poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 5 ''Współpraca bywa ciężka''

Drastyczny dźwięk rozsadzał jej bębenki w uszach. Budzik nieustannie brzęczał, a ona nie miała sił go wyłączyć. Miała zamknięte oczy i marzyła, by to jeszcze nie była godzina 7:00. Coś trzasnęło i koszmarny dźwięk ustał, ale ten trzask spowodowałby u niej zawał. Przestraszona usiadła na łóżku i zobaczyła na wpół przytomną Ginny z różdżką - Musisz wstawać o tak nieludzkiej porze? - mruknęła, opadając twarzą w poduszkę. 
- Niestety muszę, choć nie za bardzo mi się to podoba. Za to ty Ginewro Weasley nie musisz wysadzać mojego budzika - zaśmiała się.
- Kiedy on tak uparcie, dzwooonił - ziewnęła i już smacznie spała. Hermiona uśmiechnęła się sama do siebie. Machnięciem różdżki naprawiła budzik, zebrała ubrania i poszła do łazienki. Po porannej toalecie cicho zeszła na dół do kuchni. Bardzo nie lubiła schodów w Norze, okropnie skrzypiały i trzeszczały pod najmniejszym naciskiem. Na szczęście wszyscy jeszcze spali. Cichy głos dobiegł ją zza wąskich drzwi. 
- Hermiono, już nie śpisz? - Pani Weasley wyszła ze spiżarni niosąc dwa słoiki dżemu truskawkowego.
- Dzień dobry. Niestety muszę codziennie rano być o 8:00 u Snap'a - westchnęła siadając przy stole. Kobieta w fartuszku uwijała się po kuchni. Pachniało wanilią. Po kilku minutach starsza kobieta postawiła przed nią sporego omleta z dżemem - Mmmm wygląda smakowicie. Dziękuję - ze smakiem pochłonęła całego.
- Och, Severus mógłby się nad tobą zlitować. Godzina snu więcej i czułabyś się lepiej. O której wróciłaś wczoraj? - zaciekawiona przyjrzała się Hermionie. 
- Chyba po 1:00,  w lochach nie ma okien, ciężko było powiedzieć która godzina - mruknęła, przypominając sobie słowa Snap'a gdy wychodziła.
- Co za człowiek... - i zajęła się sprzątaniem. Granger wypiła jeszcze herbatę, sprawdziła czy wszystko ma i podeszła do kominka - Hermiono zaczekaj - zawołała - Proszę, weź to. Tutaj jest kawałek pieczeni i bułeczki a na deser ciasteczka. Żebyś z głodu tam nie padła - wręczyła jej pakunek i ucałowała w czoło. 
- Dziękuję pani Weasley, na pewno się przyda. Wczoraj byłam głodna jak wilk. Dziękuję też za kolację - rumiana kobieta jedynie ją przytuliła i popchnęła lekko w stronę kominka.
- Radzę ci się pospieszyć, masz dziesięć minut - podała jej proszek Fiuu. 
Zielony płomień rozświetlił znany jej już gabinet. Profesor McGonagall już siedziała w stercie papierów.
- Dzień dobry panno Granger - przywitała ją.
- Dzień dobry - machnęła różdżką czyszcząc podłogę z popiołu - Przykro mi pani profesor ale muszę jak najszybciej tam być. Czarownica jedynie uśmiechnęła się do uczennicy która już po kilku sekundach szła w stronę lochów.

***

- Lukrecjowe gryzki - wypowiedziała hasło a chimera strzegąca schodów odsunęła się.
Zapukała kilka razy i usłyszała wesołe Wejść.
- Albusie czy mogę na chwilę - zapytała niepewnie siadając na krześle.
- Witam Minerwo, co cię sprowadza? - zapytał odkładając pióro.
- Hermiona - staruszek wydawał się zainteresowany - Chodzi o to, ze Severus kazał jej przychodzić codziennie na 8:00.
- Na to nie mam wpływu moja droga, kazałem pannie Granger współpracować z Severusem, to on ustala zasady.
- Tak, ale chodzi o to, iż droga do lochów z mojego gabinetu jest dosyć daleka. Zamknąłeś wszystkie kominki, z wyjątkiem mojego. Może lepiej by było, gdyby kominek Nory i Severusa były połączone?
- Nie jestem pewien, czy to jest do końca dobry pomysł. Rozważę twoją uwagę. 
- Albusie, ja nie sądzę by Hermiona była bezpieczna chodząc samotnie po zamku. Jest bardziej narażona na niestrzeżonych korytarzach niż korzystając z sieci Fiuu. Poza tym, ja nie zawsze będę w moim gabinecie gdy zacznie się rok szkolny. 
- Rozumiem, może masz rację. Połączę kominek Molly z kominkiem w gabinecie Severusa. Choć może mu się to nie spodobać.
- Nie ma wyboru, nie będziemy jej narażać. Musi się zgodzić - zdecydowała za Mistrza Eliksirów.
- Czy to wszystko Minerwo? Chciałbym wysłać kilka sów - zapytał trzymając kilka pergaminów w ręce.
- Tak Albusie. To wszystko.

***

Zamknęła oczy marząc, by go tam nie było. Zapukała cicho trzy razy. Na jej nieszczęście był w pracowni. Odłożyła swoje rzeczy na biurko i przyjrzała mu się uważnie. Przygotowywał właśnie jakieś składniki, pech chciał że wiedziała do czego będą potrzebne i co będzie dzisiaj robić.
- Dzień dobry panno Granger - rzucił oschle w jej stronę - Mówiłem wczoraj o eliksirze Novgrena, mniemam iż wie pani, co to za eliksir? - uniósł jedną brew jakby kpiąco.
- Dzięki temu eliksirowi można wyleczyć wszystkie zadane rany.  Bez względu na narzędzia i sposób. Wystarczy kilka kropel aby uleczyć najgorsze rany. To bardzo skomplikowany eliksir i bardzo niebezpieczny - mówiła powoli a dziwne uczucie nie mogło jej opuścić. Niewiele wiedziała o tym eliksirze. Jedynie słyszała od Slughorna i czytała o nim w kilku książkach. Sposób jego uwarzenia nie podobał jej się.
- Tak , choć spodziewałbym się bardziej wyczerpującej odpowiedzi od panny Wiem-To-Wszystko - parsknął - Istotnie, jest to trudna mikstura. Przygotowałem już odpowiednie składniki. Masz się im przyjrzeć i wykonać to samo własnoręcznie, wszystkie bez pomocy magii. Przy tym eliksirze jest to zabronione. Uważaj, ponieważ są  trudne do zdobycia - poinstruował ją.
- Oczywiście profesorze - odparła. Podeszła do biurka, ubrała fartuszek i zabrała się za przygotowanie składników - Profesorze? - zapytała niepewnie
- Gadaj Granger, bo mam inne zajęcia niż słuchanie ciebie - warknął zatrzymując się przy drzwiach. Najwyraźniej gdzieś się wybierał.
- Jak mam go przyrządzić? Nigdy go nie warzyłam. Słyszałam tylko część...
- Na moim biurku jest książka. Strona dwieście osiemdziesiąt dwa. Przeczytaj uważnie aż zrozumiesz. Tu masz listę składników i sposób ich przygotowania. Resztę wytłumaczę jak wrócę.
- Zostawia mnie pan samą? A jeśli coś się stanie? - odebrała od niego pergamin.
- Nie ma się stać Granger, jasne? Jeśli coś spartolisz, będę  pierwszym który wyśle cie do skrzydła szpitalnego.
- Dokąd pan idzie? - nie była zadowolona z tego, ze musi zostać sama.
- Nie pani interes, panno Granger. Do pracy - warknął i trzasnął drzwiami.
Przeszły ją ciarki. Została sama z tym okropnym eliksirem.  Dobrze Hermiono opanuj się, spokojnie, to tylko składniki a instrukcja jest na stole. Przygotowanie składników zapowiadało się trudno. Każdy korzeń ogniokrzewu trzeba było kroć na równe plasterki. Krojenie było dziwne,  raz naciąć z prawej raz z lewej i tak wszystkie, czyli łącznie sześć. Podobnie było z korzeniem żywokostu. Kruszyła nasiona anwencji. Kwiaty mauka oskubała z płatków i wyjmowała kolce z opuncji figowej. Dużo różnych dziwnych składników które pierwszy raz widziała.  Z ilości składników wynikało, że będzie musiała zrobić sześć  kociołków. Zrobiło jej się słabo. Zapaliła ogień pod sześcioma kociołkami  i wlała wodę. Przygotowanie składników nie było aż tak ciężkie, samo w sobie ale ich ilość była trochę przerażająca a czynności żmudne. Podeszła do stolika Snap'a. Gruba książka aż prosiła się o przeczytanie. Odszukała odpowiednią stronę. Lista składników byłaby taka sama jak ta, którą dostała od Snap'a gdyby nie kilka innych zamienników. Jak przeczytała, ważenie miało trwać cztery tygodnie. To trochę za długo, przecież to  mikstura, która ma pomóc nam podczas ataku na pociąg. Snape musiał opracować nową metodę warzenia, szybszą. Brakowało na jego liście opisu ważenia, to oznaczało że miała wzorować się na książce. Dodała korzeń ogniokrzewu jako że wymagał najdłuższego czasu gotowania. Po czterdziestu minutach mogła dodać dopiero kolejny składnik czyli korzeń żywokostu. Miała chwilkę, by rozejrzeć się dookoła. Sala była duża, znała ją. Półki zastawione słoikami z których zerkały na nią różne dziwne stworzenia lub pływały ich części. W pudełkach i pojemniczkach jakieś bliżej nieokreślone ingrediencje . Część  ławek zniknęła, dzięki czemu miała miejsce do ważenia eliksirów. Na prawo były zamknięte drzwi, ciekawość wzięła górę i zajrzała za nie. Gabinet Mistrza Eliksirów. Bała się wchodzić dalej, zauważyła tylko duże dębowe biurko również zawalone stosem papierów, sporą biblioteczkę na jednej ze ścian, właściwie to cała ściana była zastawiona książkami. Kamienny kominek, kamienna podłoga jak wszystko  w zamku. Duży skórzany fotel za biurkiem a pod nim czarna gruba tkanina, cos w rodzaju gobelinu bez wzoru. Po prawej stronie półka przysłonięta szkłem za którym było widać małe fiolki, zapewne z rzadkimi eliksirami. Po lewej w lekkim łuku ściany dostrzegła drzwi. Zapewne do jego kwater. Z tyłu w kącie stał wysoki zegar wskazując godzinę 14:00. Czas dodać korzeń żywokostu.

***

Wzywałeś mnie Albusie - Snape stanął w drzwiach do gabinetu dyrektora.
- Tak Severusie, proszę usiądź - wskazał mu na fotel obok - Chciałbym porozmawiać z tobą o pannie Granger.
- Żyje, jeszcze jej nie zabiłem - zakpił.
- Severusie, nie czas na żarty - znów uniesiona brew - Panna Granger ma zjawiać się u ciebie o 8:00 rano - uciszył młodszego czarodzieja uniesioną ręką - Połączę kominek w twoim gabinecie oraz kominek Molly, aby mogła się łatwiej przemieszczać.
- Chyba nie mówisz poważnie Albusie, mam pozwolić jakiejś byle uczennicy plątać się po moich kwaterach? - warknął, zdecydowanie niezadowolony z pomysłu dyrektora.
- Postanowiłem, od teraz twój kominek jest połączony z Norą. Panna Granger może być narażona na niestrzeżonych korytarzach na jakichś błąkających się ślizgonów. Nie chciałbym aby dochodziło do bójek pomiędzy uczniami. Po nich można się różnych rzeczy spodziewać.
- Ty i twoje przeklęte pomysły - nie podobał mu się pomysł dyrektora. Granger plącząca się po jego lochach - Jeśli będzie mi przeszkadzać w pracy, lub jeśli któreś z tych cholernych Wealey'ów  zechce ją odwiedzić, w moich lochach to będzie to ich ostatni pomysł w ich popapranym życiu - wycedził.
- Nie bądź taki Severusie, towarzystwo dobrze ci zrobi, a jak tam panna Granger? - zapytał zmieniając temat,  młodszy mężczyzna i  tak wyglądał już na zdenerwowanego.
- Zostawiłem ją samą, mam nadzieję że nie wysadziła kociołka, cenię sobie swoje zbiory.
- Severusie! Jak możesz - oburzył się siwobrody.
- Albusie wiesz, ze Granger żyje. Jakoś sobie poradzi, zostawiłem ją z eliksirem Novgrena, z tą łatwiejszą częścią - dodał po chwili namysłu.
- Zdajesz sobie sprawę, że ten eliksir jest dla nas ważny...
- Zdaję sobie sprawę z powagi tego zadania. Powiedziałem, że go zrobię i tak będzie. Nie musisz się martwić.
- Doskonale. Musisz przyznać, że panna Granger nieźle sobie radzi z eliksirami.
- Na szczęście nie jest Longbottomem, a to oznacza że przeżyjemy.
- Severusie ona będzie potrzebowała pomocy, masz jej pomóc. Jeśli będzie trzeba zostanie u ciebie.
Atmosfera trochę zgęstniała, Snape wiedział jak trudno jest uwarzyć ten eliksir. Staruszek patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby oceniająco i z lekką nadzieją. Nie był zadowolony z tego zadania, ale znał cenę. Albo Granegr będzie zoombie przez niemal tydzień i wszyscy miejmy nadzieję przeżyją, albo będzie normalna a losy członków zakonu i dzieci będą wisiały na włosku.  Z jednej strony nie podobało mu się wydzieranie nitki życia z tej dziewczyny, ale pracując dla Dumbledora, zaczął tolerować niektóre rzeczy w imię ''większego dobra''. Albus łatwo o nim mówił, poświęcał dla niego wiele. Zbyt wiele. Sam zaczynał mieć dość, bycia pionkiem dwóch graczy.  Z drugiej strony znał plan Albusa i miał cichą nadzieję, że to szaleństwo kiedyś się skończy.
- Wiem o tym, nie będę miał wyjścia, nie będę ryzykował wysyłając ją siecią lub teleportując. To zbyt niebezpieczne - odpowiedział spokojnie.
- Tak to prawda, mogłaby tego nie przeżyć. Liczę, że dobrze się nią zaopiekujesz. Idź do pracowni, panna Granger zapewne nie jest zadowolona z bycia samej - to oznaczało koniec rozmowy.
- Idę, idę - bez zbędnego gadania trzasnął drzwiami i wyszedł. Kominek jego i  dyrektora były połączone, ale wolał się przejść. Ochłonąć trochę. Cholerny Albus, skazywać mnie na Granger. Pozabijamy się. Mruknął sam do siebie.  Musiał przyznać sam przed sobą, że trochę cieszył się, że nie będzie musiał sam robić tych mikstur. Zdecydowanie za wiele. Tym bardziej z tym, który musieli ukończyć oboje. Nie było innego wyjścia. Bardzo rzadko musiał się nad nim męczyć, ale teraz był on bardzo ważny.

***

Dotarł do swojej pracowni. Nic nie wskazywało na katastrofę. Wszedł do sali bez pukania. Żyje, to dobrze. Przestraszona podskoczyła, ale twardo starała się zachować normalnie. Nie upuściła nic, pamiętając jego groźbę.  Patrzyła na nią przez chwilę, ciszę przerwało burczenie w jej brzuchu.
Popatrzyła na niego i na kociołki, ilość ingrediencji nie malała.
- Nie wyjdę stąd szybko prawda? - zapytała niezadowolona.
- Nie. Tora! - krzyknął Snape - Obiad dla dwóch osób - dodał. Skrzatka zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Machnął różdżką i pojedynczy stolik przesunął się spod ściany razem z dwoma krzesłami. Gestem nakazał aby usiadła. Jeśli ma ją tolerować jeszcze przez dwa tygodnie, dobrze byłoby nie skakać sobie do gardeł. Wiedział, że ją przerażał, z resztą jak wszystkich uczniów. Podobało mu się to. Jednak jej strach przy pracy jest niewskazany, obawiał się wybuchu i utraty życia, choć to drugie byłoby  błogosławieństwem. Jeszcze nie teraz, przyjdzie na to czas... Musi jakoś się opanować i sprawić by nie dostawała zawału, za każdym razem gdy go widzi.
- Kawa czy herbata? - zapytał gdy usiadła.
- Że co? - Zamrugała kilka razy, nie wierząc w to co słyszy. On? Postrach Hogwartu, Stary Nietoperz i Dupek z Lochów pyta czy napiję się herbaty? Chyba coś go walnęło i stracił pamięć.
- Nie będę się powtarzał Granger - syknął.
- Herbaty - odpowiedziała cicho. Nie, jednak to był tylko jakiś słaby przebłysk.
Przywołał niewiadomo skąd czajnik i dwie filiżanki. Po chwili piła już rozgrzewający płyn.
- Panno Granger - zaczął powoli - Rozmawiałam z dyrektorem, od dzisiaj będzie pani korzystać z mojego kominka - mówił spokojnie.
- Jak to z pańskiego? - była co najmniej zdziwiona.
- Kominek  w Norze i w moim gabinecie zostały połączone. Będzie to ułatwiało pani przemieszczanie pomiędzy tą salą a Norą. Choć nie podoba mi się to, że będzie się pani plątać po moich lochach. - Wyraźnie nie był z tego zadowolony.
- Rozumiem profesorze. Nie będę nadużywać tego połączenia - westchnęła cicho.
- Oczywiście, że nie. Mniemam, iż jest to pomysł Minerwy. To z jej kominka można korzystać, zapewne była niezadowolona z przeszkadzania jej w pracy - trzask pojawienia się skrzatki urwał jego zażalenia. Ciepły obiad od razu sprawił, że poczuła się lepiej. Zjedli w ciszy. Kiedy Snape odesłał stolik na miejsce zerknął na kociołki z bulgoczącą bursztynową cieczą. Pachniała lekko korzennie.
- Dodaj teraz kolejne składniki, wymagają krótkich odstępów czasu - powiedział beznamiętnie siadając przy swoim biurku - Kiedy to zrobisz, zajmiesz się kończeniem wielosokowego. Teraz eliksir będzie potrzebował czasu - i zaczął przepisywać ręcznie jakiś tekst.
Zajęła się tym co jej zlecił. Dodawała kolejne składniki. Kolejna dziwna czynność dotycząca tego eliksiru. Dodawanie składników w równych odstępach, zaczynając od dwóch minut i tak co dwie więcej aż znów miała dojść do 40min. Mieszała to w lewo to w prawo ale zawsze ruchy były parzyste. Jeśli dwa razy w prawo to dwa w lewo. Przechodziła do każdego po kolei dodając takie same składniki. W pracowni słychać było ciche bulgotanie w kociołkach i skrobanie pióra. Snape wydawał się bardzo zajęty pisaniem. Spoglądała na niego co chwila. Lekka zmarszczka pomiędzy brwiami wskazywała na to, że nad czymś bardzo mocno myśli. Czuła, że zerka na nią co jakiś czas, ale wolała skupić się na pracy. Uznała, że pilnuje aby nie wysadziła kociołka.
- Rzuć zaklęcie, masz je podanie na kolejnej stronie, na każdy kociołek osobno. Będą tak czekać do jutra. Teraz wilosokowy Granger - mówił beznamiętnie. Rzuciła zaklęcie i zajęła się wielosokiem.
Praca szła jej nieźle, nawet była z siebie zadowolona. Teraz już było łatwiej. Dziwna mikstura bulgotała spokojnie. Snape nawet nie wyjaśnił jej jak ma go dokończyć. Może lepiej, że jej teraz nie powiedział. Wolała mieć spokojną głowę. Było już chyba dość późno. Miała nadzieję, że dzisiaj wróci wcześniej. Ten etap wielosokowego nie wymagał wiele pracy. Krzątała się podchodząc od kociołka do kociołka.
Warzenie szło jej sprawnie. Może Albus dobrze zrobił skazując mnie na tą cholerną Granger?
Snape siedział spokojnie i przyglądał się dziewczynie. Szło jej całkiem nieźle, no ale przecież nigdy jej o tym nie powie. On nie pochwalił nigdy nikogo i to się nie zmieni.  Dziewczyna przykładała się do pracy. Nauczy się nowych eliksirów, pozna nowe zaklęcia i składniki, to będzie dla niej dobre.
Myśli krążyły z zawrotną prędkością. Oby podołała temu zadaniu. Eliksir Novgrena jest jednym z cięższych eliksirów. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Dość drastyczne zadanie. Musiał przyznać sam przed sobą, że wiele razy groził uczniom, ale nie podniósłby ręki na żadnego; tym bardziej na kobietę. A teraz będzie musiał wydrzeć nitkę życia z tej dziewczyny. I to brutalnie. Fakt, kiedyś zadawanie bólu bardzo go satysfakcjonowało, czuł dziką radość. Teraz to co innego. Nie czuł się z tym dobrze, ale Albus zmusza go do robienia wielu nieprzyjemnych rzeczy, takich jak znoszenie  tej dziewuchy. Przejdzie i przez to, ale jest jeszcze inna rzecz, która nie daje mu spokoju. Porwanie, atak...Nie, nie będzie teraz o tym myślał. Teraz ważne jest to, aby ukończyła mikstury i wróciła do Nory. Powinna pracować, miała mu pomagać, to niech pracuje. Czeka ją jeszcze dużo pracy. Może powinien dać jej odpocząć, żeby dotychczasowa praca nie poszła na marne? Bardzo łatwo pomylić składniki, kolejność mieszania lub zaklęcia i katastrofa gotowa. Co no, ma się nad nią litować? Też coś. Nad nim nikt się nigdy nie litował, ale czy watro postępować tak samo?
Z zamyślenia wyrwał go jej głos, tak bardzo nie pasujący do jego ponurych przemyśleń.
- Skończyłam profesorze - odłożyła książkę na jego biurko. Spojrzał na nią tymi czarnymi oczami bez dna. Poczuła się dziwnie pod wpływem jego wzroku. Coś w nich zauważyła, coś czego nie mogła odgadnąć, jakby obawa? Trwało to ułamek sekundy.
- To wszystko, możesz iść - warknął - Idź do Nory, jutro przychodzisz na 9:00. Zjedz porządne śniadanie i wyśpij się. Jutro będzie ciężki dzień, najważniejsza część warzenia eliksiru - powiedział chłodno wciąż patrząc na nią - Idziesz przez mój kominek Granger. - Drgnęła - Chodź - wskazał na drzwi do gabinetu. Poszła - Od dzisiaj korzystasz z tego kominka. Nie nadużywaj go.
- Oczywiście profesorze , dobranoc -  Odpowiedziała jej cisza, ale odprowadził ją spojrzeniem - Nora!
Wypadła w kominku w salonie. Wiedząc, ze czeka ją ciężki dzień poszła od razu na górę. W Norze panowała już cisza. Wszyscy spokojnie spali. Usiadła na łóżku i poczuła się głodna. Przypomniała sobie o pakunku od pani Weasly, szybko zjadła i poszła wziąć gorący prysznic. Zdawała sobie sprawę, przez co będzie musiała przejść jutro i przez najbliższe dni. Nie znała całej receptury eliksiru ale z zachowania  Snap'a i dotychczas usłyszanych informacji wynikało, że nie będzie to miłe, choć miała nadzieję, że nie tak straszne jak zapowiadało się do tej pory. Będzie dobrze Hermiono. Gorąca woda zmyła z niej okropne myśli. Sen, to było to czego teraz potrzebowała. 

1 komentarz: