ogłosił, że w tym tygodniu nie
będzie jeszcze Obrony Przed czarną Magią, a na zastępstwo będą eliksiry. Zeszli na pierwsze eliksiry w tym roku.
Slughorn trochę inaczej zorganizował salę, ale była bardziej przyjazna, to też
pewniejszym krokiem weszli na lekcje.
- Harry, nareszcie, już myślałem,
że zrezygnowałeś z mojego przedmiotu - Slughorn rzucił w jego stronę gdy weszli
do sali.
- Nie, nie profesorze,
nadal chcę zostać Aurorem - odpowiedział szybko.
- Cieszę się chłopcze, a
teraz otwórzcie książki na stronie ósmej - zalecił.
- Em... profesorze, Ron i
ja nie zdobyliśmy jeszcze książek, eliksiry miały być dopiero w środę... -
zaczął.
- Nic nie szkodzi, weźcie
sobie jakieś z szafki - machnął ręką i podszedł do swojego biurka ustawiając
kociołek. Podeszli do szafki, były w niej dwa egzemplarze, jeden nowy i jeden
stary. Rzucili się na nową książkę, lecz to Ron był silniejszy i pierwszy ją
zdobył. Potter westchnął i zabrał podręcznik w starej postrzępionej okładce.
Podeszli do swoich stanowisk.
- Proszę, dzisiejszym
zadaniem będzie Eliksir Żywej Śmierci, tylko jednej osobie do tej pory udało
się uwarzyć go prawidłowo. Zróbcie choć bazę, ale jeśli komuś uda się uwarzyć
formę w miarę użyteczną otrzyma sto punktów dla swojego domu. Do dzieła...
Każdy zabrał się za swój
eliksir, z kociołków buchała para. Otworzył swój podręcznik i na pierwszej
stronie widniał napis:
To jest własnosć Ksiecia Półkrwi
Wydawało mu się, że już
gdzieś widział to pismo, ale w tej chwili chciał zdobyć punkty dla swojego
domu. Jako tymczasowy prefekt ( zamiast Hermiony ) musiał zadbać o pozycję
swojego domu. Chcieli wygrać puchar, a Snape
jako nauczyciel obrony był wielką przeszkodą w jego zdobyciu. Wizja mszczącego
się za ich braki w wiedzy o Czarnej Magii nie była miła, i wiedział że wtedy
posypią się ujemne punkty... Zabrał się do pracy, książka była cała popisana
identycznym pismem. W teksie skreślone były słowa i dopisane były na marginesie
polecenia lub ich poprawki. To było ciekawe, widząc trudności jakie mieli inni
z nacięciem nasion, poszedł za radą dawnego właściciela i rozgniótł je, ku
własnej uciesze z dobrym skutkiem. Czując przypływ dobrej energii postępował
według dopisanych wskazówek. Slughorn
ogłosił koniec zajęć.
- Na brodę Merlina, pierwszorzędny
- zachwycił się kociołkiem Harrego. Zdobył punkty dla domu, przyjmując
gratulacje ukrył po cichu podręcznik w kieszeni szaty.
Po zajęciach tłumaczył
Ronowi jak to się stało, że nagle został mistrzem eliksirów...
***
Minęły cztery dni odkąd Hermiona była w Norze. Jej stan nie ulegał zbytniej zmianie. Odzyskała kolory, sińce i zadrapania
z jej twarzy niemal zniknęły. Ron siedział na brzegu łóżka, Harry wiedząc jak
mu na niej zależy postanowił zostawić ich samych. Przyglądał jej się bacznie.
Spała spokojnie, tak bardzo chciał by się obudziła i poznała go, objęła i może
pocałowała. Zamknął oczy trzymając ją za rękę. Coś się z nią działo, drgnęła?
Czy tylko mu się wydawało? Poczuł jak jej palce powoli zaczynają się poruszać.
Spojrzał na nią szybko zadając sobie sprawę, że się budzi. Jak oparzony dopadł
do drzwi.
- Chodźcie! Harry! Budzi
się! - i wrócił do pokoju. Po skodach dudniły już kroki jego matki i Harrego, nikogo więcej nie było w domu.
Hermiona ruszyła się powoli
i otworzyła oczy, ale czegoś w tym spojrzeniu brakowało.
