Poniedziałek.
Trzeci tydzień roku szkolnego, jak wiele opuściła? Ile ją ominęło? Huknęło w
kominku i dostrzegła znajomą twarz starszej kobiety, duże oczy i
charakterystycznie małe okulary - Dzień dobry pani profesor - uśmiechnęła się
ciepło.
-
Dzień dobry - profesorka wstała od swojego biurka - Dobrze widzieć cię taką
wesołą - twarz kobiety była wyraźnie rozpromieniona - Cieszę się, że wróciłaś.
-
Ja również, brakowało mi tego miejsca, dobrze znów być w domu - usiadła na
wskazanym przez starszą czarownicę miejscu.
-
Jak się czujesz moja droga? - spojrzała na nią badawczo.
-
Już wszystko dobrze, nie ma się o co martwić - zapewniła.
-
Bardzo dobrze. Porozmawiajmy teraz o twojej posadce, otóż jak zapewne wiesz,
jest wolne miejsce prefekta naczelnego Gryffindoru, zapewne Albus ci wspominał?
-
Tak, zgodziłam się.
-
Doskonale, podczas twojej nieobecności był nim Potter, trochę nie najlepiej mu
szło, poza tym jest kapitanem drużyny, zatem jego obowiązki kolidowały z tym
stanowiskiem - dodała nieco rozbawiona.
-
Myślę, że Harry będzie świetnym kapitanem.
-
Wyjaśnię ci co będziesz robić; patrolować korytarze, zawsze po dwoje z innego
domu, musisz mieć oko na pierwszorocznych oraz na tych, którzy mają widoczne
problemy, do twoich zadań należy kontrola punktów domu, organizacja boiska na
treningi ale to wraz z Potterem. Musisz mieć wpływ na gryfonów, dawać im
przykład swoją osobą, reprezentować ich w bieżących sprawach i służyć radą w
potrzebie. Reszta sama wyjdzie w praniu.
-
Rozumiem, czy mam swoje dormitorium? - zapytała zaciekawiona, dyrektor
wspominał jej o nim.
-
Tak, naturalnie. Chodźmy, pokażę ci gdzie to jest, niedługo zaczynają się
zajęcia - dodała zerkając na zegar stojący na wprost biurka.
-
Chętnie - zabrała torbę i wyszły.
Kierowały
się do jednej z południowych wież, w stronę pokoju wspólnego Gryffindoru.
Dormitoria mieściły się na siódmym piętrze dookoła pokoju wspólnego, do
dormitoriów chłopców i dziewczyn prowadziły osobne klatki schodowe. Minęły
portret Grubej Damy i spiralnymi schodkami wyszły piętro wyżej. Ten fragment
wieży był dziwnie wystający, jakby ktoś dobudował go nieumyślnie do reszty.
McGonagall zastukała różdżką w zamek w drzwiach, który lekko zazgrzytał a grube
bukowe drzwi uchyliły się.
-
Oto twoje komnaty Hermiono, mam nadzieję że będziesz się tutaj dobrze czuła, tu
jest mały holl, po lewej salonik z biblioteczką, po prawej sypialnia z toaletką
i mały gabinet, na wprost łazienka. Z salonu możesz przechodzić bezpośrednio do
pokoju wspólnego, możesz zabezpieczyć je hasłem. Wiem, że masz wiele obowiązków
i pracy dlatego też przysługuje ci skrzat. Sigi? - trzasnęło i mała dość młoda
skrzatka zjawiła się przy profesorce - Możesz poprosić ją cokolwiek. Sigi to
jest Hermiona Granger, nowa prefekt naczelna, będziesz jej pomagać - obdarzyła
niepewne stworzonko ciepłym spojrzeniem.
-
Tak jest pani, czy czegoś sobie panienka życzy? - wytrzeszczyła wielkie
niebieskie oczy.
-
Nie, dziękuję. Jeśli czegoś będzie mi trzeba wezwę cię, możesz odejść - i
zniknęła.
-
Chyba wszystko już wiesz, zawsze możesz wrócić do swojego dormitorium. Kominki
w salonie i sypialni są połączone z moim kominkiem a także Albusa. Zawsze można
dodać połączenie lub jakieś zamknąć. Zależy od ciebie - uśmiechnęła się - Z
mojej strony to wszystko, masz jakieś pytania?
-
Mogę go przemeblować? - nie do końca pasował jej wystrój.
-
Oczywiście, kiedy chcesz i jak chcesz.
-
Cieszę się. Dziękuję. Jeśli coś przyjdzie mi do głowy wiem gdzie panią znajdę.
Póki co muszę się zebrać na zajęcia, wieczorem zajmę się komnatami - westchnęła
opierając się o futrynę drzwi.
-
Powodzenia pani prefekt - McGonagall kiwnęła jej głową i wyszła.
Zebrała
szybko książki do torby, przebrała się w szkolną szatę i ruszyła na zajęcia z
numerologii. Nie wszystkie przedmioty mieli takie same, Hermiona miała
dodatkową numerologię dla zaawansowanych i runy. Chłopaki woleli okrojony plan
zajęć ze względu na treningi.
Zbliżała
się godzina 14:00 i wszyscy schodzili się na obiad.
-
Jak pierwszy dzień? - zapytał Potter siadając obok niej.
-
Super, choć już mam do napisania esej z numerologii, ale cieszę się, że już
jestem - widać było, że naprawdę jest zadowolona.
- I
ty się cieszysz, że masz naukę? Ja nie mam do tego głowy - mruknął Ron siadając
naprzeciw nich.
-
To nic nowego - nałożyła sobie trochę pieczeni i sałatkę.
-
Ja tam nie jestem zadowolony z tego co będzie za pół godziny...obrona, ze
Snap'em - westchnął.
No
tak, nie była to przyjemna wizja. Hermiona zerknęła na stół nauczycielski i
zauważyła tam czarną postać obok Slughorn'a. Jakiż to był kontrast, Snape czarny
i mroczny z ponurą miną, zapatrzony w płomień jednej ze świec, dziwiła się że
jeszcze nie zgasła pod wpływem jego spojrzenia; a obok wesoły Slughorn
opowiadający coś roześmianej Pomonie Sprout, ubrany w swoją ukochaną żółtą szatę.
Zaśmiała się sama do siebie, ale ta mroczna postać jakoś ją zastanawiała. Nie
wyglądał na złego, mszczącego się ale gdzieś odpłynął myślami.
-
To będą pierwsze zajęcia i boję się pomyśleć jak to będzie wyglądało - rudy
zajadał w najlepsze muffinki na deser.
-
Przeżyjemy, może nie będzie tak źle, ja przetrwałam zajęcia z nim, to wy też -
zapewniła widząc ich ponure miny.
-
Jasne, wierzysz w to?
-
Tak, gdyby nie to, nie wiem czy byłabym tutaj z wami.
-
Zobaczymy na zajęciach, nie ma co psuć sobie nastroju, ale lepiej się
zbierajmy, bo mamy dziesięć minut - Potter już zbierał do torby jeszcze kilka
jabłek i ciastek aby nie paść z głodu do kolacji.
Poszli
w stronę sali na czwarte piętro. Pod drzwiami już ustawiła się grupa osób
chodzących na ten przedmiot. Chłopaki zaczepili Seamusa, stanęli obok drzwi
zajęci rozmową. Hermiona została na chwilę sama, oparła się o ścianę, jej wzrok
spoczął na jednej ze zbroi stojących dalej w korytarzu. Siedział obok niej
Draco, bacznie przyglądając się swoim dłoniom. Coś jej nie pasowało, z zamyśleń
wyrwał ją zgrzyt otwieranych drzwi. Wszyscy weszli do sali. Duża, przestronna z
podestem na pojedynki po prawej stronie, z lewej ustawione ławki do nauki i
ogromna tablica. Na podeście na wprost stało biurko nauczycielskie a dookoła
niego masa dziwnych przyrządów, słojów, ksiąg i innych podejrzanych rzeczy.
Przez wysokie okna wpadało światło dzienne, sala znajdowała się po północnej
stronie to też było tutaj chłodno.
Drzwi
trzasnęły, Snape przeszedł jak burza przez całą salę by po chwili stanąć na
wprost nich. Obrzucił ich lodowatym spojrzeniem co wywołało jeszcze większą
gęsia skórkę na plecach uczniów.
-
Nie myślcie sobie, że skoro nie było zajęć w tamtym tygodniu to przepadną wam
one. Nadrobimy to dzisiaj - fala pomruku - Cisza. Nie będę tolerował spóźnień,
nieproszonego odzywania się, przeszkadzania i wtrącania. Wielu kretynów było
już na tym stanowisku, zatem macie ogromne braki. Obowiązuje was podręcznik i
wiedza z zajęć. Macie być przygotowani na każde zajęcia inaczej będę odejmował
punkty. Czy to jasne? - cisza - O coś pytałem - mruknął unosząc brew.
-
Tak jest profesorze - odpowiedzieli cicho.
Zaplótł
ręce na piersi i zaczął przechodzić się po sali.
-
Czarna magia to jedna z najobszerniejszych elementów naszego świata. Jest jego
częścią, nieoderwalnym elementem istniejącym od zawsze. Na tych zajęciach mam
uczyć was jak się przed nią bronić, lecz aby się bronić trzeba wiedzieć czym
ona jest, poznać ją - jego głos był ponury, zimny jak lód ale gdzieś dało się
wyczuć jego pasję w tym wszystkim - Aby walczyć z wrogiem, trzeba znać jego
siłę, mocne i słabe strony. Czarna magia żyje, jest namacalna i obecna wśród
nas. Każdy, kto ma z nią do czynienia, zgłębia ją, jest jej niewolnikiem, staje
się jej elementem. Pochłania go, narzuca swoją wolę i wpływa na każdą
podejmowaną decyzję, jest jak eliksir który po wypiciu rozprzestrzenia się po
ciele, tak też ona wpija się w krew, mózg i serce a przede wszystkim, trawi
ludzką duszę. Jest potężna, mówi nam jak postępować, by być kimś, by istnieć,
by być dostrzeganym przez innych. Daje siłę, z którą trudno walczyć... - z
każdym słowem dało się wyczuć jak bardzo ją podziwia, jak jest mu bliska.
Wiedzieli, że to nie oznacza nic dobrego, ma ich uczyć obrony przed nią, a nie
jej samej oraz podziwu do niej. Nie podobało im się to. Mieli tylko nadzieję,
że nie będą musieli uczyć się niewybaczalnych.
-
Każdy kto raz jej posmakuje, będzie chciał do niej wrócić, uzależni go od
siebie a wtedy będzie chciała więcej i więcej. Co raz więcej żąda, posłuszeństwa,
oddania, zagłębiania się co raz dalej. Jej ramiona są szerokie, zaciskają się
powoli lecz skutecznie. Ten, kto ją lekceważy podpisuje wyrok na siebie. Jeden błąd a kosztuje zawsze najwyższą cenę.
Nielicznym udaje się utrzymywać na granicy i żyć tak, aby go nie zabiła... -
stanął naprzeciw niej patrząc głęboko w oczy. Coś w jego duszy żyło własnym
życiem, w czarnych tęczówkach dostrzegła przemykający mrok. Trwało to ułamek
sekundy, ale ten czas wystarczył aby zapamiętać ten widok. Nie uważała go za niebezpiecznego,
ale po tych słowach zaczęła się zastanawiać czy nie powinna. Harry patrzył na
niego spod byka o dziwo chłonąc każde słowo. Pierwszy raz słyszał Snap'a
takiego. Pierwszy raz ten facet gadał sensownie, spokojnie, bez wydzierania
się, ale czy tak to powinno wyglądać? Nie sądził, by poznawanie czarnej magii
było potrzebne do obrony przed nią. W tej chwili w głowie usłyszał słowa
Dumbledora ''miłość to największa broń''
, zatem jeśli czarna magia to nienawiść, czy zwalać ją miłością? Nie
wiedział co myśleć, swoją drogą zaciekawiły go słowa Snap'a. Wolał zaczekać,
zobaczyć jak będą wyglądały zajęcia. Mistrz
Eliksirów usiadł za biurkiem i przypomniał już bardziej dawnego siebie.
-
Otwórzcie podręczniki na stronie piątej. Zaczynamy od podstaw. Macie ogromne
braki, nie sądzę by ktokolwiek pokazał wam najprostsze zaklęcia obronne. Na
salę rzucono zaklęcia uniemożliwiające jej uszkodzenie, będziecie trenować na
kolegach z ławki. Nie będzie samej teorii, macie ćwiczyć ponieważ bez tego
marny wasz los, choć wątpię by mój cenny czas był wart marnowania go na takich
pustogłowach jak wy. Do roboty, macie dziesięć minut na zapoznanie się częścią
pierwszą zajęć. Później przejdziemy do ćwiczeń. Już! - huknął gdy powoli
otwierali podręczniki.
***
Jeszcze
chwila a wygadałby się zupełnie. Nie tak miały wyglądać zajęcia. Bardzo chciał
powiedzieć jaka jest naprawdę czarna magia. Jakaś siła cisnęła mu te słowa na
usta. Wiedział doskonale, jaka jest
Czarna Magia. Podziwiał ją, była jego pasją, życiem i duszą. Już dawno się w
niej zatracił, jeszcze za czasów szkolnych, popchnęła go w stronę Czarnego
Pana, śmierciożerców... Tak, dał się nabrać, wciągnąć i stracić swoje
człowieczeństwo. Wiele czasu minęło, wiele wydarzeń miało miejsce, nim
zrozumiał że popełnił błąd, lecz cena tego była wysoka. Z jednej strony był
pełen podziwu dla niej, z drugiej nienawidził jej i siebie samego. Był tak
głupi... Wiele zła działo się dookoła, nie musieli się do tego przyczynić,
lepiej by znali jej siłę...
Zapomniał
już jak przyjemnie jest być samemu na wieży zachodniej. Nikogo nie było w pobliżu.
Był sam, sam ze swoimi myślami. Daleko na horyzoncie obijała się jeszcze łuna
zachodu słońca. Wiatr delikatnie muskał mu twarz, gdzieś w oddali słyszał
jeszcze śpiew słowika.
***
Hermiona
już na dobre wkręciła się w naukę i zajęcia szkolne. Wieczorami przepisywała
notatki, udało jej się dostać zaległe notatki z numerologii i runów,
zaczarowała pióro by samo je przepisywało. Nie miała jeszcze czasu na
uporządkowanie komnat. Postanowiła zająć się tym dzisiaj. Zdążyła tylko
zaczarować wejście do pokoju wspólnego, udostępnić wejście dla Harrego, Rona i
Ginny póki co. Rozłożyła wszystkie książki w małym gabinecie i postanowiła się
uczyć. Drzwi huknęły o ścianę a Hermiona o mało nie dostała zawału.
-
Ginny, na gacie Merlina co się stało? - zerwała się na równe nogi.
-
Nic, zbieraj się! Masz coś ładnego? -
otworzyła wielką, rzeźbioną szafę szukając czegoś co się nada.
-
Co? Po co? - zdziwiła się - Gdzieś się wybierasz?
-
Slughorn, wiesz jaki on jest z resztą, postanowił zorganizować przyjęcie z
okazji twojego powrotu, posadki prefekt naczelnej oraz pozycji Harrego jako
kapitana, jest teraz jego ulubieńcem przez te eliksiry - zaśmiała się.
-
Przyjęcie? Teraz? Ale ja nic nie mam, mam tylko starą sukienkę z Turnieju
Trójmagicznego, ale nie wiem czy się w nią zmieszczę - nie była zbyt chętna, by
iść na przyjęcie.
-
Zmieścisz się, zmieścisz a jak nie to zaraz poprawimy, no już ubieraj -
ponagliła ją.
-
No dobrze, ale nie będę tam długo, chcę się pouczyć i muszę się tu wreszcie
jakoś urządzić.
-
Och, daj spokój jest sobota, jutro się tym zajmiesz - Hermiona wciskała się w
sukienkę.
- A
ty? Masz coś? Kiedy on w ogóle wymyślił to przyjęcie? Nawet nie mam z kim iść !
- wyszła zza parawanu, który stał obok łóżka.
-
Weź Rona.
-
Zwariowałaś? Przecież on nie ma nawet się w co ubrać. I jak? Jak wyglądam? -
zapytała niepewnie.
-
Super, tylko chyba muszę przedłużyć - machnęła różdżką a sukienka wydłużyła się
do kolan - Gotowe, lekki makijaż i będzie super.
-
Nie mam kosmetyków.
-
To nic, ja coś mam, chodź ze mną do dormitorium - pchnęła zaczarowane drzwi.
-
Co z chłopakami? - zapytała gdy weszły do pokoju.
-
Ja idę z Harrym - Ginny wyglądała na zadowoloną z tego faktu.
-
Cieszę się. W takim razie ja muszę zabrać Rona, wyślę mu liścik - po krótkiej
chwili papierowa jaskółka wyleciała z pokoju - Mam nadzieję, że Harry jakoś go
ogarnie. Ron nie ma zbyt ładnych szat wyjściowych, jest kapryśny jak dziecko.
-
Niestety wiem o tym.
Ginny
ubrała brzoskwiniową sukienkę o podobnym kroju do tej którą miała Hermiona.
Umalowała lekko przyjaciółkę i siebie, tak, że wydawać by się mogło iż w ogóle
nie mają makijażu. Upięła jej włosy w luźny kok a swoje rozpuściła. Po chwili
były gotowe. Zeszły do pokoju wspólnego gdzie czekali już chłopcy. Musiały
przyznać że nie wyglądali źle. Harry chyba pomógł Ronowi przygotować szatę,
była nieco krótka i trochę pomięta ale w miarę elegancka.
-
Super wyglądasz Hermiono - powiedział niepewnie.
-
Dziękuję Ron - to było nawet miłe.
Harry
był pod wrażeniem Ginny. Wiedziała, że coś do niej czuje, zachowywał się
zupełnie inaczej w gdy była obok. Przeszli do kwater Slughorna na parterze,
korytarz udekorowany był lampionami a zza półokrągłych drzwi dobiegała ich
muzyka. Harry przepościł Ginny przodem za nimi weszli Ron i Hermiona.
-
Harry drogi chłopcze, Hermiono tak na was czekałem - ucieszył się szczerze na
ich widok - Uwaga, uwaga moi drodzy! - krzyknął unosząc ręce do góry -
Chciałbym coś powiedzieć, otóż dzisiejsze przyjęcie dedykowane jest Hermionie
Granger z okazji jej powrotu oraz objęcia stanowiska prefekt naczelnej
Gryffindoru, oraz Harremu Potterowi nowemu kapitanowi drużyny quidditcha!
Gratuluję moi kochani - ktoś z młodszych pełnił rolę kelnera i podszedł, by
podać im kieliszki z szampanem - Wasze zdrowie - i pociągnął spory łyk z
kieliszka a za nim podążyła reszta.
Obowiązkowo
każdy musiał mieć zdjęcie ze Slughornem, muzycy grali na żywo w kącie sali a
kelnerzy podawali przystawki. Na stolikach ustawiono tace z owocami i ciasta.
Sala udekorowana była na zielono i pomarańczowo szarfami, kotarami i
lampionami. Atmosfera była dość przyjemna, w większości byli tu gryfoni z
siódmego i szóstego roku, kilku puchonów i krukonów, nie było nikogo ze
Slytherinu. Czas mijał szybko, mogli spokojnie porozmawiać ze sobą. Harry nawet
zatańczył kilka razy z Ginny, Luna siedziała z Nevillem, Lavender z Deanem a
bliźniaczki jak zwykle razem. Nie ciągnęła Rona do tańca, wiedziała że jest w
tym beznadziejny. Ginny deptała go pod stolikiem i po jakimś czasie wyszli na
parkiet, lecz nie była to dobra decyzja, rudy zdeptał jej stopy tak, że miała
odciski. Ulotniła się delikatnie chcąc odpocząć, podeszła do uchylonego okna.
Delikatna firanka przysłaniała je, to też weszła za nią aby nikt jej nie
przeszkadzał. W sali było sporo osób, widziała kilku nauczycieli, panią Pomfrey
a w dalszym planie nawet duchy. Harry, Ron i Ginny przepadli z jej pola
widzenia, usiadła na parapecie ciesząc się chwilą spokoju. Nie wiedziała, która
była godzina, z pewnością była tu już za długo. Gdy tylko zeszła z parapetu i
już chciała pójść poszukać Rona, ktoś stanął przed kotarą. Ciemna postać stała
tak kilka sekund nie ruszając się. Powoli chciała się wymknąć bokiem, lecz
lodowaty uścisk na ramieniu zatrzymał ją.
-
Dokąd Granger? - żelazny uścisk zatrzymał ją na miejscu.
-
Dobry wieczór profesorze, wybieram się do dormitorium - lekko przestraszona
patrzyła na niego, wciąż trzymał jej rękę - Może mnie pan puścić? - na jego
twarzy pojawił się lekki grymas obrzydzenia - Coś się stało? - zastanawiała się
o co mu chodzi.
-
Nie jestem tu dla przyjemności Granger, mam przekazać waszej trójce wiadomość -
wycedził przez zęby .
-
Jaką? - zaciekawiła się - Słucham.
-
Ty, Potter i Weasley macie stawić się u dyrektora we wtorek o 18:00 - nachylił
się lekko w jej stronę.
-
Czemu pan mi to mówi, czemu nie ktoś z Zakonu, lub sowa?- nie wiedziała czemu
to on ją o tym informuje.
-
Dyrektor wyjechał i nie wróci szybko - jego cierpliwość się kończyła.
Wiedziała, że wiele sił kosztowało go przebywanie tutaj.
-
Rozumiem profesorze, przekażę im - odpowiedziała spokojnie - czy to wszystko?
Chciałabym znaleźć resztę, wychodzę i nie chcę by się martwili - dodała
szybciej oddychając.
-
Poczekają na ciebie przez minutę lub dwie. Masz zjawić się w poniedziałek w
moim gabinecie o 18:30. Czeka cię sporo pracy - patrzył na nią chłodno, byli w
takim miejscu, że nikt ich nie widział. Coś dostrzegła w tych czarnych oczach,
coś czego jeszcze nie widziała. Oparła się o ścianę szukając wsparcia.
-
Jako nauczyciel pełniący dzisiaj dyżur, mam za zadanie odprowadzić cię - powiedział to bardzo cicho,
tak żeby nikt go nie usłyszał, jedynie ona. Był już bardzo blisko, wyciągnął do
niej rękę, pragnął jej dotknąć, jej delikatnej twarzy, lecz strach jaki na niej dostrzegł,
sparaliżował go. Czując się co najmniej dziwnie cofnął szybko rękę i odsunął
się od niej jak gdyby parzyła.
Odszedł
szybkim krokiem do drzwi. Stała tak przez chwilę starając się uspokoić. Co to miało być? Jeszcze wczoraj
zachowywał się jak dzikus po wydarzeniach z dworu a teraz co? Co to było? Wyszła
niepewnie zza zasłony rozglądając się czy nikt tego nie widział. Co mu do łba strzeliło? Cała się trzęsła
w środku, na szczęście każdy był czymś zajęty. Natknęła się na Lunę i Nevilla.
-
Widzę, że dobrze się bawicie - uśmiechnęła się ciepło.
-
Tak, powiem ci, że całkiem tu fajnie - chłopak trzymał się bardzo blisko Luny,
wyglądali na bardzo zajętych sobą.
-
Cieszę się, że wam się podoba. Ja już mam gardło zdarte od opowieści, żartów i
śmiechu, chyba z wszystkimi już rozmawiałam. Nie widzieliście Rona? - zapytała
-
Tam jest, widziałam go z Lavender - wskazała na oddalony kąt sali. Tak,
faktycznie był tam razem z młodszą gryfonką. Uśmiechnęła się w duchu do siebie.
-
Przekażecie im, że wyszłam? Jestem zmęczona, chcę już iść spać - zrobiła do
nich zaspaną minę.
-
Jasne, tylko zgłoś Slughornowi, wiesz że nie możemy sami chodzić po zamku w
nocy, z resztą dzisiaj dyżur ma Snape - Nevill szczerze go nie lubił.
-
Tak wiem, spokojnie, poradzę sobie. Miłej zabawy - uśmiechnęła się przepraszająco
i już jej nie było. Zgłosiła profesorowi, że wychodzi bo jest zmęczona i czeka
ją nauka, po krótkiej rozmowie mogła już wyjść. Gdy była już przy drzwiach,
podeszła do niej jakaś młodsza dziewczyna której nie znała, salon krukonów był
niedaleko tak więc wyszły razem.
Miała
już skręcać w jeden z korytarzy wiodących do wieży Gryffindoru, gdy będąc na
klatce schodowej dostrzegła na zachodniej wieży postać. Kierowana ciekawością
i lekkim strachem rzuciła na siebie zaklęcie kameleona ruszając w tamtą stronę,
miała tylko nadzieję, że nie napotka na swojej drodze Snap'a...
Ten rozdział może wydać Wam się dziwny, lecz muszę jakoś pchnąć akcję, przyspieszyć. Nie uważam go za najlepszego, ale dzięki niemu będzie krok ku akcji :)
Ten rozdział może wydać Wam się dziwny, lecz muszę jakoś pchnąć akcję, przyspieszyć. Nie uważam go za najlepszego, ale dzięki niemu będzie krok ku akcji :)
Fajny rozdział :) mam wrażenie, że trochę... lżejszy niż poprzednie, chociaż jak czytałam wypowiedź Snape'a o czarnej magii miałam ciarki na plecach :D Czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;)
OdpowiedzUsuń