- Coś się święci, czuję to w powietrzu - wyszeptał
pewnego wieczoru Ron, patrząc na drzewa chwiejące się niespokojnie na
horyzoncie.
- Tak jasne, twoja mama piecze ciasteczka - zaśmiał się
Harry, patrząc na zaczytaną Hermionę.
Ona jak zwykle w książkach, zawsze coś czytała. Pamiętał
zbyt dobrze, jak na pierwszym roku uważali ją z Ronem za wariatkę. Potargane na
wszystkie strony włosy, torba pełna książek, tylko szatę miała idealną, bez żadnych
zagięć. Gdyby nie to, że jest molem książkowym, nie zdaliby wielu przedmiotów.
Te długie na dwie rolki pergaminu wypracowania dla Snap'a i Fliticka czy
McGonagall. Mieli wielkie szczęście, że tak im pomagała. Jej wiedza była
ogromna, a ona dalej ją poszerzała. Harry po cichu chciał być choć w 1/4 tak
mądrym jak ona. Zawsze ją za to podziwiał. Jej wiedza nie raz ich uratowała i wszyscy
o tym doskonale wiedzieli.
Za oknem panował teraz półmrok. Świerszcze grały w
najlepsze zakłócając ciszę panującą w ogrodzie.
Harry siedział na ganku czytając Proroka Codziennego,
sennie przerzucając kartki z ciągle powtarzanymi informacjami.
- Harry zostaw to, i tak nic nowego się nie dowiesz.
Ministerstwo zataja wszelkie informacje - Ron rozsiadł się z kolacją obok
niego.
- Przynajmniej wiemy, że jak na razie, Sam - Wiesz - Kto
nic nie robi.
W Norze byli prawie wszyscy Weasley'owie , brakowało
Charliego ponieważ był w Rumunii i tylko Harry zakłócał ten porządek swoim nazwiskiem.
Nawet Hermiony nie było.
Kilka godzin wcześniej zjawił się na chwilkę Dumbledore i
porwał ją na jakiś pilne zadanie.
Chłopiec z blizną ukończył już 17 rok życia, mógł wstąpić
do Zakonu Feniksa. Na początku sierpnia odbyło się głośne przyjęcie nowych
członków. Harry, Ron, Hermiona, Nevile, Luna, Simus, Dean i kilkoro innych.
- Harry ... - Ron przykleił twarz do okna - Harry -
wyszeptał do szyby .
- Co jest? - wstał patrząc na przyjaciela. Ten wskazywał
palcem na małą plamkę światła gdzieś pośród szuwarów przed domem. Nikły ruch
gdzieś w trzcinie, i jakiś cień podbiegł do drzwi. Owy cień okazał się być
właśnie Hermioną. Dziewczyna wpadła do domu niemal wywarzając drzwi, cała
brudna, potargana i przerażona.
- Remus! Remus! Gdzie on jest? Ron! Biegiem po Remusa! -
krzyczała na ile miała sił. Chłopak wpadł jak torpeda do kominka i po chwili
zniknął w zielonych płomieniach. Jej przeraźliwe wołanie sprowadziło z góry
Panią Weasley i Ginny.
- Pan Weasley... on jest tam! Szybko... - wysapała
pokazując za siebie palcem. Harry, Fred i Georg, którzy właśnie przyszli
obudzeni , wybiegli we wskazanym kierunku.
Mężczyzna leżał na ziemi nieprzytomny, poraniony a jego
ciałem co chwila wstrząsały drgawki.
- Hermono! Matko moja! Co się stało?? - Mama Rona dopadła
do dziewczyny, cała przestraszona. Zdezorientowanym wzrokiem szukała odpowiedzi
na twarzy Hermony.
- Herm co się stało?! Bogowie... Ty krwawisz! -
natychmiast usadziły ją na najbliższym krześle.
- Pani Weasley niech Pani idzie do męża... - nie musiała
się powtarzać - Tonks...Tonks i ja byłyśmy w Ministerstwie - starała się złapać
oddech - Ja wypiłam wielosokowy, Tonks przybrała postać jakiejś innej kobiety,
razem z Panem Waeslay'em mieliśmy skopiować teczki mugolaków ze skrytki -
opowiadała trzymając się za ramię. Przyjaciółka dopiero teraz zauważyła, że
Hermiona ma na sobie za duże ubrania. Starała się uleczyć ramię dziewczyny,
lecz krwawienie nie ustawało. Nie wiedziała co lub kto zadało taka ranę -
Wszytko było dobrze, póki ktoś nie zorientował się, że coś nie za bardzo wiemy
o co chodzi z teczkami. Przenieśli je do pokoju Umbridge dzisiaj rano, a Pan
Weasly wiedział, jeszcze wczoraj wieczorem, że są w tym samym miejscu co zawsze
- nie zwracała uwagi na krwawiące ramię, adrenalina w niej buzowała.
Opowiadanie przerwały trzaski aportacji na zewnątrz.
Rozpoznały sylwetki Remusa, McGonagall i
dobrze znane nietoperze szaty Snap'a, po chwili zjawił się Dumbledore. Pobiegli
w stronę skąd dobiegały ich zdenerwowane głosy. Światło unoszące się nad grupką
ludzi sprawiło, iż dostrzegły jak Remus i Snape machają nad tatą Ginny
różdżkami.
- Idź Ginny, idź! - ponagliła rudowłosą, lecz ta tylko
patrzyła nie słysząc przyjaciółki. Szarpnęła ją za szatę - To twój tata, idź do
niego...
- Nie, tylko będę zawadzać, jest w dobrych rękach - ulga
wymalowana na twarzy jej matki, wskazywała że już było lepiej. Najgorsze
minęło. Remus wyczarował nosze i lewitował przyjaciela do chatki. Wszedł jako
pierwszy, za nim Molly i bliźniacy z Ronem, później reszta. Ułożył Pana
Waesleya na kanapie w jadalni, Molly zaraz usiadła obok głaszcząc męża po
głowie. Zapach błota i lekko nadgnitej trawy wypełnił dom mieszając się z metalicznym
zapachem krwi.
- Profesorze Snape! - Ginny krzyknęła na znienawidzonego
nauczyciela, ten obrócił się z szelestem szat - Hermiona jest ranna, nie wiem
co to, nie znam takich ran... - lekko zmarszczył brwi i po sekundzie znalazł
się przy Granger, pochylił się nad nią.
- Panno Weasley proszę zdjąć szatę z Panny Granger -
dopiero teraz było widać jak bardzo jej ramię jest okaleczone. Lewy rękaw był
cały szkarłatny a krew kapała na podłogę. Rana była bardzo głęboka a Ginny
mogłaby przysiądz, że zalśniła tam biel kości. Wtopił swoje czarne oczy w
przerażoną twarz dziewczyny i bez słowa oraz jakichkolwiek uczuć na twarzy zaczął
machać różdżką nad raną.
- Wyjdź - zimny ton Snap'a sprawił, że młodsza dziewczyna
oprzytomniała - Wyjdź stąd - warknął.
Wyszła.
- Daj mi
rękę, muszę wyciągnąć z Ciebie czarnomagiczne zaklęcie. Będzie bolało -
ostrzegł ją.
Zagryzła zęby i zamknęła oczy - Anneves remonium - wyszeptał skupiony. Hermiona krzyknęła i osunęła
się z krzesła. Snape złapał ją za drugą rękę i ułożył na podłodze - oddychaj
Granger! - mruczał inne zaklęcia, które słyszała co raz słabiej. Pojedyncze
włókna mięśni wydłużały się, żyły zrastały i wypełniały krwią, skóra pojawiała
się na nowo. Z pomieszczenia w którym byli dało się słyszeć krzyki .
- Co się tam dzieje!? - Harry podbiegł do drzwi. Dopiero
teraz zauważyli, że nie ma Hermiony i Snapa - Co on z nią robi?! - podbiegł do
drzwi, lecz Ginny zdążyła zagrodzić mu drogę.
- Hermiona oberwała jakimś zaklęciem, jest bardzo ranna,
on ją opatruje... - krzyki ucichły i drzwi lekko zaskrzypiały.
Snape wyszedł nieco zmęczony - Żyje, możecie zabrać ją do łóżka - Oparł się o framugę drzwi.
Patrząc na twarze obecnych w domu Dumbledore odezwał się
wreszcie - Wracajmy, Arturem i Hermioną ma się kto zaopiekować, niech
odpoczywają. Jutro odbędzie się spotkanie zakonu o 20:00.
W ciszy deportowali się z powrotem do zamku. Pani Weasley
nakryła męża, chłopcy lewitowali Hermionę do pokoju Ginny, a ta ułożyła ją do
snu. Tak został zakłócony spokój ostatnich wakacji...
Ciekawie się zaczyna :)
OdpowiedzUsuń