- Hermiono, jak dobrze że
już się obudziłaś. Jak się czujesz? - zapytała Pani Weasley.
Patrzyła na nich przez
chwilę, aż dotarła do niej cała sytuacja, lecz czy aby na pewno? Przez chwilę
nic nie mówiła, przyglądając się im.
- Gdzie ja jestem? - zapytała
cicho.
- W Norze kochana, już
jesteś w domu - przytuliła ją.
- Co się stało? - cóż, Snape mówił, że może nie pamiętać - pomyślał Harry.
- Długa historia, powiedz
lepiej jak się czujesz? - zapytał Ron stając przed nią tak, by go widziała.
Coś w jej twarzy się
zmieniło, przerażenie, obawa, panika....
- Kim wy u licha jesteście!
- krzyknęła w pełni świadoma.
- O nie.... - jęknęła matka
rudego.
- Hermiono to ja Ron -
starał się aby sobie przypomniała.
- Snape miał rację -
szepnął Potter. Spojrzała na niego szybko.
- Ile was jeszcze tu jest?
Kim jesteście?! Co się stało? Ja nie chcę ! Chcę być sama! - zaczęła krzyczeć.
Nie!
To nie może być prawda... To nie możliwe... -
Harry pokręcił głową.
- Idź po Severusa Harry! Szybko!
- kobieta nakazała mu z paniką w głosie. Niewiele myśląc pobiegł do kominka i
wypadł w gabinecie którego tak nie cierpiał. Wpadł do pracowni eliksirów i na
szczęście zastał go tam.
- Co tu robisz Potter? Nie
nauczyli cie pukać - warknął znad książki.
- Hermiona... - wydyszał.
Nie musiał kończyć, rzucił swoją książkę, porwał z biurka różdżkę i pobiegł do gabinetu.
Wyszukał małe pudełeczko, starą księgę i szklaną fiolkę.
- Czy ona odzyska pamięć? -
zapytał szybko.
- Nie gadaj tylko idź -
popchnął go do kominka. Po kilku minutach znaleźli się w pokoju gdzie była Hermiona.
Molly starała się do niej przemówić lecz bezskutecznie.
- Severus, jak dobrze że
jesteś, pomóż jej - wszedł niepewny do pokoju.
- Wyjdź Molly, muszę zostać
sam - szepnął.
- Nie zostawię go z tym
dupkiem! - krzyknął Ron wpychając się do pomieszczenia.
- Ron! Na miłość Boską daj mu spokój, bez niego ona
nie będzie sobą! - matka złapała go za szatę.
- Ale to przez niego ona
nas nie pamięta! - ryknął ze łzami w oczach.
- To nie jego wina! Uspokój
się! - szarpała go.
- Weasley albo stąd
wyjdziesz albo dostaniesz imperiusem żeby nie utrudniać mi zadania! - jego
nauczyciel był wściekły.
Wyszli zostawiając go z
Hermioną sam na sam. Słyszeli jej krzyki, domagała się wyjaśnień. Czas się
dłużył a jej krzyki ucichły. Ron chodził jak kłębek nerwów po salonie, jego
matka ze ściągniętą twarzą patrzyła na schody jakby za chwilę Snape miał wyjść z pokoju i powiedzieć ze wszystko dobrze. Potter siedział na miejscu patrząc tępo
w okno. Czas mijał...
Rzucał na nią skomplikowane
zaklęcia, podał eliksiry i ułożył z powrotem na łóżku. Znów spała, a on
nieustannie szeptał zaklęcia. Koniec jego różdżki jarzył się co jakiś czas, fioletem,
czerwienią, błękitem... Wiele siły kosztowały go te zaklęcia, lecz gdy skończył
opadł na kolana, ręce odmówiły mu posłuszeństwa, załapał oddech.
- Proszę obudź się i bądź
sobą jak dawniej - ucałował ją w czoło. Z trudem wstał, powoli zszedł po
schodach na dół.
- Czas pokaże co będzie
dalej - Molly podała mu eliksir wzmacniający - Tylko jedna osoba może do niej
przychodzić. Wyznaczcie ją - zniknął w kominku bez większych wyjaśnień...
Świetny rozdział :) nie mogę doekac sie następnego :D
OdpowiedzUsuń