piątek, 4 września 2015
Rozdział 2 ''Czas do pracy''
Po ciężkiej nocy nastał błogi świt.
Coś ją bolało, kuło i czuła się tak, jakby przebiegło po niej stado hipogryfów. Słońce delikatnie wkradało się do pokoju przez zasłony. Zamrugała kilka razy, aby przyzwyczaić się do światła. Po chwili usiadła na łóżku i spojrzała na przyjaciółkę, która jeszcze słodko spała. Ubrała się i zeszła na dół do kuchni, gdzie sądząc po zapachu jajecznicy doszła do wniosku, że pani Weasley już nie śpi.
- Dzień dobry Hermiono - obdarowała ją szczerym uśmiechem. Hermiona rzadko widywała tą kobietę smutną lub złą. Niemal zawsze na jej rumianej twarzy gościł uśmiech.
- Dzień dobry - oddała uśmiech i rozsiadła się przy stole.
- Jedz kochana, jedz. Bardzo marnie wyglądasz - postawiła przed nią talerz jajecznicy, kilka tostów i herbatę. Usiadła obok niej i przyjrzała się dziewczynie, która poruszyła się niespokojnie w krześle.
- Pani Weasley? - zapytała niepewnie, przełykając śniadanie.
- Hermiono, dziękuję. Dziękuję, że uratowaliście mojego Artura. Co ja bym zrobiła bez Ciebie - przytuliła ją do siebie i ucałowała w głowę - tyle razy ratowałaś moje dzieci, a teraz i mojego męża. Cieszę się, że tutaj jesteś - uśmiechnęła się tak, że ścisnęło ją coś za serce.
- Ja... nie musi pani... bo... Ja zawsze czułam się tutaj jak w domu, wszyscy jesteście dla mnie jak rodzina... Nie mogłabym patrzeć i nic nie zrobić... - jąkała się ale zauważyła uznanie w oczach starszej kobiety. Tą jakże miłą chwilę przerwali chłopcy pojawiając się w kuchni.
- Cześć Hermiona - przywitali się. Nie trzeba było długo czekać na przedstawienie jakie dawał Ron przy każdym posiłku. Jadł krusząc i bałaganiąc dookoła siebie. Uśmiechnęła się tylko w duchu ale pokręciła głową nad niedbalstwem przyjaciela.
- Jak się czujesz? - zapytał Harry wcinając tosta.
- Już jest dobrze, Snape uleczył mi ramię. Dostałam jakąś paskudną klątwą od jednego z Czarnej Armii, ale chyba jest już dobrze - mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciela.
- To dobrze, kurcze tak było już spokojnie, nic się nie działo.
- Tak Harry, ale z drugiej strony lepiej wiedzieć co robi, co planuje. Przynajmniej wiemy jak działać, czego się spodziewać.
- Wiem o tym, ale z drugiej strony też zatęskniłem za spokojnym życiem - posmutniał.
- Gadanie... - skwitował Ron opluwając się jedzeniem.
- Co się stało dokładnie? Jak? Ja nic nie wiem, niewiele usłyszałem wczoraj - chłopiec z blizną był ciekawy co dokładnie wydarzyło się na misji Hermiony. Niewiele działo się ostatnio, a jeśli już to Dumbledore ciągle powtarzał, że to nie czas na wyjaśnienia albo lepiej nie wiedzieć. Znikał gdzieś na długi czas, na kila dni, tygodni. Harry nie umiał sobie tego wytłumaczyć. Łudził się, że staruszek może odnalazł kolejne horkruksy ale ten milczał. Coś mu nie pasowało.
- Dumbledore zabronił mi na razie mówić, musimy poczekać aż Kingsley wróci z ''wywiadu'' i dowiedzą się czegoś więcej - oznajmiła i upiła ostatni łyk chłodnej już herbaty.
O dziwo odezwał się Ron - Jak to zabronił, ja omal nie straciłem taty a ty ręki! Co to znaczy zabronił? - oburzył się nagle.
- To Ron, że musimy czekać, tak jak mówiłam. Nie wiem zbyt wiele o tej sprawie, dostałam zadanie i chciałam je wykonać, ale jak widać brutalnie nam przerwano - warknęła na niego. Czy on nie rozumie słowa nie? Nie wolno to nie wolno. Tak jak Harry się spodziewał, oczywiście tajemnice.
Widząc, że Hermiona nic nie piśnie, dokończył w ciszy śniadanie i dziękował Merlinowi, że Ron na tyle zajął się śniadaniem, że przestał już wnikać w temat.
Dzień zleciał szybko, każde zajęło się swoimi sprawami. Hermiona i Ginny pomogły pani Weasley w kuchni aby przygotować ją na spotkanie zakonu. Powiększyły magicznie kuchnię, zaklęciem duplikującym ''rozmnożyły'' krzesła, kubki i sztućce. Powoli zaczęli zjawiać się członkowie zakonu.
Artur Weasley już niemal w pełni sił dyskutował żywo a Hagridem, który omal nie wyrwał drzwi wejściowych. Za nim zjawił się Nevile z Luną, którzy też wyglądali na zajętych ciekawą rozmową. Przez niemal godzinę Nora zapełniała się ludźmi. Hermiona wypatrzyła już dwie identyczne twarze sióstr Patil, wesołą twarz Seamusa przepychającego się z Deanem. Na ich widok zrobiło się ciepło w okolicy serca. Wszyscy, których lubiła, szanowała i kochała, byli teraz narażeni na niebezpieczeństwo i to ją bardzo martwiło. Kilka minut przed 20:00 kuchnię zaczęła wypełniać nerwowa atmosfera. Po chwili zjawił się jednak Dumbledore i natychmiast zrobiło się cicho.
- Witajcie, witajcie - uśmiechnął się i ogarnął wzrokiem znane mu dobrze twarze. Wstał ze swojego krzesła i rozglądał się - Cieszę się widząc wasze twarze. Przykro mi, że musiałem przerwać Wam ten wspaniały odpoczynek, ale sami wiecie, że miały miejsce pewne wydarzenia. O niektórych jest głośno o innych cicho - staruszek spoważniał i wesołe iskierki w jego oczach przygasły.
- Jest wiele powodów, dla których zwołałem was tutaj. - Po pierwsze Sami-Wiecie-Kto brutalnie nam o sobie przypomina. Będziemy musieli teraz wznowić wszystkie nasze działania, i być gotowym o każdej porze dnia i nocy. Nastały niespokojne czasy - robiło się poważnie i każdy bacznie słuchał dyrektora. - Chciałbym abyś nam opowiedział Severusie - spojrzał na młodszego czarodzieja, ten po chwili wstał ze swojego miejsca.
- Podczas gdy wy wszyscy odpoczywaliście, błogo marnując czas, Czarny Pan zbierał swoją armię. Cisza i spokój na którą daliście się nabrać nazywa prawdziwą ciszą przed burzą. Ostatnie wydarzenia nie są opisane w Proroku Codziennym, ponieważ filtruje go odpowiednia grupa posłuszna Czarnemu Panu. Wiele informacji nigdy nie ujrzy światła dziennego - jego zimny głos sprawił, że w kuchni stało się jakby chłodniej. Harry miał wymalowaną chęć zadania miliona pytań na twarzy lecz Snape kontynuował - Dwa dni temu, na spotkaniu, kilku śmierciożerców dostało zadania. Wyznaczona została Grupa Specjalna do spraw mugolaków. Mają oni za zadanie wyłapać wszystkie nazwiska dzieci mugoli, które uczą się w naszej szkole - oznajmił jakby mówił o pogodzie, choć Hermiona zauważyła przez chwilę jak profesor ściska palce lecz po chwili schował je pod szatą.
- Dlaczego Severusie? Po co im dzieci? - McGonagall wlepiła pytające spojrzenie w bladej twarzy towarzysza. Snape milczał patrząc na opiekunkę domu Lwa ale jednym mrugnięciem przeniósł swój zimny wzrok na Hermionę. Trwało to ułamek sekundy ale dziewczyna widziała w jego oczach coś dziwnego czego nie umiała nazwać. Cisza pełna napięcia wydawała się dłużyć godzinami.
- Czarny Pan nie chce ich w naszym świecie. Bella podsunęła mu plan. Podczas gdy Hogwart Express będzie kierował się do zamku nastąpi atak - ściszył głos a wraz z nim na twarzach zebranych pojawiło się przerażenie. Rozmowy wypełniły kuchnię, każdy nerwowo spoglądał na Kingsley'a i Snap'a jak gdyby wyczekując nagłej odpowiedzi o co w tym wszystkim chodzi.
- Uspokójcie się! - krzyknęła starsza kobieta - Severusie, powiedz, proszę powiedz jak...- McGonagall nie dokończyła, załamał się jej głos.
Z tłumu wyłonił się Kingsley - Umbride, kiedy uczyła w szkole, zdobyła w jakiś sposób dokumenty tych dzieci. Kopiowała je a specjalne teczki zrobiła sama - wyjaśniał.
Wśród uczniów powstał szmer głosów, świadczący o tym jak jej nienawidzili i co by zrobili gdyby wpadła w ich ręce. Dyrektor uciszył ich ręką. - Sami-Wiecie-Kto zlecił jej zająć się tymi dziećmi, a jako że ona nienawidzi dzieci, nieźle jej poszło. Zadowolony był. Ma swój gabinet na trzecim piętrze - spojrzał na tatę Rona a ten lekko blady, siedząc w krześle kontynuował za przyjaciela.
- Do jej gabinetu ciągle ktoś przychodził, przynosili różne papiery. Każdy sprzedawał jej jakąś informację o rodzinach dzieci. Przed pokojem stało dwóch goryli, mieli pilnować aby nikt tam się nie plątał - cisza w kuchni była przeszyta dziwnym napięciem i obawami.
- Czarny Pan zainteresował się mugolakami. Umbridge przekazała mu, że w zamku jest ich wielu. On ma obsesję na punkcie czystości krwi. Chce ich wyeliminować ze świata czarodziejów. Liczy się tylko czystość krwi - Harry, który z zaciśniętą szczęką przysłuchiwał się nauczycielowi, spoglądał na Hermionę. Ta z nieodgadniętym wyrazem twarzy patrzyła na Snap'a. Jego wzrok zatrzymał się na uczennicy - Panna Granger jest pierwsza na liście - Jego zimne oczy mroziły jej krew w żyłach, a słowa oplotły wokół szyi jak sznur i zaczęły dusić.Nie odpowiedziała nic. Nastała piszcząca cisza.
- Co?? Czy ja dobrze słyszałem? - Remus wstał i podszedł do swojego wroga z dziecięcych lat. - Coś ty powiedział? - Spojrzał mu w oczy, lecz niczego tam nie dostrzegł.
- Remusie to wcale nie jest takie dziwne - odpowiedziała mu Granger otwierając powoli oczy. - Jestem jedną z nich, moi rodzice są mugolami, nie jestem czysta, a będąc w najbliższym otoczeniu Harrego, to tym bardziej nie powinno was dziwić - Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Niewiele pomogło. - Trudno, nic na to nie poradzimy, jakoś będę musiała dać sobie z tym radę. Lupin widząc jak dziewczyna kręci głową patrząc na niego i na Snape, wolał już nic nie mówić.
Nauczyciel eliksirów wstał i jak gdyby nigdy nic kontynuował.
- Bellatix uznała, że jedyną możliwością dostania się do mugolaków będzie atak na pociąg. Jej plan został przyjęty z aprobatą. Zamku chronią zaklęcia, których w pojedynkę nie da się przejść a wysyłanie armii nie jest najlepszym pomysłem. Chce się ich jak najszybciej pozbyć, pociąg będzie pełen uczniów. Będą jak na talerzu. - Snape opowiadał jakby bez emocji, jakby w ogóle go to nie obchodziło, ale Hermiona widziała jak zaciska palce i zakrywa je szatą.
- Czyś ty oszalał? Z aprobatą?! Mówisz jakbyś podzielał ten pomysł! - Ron wyskoczył jak oparzony po słowach profesora.
- Ronaldzie Weasley! - krzyknęła jego matka - Jak śmiesz tak zwracać się do nauczyciela - Ron poczerwieniał i usiadł na swoim miejscu - Przepraszam za niego - Snape jedynie cicho prychnął nad głupota chłopaka.
- Mamo jak możesz! Ty go słyszałaś? Ginny? Harry? - popatrzył na przyjaciół.
- Ron! - Hermiona starała się go uspokoić.
- To śmierciożerca! Będzie tam z nimi! On się do tego przyczyni! Będzie polował na ciebie! - w domu dał się słyszeć jedynie krzyk Rona. Wszyscy jakoś nagle zainteresowali się swoimi butami.
- Weasley niewiele mnie obchodzi co masz do powiedzenia - syknął Snape.
Rudowłosy oniemiał z wrażenia. I ten to tak spokojnie mówi, nic go nie obchodzi? Miażdżące spojrzenie jego opiekunki sprowadziło go do parteru.
- To okrutne... to tylko dzieci.. przecież to nie ich wina... - wyszeptała wicedyrektorka.
- Minerwo musimy coś z tym zrobić! Tak nie można! To rzeź! - Remus walnął pięścią w stolik tak, że aż bliźniaczki siedzące obok podskoczyły.
- Lupin gdybyś nie zauważył, to właśnie to COŚ robię. Podałem wam informacje które znane są dwóm pierwszym kręgom śmierciożerców, czyli 25 osobom - warknął do wilkołaka.
- Znamy plan Voldemorta, Severus będzie informował nas na bieżąco - Dumbledore wstał i zaczął krążyć po kuchni - Trzeba obmyślić plan, który pozwoli nam ich uratować, nie zdradzając iż wiemy co ten szaleniec knuje. Każdy z was będzie musiał się nad tym zastanowić. A teraz bardzo bym prosił o chwilową przerwę - nagle wyszedł przed dom. Rozpoczęły się rozmowy, wszyscy byli przerażeni nadchodzącymi dniami...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńSuper :) Jesteś pierwszą osobą, która skomentowała mojego bloga :) Cieszę się, że się podoba. Dziękuję i już zapraszam na koleją notkę :)
Usuń