sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 1 ''Ach wakacje, wspaniały czas..."

Wakacje mijały bardzo szybko. Cała trójka wypoczywała teraz spokojnie w Norze, rozkoszując się ostatnimi dwoma tygodniami wakacji. Sami - Wiecie - Kto, chyba też wybrał się na wakacje. Było zdecydowanie za spokojnie przez te kilka tygodni. Sporadycznie zdarzały się napady kilku śmierciożerców, ale z tego co było wiadomo; przynajmniej z relacji Severusa Snap'a nikt ich później nie widział.
- Coś się święci, czuję to w powietrzu - wyszeptał pewnego wieczoru Ron, patrząc na drzewa chwiejące się niespokojnie na horyzoncie.
- Tak jasne, twoja mama piecze ciasteczka - zaśmiał się Harry, patrząc na zaczytaną Hermionę.
Ona jak zwykle w książkach, zawsze coś czytała. Pamiętał zbyt dobrze, jak na pierwszym roku uważali ją z Ronem za wariatkę. Potargane na wszystkie strony włosy, torba pełna książek, tylko szatę miała idealną, bez żadnych zagięć. Gdyby nie to, że jest molem książkowym, nie zdaliby wielu przedmiotów. Te długie na dwie rolki pergaminu wypracowania dla Snap'a i Fliticka czy McGonagall. Mieli wielkie szczęście, że tak im pomagała. Jej wiedza była ogromna, a ona dalej ją poszerzała. Harry po cichu chciał być choć w 1/4 tak mądrym jak ona. Zawsze ją za to podziwiał. Jej wiedza nie raz ich uratowała i wszyscy o tym doskonale wiedzieli.
Za oknem panował teraz półmrok. Świerszcze grały w najlepsze zakłócając ciszę panującą w ogrodzie.
Harry siedział na ganku czytając Proroka Codziennego, sennie przerzucając kartki z ciągle powtarzanymi informacjami.
- Harry zostaw to, i tak nic nowego się nie dowiesz. Ministerstwo zataja wszelkie informacje - Ron rozsiadł się z kolacją obok niego.
- Przynajmniej wiemy, że jak na razie, Sam - Wiesz - Kto nic nie robi.
W Norze byli prawie wszyscy Weasley'owie , brakowało Charliego ponieważ był w Rumunii i tylko Harry zakłócał ten porządek swoim nazwiskiem. Nawet Hermiony nie było.
Kilka godzin wcześniej zjawił się na chwilkę Dumbledore i porwał ją na jakiś pilne zadanie.
Chłopiec z blizną ukończył już 17 rok życia, mógł wstąpić do Zakonu Feniksa. Na początku sierpnia odbyło się głośne przyjęcie nowych członków. Harry, Ron, Hermiona, Nevile, Luna, Simus, Dean i kilkoro innych.
- Harry ... - Ron przykleił twarz do okna - Harry - wyszeptał do szyby .
- Co jest? - wstał patrząc na przyjaciela. Ten wskazywał palcem na małą plamkę światła gdzieś pośród szuwarów przed domem. Nikły ruch gdzieś w trzcinie, i jakiś cień podbiegł do drzwi. Owy cień okazał się być właśnie Hermioną. Dziewczyna wpadła do domu niemal wywarzając drzwi, cała brudna, potargana i przerażona.
- Remus! Remus! Gdzie on jest? Ron! Biegiem po Remusa! - krzyczała na ile miała sił. Chłopak wpadł jak torpeda do kominka i po chwili zniknął w zielonych płomieniach. Jej przeraźliwe wołanie sprowadziło z góry Panią Weasley i Ginny.
- Pan Weasley... on jest tam! Szybko... - wysapała pokazując za siebie palcem. Harry, Fred i Georg, którzy właśnie przyszli obudzeni , wybiegli we wskazanym kierunku.
Mężczyzna leżał na ziemi nieprzytomny, poraniony a jego ciałem co chwila wstrząsały drgawki.
- Hermono! Matko moja! Co się stało?? - Mama Rona dopadła do dziewczyny, cała przestraszona. Zdezorientowanym wzrokiem szukała odpowiedzi na twarzy Hermony.
- Herm co się stało?! Bogowie... Ty krwawisz! - natychmiast usadziły ją na najbliższym krześle.
- Pani Weasley niech Pani idzie do męża... - nie musiała się powtarzać - Tonks...Tonks i ja byłyśmy w Ministerstwie - starała się złapać oddech - Ja wypiłam wielosokowy, Tonks przybrała postać jakiejś innej kobiety, razem z Panem Waeslay'em mieliśmy skopiować teczki mugolaków ze skrytki - opowiadała trzymając się za ramię. Przyjaciółka dopiero teraz zauważyła, że Hermiona ma na sobie za duże ubrania. Starała się uleczyć ramię dziewczyny, lecz krwawienie nie ustawało. Nie wiedziała co lub kto zadało taka ranę - Wszytko było dobrze, póki ktoś nie zorientował się, że coś nie za bardzo wiemy o co chodzi z teczkami. Przenieśli je do pokoju Umbridge dzisiaj rano, a Pan Weasly wiedział, jeszcze wczoraj wieczorem, że są w tym samym miejscu co zawsze - nie zwracała uwagi na krwawiące ramię, adrenalina w niej buzowała.
Opowiadanie przerwały trzaski aportacji na zewnątrz. Rozpoznały sylwetki  Remusa, McGonagall i dobrze znane nietoperze szaty Snap'a, po chwili zjawił się Dumbledore. Pobiegli w stronę skąd dobiegały ich zdenerwowane głosy. Światło unoszące się nad grupką ludzi sprawiło, iż dostrzegły jak Remus i Snape machają nad tatą Ginny różdżkami.
- Idź Ginny, idź! - ponagliła rudowłosą, lecz ta tylko patrzyła nie słysząc przyjaciółki. Szarpnęła ją za szatę - To twój tata, idź do niego...
- Nie, tylko będę zawadzać, jest w dobrych rękach - ulga wymalowana na twarzy jej matki, wskazywała że już było lepiej. Najgorsze minęło. Remus wyczarował nosze i lewitował przyjaciela do chatki. Wszedł jako pierwszy, za nim Molly i bliźniacy z Ronem, później reszta. Ułożył Pana Waesleya na kanapie w jadalni, Molly zaraz usiadła obok głaszcząc męża po głowie. Zapach błota i lekko nadgnitej trawy wypełnił dom mieszając się z metalicznym zapachem krwi.
- Profesorze Snape! - Ginny krzyknęła na znienawidzonego nauczyciela, ten obrócił się z szelestem szat - Hermiona jest ranna, nie wiem co to, nie znam takich ran... - lekko zmarszczył brwi i po sekundzie znalazł się przy  Granger, pochylił się nad nią.
- Panno Weasley proszę zdjąć szatę z Panny Granger - dopiero teraz było widać jak bardzo jej ramię jest okaleczone. Lewy rękaw był cały szkarłatny a krew kapała na podłogę. Rana była bardzo głęboka a Ginny mogłaby przysiądz, że zalśniła tam biel kości. Wtopił swoje czarne oczy w przerażoną twarz dziewczyny i bez słowa oraz jakichkolwiek uczuć na twarzy zaczął machać różdżką nad raną.
- Wyjdź - zimny ton Snap'a sprawił, że młodsza dziewczyna oprzytomniała - Wyjdź stąd - warknął.
Wyszła. 
-  Daj mi rękę, muszę wyciągnąć z Ciebie czarnomagiczne zaklęcie. Będzie bolało - ostrzegł ją.
Zagryzła zęby i zamknęła oczy - Anneves remonium - wyszeptał skupiony. Hermiona krzyknęła i osunęła się z krzesła. Snape złapał ją za drugą rękę i ułożył na podłodze - oddychaj Granger! - mruczał inne zaklęcia, które słyszała co raz słabiej. Pojedyncze włókna mięśni wydłużały się, żyły zrastały i wypełniały krwią, skóra pojawiała się na nowo. Z pomieszczenia w którym byli dało się słyszeć krzyki .
- Co się tam dzieje!? - Harry podbiegł do drzwi. Dopiero teraz zauważyli, że nie ma Hermiony i Snapa - Co on z nią robi?! - podbiegł do drzwi, lecz Ginny zdążyła zagrodzić mu drogę.
- Hermiona oberwała jakimś zaklęciem, jest bardzo ranna, on ją opatruje... - krzyki ucichły i drzwi lekko zaskrzypiały.
Snape wyszedł nieco zmęczony - Żyje, możecie zabrać ją do łóżka - Oparł się o framugę drzwi.
Patrząc na twarze obecnych w domu Dumbledore odezwał się wreszcie - Wracajmy, Arturem i Hermioną ma się kto zaopiekować, niech odpoczywają. Jutro odbędzie się spotkanie zakonu o 20:00.
W ciszy deportowali się z powrotem do zamku. Pani Weasley nakryła męża, chłopcy lewitowali Hermionę do pokoju Ginny, a ta ułożyła ją do snu. Tak został zakłócony spokój ostatnich wakacji... 



1 komentarz: