- Niestety muszę, choć nie za
bardzo mi się to podoba. Za to ty Ginewro Weasley nie musisz wysadzać mojego
budzika - zaśmiała się.
- Kiedy on tak uparcie,
dzwooonił - ziewnęła i już smacznie spała. Hermiona uśmiechnęła się sama do
siebie. Machnięciem różdżki naprawiła budzik, zebrała ubrania i poszła do
łazienki. Po porannej toalecie cicho zeszła na dół do kuchni. Bardzo nie lubiła
schodów w Norze, okropnie skrzypiały i trzeszczały pod najmniejszym naciskiem.
Na szczęście wszyscy jeszcze spali. Cichy głos dobiegł ją zza wąskich
drzwi.
- Hermiono, już nie śpisz? -
Pani Weasley wyszła ze spiżarni niosąc dwa słoiki dżemu truskawkowego.
- Dzień dobry. Niestety muszę
codziennie rano być o 8:00 u Snap'a - westchnęła siadając przy stole. Kobieta w
fartuszku uwijała się po kuchni. Pachniało wanilią. Po kilku minutach starsza
kobieta postawiła przed nią sporego omleta z dżemem - Mmmm wygląda smakowicie.
Dziękuję - ze smakiem pochłonęła całego.
- Och, Severus mógłby się nad
tobą zlitować. Godzina snu więcej i czułabyś się lepiej. O której wróciłaś
wczoraj? - zaciekawiona przyjrzała się Hermionie.
- Chyba po 1:00, w
lochach nie ma okien, ciężko było powiedzieć która godzina - mruknęła,
przypominając sobie słowa Snap'a gdy wychodziła.
- Co za człowiek... - i zajęła
się sprzątaniem. Granger wypiła jeszcze herbatę, sprawdziła czy wszystko ma i
podeszła do kominka - Hermiono zaczekaj - zawołała - Proszę, weź to. Tutaj jest
kawałek pieczeni i bułeczki a na deser ciasteczka. Żebyś z głodu tam nie padła
- wręczyła jej pakunek i ucałowała w czoło.
- Dziękuję pani Weasley, na
pewno się przyda. Wczoraj byłam głodna jak wilk. Dziękuję też za kolację -
rumiana kobieta jedynie ją przytuliła i popchnęła lekko w stronę kominka.
- Radzę ci się pospieszyć, masz
dziesięć minut - podała jej proszek Fiuu.
Zielony płomień rozświetlił
znany jej już gabinet. Profesor McGonagall już siedziała w stercie papierów.
- Dzień dobry panno Granger -
przywitała ją.
- Dzień dobry - machnęła
różdżką czyszcząc podłogę z popiołu - Przykro mi pani profesor ale muszę jak
najszybciej tam być. Czarownica jedynie uśmiechnęła się do uczennicy która już
po kilku sekundach szła w stronę lochów.
***
- Lukrecjowe gryzki -
wypowiedziała hasło a chimera strzegąca schodów odsunęła się.
Zapukała kilka razy i usłyszała
wesołe Wejść.
- Albusie czy mogę na chwilę -
zapytała niepewnie siadając na krześle.
- Witam Minerwo, co cię
sprowadza? - zapytał odkładając pióro.
- Hermiona - staruszek wydawał
się zainteresowany - Chodzi o to, ze Severus kazał jej przychodzić codziennie
na 8:00.
- Na to nie mam wpływu moja
droga, kazałem pannie Granger współpracować z Severusem, to on ustala zasady.
- Tak, ale chodzi o to, iż
droga do lochów z mojego gabinetu jest dosyć daleka. Zamknąłeś wszystkie
kominki, z wyjątkiem mojego. Może lepiej by było, gdyby kominek Nory i Severusa
były połączone?
- Nie jestem pewien, czy to
jest do końca dobry pomysł. Rozważę twoją uwagę.
- Albusie, ja nie sądzę by
Hermiona była bezpieczna chodząc samotnie po zamku. Jest bardziej narażona na
niestrzeżonych korytarzach niż korzystając z sieci Fiuu. Poza tym, ja nie
zawsze będę w moim gabinecie gdy zacznie się rok szkolny.
- Rozumiem, może masz rację.
Połączę kominek Molly z kominkiem w gabinecie Severusa. Choć może mu się to nie
spodobać.
- Nie ma wyboru, nie będziemy
jej narażać. Musi się zgodzić - zdecydowała za Mistrza Eliksirów.
- Czy to wszystko Minerwo?
Chciałbym wysłać kilka sów - zapytał trzymając kilka pergaminów w ręce.
- Tak Albusie. To wszystko.
***
Zamknęła oczy marząc, by go tam nie było. Zapukała cicho
trzy razy. Na jej nieszczęście był w pracowni. Odłożyła swoje rzeczy na biurko
i przyjrzała mu się uważnie. Przygotowywał właśnie jakieś składniki, pech
chciał że wiedziała do czego będą potrzebne i co będzie dzisiaj robić.
- Dzień dobry panno Granger - rzucił oschle w jej stronę
- Mówiłem wczoraj o eliksirze Novgrena, mniemam iż wie pani, co to za eliksir?
- uniósł jedną brew jakby kpiąco.
- Dzięki temu eliksirowi można wyleczyć wszystkie zadane
rany. Bez względu na narzędzia i sposób.
Wystarczy kilka kropel aby uleczyć najgorsze rany. To bardzo skomplikowany
eliksir i bardzo niebezpieczny - mówiła powoli a dziwne uczucie nie mogło jej
opuścić. Niewiele wiedziała o tym eliksirze. Jedynie słyszała od Slughorna i
czytała o nim w kilku książkach. Sposób jego uwarzenia nie podobał jej się.
- Tak , choć spodziewałbym się bardziej wyczerpującej
odpowiedzi od panny Wiem-To-Wszystko - parsknął - Istotnie, jest to trudna
mikstura. Przygotowałem już odpowiednie składniki. Masz się im przyjrzeć i wykonać
to samo własnoręcznie, wszystkie bez pomocy magii. Przy tym eliksirze jest to
zabronione. Uważaj, ponieważ są trudne
do zdobycia - poinstruował ją.
- Oczywiście profesorze - odparła. Podeszła do biurka,
ubrała fartuszek i zabrała się za przygotowanie składników - Profesorze? -
zapytała niepewnie
- Gadaj Granger, bo mam inne zajęcia niż słuchanie ciebie
- warknął zatrzymując się przy drzwiach. Najwyraźniej gdzieś się wybierał.
- Jak mam go przyrządzić? Nigdy go nie warzyłam.
Słyszałam tylko część...
- Na moim biurku jest książka. Strona dwieście
osiemdziesiąt dwa. Przeczytaj uważnie aż zrozumiesz. Tu masz listę składników i
sposób ich przygotowania. Resztę wytłumaczę jak wrócę.
- Zostawia mnie pan samą? A jeśli coś się stanie? -
odebrała od niego pergamin.
- Nie ma się stać Granger, jasne? Jeśli coś spartolisz,
będę pierwszym który wyśle cie do
skrzydła szpitalnego.
- Dokąd pan idzie? - nie była zadowolona z tego, ze musi
zostać sama.
- Nie pani interes, panno Granger. Do pracy - warknął i
trzasnął drzwiami.
Przeszły ją ciarki. Została sama z tym okropnym
eliksirem. Dobrze Hermiono opanuj się, spokojnie, to tylko składniki a instrukcja
jest na stole. Przygotowanie składników zapowiadało się trudno. Każdy
korzeń ogniokrzewu trzeba było kroć na równe plasterki. Krojenie było dziwne, raz naciąć z prawej raz z lewej i tak
wszystkie, czyli łącznie sześć. Podobnie było z korzeniem żywokostu. Kruszyła
nasiona anwencji. Kwiaty mauka oskubała z płatków i wyjmowała kolce z opuncji
figowej. Dużo różnych dziwnych składników które pierwszy raz widziała. Z ilości składników wynikało, że będzie
musiała zrobić sześć kociołków. Zrobiło
jej się słabo. Zapaliła ogień pod sześcioma kociołkami i wlała wodę. Przygotowanie składników nie
było aż tak ciężkie, samo w sobie ale ich ilość była trochę przerażająca a
czynności żmudne. Podeszła do stolika Snap'a. Gruba książka aż prosiła się o
przeczytanie. Odszukała odpowiednią stronę. Lista składników byłaby taka sama
jak ta, którą dostała od Snap'a gdyby nie kilka innych zamienników. Jak
przeczytała, ważenie miało trwać cztery tygodnie. To trochę za długo, przecież to mikstura, która ma pomóc nam podczas ataku na
pociąg. Snape musiał opracować nową metodę warzenia, szybszą. Brakowało na
jego liście opisu ważenia, to oznaczało że miała wzorować się na książce.
Dodała korzeń ogniokrzewu jako że wymagał najdłuższego czasu gotowania. Po
czterdziestu minutach mogła dodać dopiero kolejny składnik czyli korzeń
żywokostu. Miała chwilkę, by rozejrzeć się dookoła. Sala była duża, znała ją.
Półki zastawione słoikami z których zerkały na nią różne dziwne stworzenia lub
pływały ich części. W pudełkach i pojemniczkach jakieś bliżej nieokreślone
ingrediencje . Część ławek zniknęła,
dzięki czemu miała miejsce do ważenia eliksirów. Na prawo były zamknięte drzwi,
ciekawość wzięła górę i zajrzała za nie. Gabinet Mistrza Eliksirów. Bała się
wchodzić dalej, zauważyła tylko duże dębowe biurko również zawalone stosem
papierów, sporą biblioteczkę na jednej ze ścian, właściwie to cała ściana była
zastawiona książkami. Kamienny kominek, kamienna podłoga jak wszystko w zamku. Duży skórzany fotel za biurkiem a
pod nim czarna gruba tkanina, cos w rodzaju gobelinu bez wzoru. Po prawej
stronie półka przysłonięta szkłem za którym było widać małe fiolki, zapewne z
rzadkimi eliksirami. Po lewej w lekkim łuku ściany dostrzegła drzwi. Zapewne do jego kwater. Z tyłu w kącie
stał wysoki zegar wskazując godzinę 14:00. Czas dodać korzeń żywokostu.
***
Wzywałeś mnie Albusie - Snape stanął w drzwiach do
gabinetu dyrektora.
- Tak Severusie, proszę usiądź - wskazał mu na fotel obok
- Chciałbym porozmawiać z tobą o pannie Granger.
- Żyje, jeszcze jej nie zabiłem - zakpił.
- Severusie, nie czas na żarty - znów uniesiona brew - Panna
Granger ma zjawiać się u ciebie o 8:00 rano - uciszył młodszego czarodzieja
uniesioną ręką - Połączę kominek w twoim gabinecie oraz kominek Molly, aby mogła
się łatwiej przemieszczać.
- Chyba nie mówisz poważnie Albusie, mam pozwolić jakiejś
byle uczennicy plątać się po moich kwaterach? - warknął, zdecydowanie
niezadowolony z pomysłu dyrektora.
- Postanowiłem, od teraz twój kominek jest połączony z
Norą. Panna Granger może być narażona na niestrzeżonych korytarzach na jakichś
błąkających się ślizgonów. Nie chciałbym aby dochodziło do bójek pomiędzy
uczniami. Po nich można się różnych rzeczy spodziewać.
- Ty i twoje przeklęte pomysły - nie podobał mu się
pomysł dyrektora. Granger plącząca się po jego lochach - Jeśli będzie mi przeszkadzać
w pracy, lub jeśli któreś z tych cholernych Wealey'ów zechce ją odwiedzić, w moich lochach to będzie
to ich ostatni pomysł w ich popapranym życiu - wycedził.
- Nie bądź taki Severusie, towarzystwo dobrze ci zrobi, a
jak tam panna Granger? - zapytał zmieniając temat, młodszy mężczyzna i tak wyglądał już na zdenerwowanego.
- Zostawiłem ją samą, mam nadzieję że nie wysadziła
kociołka, cenię sobie swoje zbiory.
- Severusie! Jak możesz - oburzył się siwobrody.
- Albusie wiesz, ze Granger żyje. Jakoś sobie poradzi,
zostawiłem ją z eliksirem Novgrena, z tą łatwiejszą częścią - dodał po chwili
namysłu.
- Zdajesz sobie sprawę, że ten eliksir jest dla nas
ważny...
- Zdaję sobie sprawę z powagi tego zadania. Powiedziałem,
że go zrobię i tak będzie. Nie musisz się martwić.
- Doskonale. Musisz przyznać, że panna Granger nieźle
sobie radzi z eliksirami.
- Na szczęście nie jest Longbottomem, a to oznacza że
przeżyjemy.
- Severusie ona będzie potrzebowała pomocy, masz jej pomóc.
Jeśli będzie trzeba zostanie u ciebie.
Atmosfera trochę zgęstniała, Snape wiedział jak trudno
jest uwarzyć ten eliksir. Staruszek patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
Jakby oceniająco i z lekką nadzieją. Nie był zadowolony z tego zadania, ale znał
cenę. Albo Granegr będzie zoombie przez niemal tydzień i wszyscy miejmy
nadzieję przeżyją, albo będzie normalna a losy członków zakonu i dzieci będą
wisiały na włosku. Z jednej strony nie
podobało mu się wydzieranie nitki życia z tej dziewczyny, ale pracując dla
Dumbledora, zaczął tolerować niektóre rzeczy w imię ''większego dobra''. Albus
łatwo o nim mówił, poświęcał dla niego wiele. Zbyt wiele. Sam zaczynał mieć
dość, bycia pionkiem dwóch graczy. Z
drugiej strony znał plan Albusa i miał cichą nadzieję, że to szaleństwo kiedyś
się skończy.
- Wiem o tym, nie będę miał wyjścia, nie będę ryzykował
wysyłając ją siecią lub teleportując. To zbyt niebezpieczne - odpowiedział
spokojnie.
- Tak to prawda, mogłaby tego nie przeżyć. Liczę, że
dobrze się nią zaopiekujesz. Idź do pracowni, panna Granger zapewne nie jest
zadowolona z bycia samej - to oznaczało koniec rozmowy.
- Idę, idę - bez zbędnego gadania trzasnął drzwiami i
wyszedł. Kominek jego i dyrektora były
połączone, ale wolał się przejść. Ochłonąć trochę. Cholerny Albus, skazywać mnie na Granger. Pozabijamy się. Mruknął
sam do siebie. Musiał przyznać sam przed
sobą, że trochę cieszył się, że nie będzie musiał sam robić tych mikstur.
Zdecydowanie za wiele. Tym bardziej z tym, który musieli ukończyć oboje. Nie
było innego wyjścia. Bardzo rzadko musiał się nad nim męczyć, ale teraz był on
bardzo ważny.
***
Dotarł do swojej pracowni. Nic nie wskazywało na
katastrofę. Wszedł do sali bez pukania. Żyje,
to dobrze. Przestraszona podskoczyła, ale twardo starała się zachować
normalnie. Nie upuściła nic, pamiętając jego groźbę. Patrzyła na nią przez chwilę, ciszę przerwało burczenie
w jej brzuchu.
Popatrzyła na niego i na kociołki, ilość ingrediencji nie
malała.
- Nie wyjdę stąd szybko prawda? - zapytała niezadowolona.
- Nie. Tora! - krzyknął Snape - Obiad dla dwóch osób -
dodał. Skrzatka zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Machnął różdżką i
pojedynczy stolik przesunął się spod ściany razem z dwoma krzesłami. Gestem
nakazał aby usiadła. Jeśli ma ją tolerować jeszcze przez dwa tygodnie, dobrze
byłoby nie skakać sobie do gardeł. Wiedział, że ją przerażał, z resztą jak
wszystkich uczniów. Podobało mu się to. Jednak jej strach przy pracy jest
niewskazany, obawiał się wybuchu i utraty życia, choć to drugie byłoby błogosławieństwem. Jeszcze nie teraz,
przyjdzie na to czas... Musi jakoś się opanować i sprawić by nie dostawała
zawału, za każdym razem gdy go widzi.
- Kawa czy herbata? - zapytał gdy usiadła.
- Że co? - Zamrugała kilka razy, nie wierząc w to co
słyszy. On? Postrach Hogwartu, Stary
Nietoperz i Dupek z Lochów pyta czy napiję się herbaty? Chyba coś go walnęło i
stracił pamięć.
- Nie będę się powtarzał Granger - syknął.
- Herbaty - odpowiedziała cicho. Nie, jednak to był tylko jakiś słaby przebłysk.
Przywołał niewiadomo skąd czajnik i dwie filiżanki. Po
chwili piła już rozgrzewający płyn.
- Panno Granger - zaczął powoli - Rozmawiałam z
dyrektorem, od dzisiaj będzie pani korzystać z mojego kominka - mówił
spokojnie.
- Jak to z pańskiego? - była co najmniej zdziwiona.
- Kominek w Norze
i w moim gabinecie zostały połączone. Będzie to ułatwiało pani przemieszczanie
pomiędzy tą salą a Norą. Choć nie podoba mi się to, że będzie się pani plątać
po moich lochach. - Wyraźnie nie był z tego zadowolony.
- Rozumiem profesorze. Nie będę nadużywać tego połączenia
- westchnęła cicho.
- Oczywiście, że nie. Mniemam, iż jest to pomysł Minerwy.
To z jej kominka można korzystać, zapewne była niezadowolona z przeszkadzania
jej w pracy - trzask pojawienia się skrzatki urwał jego zażalenia. Ciepły obiad
od razu sprawił, że poczuła się lepiej. Zjedli w ciszy. Kiedy Snape odesłał
stolik na miejsce zerknął na kociołki z bulgoczącą bursztynową cieczą.
Pachniała lekko korzennie.
- Dodaj teraz kolejne składniki, wymagają krótkich odstępów
czasu - powiedział beznamiętnie siadając przy swoim biurku - Kiedy to zrobisz,
zajmiesz się kończeniem wielosokowego. Teraz eliksir będzie potrzebował czasu -
i zaczął przepisywać ręcznie jakiś tekst.
Zajęła się tym co jej zlecił. Dodawała kolejne składniki.
Kolejna dziwna czynność dotycząca tego eliksiru. Dodawanie składników w równych
odstępach, zaczynając od dwóch minut i tak co dwie więcej aż znów miała dojść
do 40min. Mieszała to w lewo to w prawo ale zawsze ruchy były parzyste. Jeśli
dwa razy w prawo to dwa w lewo. Przechodziła do każdego po kolei dodając takie
same składniki. W pracowni słychać było ciche bulgotanie w kociołkach i
skrobanie pióra. Snape wydawał się bardzo zajęty pisaniem. Spoglądała na niego
co chwila. Lekka zmarszczka pomiędzy brwiami wskazywała na to, że nad czymś
bardzo mocno myśli. Czuła, że zerka na nią co jakiś czas, ale wolała skupić się
na pracy. Uznała, że pilnuje aby nie wysadziła kociołka.
- Rzuć zaklęcie, masz je podanie na kolejnej stronie, na
każdy kociołek osobno. Będą tak czekać do jutra. Teraz wilosokowy Granger -
mówił beznamiętnie. Rzuciła zaklęcie i zajęła się wielosokiem.
Praca szła jej nieźle, nawet była z siebie zadowolona.
Teraz już było łatwiej. Dziwna mikstura bulgotała spokojnie. Snape nawet nie
wyjaśnił jej jak ma go dokończyć. Może lepiej, że jej teraz nie powiedział.
Wolała mieć spokojną głowę. Było już chyba dość późno. Miała nadzieję, że
dzisiaj wróci wcześniej. Ten etap wielosokowego nie wymagał wiele pracy. Krzątała
się podchodząc od kociołka do kociołka.
Warzenie szło jej sprawnie. Może Albus dobrze zrobił skazując mnie na tą cholerną Granger?
Snape siedział spokojnie i przyglądał się dziewczynie.
Szło jej całkiem nieźle, no ale przecież nigdy jej o tym nie powie. On nie
pochwalił nigdy nikogo i to się nie zmieni. Dziewczyna przykładała się do pracy. Nauczy
się nowych eliksirów, pozna nowe zaklęcia i składniki, to będzie dla niej
dobre.
Myśli krążyły z zawrotną prędkością. Oby podołała temu
zadaniu. Eliksir Novgrena jest jednym z cięższych eliksirów. Miał nadzieję, że
wszystko pójdzie dobrze. Dość drastyczne zadanie. Musiał przyznać sam przed
sobą, że wiele razy groził uczniom, ale nie podniósłby ręki na żadnego; tym
bardziej na kobietę. A teraz będzie musiał wydrzeć nitkę życia z tej
dziewczyny. I to brutalnie. Fakt, kiedyś zadawanie bólu bardzo go
satysfakcjonowało, czuł dziką radość. Teraz to co innego. Nie czuł się z tym
dobrze, ale Albus zmusza go do robienia wielu nieprzyjemnych rzeczy, takich jak
znoszenie tej dziewuchy. Przejdzie i
przez to, ale jest jeszcze inna rzecz, która nie daje mu spokoju. Porwanie,
atak...Nie, nie będzie teraz o tym myślał. Teraz ważne jest to, aby ukończyła
mikstury i wróciła do Nory. Powinna pracować, miała mu pomagać, to niech pracuje.
Czeka ją jeszcze dużo pracy. Może powinien dać jej odpocząć, żeby dotychczasowa
praca nie poszła na marne? Bardzo łatwo pomylić składniki, kolejność mieszania
lub zaklęcia i katastrofa gotowa. Co no, ma się nad nią litować? Też coś. Nad
nim nikt się nigdy nie litował, ale czy watro postępować tak samo?
Z zamyślenia wyrwał go jej głos, tak bardzo nie pasujący
do jego ponurych przemyśleń.
- Skończyłam profesorze - odłożyła książkę na jego
biurko. Spojrzał na nią tymi czarnymi oczami bez dna. Poczuła się dziwnie pod
wpływem jego wzroku. Coś w nich zauważyła, coś czego nie mogła odgadnąć, jakby
obawa? Trwało to ułamek sekundy.
- To wszystko, możesz iść - warknął - Idź do Nory, jutro
przychodzisz na 9:00. Zjedz porządne śniadanie i wyśpij się. Jutro będzie
ciężki dzień, najważniejsza część warzenia eliksiru - powiedział chłodno wciąż patrząc
na nią - Idziesz przez mój kominek Granger. - Drgnęła - Chodź - wskazał na
drzwi do gabinetu. Poszła - Od dzisiaj korzystasz z tego kominka. Nie nadużywaj
go.
- Oczywiście profesorze , dobranoc - Odpowiedziała jej cisza, ale odprowadził ją
spojrzeniem - Nora!
Wypadła w kominku w salonie. Wiedząc, ze czeka ją ciężki
dzień poszła od razu na górę. W Norze panowała już cisza. Wszyscy spokojnie
spali. Usiadła na łóżku i poczuła się głodna. Przypomniała sobie o pakunku od
pani Weasly, szybko zjadła i poszła wziąć gorący prysznic. Zdawała sobie
sprawę, przez co będzie musiała przejść jutro i przez najbliższe dni. Nie znała
całej receptury eliksiru ale z zachowania Snap'a i dotychczas usłyszanych informacji wynikało,
że nie będzie to miłe, choć miała nadzieję, że nie tak straszne jak zapowiadało
się do tej pory. Będzie dobrze Hermiono. Gorąca
woda zmyła z niej okropne myśli. Sen, to było to czego teraz potrzebowała.
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuń