środa, 7 września 2016

Rozdział 24 ''Najmroczniejsze rzeczy dostrzegamy czasem w innym świetle...''




Ciepło jakie panowało w Norze było dla nich miłą odmianą. Przemoczeni, zziębnięci i zmęczeni usiedli przy stole w kuchni gdzie krzątała się już pani Weasley. Nie wypytywała gdzie byli i po co, Dumbledore już wystarczająco ją zapewnił, że to nic strasznego i z pewnością sobie poradzą, jednak ta nadopiekuńcza kobieta i tak wiedziała swoje. Nikt nie wiedział, jaki jest cel ich misji i lepiej aby tak pozostało. Ciesząc się chwilą spędzoną w domu zapomnieli jak szybko upływa czas, zegar na ścianie wybijał już 20;00. Zabrali pakunki które im przygotowała, znikając w zielonych płomieniach machali jej na pożegnanie.
Po powrocie, tak jak obiecali zdali raport dyrektorowi, lecz tak jak przewidzieli nie wniosło to nic do sprawy. Zmęczeni ledwo żywi, z miłą chęcią wrócili do swoich komnat.

***

Ostatni tydzień września kończył się całkiem miło. Promienie słońca wnikały do Wielkiej Sali nadając jej miły złotawy kolor, a zaczarowany sufit był idealnie błękitny jak niebo na zewnątrz. Pogoda rozświetliła nieco ich ponure nastroje. Zajęcia właśnie się skończyły i postanowili spędzić popołudnie na błoniach, korzystając z pięknej pogody. Hermiona odpuściła sobie chwilowo naukę, chcąc odetchnąć początkiem jesieni. Kolory na drzewach zmieniały się już na dobre, poranki były mgliste i chłodne, lecz popołudnie naprawdę było bardzo przyjemne. Potrzebowała odpoczynku. Wiele się działo ostatnio, a takich chwil było co raz mniej, toteż starała się łapać z nich jak najwięcej. Ron zabrał ze sobą szachy, przy których spędził z Harrym ponad dwie godziny. Hermiona spacerowała wdychając świeże powietrze, ogrzewała twarz w promieniach słońca, chwilami zerkając na grę chłopaków. Popołudnie minęło im na swobodnych rozmowach, ciszy która nikogo nie krępowała a pozwalała cieszyć się szumem drzew, ostatnimi śpiewami ptaków a także miękkością trawy na której siedzieli. Słońce szybciej miało się ku zachodowi, mając na uwadze iż na jutro mają do przeczytania sporą ilość tekstu na zajęcia do McGonagall, wrócili do swoich komnat gdy na zewnątrz słońce jeszcze błyszczało na linii horyzontu.

Hermiona pełna energii, wypoczęta i dość zadowolona rozsiadła się na parapecie zachodniego okna chcąc przeczytać zadany tekst. Zapaliła świece dla ocieplenia wnętrza, ponieważ na kominek było jeszcze za wcześnie. Narzutka zrobiona na drutach, miękka poducha, kubek owocowej herbaty i książka okazało się połączeniem idealnym na zakończenie dnia. Lektura pochłonęła ją całkowicie odcinając od otaczającego świata. Z cudownej sfery transmutacji figur papierowych w żywe stworzenia, wyrwało ją uporczywe pukanie do okna. Niechętnie wstała, uchyliła okno wpuszczając mroczne ptaszysko do środka. Kruk wleciał do jej sypialni siadając na żerdzi przy sekretarzyku. Widok tego ptaka wzbudził w Hermionie dziwne odczucia. Niepewna tego co przeczyta podeszła by odwiązać karteczkę, przytwierdzoną do jego nóżki.


Tak, ten dzień był zbyt piękny by był prawdziwy. To nic, to będzie jutro, a dzisiaj zamierzam się wyspać.
Odłożyła książkę na biurko, uprzednio wypuszczając ptaka. Miała w półmisku suszone orzechy włoskie, podała jednego krukowi, który wyglądał na zadowolonego. Odpowiedział jej niskim, gardłowym ''krrr''. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie.

***

Stanęła przed zbyt dobrze znanymi jej bukowymi drzwiami. Denerwowało ją chodzenie po zamku o takiej porze. Czy nie mogła mieć połączenia ze swoich kwater z jego gabinetem? Musi porozmawiać o tym z Dumbledorem. Punktualnie o 18:30 zapukała delikatnie. Gdy usłyszała znajomy niski głos, weszła do środka. Zabrała ze sobą trochę ciastek owsianych i pieczone jabłka aby nie paść z głodu.
- Dobry wieczór profesorze - zawsze wolała się przywitać, choć to trochę kolokwialne wyrażenie. Odłożyła swoją torbę na miejsce, z dala od kociołków pełnych dziwnych eliksirów.
Przywykła, że nigdy jej nie odpowiadał ale miłą odmianą byłoby gdyby choć raz uraczył ją odpowiedzią.
- Dzisiaj będziesz robić eliksir wielosokowy i weritaserum po pięć kociołków, ja mam inne eliksiry do zrobienia, więc nie przerywaj mi - poinformował ją zamrażając ją wzrokiem. Odniosła wrażenie, że inaczej się zachowywał odkąd wiedział o przepowiedni.
- Oczywiście profesorze - odparła spokojnie. Miała jakąś nieokreśloną pustkę w głowie, a może było tam zbyt wiele myśli na raz? Sama nie wiedziała. Snape szybko wrócił do swojego zajęcia, nie patrząc jak Hermiona zabiera się do pracy. Znała przepisy i zasady, wiedział, że sobie poradzi bez problemu.

Z westchnięciem zabrała się do pracy. Te eliksiry wykonywała już jak maszyna, toteż mogła sobie pozwolić na swobodny przepływ myśli. Zastanawiała się nad ostatnimi wydarzeniami. Z jednej strony chciała zapytać czy już rozgryzł przepowiednię, z drugiej nie chciała mu przerywać - co w sumie było słabym wytłumaczeniem - cholernie chciała wiedzieć o co w tym chodzi. Coś w środku podpowiadało jej, że ta pierwsza przepowiednia tyczy się człowieka, który miał najgorsze podejście do przewidywania przeszłości. Nie lubił Sybilli i to z wzajemnością, ale jak to się stało, że znaleźli się tam oboje? Czy to los? Czy to podstęp? Czy jakaś nieokreślona siła kierowała wtedy nią i Snape'm? ż, wiedziała jedno, jeśli była mowa o nim, to o kim jeszcze? Wspominała o dwóch osobach
''... będzie i ta co za Rowenę uchodzi...'' - nie miała bladego pojęcia o kim mowa. Może o McGonagall? Jest potężną czarownicą nie ma co ukrywać. Może to któraś z czarownic Wizengamotu? No to byłoby logiczne, raczej nie chodzi tutaj o uczennicę prawda? Przecież to byłoby nierealne , tak surrealistyczne , że aż śmieszne. Ale jakiś dziwnie nieznany głosik, szeptał Hermionie, iż jest to mowa o uczennicy i to takiej, którą zna całe życie... dokładnie o niej samej... Potrząsnęła głową mocno, czym zasłużyła sobie na pogardliwe spojrzenie Mistrza Eliksirów. Przepowiednie były tym czego nie lubiła najbardziej w magii. Nie mogła pojąć, jak to się dzieje, że jedna szalona osoba, wypowiadając kilka słów, może zmienić bieg wydarzeń.
Przepowiednia dotycząca Voldemorta i Harrego była swego rodzaju wyjątkiem. Owszem wiedziała o niej, Harry sam o niej wspominał , później została ''wtajemniczona'' w tą sprawę gdy chodziło o Syriusza. Chwilami zapominała o co tu chodzi. Nie mogła a może nie chciała wierzyć w to, że Snape ją sprzedał swojemu panu, ale przekonała się o tym tamtej felernej nocy na wieży. Chwilami zalewała ją krew na samą myśl - rzuciła mu ukradkowe spojrzenie, zajęty był swoim eliksirem; nie lubiła go, przerażał ją ten facet, ale chwilami budził w niej współczucie. Jak można sprzedać czyjeś życie? Za chęć przypodobania się szaleńcowi tyranowi? Za ratowanie swojego tyłka kosztem życia ludzi? Dziecka?  Łapała się na momentach, kiedy się nim brzydziła. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, Snape byłby właśnie trupem. Z drugiej strony, gdy się nad tym zastanawiała coś szeptało jej, że jest tylko człowiekiem, każdy może popełnićąd. I właśnie za niego pokutuje... jest człowiekiem. Może był zagubiony? Może terroryzowany? Może pragnął władzy? Zrozumienia? Normalnym jest, że kogoś się nie lubi, ale  żeby skazywać go na śmierć? A jeśli był, aż tak zły? A  co jeśli nadal jest?  Mimowolnie odsunęła się od niego, choć i tak stał kilka dobrych kroków od niej. Rzuciła mu kolejne oceniające spojrzenie i ten moment nagle odebrał jej oddech.
Snepe stał do niej bokiem z jedną ręką wyciągniętą nad księgę a drugą, w której trzymał różdżkę, skierowaną na kociołek. Widziała dobrze jego profil, orli nos, wąskie usta, bladą skórę oświetloną blaskiem lampy naftowej i zamknięte oczy; które nadawały tej chwili jakiś niezwykły akcent. Patrzyła na niego zapamiętując tą chwilę. Jego twarz złagodniała, nabrała młodszych rysów, mroczną otoczkę jego osobowości ogrzewało złote światło lampy. Nie była pewna czy oddycha, czy choćby mrugnęła, ale te kilka sekund zdawało się trwać godzinami. Niby nic specjalnego, zwykła czynność, często nad czymś pracował, oddawał się swojej pracy, ale nigdy nie widziała go takiego. Przypomniały jej się chwile gdy widziała w nim człowieka, jego emocje i uczucia. Może intymności tej chwili nadawało to światło? Może sposób w jaki pracował? Nie...to jego oczy. Zamknięte, nie rzucające piorunami lub zamieniające w kamień. Było coś niezwykłego w tej chwili. Uśmiechnęła się sama do siebie . Wróciła do swojej pracy, nim czar pryśnie.
Było już około 21;00. Hremiona była w połowie swojej pracy, skupiona na mieszaniu eliksiru niemal podskoczyła gdy usłyszała jego głos.
- Skończyłem swoją pracę, kwadrans przerwy Granger. Herbaty? - Snape podpierał się o stolik i zadał spokojnie pytanie. Zamarła przez chwilę, po kilku sekundach otrząsnęła się.
- Chętnie - uśmiechnęła się lekko. Zabezpieczyła kociołki, usiedli przy jednym ze stolików i rozpakowała kolację, którą zabrała.
- Czy jest jeszcze jakieś zadanie dla mnie na dzisiaj profesorze? - pociągnęła spory łyk gorącego płynu, który rozgrzał ją od środka.
- Nie. Czyżby było ci mało tej, którą masz? - jego głos był dziwnie spokojny.
- Nie narzekam - dziwiło ją to, że normalnie z nią rozmawiał - Mogę o coś zapytać?
- Ty zawsze zadajesz pytania, i w tej chwili już to zrobiłaś. Czy ty nigdy nie przestajesz pytać? - wyczuła surowszą nutkę w jego głosie.
- Lubię wiedzieć - odparła spokojnie.
- Jeśli musisz pytać to pytaj.
- Czym zajmował się pan dzisiaj? - ciekawiło ją co wpłynęło na zmianę jego nastroju .
- To dość łatwe pytanie, otóż Albus zamówił u mnie eliksir pomagający nawiązać z kimś kontakt.
- Słyszałam o tym. Wystarczą trzy krople na szacie i jeśli chce się z kimś obcym porozmawiać jego ''zapach'' czy ''magiczna strefa'' sprawiają, że obce osoby zaczynają z nami rozmawiać, jeśli zadamy im pytanie.
- Tak, to jego działanie, w dużym skrócie. Jednak ciekawi mnie skąd o tym wiesz? - lekko uniesiona brew.
- Z ''Manipulacji w płynie'' - mruknęła.
- Nie powinnaś jej czytać. To magia na bardzo wysokim poziomie - nie był zadowolony z jej odpowiedzi - Niemniej jednak, jest cień szansy na to, iż twoja praca tutaj będzie efektywna. Niewielu uczniów jest zainteresowanych eliksirami.
- Ja jestem, w zasadzie są bardzo interesujące. Jeśli tylko ktoś poświęci im trochę czasu, zainteresowania i odrobinę serca - spokojny głos Hermiony jakby łagodził chwilowe zdenerwowanie jej rozmówcy. Patrzył na nią z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
Siedzieli w spokoju ciesząc się ciepłem jaki dawała im herbata. Hermiona zaczęła odczuwać lekkie zmęczenie, lecz eliksiry trzeba było dokończyć. Reszta wieczoru minęła szybko, pochłonięta pracą nie zauważyła upływu czasu. Zegar w gabinecie wybijał już 23:00. Dokończyła swoją pracę, przelała eliksiry do odpowiednich fiolek podpisując je. 
- Koniec pracy panno Granger. Dobranoc - nieprzenikniona czerń jego tęczówek nie zdradzała nic. Patrzył na nią zanim wyszła. To było dziwne uczucie, po raz pierwszy sam się z nią pożegnał, stała w drzwiach do gabinetu które miały wyprowadzić ją znów na korytarz.
- Dobranoc profesorze - uśmiechnęła się lekko.

***

- Harry znalazłeś coś? - Hermiona natknęła się na niego niedaleko biblioteki.
- Niestety nic - potarł czoło marszcząc brwi. To nie była dobra informacja, ona sama też niczego się nie dowiedziała. Spora ilość nauki nie ułatwiała im zadania, ciągłe pisanie esejów, wypracowania i wiele innych. Skupiali się na nauce aby ostatni rok dobrze zakończyć i ułatwić sobie drogę do zostania aurorem jak w przypadku Harrego. Ta niewiedza była nużąca, nie wiedzieli kompletnie co powinni zrobić, czego szukać, ani gdzie się udać. Dumbledora nie było przez cały tydzień w szkole, co też było nieco dziwne, choć w sumie nie tak bardzo, wiedzieli przecież co robi, a im nie musiał się spowiadać.
- Jutro piątek, trzeba coś wymyślić - westchnęła.
- Może jak wróci Dubledore to powinniśmy z nim porozmawiać? Z pewnością jest coś co nam pomoże, a jeśli znalazł coś? - Potter myślał głośno. Jego przyjaciółka nie wiedziała co mu odpowiedzieć, miała jedynie nadzieję, że wydarzy się coś ważnego co zwolniłoby ich z tej wyprawy.
- Nie wiem Harry, nigdy nie byłam tak bezradna... - weszli do biblioteki by napisać zadanie na jutrzejszy dzień. Z ponurymi minami i jeszcze gorszymi nastrojami usiedli obok Rona, który przeglądał najnowsze wydanie czasopisma o grze w quidditacha. Przeszukała odpowiednie regały, Harry pomógł jej przynieść książki i tak razem zaczęli się uczyć.
Nadeszła pora kolacji toteż spakowali swoje rzeczy, szybkim krokiem kierując się w stronę Wielkiej Sali.
Dobiegały ich głosy rozmów, śmiechy oraz brzęk sztućców a zapach pieczeni przypomniał im jak są głodni. Lekkie uśmiechy zagościły na ich twarzach choć po chwili zmyło je zaskoczenie.
- To Dumbledore, wrócił - szepnął rudy.
- Tak, i wygląda na dość zadowolonego - Harry zajął miejsce nieco na uboczu by mogli spokojnie rozmawiać.
- Myślicie, że coś znalazł? - talerz Rona właśnie dawał o sobie znać, że już więcej się na nim nie zmieści.
- Zapytamy po kolacji - Hermiona rzuciła mu ukradkowe spojrzenie. Dyrektor wydawał jej się wesoły tego wieczoru, lecz gdzieś tam w środku czuła, że coś jest nie tak. Smaczna kolacja i kubek pachnącej owocowej herbaty nieco poprawił im nastroje.
- Patrzcie - szepnęła tak by tylko oni słyszeli - papierowa jaskółka wylądowała przed nimi. Papierek po babeczce był zapisany krzywym pismem Dumbledora.

Proszę, zjawcie się w moim gabinecie zaraz po kolacji.
A.D.


- Nareszcie - westchnęli. Zebrali się niespiesznie widząc jak dyrektor również opuszcza salę.
Stanęli przed chimerą, która wpuściła ich bez hasła. Harry zapukał cicho a gdy wesoły głos im odpowiedział weszli do gabinetu.
- Ach witajcie, zastanawiacie się, czemu nie ma hasła, otóż nie zdążyłam go wymyślić - wskazał im by usiedli , co też zrobili - Wezwałem was do siebie o takiej porze, ponieważ mam wam do przekazania kilka informacji. Otóż jutro nie musicie nigdzie się wybierać, z tego co wiem macie bardzo dużo nauki, a nie chciałbym aby ktokolwiek z was poświęcał swoje postępy w edukacji. Na chwilę obecną nie przewiduję spotkań zakonu. Sam jestem w trakcie poszukiwań, choć jeszcze niczego nie znalazłem.
- Cały tydzień był pan na poszukiwaniach?
- Tak Ron, ale nie chciałbym teraz o tym rozmawiać. Mam też prośbę, Hermiono rozmawiałem z Severusem, będę potrzebował kilku eliksirów i prosiłbym abyś mu pomogła przy pracy. Harry chciałbym abyś wznowił lekcje oklumencji z Severusem, raz w tygodniu wystarczy, lecz w inne dni trenujcie razem z Ronaldem.
- Nie wiem czy profesor Snape będzie z tego zadowolony - mruknął.
- Takie jest wasze zadanie. Nastawienie Severusa jest w tej chwili nieistotne - Spojrzał na niego badawczo.
- Hermiono, prosiłbym także o patrolowanie korytarzy, codziennie każdy prefekt sprawdza czy nikt nie spaceruje sobie po zamku w nocy - rzucił jej wymowne spojrzenie - każdy dom po kolei, możecie dobierać się w dwójki, po dwoje prefektów lub możesz wybrać sobie towarzysza. Myślę, że Ronald chętnie ci pomoże. Nie chciałbym, aby coś niepokojącego miało miejsce. - lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście profesorze - odpowiedzieli unisono.
- W takim razie to tyle. Jeśli coś się wydarzy, poinformuję was lub pokieruję. Prosiłbym jednak o cierpliwość.
- Tak jest sir. - Potter kiwnął mu głową.
- Wiedziałem, że mogę na was liczyć, a teraz wybaczcie, lecz chciałbym odpocząć, wróciłem przed kolacją - dał im do zrozumienia, że już mają sobie pójść.
- Ach, Hermiono, sugerowałbym wziąć dyżur dzisiaj, ponieważ w weekend możesz być zajęta eliksirami. Dzisiaj też partol ma Draco, myślę jednak, że nie jest to przeszkodą.
- Nie, oczywiście - zapewniła go, nie będąc jednak samej pewnej swoich słów.
- Dziękuję, dobranoc - uśmiechnął się do nich ciepło.
- Dobranoc profesorze - kiwnęła mu wychodząc.

***

- Masz przekichane Hermiona, nie dość, że szukamy sami wiecie czego i nauki mamy sporo, masz robić eliksiry  dla Zakonu z najgorszym człowiekiem na ziemi, to jeszcze nocne patrole z Malfoyem. Może pójdę dzisiaj z tobą? - Ron wydawał się być trochę zatroskanym. Szli w kierunku dormitoriów, cicho rozmawiając między sobą.
- Nie jest źle Ron, wiesz jaka jest sytuacja, każdy z nas ma zadania, musimy jakoś sobie radzić. Jestem też prefektem, bo komuś się nie chciało - wymowne spojrzenie na jej przyjaciela z odpowiednim akcentem - ale poradzę sobie.
- Byłem beznadziejnym prefektem, nawet McGonagall mi to mówiła - zgrzytnął zębami.
- W takim razie muszę sobie radzić jakoś. A wy róbcie co do was należy. Ron, dzisiaj jest już na dyżurze Malfoy, więc ty nie musisz, jest nas dwoje, poradzimy sobie.
- Ale to Malfoy! - oburzył się.
- Wiem, ale jesteśmy w szkole, niczego złego nie może mi zrobić, poza tym, jest trochę inny niż nam się zdawało. 
- Inny? Niby jaki?
- Sama nie wiem, ale nie jest z nim chyba jak ze Snapem. Nie jest na wskroś zły.
- Ty się chyb a nie słyszysz? Nie jesteś chora? - rudy patrzył na nią podejrzliwie.
- Nie, na sto procent jestem zdrowa. No ja idę do siebie, muszę się przygotować na patrol. Pierwszy jest o 22:00 więc może zdążę się zdrzemnąć.
- Jasne, tylko uważaj na siebie, jakby co wyślij nam patronusa z wiadomością - Ron objął ją lekko.
- To Malfoy, może coś knuć, miej go na oku - Harry uśmiechał się blado.
- Spokojnie. Dobranoc - i zniknęła za drzwiami do swoich kwater.

***

Nastawiła budzik na 21;30. Uporczywy dźwięk wyrwał ją ze snu. Kilka minut zajęło jej ubranie cieplejszych ubrań i szerokiego swetra, wieczory w zamku bywały już nieco chłodne. Wyszła ze swoich kwater kierując się ku korytarzom wiodącym do domitoriów  Gryffindoru. Noc była spokojna, nieco chłodna, przez uchylone okna wpadał co jakiś czas delikatny wietrzyk, wyjąc w zbrojach i szeleszcząc suchymi liśćmi tańczącymi na podłodze. Wyczarowała sobie światełko, które leciało nad nią oświetlając drogę. W tej części zamku nie było obrazów, to też nikt jej nie rzucał jej głupich komentarzy. Przechodziła juz któryś z kolei korytarz gdy w oddali, w lekkiej mgle, która wsączała się niemo na korytarz przez krużganki, migoczące światełko. Zadowolona, że wreszcie będzie przykładną prefekt i przegoni jakąś zaplątaną parę. Przystanęła przy jednej z kolumn ze zdumieniem dostrzegając, iż światełko zbliża się ku niej.
- Malfoy? - zapytała niepewna, nieco oślepiona blaskiem światełka, które wyczarował.
- Granger - kiwnął jej spokojnie jakby na ''przywitanie''.
Stali tak przez chwilę dziwnie na siebie patrząc. Hermiona nie miała okazji porozmawiać z nim sam na sam od tamtych wydarzeń. W zasadzie rzadko widywała go w szkole.
- Pomogłeś mi, wtedy... - zaczęła niepewnie.
- Masz zamiar mi dziękować? - prychnął pogardliwie.
- Nie miałam okazji - zmarszczyła czoło kręcąc głową.
- Nawet nie próbuj - chłód jego głosu był dla niej czymś dziwnym.
- Powiedziałeś, żebym wezwała skrzata, wiedziałeś...  - puls jej przyspieszył.
- Nie masz innych tematów do rozmowy? - starał się być ''sobą'', ale jaki był naprawdę?
- Malfoy, proszę, odpowiedz mi. Czemu mi pomogłeś - szepnęła stawiając krok ku niemu. Jej brązowe oczy starały się przeniknąć chłodny błękit tęczówek Dracona. Bił się z własnymi myślami, widziała to.
- Czarny Pan chciał twojej śmierci, każdy śmierciożerca też tego chciał. Moja rodzina cię nienawidzi, a jednak moja matka ci pomogła - zaczął nieśmiało. Wiedziała, że wiele kosztują go te słowa. Wciąż miała wlepione w niego spojrzenie.
- Wiem o tym, zawdzięczam jej życie, tak jak tobie - odpowiedziała spokojnie. - Jednak pomimo tego, że mnie tak nienawidzisz, pomogłeś mi - jakieś dziwne emocje zaczęły nią targać od środka.
- Co mam ci powiedzieć? Że chciałem twojej śmierci? Że sprawiało mi przyjemność patrzenie jak cierpisz? Ale po co miałbym to mówić? - pokręcił głową nie wierząc własnym słowom. Głos Dracona był cichy, nieco paniczny przerywany szybkimi wdechami - po co miałbym ci to mówić... skoro to nie prawda...
Wyrzucił z siebie te słowa jak gdyby ktoś go dusił. Dostrzegła w nim rezygnację i strach. Wciąż na niego patrzyła, a on unikał jej wzroku.
- Nie jesteś taki za jakiego się uważasz. Widzę to, widziałam też wtedy, twoja klątwa była słaba. Ty się boisz Malfoy. - czuła jak jakaś łza łaskocze ją w oku.
- Nic nie wiesz, nie masz pojęcia jaki jestem i co robię. Nic ci do tego. To była chwila słabości, ale nie jestem słaby. Jeszcze się przekonasz. Moja matka utrzymywała cię przy życiu, żebyś była przydatna, chodziło tylko o informacje, z trupa raczej ciężko cokolwiek wyciągnąć. Nie łudź się, że kogoś obchodził twój los - jakaś zimna nuta zabrzmiała w głosie Malfoya sprawiając, że oderwała od niego wzrok.
- Jakże mogłabym sądzić inaczej... - dodała nieco nieobecna myślami.
- Wracam do swojej pracy, tamta część zamku już czysta, schodzę znów do lochów - mruknął odwracając się na pięcie.
- Zachodnia i południowa również, wezmę wschodnią część - poinformowała go kierując się na lewo.

- Ja biorę zachodnią - dodał gdy odchodziła. Wiedziała, że stał tam jeszcze chwilę zerkając za nią przez ramię. Pełna dziwnych wrażeń po tej rozmowie, poszła sprawdzać pozostałą część zamku, a towarzyszył jej chłód i wiatr śpiewający w murach oraz myśli błądzące w jej głowie.


4 komentarze:

  1. Wybacz, że tutaj, ale nie dostrzegam spamownika :/

    Witaj!
    Jeśli jesteś ciekawa jak wyglądał 7 tom opowieści o Harrym Potterze oczami Severusa Snape'a zapraszam cię serdecznie!
    Mrok, analiza planu Dumbledore'a, szpiegostwo Snape'a, śmierciożercy oraz... parring z udziałem mistrza Eliksirów :) jaki? Dowiesz się pod adresem:
    plan-dumbledorea.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy są jakieś szanse na cd opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, są. Wiem, że haniebnie porzuciłam opowiadanie, ale staram się to naprawić, może pod koniec tygodnia pojawi się rozdział. Nie ogarniam jeszcze do końca bloggera więc jeśli chcesz dostawać informację o nowym rozdziale pisz slytherin1953@gmail.com . Bardzo się cieszę, ze ktoś tu zagląda :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Minęło tyle czasu... Porzuciłaś? Wróć i dokończ,pliiiis!

    OdpowiedzUsuń