Ranek nastał szybciej niż ktokolwiek by chciał. Każdy zaprzątał już sobie głowę otrzymanymi wczoraj zadaniami. Śniadanie upłynęło na ożywionej rozmowie, i wymianie ciekawych pomysłów dotyczących ich realizacji. Najbardziej zadowoleni byli bliźniacy. Ci to zawsze lubią płatać figle i żartować. Mając kilka interesujących gadżetów w swoim sklepie, mogli grać Umbridge na nerwach gdy panoszyła się w szkole. Teraz, gdy widmo wojny majaczy na horyzoncie, ludzie szukają rozrywki i chwili odbicia od codzienności, często zjawiając się w sklepie Weasley'ów.
Gdy kończyli już śniadanie, trzaskanie w kominku skupiło ich uwagę, a
raczej tych którzy byli jeszcze w norze. Bliźniacy udali się na Pokątną, pan
Weasley i Percy do Ministerstwa a święta trójca wraz z Ginny jeszcze byli przy
stole.
- Granger! Która godzina?! - Snape wyszedł z kominka i sykną jadowicie. Jak
gdyby nigdy nic, zjawił się i nie zwracając uwagi na roznoszony popiół z
komina, staną przy stole.
- Witaj Severusie, może zjesz z nami? - Pani Weasly postawiła dodatkową
porcję grzanek i herbatę. Wymowne spojrzenie wystarczyło, aby kobieta
wiedziała, że równie dobrze może tym śniadaniem nakarmić gumochłona.
- Granger?! Głucha jesteś? - założył ręce za siebie i zadowolony, że może
sobie powarczeć. Wypalał w plecach Hermiony dziurę ostrym spojrzeniem.
- Dziewiąta zero pięć, panie profesorze - mruknęła nie odwracając się.
Harry czuł jak cała się spina. Współczuł jej, świadomość że Snape jest wredny
to jedno, czasem odczuć to na sobie to drugie, ale znosić go codziennie przez
dwa tygodnie to koszmar. Zabiłby go po pierwszym dniu.
- Brawo, niewątpliwie to pokaz twojej inteligencji. Zbieraj się dziewczyno,
chcę cię widzieć u mnie za dziesięć minut - warknął niknąc w płomieniach.
- Świetnie - burknęła, dogryzła ostatnią grzankę i pobiegła na górę.
Spakowała to co najważniejsze do pracy z eliksirami. Odzież ochronna,
rękawiczki, książki, słoiczki - na wszelki wypadek. Zbiegła po schodach -
Do zobaczenia - i już jej nie było. Wypadła w jednym z zamkowych kominków.
Wstała otrzepała szatę z popiołu i poprawiła włosy.
- Dzień dobry panno Granger - McGonagall siedziała przy swoim biurku i
zerkała na nią zza okularów.
- Dzień dobry pani profesor, nie wiedziałam że trafię akurat tutaj - nie
pocieszał ją fakt, że jest w południowej części zamku a lochy są tak diabelnie
daleko.
- Wszystkie kominki są zablokowane, są wakacje a z resztą po co ktoś
nieproszony ma się plątać po szkole? - uśmiechnęła się.
- Racja, ale z drugiej strony szkoda, bo będę zaraz martwa. Profesor Snape
mnie zabije. Do widzenia - krzyknęła zamykając drzwi. Starsza kobieta pokręciła
głową i uśmiechnęła się lekko.
Ach te znajome mury zamku, korytarze i sale... Zdążyła się stęsknić za tym
miejscem. Tak wiele się wydarzyło przez te sześć lat. Wiedziała, że jak co
dzień może spotkać tu swoich przyjaciół, uczyć się czy cieszyć po prostu każdym
nowym dniem. Tak bardzo zmieniło się jej życie, a teraz? Teraz nic nie było
pewne. Teraz, gdy wojna była co raz to bliżej. Potrząsnęła głową a jej włosy
zafalowały odganiając te ponure myśli. Pomimo lata, w lochach było chłodno, i
to właśnie ten chłód sprowadził ją na ziemię. Stanęła przed drzwiami, które tak
dobrze znała, ale napawały ją lekkim strachem. Wiedziała, że za tymi drzwiami
jest grota w której mieszka ten stary, przerośnięty nietoperz. - To moje zadanie, eliksiry... Muszę, bo
inaczej będzie z nami krucho. Potrzebujemy ich... w imię dobra...
Zapukała w bukowe drzwi. Nic. Jeszcze raz - Może coś się stało? - z zastanowienia po kilu sekundach wyrwało ją
chłodne - Wejść.
Sala nic się nie zmieniła zasadniczo, dostawione było tylko, jak sądziła jej biuro przy którym miała
pracować. Kilka większych kociołków i drzwi których wcześniej nie widziała. - Chyba jedno z jego skrytek - była bardzo
ciekawa co jest w środku, ale wiedziała że będzie znała aż za dobrze ten zbiór.
- Przestań się gapić tylko słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzał - Snape
oparł się o swoje biurko i zapluł ręce na piersi - Jestem skazany na panią,
panno Granger więc wyjaśnijmy sobie kilka kwestii. Po pierwsze chcę panią tu
widzieć punktualnie o 8:00 rano codziennie, chyba że coś będzie miało się
zmienić, wtedy panią poinformuję. Po drugie nie toleruję spóźnień, - to
wiedziała aż za dobrze - Po trzecie pracujemy w ciszy, nie chcę słyszeć głupiego
gadania i zbędnych pytań. Jeśli będzie pani musiała pytać i będzie to konieczne
do uwarzenia eliksiru, proszę pytać. Po czwarte jeśli zobaczę, że coś zginęło z
mojego zbioru nie ręczę za siebie. Ostatnia rzecz, moje kwatery są zamknięte
dla obcych, ma pani wstęp tylko do tej pracowni. W razie pilnej potrzeby,
proszę mnie poinformować. Reszta sama się okaże - tak to była ''cudowna''
perspektywa spędzenia ostatnich dni wakacji.
Słuchała go uważnie, lepiej zapamiętać jak najwięcej z tych ''zajęć''. -
Pytania? - rzucił od niechcenia. Zamrugała kilka razy. Pozwolił jej pytać?
- Ile czasu będę tu spędzać panie profesorze? - wciągnęła powietrze mając
nadzieję, że wieczory będzie miała wolne.
- Tyle ile będzie trzeba, ma pani wykonać wszystko co pani zadam -
odpowiedział spokojnie. Wydawało się jej, że w jakiś sposób cieszy go to, iż
będzie sie męczyć przebywając z nim. Taka chora satysfakcja z męczenia kogoś.
- Czym mam się teraz zająć i ile porcji zrobić? - zapytała czując, że
będzie ciężko.
- Dzisiaj będzie dużo pracy. Wielosokowy, veritaserum, eliksir Envego. Po
pięć kociołków. Zajmij się składnikami - to nie zapowiadało się najlepiej.
Znała uproszczony przepis na wielosoka ale z resztą będzie gorzej. Widząc
pytające spojrzenie dziewczyny warknął - Pytaj Granger póki mam jako taką
cierpliwość.
- Mogę korzystać ze schowka? - zapytała niepewnie.
- A jak wyobrażasz sobie warzenie eliksirów? - prychnął nad jej głupotą.
Cicho wzięła głęboki oddech i powoli go wypuszczając zadała ostatnie pytanie.
- Profesorze - jego spojrzenie mówiło samo za siebie; gadaj bo chcę mieć ciszę
- niedawno znalazłam kilka nowych zaklęć pomocnych podczas robienia eliksirów.
Mogę ich używać? - zapytała niepewnie. Snape patrzył na nią jakby oceniająco po
czym kiwną lekko głową.
- Jakie to zaklęcia - zapytał niepewnie.
- Zaklęcie ''czynności bliźniaczej'' rzuca się zaklęcia na dwa takie same
składniki. Wykonując daną czynność na jednym, to samo dzieje się z drugim -
odniosła wrażenie, że trochę go zdziwiła.
- Może być pomocne przy takiej ilości eliksirów, ale jeśli wysadzisz
kociołek lub całą salę, twoja noga tu więcej nie postanie. Czy to jasne
Granger? - warknął, siadając przy swoim biurku.
- Tak panie profesorze - ubrała fartuszek aby nie uszkodzić swoich ubrań.
- To do roboty - zwęził oczy a ona czując ciarki strachu na plecach ruszyła
do pracy. Zaczęła od wielosokowego, kosztował ją dużo pracy, nawet z zaklęciem
pomocniczym nie było to łatwe. Kroiła składniki, miażdżyła, ugniatała i
obierała. Ustawiła pięć kociołków w których zaczynała bulgotać woda. Powoli
dodawała składniki i mieszała. Błotnista maź nabierała właściwej konsystencji.
Całkowicie pochłonęła ją praca. Para i ogień nagrzały pomieszczenie. Teraz nie
czuła się jakby była w lochach, jedynie obecność nietoperza zakłócała jej to
odczucie. Siedział przy swoim biurku coś pisząc. Sterta książek i papierów
przykuła jej uwagę. Przyjemny zapach starych ksiąg, pergaminu i lekko
metaliczny zapach atramentu trochę ją uspokoiły. Bała się tu być, sama z nim.
Był i nadal jest jej nauczycielem, ale zawsze ją przerażał. Wysoki, tajemniczy,
zimny i surowy. Zamknięty w swoich lochach nietoperz w nieśmiertelnej czerni.
Straszne. Znała jego osobę i strach jaki sobą wzbudzał. Można go było łatwo
pomylić z szacunkiem. Jedyne co najbardziej ją przerażało w całej tej sytuacji,
to to, że był śmierciożercą. Ciągle, nieprzerwanie. Mroczny znak z pewnością mu
towarzyszył. Widziała go tylko raz, ale wiedziała że więcej nie chce. Pomimo
tego, że był w zakonie, pracował dla zakonu, ciągle nim był. Szpiegiem na
posyłki tego wariata. Robił z pewnością straszne rzeczy w swoim życiu, ale czy
odważyłby się skrzywdzić uczennicę?
Tutaj? W zamku? Gdy na górze jest Dumbledore? Nie. Raczej nie. Chociaż
nigdy nie wiadomo. Już wielu dziwnych rzeczy się dopuścił będąc w zamku.
- Profesorze skończyłam wielosokowy - zakomunikowała po kilku godzinach.
Nawet nie wiedziała która godzina. Nie było tu okien, więc nie mogła widzieć
słońca.
- W magazynie są odpowiednie fiolki. Półka pierwsza po lewej. Przelej je i
bierz się za następny - odparł chłodno nie podnosząc wzroku z pergaminów.
Przymknęła oczy, zaczynała czuć zmęczenie. Nie przywykła do takiej pracy.
Nic nie odpowiadając zabrała się za przelewanie. Ostrożnie za pomocą odpowiednio
zaklętej chochli przelała wszystko. Zajęło jej to z pewnością ponad godzinę.
Oczyściła zaklęciem kociołki, wypełniła wodą i zabrała się za veritaserum. Snape
wcześniej podał jej księgę ze zmienionym przepisem. Normalnie warzy się go
miesiąc ale teraz wystarczyły dwa dni. Wiedziała jak okropny jest ten eliksir.
Nie miała pojęcia skąd Umbrigde wzięła taką ilość na piątym roku do
przesłuchania uczniów. Zapewne z Ministerstwa, bo przecież trzeba było doprowadzić
Hogwart do porządku - jak twierdziła. Koszmar, ta kobieta była przerażająca.
Pokręciła głową odganiając zbędne myśli. Musiała skupić się na pracy, jeden
najmniejszy błąd i będzie katastrofa. Praca pochłonęła ją bez reszty. Dodała
ostatni składnik i rzuciła odpowiednie zaklęcie zabezpieczając kociołki.
Przywołała z magazynu kolejne pięć na eliksir Envego. Pierwszy raz miała zrobić
ten eliksir. Był to eliksir leczniczy, który często zabierali ze sobą na misje członkowie
zakonu. Leczył szybko groźne rany, ale później i tak musiały zostać opatrzone
przez medyka. Istniał tylko jeden eliksir leczący całkowicie rany ale nie była
pewna czy dałaby radę go uwarzyć teraz. Jest zbyt trudny i wymaga wiele czasu, choć
i tak mniej niż veritaserum. Nie ma na niego innego przepisu a przynajmniej ona
go nie znała. Czas mijał jej szybko albo tak jej się wydawało. Ten eliksir
robiło się jakieś pięć godzin. Bardzo szybko jak na eliksir leczniczy.
- Skończyłam profesorze - ciszę przerwały jej słowa. Oczyściła już miejsce
pracy i zabezpieczyłam kociołki. Podszedł i przyjrzał im się uważnie.
- Możesz wracać do Weasley'ów. Jutro o 8:00 - rzucił chłodno. Pakowała już
swoje rzeczy i kierowała się do drzwi, kiedy usłyszała jego ponury głos za
sobą.
- Granger idź do Molly i poproś ją o porządne śniadanie. Jurto czeka cię
sporo pracy, trudniejszej niż dzisiaj. Wyśpij się, będziesz robić eliksir
Novgrena. - Chłody głos i ta nazwa przeszyły ją do szpiku kości. Trzymała się klamki
jak gdyby była to jedyna forma ratunku przed upadkiem na podłogę.
- Rozumiem profesorze - powiedziała cicho odwracając się w jego stronę -
Coś jeszcze? - Blada twarz nauczyciela nie wyrażała nic, żadnych uczuć. Czarne
oczy wydawały się być nieprzeniknione jak ciemność nocy. Coś przemknęło przez
jego chłodne spojrzenie, coś jakby lekki cień obawy, ale to chyba tylko jej się
zdawało przez to zmęczenie.
- Dobranoc Granger - odwrócił się i wrócił do swoich papierów.
- Do widzenia - wyszła. Chciała jak najszybciej być już w domu. W jej domu? Prawie, Nora była jej
drugim domem. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i doczłapała do drzwi
gabinetu McGonagall. Zapukała lekko.
- Proszę - cichy głos zaprosił ją do środka - Panno Graner? - zdziwiona
podeszła do Hermiony.
- Przepraszam pani profesor, dużo pracy było dzisiaj a jutro będzie tylko
gorzej - mruknęła zmęczona.
- Idź dziecko, idź. Molly zostawiła ci kolację - poklepała dziewczynę po
ramieniu. - Idź i odpocznij. Dobranoc - lekko się uśmiechnęła.
- Dobranoc pani profesor. Nora! - zielony płomień oświetlił salon Nory. Tak jak powiedziała jej
profesora, kolacja była na stole. Zjadła kawałek pieczeni i bułeczki. Dopiero
teraz poczuła jak bardzo jest zmęczona i głodna. Oczy same jej się zamykały.
Pamiętała co mówił Snape. Musiała się wyspać, więc musi iść do pokoju. Szybko
się odświeżyła, Ginny już lekko chrapała. Zmęczenie i miękkość poduszki sprawiły,
że nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
Cudeńko ❤ Nie mogę się doczekać kolejnego. Podoba mi się jak wszystko opisujesz i myśli Hermiony. No po prostu suuper 😋
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tutaj zaglądasz i że się podoba :) Postaram się dodać jutro nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńHurra 😁😁
Usuń