piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 16 ''Nienawiść z pozoru czysta bywa zagadką, kryjącą niejedną tajemnicę...''




Chłodna komnata, szafki pełne ksiąg, eliksiry... a przede wszystkim spokój i cisza. Tego potrzebował. Codzienne spotkania nie poprawiały mu nastroju, i tak czuł się podle po ostatnich kilku dniach w dworze Malfoy'ów. Dumbledore dał mu wolne i za to był mu wdzięczny.
Severus Snape ciesząc się spokojem w swoich komnatach rozsiadł się nad książką, którą chciał przeczytać od dłuższego czasu. Gdy tylko zaczął, ktoś brutalnie mu przerwał.
- Potter, nie nauczyli Cię pukać? - warknął znad książki.
- Hermiona... - wydyszał. Krew zamarzła mu w ułamku sekundy. Co się znowu stało?
Odrzucił lekturę, porwał w biegu małe pudełeczko, starą księgę oraz szklaną fiolkę. Potter coś gadał, ale nie skupiał się na tym teraz. Wiedział, wiedział, że nie będzie nic pamiętać. Tamte dni były dla niej zbyt trudne, zbyt wiele ją kosztowały. Palące poczucie winy, które od jakiegoś czasu mu towarzyszyło, gryzło go co raz bardziej. Wepchnął Pottera do kominka i sam wskoczył za nim krzycząc - Nora! Wyszedł z kominka w salonie Molly, nie patrząc pod nogi pobiegł do pokoju w którym spała.
Była tam, siedziała na łóżku z nieznanym mu spojrzeniem, coś w niej stało się obce, inne. Weasley chciał za wszelką cenę mu przeszkodzić. Co za kretyn... Dziękował w myślach Molly za jej zdrowy rozsądek. Ona nie może dalej być w takim stanie, jeśli tak będzie, może uznać Granger za martwą. Bał się tego, że go nie pozna, że będzie krzyczeć, ale jaki miał wybór? Skierował w nią różdżkę i szeptał inkantacje. Z każdym słowem słabła, zapadała w obcy mu stan, taki w którym jej wspomnienia głęboko ukryte miały nasilać się, wracać i ożywać w niej. Wiele sił go kosztowały te zaklęcia, to stara i niemal zapomniana magia... szło za nią wielkie ryzyko, starał się o nim nie myśleć...a wierzyć,  że wszystko będzie dobrze.
Nie mógł znieść tego widoku, patrzył na nią ale ona go nie widziała, nie znała. Zamknął oczy i przypomniał sobie jej puste spojrzenie gdy leżała nieobecna na podłodze. Poczuł ukłucie pustki. Kto będzie go irytował? Kto będzie udawał najmądrzejszą? Kto będzie przywracał mu jego ludzkie odczucia? Tylko ta nieznośna Granger to potrafiła.
Skończył wymawiać zaklęcia zupełnie opadając z sił. Ukląkł przy niej, bez swojej maski, bez jadu w głosie, bez nieczułego spojrzenia...
- Proszę obudź się i bądź sobą jak dawniej - ucałował ją w czoło. Słysząc bicie własnego serca z trudem wstał, spojrzał na nią przez ramię i powoli zszedł po schodach na dół.
Molly podała mu eliksir na wzmocnienie, na szczęście ona jedyna myślała trzeźwo.
Nie miał ochoty na kłótnie a nawet wyzywanie Weasleya od kretynów. Marzył jedynie o chłodzie i ciszy jego własnych komnat.
***

Minęły trzy dni od kiedy Snape starał się przywrócić Hermionie pamięć. Zaglądała do niej, tak jak wcześniej, Molly co godzinę. Chłopcy opowiedzieli Dumbledorowi o pomocy Zgredka. W Hogwarcie lekcje zaczęły się na dobre. Ron i Harry mieli sporo pracy domowej, ostatni rok zapowiadał się trudno. Ginny co chwilę pytała ich o Hermionę, ale wiedzieli tyle co ona. Jej matka wysyłała im dwa razy dziennie wiadomość o stanie ich przyjaciółki. Dumbledore zdecydował, żeby była cały czas w Norze. Nie potrzebowała lekarstw i pielęgniarki, tylko ciszy i troski bliskich.

Snape wzywany był codziennie na spotkania, które trwały godzinami. Ataki na wioski mugoli, infiltracja Ministerstwa, torturowanie młodych, którzy nie wypełniali swoich zadań... wyciąganie informacji od porwanych mugolaków. Tak bardzo miał już dość. Dzieci były teraz ich najmniejszym problemem. Czarny Pan werbował popleczników, ustawiał sobie wszystkich i panoszył się w świecie czarodziejów. One były bezpieczne, przynajmniej przez jakiś czas.Musiał przyznać sam sobie, że zastanawiał go stan Granger. Powinna już się obudzić. Wiedział jedno, jeśli odzyska pamięć będzie musiał z nią porozmawiać. Nie był pewny co może pamiętać, z pewnością może nie wiedzieć do działo się przez ostatnie kilka dni zanim znalazła się w tym stanie. A jeśli będzie pamiętać niektóre zdarzenia? W pamięci kobiety na zawsze pozostają tak koszmarne chwile jak gwałt czy jego próba... Potrafią zmienić ją na zawsze. To była jego kolejna obawa, jak ona to pamięta? Lepiej by nie pamiętała...

***

Pani Weasley siedziała na krześle obok Hermiony przypatrując się jej. Głaskała ją troskliwie co chwila po czole. Poruszyła się mrucząc coś. Serce jej zabiło mocniej. Otworzyła oczy mrugając powoli by przywyknąć do światła słonecznego wpadającego do pokoju.
- Hermiono? - zapytała ostrożnie nie opuszając z niej wzroku. Dziewczyna panicznie oparła się o ścianę patrząc na nią z przerażeniem - Hermiono spokojnie, nic ci nie grozi... - uśmiechnęła się i wyciągnęła powoli rękę do niej.
- Pani Weasley? - szepnęła i przywarła do niej w mocnym uścisku - Co...? Gdzie ja jestem? -
- W domu kochana - uśmiechnęła się ciepło, czując ulgę, że jednak pamięta ją.
- Przecież byłam w dworze - wyrzuciła z siebie niepewna co się dzieje - Jak to się stało? To na pewno Nora? - zapytała podejrzliwie. Severus ostrzegał, że tak może być...
- Tak kochaniutka, to Nora. Jesteś bezpieczna. Zabrał cię stamtąd Zgredek, skrzat domowy. Spałaś kilka dni. Jak się czujesz?
- Zgredek? - zamrugała - Zgredek...tak, pamiętam pojawił się gdy go wezwałam - uśmiech na jej twarzy był tym co upewniło Molly, że będzie dobrze.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze, już jesteś z nami i nic ci nie grozi - przytuliła ją mocno.
- Pani Weasley? Jestem głodna, bardzo głodna - to ucieszyło kobietę. Pomogła jej wstać, powoli i ostrożnie zeszły na dół do kuchni. Hermiona pamiętała wszystko. Ulga jaka ją ogarnęła gdy poznała Norę, była nie do opisania, łzy same jej popłynęły. Pani Weasley nie chcąc sprawiać jej przykrości, nie pytała o to co się działo, było za wcześnie, wolała zaczekać aż odzyska siły, przyzwyczai się do sytuacji. Wysłała sowę do zamku i zaczęła przygotowywać obiad. Godziny mijały a Hermiona była już niemal ta samą Hermioną co kilka dni temu.

***

Siedział  z uśmiechem na twarzy czytając krótki list. Odłożył go na sekretarzyk, wszedł do kominka po to by zjawić się po chwili w drugim.
- Severusie? - zapytał ostrożnie widząc jak młodszy mężczyzna przygotowuje eliksir.
- Przywykłem, że włazi się tutaj jak do obory. Dla twojej informacji, jestem zajęty - burknął znad kociołka.
- Panna Granger się obudziła, wygląda na to, że wszystko pamięta - uśmiechnął się ciepło.
Poczuł jak coś szarpnęło jego żołądek, złapał głębszy oddech. Ulga, która go ogarnęła była nie do opisania. Nie dał tego po sobie poznać.
- Czy nie na tym ci zależało? Przecież miałem ją przywrócić do dawnego stanu, jak widać zrobiłem to - mruknął.
- Nie sądzę by jej stan był ci obojętny Severusie - stwierdził staruszek.
- Wolałbym żeby pamiętała jak się chodzi i gada, nie chciałbym by na moich lekcjach jakaś sierota wymagała specjalnej troski - spokojnie dodawał kolejne składniki.
- Ależ oczywiście... - odparł spokojnie - Na godzinę 19:00 przewidziane jest spotkanie Zakonu.
- Powinienem na nim być? - nie miał najmniejszej ochoty.
- Tak, powinieneś. Musimy wiedzieć co się tam działo dokładnie, może Hermiona będzie pamiętać - odwrócił się do wyjścia.
- Jesteś pewien? - spojrzał na dyrektora wyczekująco.
- Uważasz, że nie? - zapytał zaciekawiony.
- Jeśli Granger ma urywki wspomnień z ostatniego dnia, nie powinni o tym wiedzieć wszyscy, o tym co się tam działo. Będzie krzyczeć, panikować lub uciekać, nie muszę ci tłumaczyć dlaczego - powiedział chłodno.
- Może masz rację Severusie. Dajmy jej spokój, odwiedzi ją Harry, Ronald i Ginwera. Powinieneś z nią porozmawiać jutro, przed spotkaniem. Dzisiaj się nie odbędzie.
- Choć raz myślisz normalnie - wrócił do swojej pracy. Dumbledore bez słowa wyszedł z pracowni eliksirów. Wysłał widomość do wspomnianej trójki. Nie zdążył jeszcze poinformować nikogo o spotkaniu, to też nie musiał go odwoływać.

***

- Harry! Harry! Patrz! Hermiona się obudziła, pamięta wszystko! - Ron przywalił sobą przyjaciela leżącego na łóżku w dormitorium.
- Co?! - zerwał się szybko zwalając go z siebie.
- Patrz! - podał mu list od  swojej matki.
- Idziemy! - krzyknął.
- Jest też druga wiadomość - dodał spokojniej.
- Druga? - zatrzymał się nagle - Jaka?
- Od Dumbledora, mamy się u niego zjawić jak najszybciej.
- To chodźmy - ubrał bluzę i ruszył w stronę gabinetu dyrektora.
- Jak myślisz, o co chodzi? - zapytał rudy.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że zaraz się dowiem. Marcepanowy paź - chimera odsłoniła im schody. Zapukał spokojnie.
- Wejść - stłumiony głos zaprosił ich do środka.
- Wzywał nas pan? - zatrzymali się przed biurkiem.
- Tak, otóż chodzi o pannę Granger - powiedział lekko.
- Tak, mama przekazała nam wiadomość.
- Ach, mogłem się tego spodziewać, cóż chciałbym abyście mnie przez chwilę posłuchali. Hermiona ufa wam obojgu, jesteście jej przyjaciółmi, porozmawiajcie z nią, wspierajcie i dajcie poczucie bezpieczeństwa. Wiele przeżyła ostatnio, nie pytajcie póki sama nie zacznie mówić, musi się otworzyć na was i poczuć bezpiecznie. Jest jeszcze podejrzliwa, ale to minie. Nie będzie jej jeszcze przez jakiś czas  w szkole, ale informujcie ją o tym co się dzieje, z pewnością będzie chciała wiedzieć - Harrego zdziwił poważny ton dyrektora.
- Tak jest, sir - Harry kiwnął głową.
- Wiedziałem, że mogę liczyć na waszą pomoc - uśmiechnął się - Idźcie - wskazał na swój kominek - Ach, proszę pozdrówcie ją ode mnie.  Harry spojrzał podejrzliwie na staruszka, chyba to dostrzegł i sam przyjrzał mu się znad okularów zjeżdżających z nosa.
- Oczywiście  - odparł Ron. Zielony płomień rozświetlił  komnatę a chłopcy zniknęli.

***

Siedziała w kuchni popijając gorące kakao, Pani Weasley robiła właśnie pierogi gdy dobiegł je hałas z salonu.
- Hermiona! - krzyknął Ron wbiegając do kuchni, a za nim Harry. Zaczekali aż ich pozna.
- Harry, Ron - podbiegła do nich mocno ich ściskając - Jak dobrze was widzieć - westchnęła.
- Ciebie też, tak się martwiliśmy - Harry przyjrzał jej się uważnie. Była blada, chuda, zniknęły już siniaki i otarcia ale wyraźnie była zmęczona.
- Na szczęście jestem już w domu - uśmiechnęła się ciepło do nich. Tak to była ta Hermiona, którą pamiętali.
- Brakowało nam ciebie - Ron usiadł obok niej.
- Mi was też. Co się działo przez ten czas? Co z dziećmi? - zapytała poważnie. To ich trochę zaskoczyło, stała się poważna i chciała o tym rozmawiać, pamiętając słowa Dumbledora odpowiedzieli.
- Oj sporo się działo - westchnął rudy - Obrona pociągu nie poszła zbyt dobrze. Porwali piętnaścioro  dzieci - odparł.
- Co? Jak to możliwe? - bała się pomyśleć, jak one muszą się teraz bać, co przeżywają. Znała to uczucie...
- Było ich więcej niż mówił Snape, w ostatnim momencie Sama - Wiesz - Kto podesłał więcej swoich - mruknął Harry.
- One będą cierpiały tak jak ja... - łzy stanęły jej w oczach - Będą torturowane, obdzierane z ich godności i brutalnie traktowane.
- Hermiono spokojnie, Snape mówił, że nic im nie jest - jej twarz nagle się ściągnęła, zastanowiła się nad czymś ale po chwili jej rysy złagodniały. Musiała sobie coś przypomnieć, coś złego związanego z nim...Nie chciał pytać.
- Trzeba je uratować, musi być jakiś sposób - zastanowiła się.
- Jutro poruszymy ten temat na spotkaniu, odbędzie się o 19:00 - wtrącił Ron. Jego matka po cichu ich obserwowała. Hermiona wydawała się być sobą, lecz niektóre momenty z tego koszmaru gdzieś zniknęły w jej głowie. Widziała jak co jakiś czas, coś musiało do niej wrócić. Zamyśliła się nie raz, rozglądała dookoła podejrzliwie, taki stan mógł się utrzymać jeszcze kilka dni.
- Mam nadzieję, że uda nam się im pomóc - w jej oczach zalśniły zły.
- Hermiono spokojnie, coś da się wymyślić, mamy Zakon, mamy nas, damy radę - Ron uśmiechał się do niej szczerze. Coś było z nią nie tak. Patrzyła tępo w ścianę za nimi.
- Zabrał mnie tam... zabrał tak jak mu rozkazał... torturowali mnie. Najpierw on, później Drcao i jego ojciec a później... a później Snape... - łzy płynęły cicho spadając na jej kolana - Chcieli wiedzieć jakie zaklęcia strzegą Nory, Grimmauld Place 12, jak znaleźć ciebie Harry - spojrzała na niego. Potterowi serce pękało, nie mógł na nią patrzeć, odwrócił od niej wzrok. Miał koszmarne wyrzuty sumienia, a jej słowa wyciągały je jeszcze bardziej na wierzch.
- Ja... ja nie powiedziałam... nic. Nic nie wiedzą. Snape miał mi pomóc... nie pomógł... ale ja wiem, wiem, że nie może... nie mógł. Widziałam go, jego twarz, on nie chciał... - szepnęła trzęsącym się głosem. Nie wiedzieli co powiedzieć. Patrzyła przed siebie cicho płacząc.
- Dzięki niemu nie wiedzą, jego klątwa była słaba... on wiedział, że ja nie dam rady więcej... oszczędził mnie... nauczył mnie oklumencji, wiedziałam jak się bronić... - przełknęła głośno łzy - Nie pamiętam co było dalej... nie... n... nie pamiętam - jej głos był ledwo słyszalny. Nastała cisza, słyszeli tylko szybkie bicie własnych serc i oddech Hermiony - Pamiętam tylko... piękną twarz, kobiety...to... to była Narcyza - powiedziała mocniejszym głosem - tak, Narcyza, pomogła mi, opatrzyła, przyniosła wodę i zaprowadziła do swojego pokoju ale nie wiem co było dalej - znów zapadła cisza.
Harry trawił każde jej słowo. Nie mógł sobie wyobrazić jak musiała cierpieć, jak to musiała przeżywać. A Snape? On stanowił zagadkę w tym wszystkim. Nie mógł uwierzyć w to co powiedziała... On, rzucał słabe klątwy? Chronił ją? Jak? Przed Voldemortem? Nie... coś musiało jej się pomieszać po tym wszystkim. Narcyza? Narcyza niby jej pomogła? To wszystko nie miało sensu.
Patrzyli na nią z współczuciem. Cisza stała się wręcz ciężka, przerwało ją bicie zegara.
- Moja matko... to już 22:00, chłopcy wracajcie do szkoły, Hermiona musi wypocząć - pani Weasley podała jej gorącą herbatę i eliksir wzmacniający i uspokajający nerwy. Przyjęła je chętnie. Uściskali ją mono, życzyli dobrej nocy, po chwili zniknęli w zielonych płomieniach.
- Dziękuję pani Weasley - westchnęła - Ja już chyba pójdę spać - zabrała kubek i poszła do pokoju Ginny. Kobieta odprowadziła ją wzrokiem na górę.

***

Harry przewracał się z boku na bok nie mogąc zasnąć.
- Stary śpisz? - Ron szepnął nie chcąc budzić Nevilla śpiącego obok.
- Nie, nie mogę zasnąć - odparł Harry, rzucił zaklęcie wyciszające.
- Cieszę się, że Hermiona jest już sobą, ale to co powiedziała... ja... ja jej chyba nie wierzę. Coś musiało jej się pomieszać. Przecież nie wykonał rozkazu...
- Nie wiem, miał jej pomóc jeśli dałby radę, słyszałeś Dumbledora. Hermiona powiedziała, że jego klątwa była słaba...
- Słaba? Ona chyba nie pamięta! Jak mógł oszukiwać w zaklęciach przed Sam - Wiesz - Kim ? Przecież to Snape! On kocha poniewierać ludzi...
- Ron, ja  nie wiem co o tym myśleć, może to była ta forma pomocy? Jeśli byłaby mocna, może nie wytrzymałaby i wydałaby nas? Każdy, kto jest tak torturowany dla spokoju wydałby sekrety. Ona jest dziewczyną... słabą wydawałoby się... ale nas nie wydała, wytrzymała, może właśnie dzięki niemu? - Potter powoli zaczynał się dokładnie zastanawiać nad rolą Snap'a w tym wszystkim.
- Chcesz powiedzieć, że mamy mu dziękować? Że niby się nad nią zlitował? Oszczędził? Nie zabrał jej stamtąd choć miał to zrobić!
- Czy ty nie pamiętasz co powiedział twój własny ojciec? Zarzucił Dumbledor'owi, że chciał poświęcić Hermionę dla tajności szpiegostwa Snap'a. A on nie posłuchał go, w jakiś sposób jej pomógł. Ja wiem, że Dumbledore kazał też Snap'owi pomóc jej, ale tak aby się nie wydać i wiem, że jeśli ON zacząłby coś podejrzewać, wykonałby ten pierwszy rozkaz, czyli torturował z pasją a może nawet zabił...po to by go upewnić o swoim oddaniu... - nie wiedział już co myśleć, komu wierzyć...
- Czy ty przekonujesz się do niego? Harry nie wiem, ta sprawa grubo śmierdzi i nie podoba mi się to. Ja tam nie ufam Snap'owi, ma w tym jakiś grubszy interes - Ron wpatrywał się w baldachim nad łóżkiem.
- Nienawidziłem Snap'a i nadal go nie lubię, ale może ten człowiek pomaga nam? Tak naprawdę? Upierałem się by mu nie wierzyć, by go podejrzewać o brudne gierki, ale chyba posłucham Remusa i Hermiony. To ona tam była, ona go widziała i nie sądzę by kłamała. Ron, przemyśl to... Czuję, że od niego będzie jeszcze wiele zależeć... - westchnął i obrócił się plecami do przyjaciela.

- Jeśli się pomylimy, będzie nas to kosztowało największą cenę - dodał cicho również się odwracając. 

1 komentarz: