Ciepło jakie panowało w Norze było
dla nich miłą
odmianą. Przemoczeni, zziębnięci i zmęczeni usiedli przy
stole w kuchni gdzie krzątała
się już pani Weasley. Nie
wypytywała gdzie byli i po co, Dumbledore już wystarczająco ją zapewnił, że to nic strasznego i z pewnością sobie poradzą, jednak ta nadopiekuńcza kobieta i tak
wiedziała swoje. Nikt nie wiedział, jaki jest cel ich misji i lepiej aby tak
pozostało. Ciesząc
się chwilą spędzoną w domu zapomnieli jak
szybko upływa czas, zegar na ścianie wybijał już 20;00. Zabrali pakunki które im przygotowała, znikając w zielonych
płomieniach machali jej na pożegnanie.
Po powrocie, tak jak obiecali
zdali raport dyrektorowi, lecz tak jak przewidzieli nie wniosło to nic do
sprawy. Zmęczeni
ledwo żywi, z miłą chęcią wrócili do swoich
komnat.
***
Ostatni tydzień września kończył się całkiem miło.
Promienie słońca
wnikały do Wielkiej Sali nadając jej miły złotawy kolor, a zaczarowany sufit był
idealnie błękitny
jak niebo na zewnątrz.
Pogoda rozświetliła
nieco ich ponure nastroje. Zajęcia właśnie się skończyły i postanowili spędzić
popołudnie na błoniach, korzystając z pięknej pogody. Hermiona odpuściła sobie chwilowo naukę, chcąc odetchnąć początkiem jesieni. Kolory na drzewach zmieniały się już na dobre, poranki
były mgliste i chłodne, lecz popołudnie naprawdę było bardzo przyjemne. Potrzebowała odpoczynku. Wiele się działo ostatnio, a takich
chwil było co raz mniej, toteż starała się łapać z nich jak najwięcej. Ron zabrał ze sobą szachy, przy których spędził z Harrym ponad dwie godziny. Hermiona spacerowała
wdychając świeże powietrze, ogrzewała
twarz w promieniach słońca,
chwilami zerkając
na grę chłopaków. Popołudnie
minęło im na swobodnych
rozmowach, ciszy która nikogo nie krępowała a pozwalała cieszyć się
szumem drzew, ostatnimi śpiewami
ptaków a także
miękkością trawy na której
siedzieli. Słońce
szybciej miało się ku zachodowi, mając na uwadze iż na jutro mają do przeczytania sporą ilość tekstu na zajęcia do McGonagall, wrócili do swoich komnat gdy na zewnątrz słońce jeszcze błyszczało
na linii horyzontu.
Hermiona pełna energii, wypoczęta i dość zadowolona rozsiadła
się na parapecie
zachodniego okna chcąc
przeczytać
zadany tekst. Zapaliła świece
dla ocieplenia wnętrza,
ponieważ na kominek było
jeszcze za wcześnie.
Narzutka zrobiona na drutach, miękka poducha, kubek owocowej herbaty i książka okazało się połączeniem idealnym na
zakończenie dnia. Lektura
pochłonęła ją całkowicie odcinając od otaczającego świata. Z cudownej
sfery transmutacji figur papierowych w żywe stworzenia, wyrwało ją uporczywe pukanie do okna. Niechętnie wstała, uchyliła
okno wpuszczając
mroczne ptaszysko do środka. Kruk wleciał do jej sypialni siadając na żerdzi przy
sekretarzyku. Widok tego ptaka wzbudził w Hermionie dziwne odczucia. Niepewna
tego co przeczyta podeszła by odwiązać
karteczkę, przytwierdzoną do jego nóżki.
Tak, ten dzień był zbyt piękny by był prawdziwy. To nic, to będzie
jutro, a dzisiaj zamierzam się wyspać.
Odłożyła
książkę na biurko, uprzednio
wypuszczając
ptaka. Miała w półmisku suszone orzechy włoskie, podała jednego krukowi, który
wyglądał na zadowolonego.
Odpowiedział jej niskim, gardłowym ''krrr''. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie.
***
Stanęła
przed zbyt dobrze znanymi jej bukowymi drzwiami. Denerwowało ją chodzenie po zamku o
takiej porze. Czy nie mogła mieć połączenia ze swoich kwater z jego gabinetem?
Musi porozmawiać o tym
z Dumbledorem. Punktualnie o 18:30 zapukała delikatnie. Gdy usłyszała znajomy
niski głos, weszła do środka.
Zabrała ze sobą trochę ciastek owsianych i
pieczone jabłka aby nie paść z głodu.
- Dobry wieczór profesorze - zawsze wolała się przywitać, choć to trochę kolokwialne wyrażenie. Odłożyła swoją torbę na miejsce, z dala od
kociołków pełnych dziwnych eliksirów.
Przywykła, że nigdy jej nie odpowiadał
ale miłą odmianą
byłoby gdyby choć raz uraczył ją odpowiedzią.
- Dzisiaj będziesz robić eliksir wielosokowy i weritaserum po pięć kociołków, ja mam inne eliksiry do zrobienia,
więc nie przerywaj mi - poinformował ją zamrażając ją
wzrokiem. Odniosła wrażenie, że inaczej się zachowywał odkąd
wiedział o przepowiedni.
- Oczywiście profesorze - odparła
spokojnie. Miała jakąś nieokreśloną pustkę w głowie, a może było tam zbyt wiele myśli na raz? Sama nie wiedziała. Snape szybko wrócił do
swojego zajęcia, nie patrząc jak Hermiona zabiera się do pracy. Znała przepisy i zasady, wiedział,
że sobie poradzi bez problemu.
Z westchnięciem zabrała się do pracy. Te eliksiry
wykonywała już jak
maszyna, toteż mogła
sobie pozwolić na
swobodny przepływ myśli.
Zastanawiała się nad
ostatnimi wydarzeniami. Z jednej strony chciała zapytać czy już rozgryzł przepowiednię, z drugiej nie chciała mu
przerywać - co w sumie było słabym
wytłumaczeniem - cholernie chciała wiedzieć o co w tym chodzi. Coś w środku
podpowiadało jej, że ta pierwsza przepowiednia
tyczy się człowieka, który miał najgorsze podejście do przewidywania przeszłości. Nie
lubił Sybilli i to z wzajemnością, ale jak to się
stało, że znaleźli się tam
oboje? Czy to los? Czy to podstęp? Czy
jakaś nieokreślona siła kierowała wtedy nią i Snape'm? Cóż,
wiedziała jedno, jeśli była mowa o nim, to o
kim jeszcze? Wspominała o dwóch osobach
''... będzie i
ta co za Rowenę
uchodzi...'' - nie miała bladego pojęcia o
kim mowa. Może o McGonagall? Jest potężną czarownicą nie
ma co ukrywać. Może to któraś z
czarownic Wizengamotu? No to byłoby logiczne, raczej nie chodzi tutaj o
uczennicę
prawda? Przecież to
byłoby nierealne , tak surrealistyczne , że aż śmieszne.
Ale
jakiś dziwnie nieznany głosik, szeptał Hermionie,
iż jest to mowa o uczennicy i to takiej, którą zna całe życie...
dokładnie o niej samej... Potrząsnęła głową
mocno, czym zasłużyła sobie na pogardliwe
spojrzenie Mistrza Eliksirów. Przepowiednie były tym
czego nie lubiła najbardziej w magii. Nie
mogła pojąć, jak to się dzieje, że
jedna szalona osoba, wypowiadając kilka słów, może zmienić bieg
wydarzeń.
Przepowiednia dotycząca Voldemorta i Harrego
była swego rodzaju wyjątkiem. Owszem wiedziała o niej,
Harry sam o niej wspominał , później została
''wtajemniczona'' w tą sprawę gdy chodziło o Syriusza. Chwilami zapominała
o co tu chodzi. Nie mogła a może nie chciała wierzyć w to, że
Snape ją sprzedał swojemu panu, ale przekonała się o tym tamtej felernej nocy na wieży. Chwilami zalewała ją krew na samą myśl - rzuciła mu ukradkowe
spojrzenie, zajęty był swoim eliksirem; nie
lubiła go, przerażał ją ten facet, ale chwilami budził w niej
współczucie. Jak można sprzedać czyjeś życie?
Za chęć przypodobania się szaleńcowi
tyranowi? Za ratowanie swojego tyłka kosztem życia
ludzi? Dziecka? Łapała się na momentach, kiedy się nim brzydziła. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, Snape byłby właśnie trupem. Z drugiej strony, gdy się nad tym zastanawiała coś szeptało jej, że jest tylko człowiekiem, każdy może
popełnić błąd. I właśnie za
niego pokutuje... jest
człowiekiem. Może był zagubiony? Może
terroryzowany? Może
pragnął władzy? Zrozumienia?
Normalnym jest, że kogoś się nie
lubi, ale żeby skazywać go na
śmierć? A jeśli
był, aż tak zły? A co jeśli
nadal jest? Mimowolnie odsunęła się od
niego, choć i tak stał kilka dobrych
kroków od niej. Rzuciła mu kolejne oceniające
spojrzenie i ten moment nagle odebrał jej oddech.
Snepe stał do niej bokiem z jedną ręką wyciągniętą nad księgę a drugą, w której trzymał różdżkę, skierowaną na kociołek. Widziała dobrze jego profil,
orli nos, wąskie usta, bladą skórę oświetloną
blaskiem lampy naftowej i zamknięte
oczy; które nadawały tej chwili jakiś
niezwykły akcent. Patrzyła na niego zapamiętując tą chwilę. Jego twarz złagodniała, nabrała młodszych
rysów, mroczną otoczkę jego osobowości ogrzewało złote światło
lampy. Nie była pewna czy oddycha, czy choćby
mrugnęła, ale te kilka sekund zdawało się trwać
godzinami. Niby nic specjalnego, zwykła czynność, często nad czymś pracował, oddawał się swojej pracy, ale nigdy nie widziała go
takiego. Przypomniały jej się chwile gdy widziała w nim
człowieka, jego emocje i uczucia. Może
intymności tej chwili nadawało to światło? Może
sposób w jaki pracował? Nie...to jego
oczy. Zamknięte,
nie rzucające
piorunami lub zamieniające w
kamień. Było coś niezwykłego w tej chwili. Uśmiechnęła się sama do siebie . Wróciła do swojej pracy,
nim czar pryśnie.
Było już około 21;00. Hremiona była
w połowie swojej pracy, skupiona na mieszaniu eliksiru niemal podskoczyła gdy
usłyszała jego głos.
- Skończyłem swoją pracę,
kwadrans przerwy Granger. Herbaty? - Snape podpierał się o stolik i zadał spokojnie pytanie. Zamarła
przez chwilę, po kilku sekundach otrząsnęła się.
- Chętnie - uśmiechnęła się lekko. Zabezpieczyła kociołki, usiedli przy
jednym ze stolików i rozpakowała kolację, którą zabrała.
- Czy jest jeszcze jakieś zadanie dla mnie na
dzisiaj profesorze? - pociągnęła spory łyk gorącego płynu, który rozgrzał ją od środka.
- Nie. Czyżby było ci mało tej, którą masz? - jego głos był dziwnie spokojny.
- Nie narzekam - dziwiło ją to, że normalnie z nią rozmawiał - Mogę o coś
zapytać?
- Ty zawsze zadajesz pytania, i w tej chwili już to zrobiłaś. Czy ty nigdy nie przestajesz pytać? - wyczuła surowszą nutkę w
jego głosie.
- Lubię wiedzieć - odparła spokojnie.
- Jeśli musisz pytać to pytaj.
- Czym zajmował się pan dzisiaj? - ciekawiło ją co wpłynęło na
zmianę jego nastroju .
- To dość łatwe pytanie, otóż Albus zamówił u mnie eliksir pomagający nawiązać z kimś
kontakt.
- Słyszałam o tym. Wystarczą trzy
krople na szacie i jeśli chce się z kimś obcym
porozmawiać jego ''zapach'' czy
''magiczna strefa'' sprawiają, że obce osoby zaczynają z nami rozmawiać, jeśli
zadamy im pytanie.
- Tak, to jego działanie, w dużym
skrócie. Jednak ciekawi mnie skąd o tym wiesz? - lekko
uniesiona brew.
- Z ''Manipulacji w płynie'' -
mruknęła.
- Nie powinnaś jej czytać. To magia na bardzo wysokim poziomie - nie
był zadowolony z jej odpowiedzi - Niemniej jednak, jest cień szansy na to, iż twoja praca tutaj będzie efektywna. Niewielu uczniów jest
zainteresowanych eliksirami.
- Ja jestem, w zasadzie są
bardzo interesujące. Jeśli tylko ktoś poświęci im trochę czasu, zainteresowania i odrobinę serca - spokojny głos Hermiony jakby
łagodził chwilowe zdenerwowanie jej rozmówcy. Patrzył na nią z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
Siedzieli w spokoju ciesząc się ciepłem jaki dawała im herbata. Hermiona
zaczęła odczuwać
lekkie zmęczenie, lecz eliksiry
trzeba było dokończyć. Reszta wieczoru minęła szybko, pochłonięta pracą nie
zauważyła upływu czasu. Zegar w gabinecie wybijał
już 23:00. Dokończyła swoją pracę, przelała eliksiry do odpowiednich fiolek
podpisując je.
- Koniec pracy panno Granger. Dobranoc - nieprzenikniona czerń jego tęczówek
nie zdradzała nic. Patrzył na nią zanim
wyszła. To było dziwne uczucie, po raz pierwszy sam się z nią pożegnał, stała w drzwiach do gabinetu które miały wyprowadzić ją znów na korytarz.
- Dobranoc profesorze - uśmiechnęła się
lekko.
***
- Harry znalazłeś coś? - Hermiona natknęła się na
niego niedaleko biblioteki.
- Niestety nic - potarł czoło marszcząc
brwi. To nie była dobra informacja, ona sama też niczego się nie
dowiedziała. Spora ilość nauki nie ułatwiała im
zadania, ciągłe pisanie esejów,
wypracowania i wiele innych. Skupiali się na
nauce aby ostatni rok dobrze zakończyć i ułatwić sobie
drogę do zostania aurorem jak w przypadku Harrego.
Ta niewiedza była nużąca, nie wiedzieli
kompletnie co powinni zrobić, czego szukać, ani gdzie się udać. Dumbledora nie było przez
cały tydzień w szkole, co też było nieco dziwne, choć w sumie nie tak bardzo, wiedzieli przecież co robi, a im nie musiał się spowiadać.
- Jutro piątek, trzeba coś wymyślić - westchnęła.
- Może jak wróci Dubledore to powinniśmy z nim porozmawiać? Z pewnością jest coś co
nam pomoże, a jeśli
znalazł coś? - Potter myślał głośno.
Jego przyjaciółka nie wiedziała co mu odpowiedzieć, miała jedynie nadzieję, że wydarzy się coś ważnego co zwolniłoby ich z tej wyprawy.
- Nie wiem Harry, nigdy nie byłam tak bezradna... - weszli do biblioteki
by napisać zadanie na jutrzejszy dzień. Z ponurymi minami i jeszcze gorszymi
nastrojami usiedli obok Rona, który przeglądał
najnowsze wydanie czasopisma o grze w quidditacha. Przeszukała odpowiednie
regały, Harry pomógł jej przynieść książki i tak razem zaczęli się uczyć.
Nadeszła pora kolacji toteż
spakowali swoje rzeczy, szybkim krokiem kierując się w stronę Wielkiej Sali.
Dobiegały ich głosy rozmów, śmiechy
oraz brzęk sztućców a
zapach pieczeni przypomniał im jak są
głodni. Lekkie uśmiechy zagościły na ich twarzach choć po chwili zmyło je zaskoczenie.
- To Dumbledore, wrócił - szepnął
rudy.
- Tak, i wygląda na dość zadowolonego - Harry zajął miejsce nieco na uboczu by mogli spokojnie
rozmawiać.
- Myślicie, że coś
znalazł? - talerz Rona właśnie dawał o sobie znać, że już więcej się na nim nie zmieści.
- Zapytamy po kolacji - Hermiona rzuciła mu ukradkowe spojrzenie.
Dyrektor wydawał jej się wesoły tego wieczoru, lecz
gdzieś tam w środku
czuła, że coś jest
nie tak. Smaczna kolacja i kubek pachnącej
owocowej herbaty nieco poprawił im nastroje.
- Patrzcie - szepnęła tak by tylko oni
słyszeli - papierowa jaskółka wylądowała
przed nimi. Papierek po babeczce był zapisany krzywym pismem Dumbledora.
Proszę,
zjawcie się w
moim gabinecie zaraz po kolacji.
A.D.
- Nareszcie - westchnęli. Zebrali się niespiesznie widząc jak dyrektor również opuszcza salę.
Stanęli przed chimerą, która wpuściła ich bez hasła. Harry zapukał cicho a gdy wesoły głos
im odpowiedział weszli do gabinetu.
- Ach witajcie, zastanawiacie się, czemu nie ma hasła, otóż nie zdążyłam go wymyślić - wskazał im by usiedli ,
co też zrobili - Wezwałem was do siebie o takiej
porze, ponieważ mam wam do przekazania
kilka informacji. Otóż jutro nie musicie nigdzie
się wybierać, z
tego co wiem macie bardzo dużo nauki, a nie chciałbym
aby ktokolwiek z was poświęcał swoje postępy w edukacji. Na chwilę obecną nie przewiduję spotkań
zakonu. Sam jestem w trakcie poszukiwań, choć jeszcze niczego nie znalazłem.
- Cały tydzień był pan na poszukiwaniach?
- Tak Ron, ale nie chciałbym teraz o tym rozmawiać. Mam też prośbę,
Hermiono rozmawiałem z Severusem, będę potrzebował kilku eliksirów i prosiłbym abyś mu pomogła przy pracy. Harry chciałbym abyś wznowił lekcje oklumencji z Severusem, raz w
tygodniu wystarczy, lecz w inne dni trenujcie razem z Ronaldem.
- Nie wiem czy profesor Snape będzie z
tego zadowolony - mruknął.
- Takie jest wasze zadanie. Nastawienie Severusa jest w tej chwili
nieistotne - Spojrzał na niego badawczo.
- Hermiono, prosiłbym także o
patrolowanie korytarzy, codziennie każdy
prefekt sprawdza czy nikt nie spaceruje sobie po zamku w nocy - rzucił jej
wymowne spojrzenie - każdy dom po kolei, możecie dobierać się w dwójki, po dwoje prefektów
lub możesz wybrać sobie
towarzysza. Myślę, że
Ronald chętnie ci pomoże. Nie chciałbym, aby coś niepokojącego
miało miejsce. - lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście profesorze -
odpowiedzieli unisono.
- W takim razie to tyle. Jeśli coś się
wydarzy, poinformuję was lub pokieruję. Prosiłbym jednak o cierpliwość.
- Tak jest sir. - Potter kiwnął mu
głową.
- Wiedziałem, że mogę na was liczyć, a teraz wybaczcie, lecz chciałbym odpocząć, wróciłem przed kolacją - dał im do zrozumienia, że już mają sobie pójść.
- Ach, Hermiono, sugerowałbym wziąć dyżur dzisiaj, ponieważ w weekend możesz być zajęta eliksirami. Dzisiaj też partol ma Draco, myślę
jednak, że nie jest to przeszkodą.
- Nie, oczywiście - zapewniła go, nie będąc
jednak samej pewnej swoich słów.
- Dziękuję, dobranoc - uśmiechnął się do nich ciepło.
- Dobranoc profesorze - kiwnęła mu
wychodząc.
***
- Masz przekichane Hermiona, nie dość, że szukamy sami wiecie czego
i nauki mamy sporo, masz robić eliksiry dla Zakonu z najgorszym człowiekiem na ziemi,
to jeszcze nocne patrole z Malfoyem. Może pójdę dzisiaj z tobą? - Ron wydawał się być trochę
zatroskanym. Szli w kierunku dormitoriów, cicho rozmawiając między
sobą.
- Nie jest źle Ron, wiesz jaka jest
sytuacja, każdy z nas ma zadania, musimy
jakoś sobie radzić. Jestem też
prefektem, bo komuś się nie chciało - wymowne spojrzenie na jej
przyjaciela z odpowiednim akcentem - ale poradzę sobie.
- Byłem beznadziejnym prefektem, nawet McGonagall mi to mówiła - zgrzytnął zębami.
- W takim razie muszę sobie radzić jakoś. A wy
róbcie co do was należy. Ron, dzisiaj jest już na dyżurze
Malfoy, więc ty nie musisz, jest nas
dwoje, poradzimy sobie.
- Ale to Malfoy! - oburzył się.
- Wiem, ale jesteśmy w szkole, niczego złego
nie może mi zrobić, poza
tym, jest trochę inny niż nam się
zdawało.
- Inny? Niby jaki?
- Sama nie wiem, ale nie jest z nim chyba jak ze Snapem. Nie jest na
wskroś zły.
- Ty się chyb a nie słyszysz? Nie
jesteś chora? - rudy patrzył na nią podejrzliwie.
- Nie, na sto procent jestem zdrowa. No ja idę do siebie, muszę się
przygotować na patrol. Pierwszy jest o
22:00 więc może zdążę się
zdrzemnąć.
- Jasne, tylko uważaj na siebie, jakby co wyślij nam patronusa z wiadomością - Ron
objął ją
lekko.
- To Malfoy, może coś knuć, miej
go na oku - Harry uśmiechał się blado.
- Spokojnie. Dobranoc - i zniknęła za
drzwiami do swoich kwater.
***
Nastawiła budzik na 21;30. Uporczywy dźwięk wyrwał ją ze snu. Kilka minut zajęło jej ubranie cieplejszych ubrań i szerokiego swetra, wieczory w zamku bywały
już nieco chłodne. Wyszła ze swoich kwater
kierując się ku
korytarzom wiodącym do domitoriów Gryffindoru. Noc była spokojna, nieco
chłodna, przez uchylone okna wpadał co jakiś czas
delikatny wietrzyk, wyjąc w zbrojach i szeleszcząc suchymi liśćmi tańczącymi na podłodze. Wyczarowała sobie światełko, które leciało nad nią oświetlając drogę. W
tej części zamku nie było obrazów, to też nikt jej nie rzucał jej głupich komentarzy.
Przechodziła juz któryś z kolei korytarz gdy w
oddali, w lekkiej mgle, która wsączała
się niemo na korytarz przez krużganki, migoczące światełko. Zadowolona, że wreszcie będzie przykładną
prefekt i przegoni jakąś zaplątaną parę. Przystanęła
przy jednej z kolumn ze zdumieniem dostrzegając, iż światełko zbliża się ku niej.
- Malfoy? - zapytała niepewna, nieco oślepiona blaskiem światełka,
które wyczarował.
- Granger - kiwnął jej spokojnie jakby na
''przywitanie''.
Stali tak przez chwilę dziwnie na siebie patrząc. Hermiona nie miała okazji porozmawiać z nim sam na sam od tamtych wydarzeń. W zasadzie rzadko widywała go w szkole.
- Pomogłeś mi, wtedy... - zaczęła niepewnie.
- Masz zamiar mi dziękować? - prychnął
pogardliwie.
- Nie miałam okazji - zmarszczyła czoło kręcąc głową.
- Nawet nie próbuj - chłód jego głosu był dla niej czymś dziwnym.
- Powiedziałeś, żebym wezwała skrzata, wiedziałeś... - puls
jej przyspieszył.
- Nie masz innych tematów do rozmowy? - starał się być ''sobą'', ale jaki był naprawdę?
- Malfoy, proszę, odpowiedz mi. Czemu mi
pomogłeś - szepnęła
stawiając krok ku niemu. Jej brązowe oczy starały się przeniknąć chłodny błękit tęczówek Dracona. Bił się z własnymi myślami, widziała to.
- Czarny Pan chciał twojej śmierci,
każdy śmierciożerca też tego
chciał. Moja rodzina cię nienawidzi, a jednak moja
matka ci pomogła - zaczął nieśmiało. Wiedziała, że wiele kosztują go te słowa. Wciąż miała wlepione w niego spojrzenie.
- Wiem o tym, zawdzięczam jej życie, tak jak tobie - odpowiedziała
spokojnie. - Jednak pomimo tego, że mnie
tak nienawidzisz, pomogłeś mi - jakieś dziwne emocje zaczęły nią targać od środka.
- Co mam ci powiedzieć? Że chciałem twojej śmierci? Że
sprawiało mi przyjemność patrzenie jak cierpisz?
Ale po co miałbym to mówić? - pokręcił głową nie
wierząc własnym słowom. Głos Dracona był cichy,
nieco paniczny przerywany szybkimi wdechami - po co miałbym ci to mówić... skoro to nie prawda...
Wyrzucił z siebie te słowa jak gdyby ktoś go dusił. Dostrzegła w nim rezygnację i strach. Wciąż na niego patrzyła, a on unikał jej wzroku.
- Nie jesteś taki za jakiego się uważasz.
Widzę to, widziałam też wtedy, twoja klątwa była słaba. Ty się boisz Malfoy. - czuła jak jakaś łza łaskocze ją w oku.
- Nic nie wiesz, nie masz pojęcia jaki
jestem i co robię. Nic ci do tego. To była
chwila słabości, ale nie jestem słaby.
Jeszcze się przekonasz. Moja matka
utrzymywała cię przy życiu, żebyś była przydatna, chodziło tylko o informacje,
z trupa raczej ciężko cokolwiek wyciągnąć. Nie łudź się, że kogoś obchodził twój los - jakaś zimna nuta zabrzmiała w głosie Malfoya
sprawiając, że
oderwała od niego wzrok.
- Jakże mogłabym sądzić
inaczej... - dodała nieco nieobecna myślami.
- Wracam do swojej pracy, tamta część zamku już czysta, schodzę znów do lochów - mruknął odwracając się na pięcie.
- Zachodnia i południowa również, wezmę wschodnią część - poinformowała go kierując się na
lewo.
- Ja biorę zachodnią - dodał gdy odchodziła. Wiedziała, że stał tam jeszcze chwilę zerkając za
nią przez ramię. Pełna dziwnych wrażeń po tej rozmowie, poszła sprawdzać pozostałą część zamku, a towarzyszył jej chłód i wiatr śpiewający w
murach oraz myśli błądzące w
jej głowie.
Wybacz, że tutaj, ale nie dostrzegam spamownika :/
OdpowiedzUsuńWitaj!
Jeśli jesteś ciekawa jak wyglądał 7 tom opowieści o Harrym Potterze oczami Severusa Snape'a zapraszam cię serdecznie!
Mrok, analiza planu Dumbledore'a, szpiegostwo Snape'a, śmierciożercy oraz... parring z udziałem mistrza Eliksirów :) jaki? Dowiesz się pod adresem:
plan-dumbledorea.blogspot.com
Czy są jakieś szanse na cd opowiadania?
OdpowiedzUsuńTak, są. Wiem, że haniebnie porzuciłam opowiadanie, ale staram się to naprawić, może pod koniec tygodnia pojawi się rozdział. Nie ogarniam jeszcze do końca bloggera więc jeśli chcesz dostawać informację o nowym rozdziale pisz slytherin1953@gmail.com . Bardzo się cieszę, ze ktoś tu zagląda :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Minęło tyle czasu... Porzuciłaś? Wróć i dokończ,pliiiis!
OdpowiedzUsuń