wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 22 ''Błędy popełnione raz, często dają o sobie znać..."




Wtorek przyszedł szybciej niż ktokolwiek by chciał. Hermiona już nieco oswoiła się z wiedzą o przepowiedni. Idąc na obiad minęła Sybillę Trelawney, przez chwilę jakby przyglądała się jej tajemniczo ale uznała, że tylko jej się zdawało. Usiadła przy stole na swoim stałym miejscu razem z resztą Gruffindoru.
- Pamiętacie, że mamy iść do Dumbledora na 18:00? - zapytała nakładając sobie pieczeń.
- Tak, pamiętam, jestem ciekawy czego od nas chce - Harry dziwnie przyglądał się swojemu pucharowi z sokiem.
- Nie sądzicie, że to może mieć związek... z no... wiecie kim? - Ron nachylił się nad stołem, żeby nikt inny go nie słyszał.
- To raczej oczywiste, ale nie wiem o co dokładnie chodzi - zajęła się jedzeniem, wiedząc że niedługo czeka ich Obrona ze Snapem. Na samą myśl ścisnęło ją w żołądku.
- A tam, dowiemy się później, ja jestem diablo głodny - rudy robił bałagan wokół.
Jego przyjaciel jedynie pokręcił głową, czując iż sam jest głodny zabrał się za jedzenie. Popatrzył ukradkiem na Hermionę. Wyglądała na dziwnie przestraszoną, dziobała obiad widelcem jak gdyby był czymś dziwnym. Coś mu nie pasowało. Rzuciła badawcze spojrzenie na stół nauczycielski odwracając szybko od niego wzrok. Zrobił to samo. Snape siedział bardziej ponury niż zwykle, wyglądał na jeszcze bledszego a oczy ciskały piorunami. Na ten widok i on odsunął swój talerz. Niebezpieczne byłoby jedzenie przed obroną.
Hermiona nie chciała iść na te zajęcia, nie chciała mieć z nim odczynienia. Ten facet był chodzącym koszmarem. Czując supeł na żołądku pogoniła chłopaków żeby się nie spóźnić  na zajęcia.  Ciarki na plecach nie były spowodowane chłodem ale tym co wiedziała, że ją czeka. Był zbyt mądry, był zbyt potężnym czarodziejem, żeby sie nie zorientować że tam była, to byłoby zbyt proste.

Czekali pod salą. Nikt nie był na tyle głupi, żeby spóźniać się na zajęcia do Snapa, chyba że życie mu niemiłe.
Zajęli czym prędzej swoje miejsca. Każde zajęcia zaczynały się krótkim wykładem zanim przechodzili do ćwiczeń. Cisza była wręcz zastraszająca. Snape trzasnął drzwiami, przeszedł jak tornado po sali i stanął na wprost nich.
- Dzisiaj będziemy ćwiczyć obronę przed wampirami, ale najpierw kto powie czym jest wampir? - w sali panowała cisza - Nie ma chętnych? Weasley?
- Eeem, no więc ... - jąkał się.
- Elokwentnie Weasley. Potter?
- Wampirem staje się człowiek, który nie został pochowany lub poddany kremacji przez rodzinę, jego ciało zostało porzucone np w lesie na pastwę zwierząt,  - odpowiedział płynnie. Znał dobrze te istoty z mitologii i legend mugolskich. Hermiona przyglądała mu się uważnie, pierwszy raz odpowiedział na pytanie Snapa.
- Jednak nie masz aż tak pusto w tym łbie Potter, ale to nie wszystko. Granger?
Drgnęła, serce przyspieszyło błyskawicznie, musiała skupić się z całej siły na odpowiedzi.
- Wampiry pochodzą z Karpat, żywią się krwią ludzką. Wampirem można stać się przez ugryzienie, dobrowolne przejęcie klątwy bądź można się urodzić wampirem. Mają nadludzką siłę, wyostrzony instynkt a także są niemal nieśmiertelne, można zabić je tylko srebrnym ostrzem, kołkiem lub kulą - jej głos dziwnie drżał. Nie patrzyła na niego. Nie chciała, po prostu bała się. Chwilę milczał, przeszedł kilka kroków przez salę i zatrzymał się kontynuując swobodnie zajęcia.
 Z wielkim bólem je przetrwała . Spodziewała się, że bardziej będzie się wściekał, było w miarę ''normalnie'' tzn. wyzywał ich od głąbów, debili, odebrał punkty ale nie odbiegało to od normy. Przez chwilę pomyślała, że da jej szlaban, ale i to nie miało miejsca.

***
Była już w swoich komnatach, jak dobrze było położyć się i odpocząć. Do spotkania z Dumbledorem miała jeszcze dwie godziny. Postanowiła się zdrzemnąć na chwilę. Ułożyła się wygodnie i nie wiedząc kiedy, zasnęła.
Obudziło ją ciche pukanie. Przestraszona szukała skąd dobiegał dźwięk, wtedy jej wzrok spoczął na oknie. Na zewnętrznym parapecie siedział kruk i cicho pukał dziobem w szybę. Zdziwiona wpuściła go do komnaty. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia na jego nóżce pojawił się zwinięty kawałek pergaminu. Było to co najmniej dziwne, patrzyła na niego i nie była pewna czy powinna czytać tą wiadomość. Poza tym kruk? Czemu nie sowa? Skąd to ptaszysko?

Granger, masz sie zjawić w moim gabinecie o 20:00,
zaraz po spotkaniu z Dyrektorem. Wiadomosć  spal .
S.S.

I bez inicjałów wiedziała kto to. To pismo było zbyt znajome. Wrzuciła karteczkę do kominka i odesłała kruka.  Czemu odczytała tą wiadomość? Po jaką cholerę? A tak, nie olśniło jej czyje to czarne ptaszysko mogło być. Tylko on mógł mieć kruka. Ptak tak czarny i ponury jak on sam. Cóż, kiedyś musiało do tego dojść. Konfrontacja była nieunikniona. Nawet powoli zaczęła się na nią nastawiać. Rzuciła okiem na zegar, za 20 minut mieli spotkanie. Serce zaczęło jej mocniej bić. Weszła do pokoju wspólnego gdzie spotkała Ginny i Lunę. Zaczekała kilka minut na chłopaków.
- No nareszcie, co tak długo? - warknęła na nich.
- A tobie co? - Ron wyglądał na zdziwionego.
- Nic chodźmy - ruszyła pierwsza.

***

Harry zapukał cicho w grube drzwi.
- Wejdźcie, proszę - dyrektor siedział na swoim stałym miejscu. Każde z nich zastanawiało się o co chodzi. Myśli wirowały im w głowie, każdy bał się czegoś innego.
- Chciał pan nas widzieć? - Harry pierwszy się odezwał.
- Tak, usiądźcie proszę - spojrzał na nich poważnie. W gabinecie panował półmrok. Jakaś dziwna atmosfera utrzymywała się w powietrzu. - Chciałem z wami porozmawiać ponieważ sytuacja jest poważna. Wiecie jak ważna jest każda informacja na temat Voldemorta - Spięli się słysząc to słowo - Dzięki tobie Harry wiemy jak go pokonać, udało ci się dostać najważniejsze wspomnienie dotyczące właśnie jego. Horacy nie chciał się nim ze mną podzielić, ale podzielił się z tobą. Wiecie czego szukamy, co daje nam nad nim możliwość przewagi, lecz jeszcze nie teraz. Powoli, bardzo powoli, ale zbliżamy się do końca. Będę miał do was ogromną prośbę, jest to prośba nieznosząca sprzeciwu - Czyli rozkaz - pomyślała Hermiona - Sam również nad tym pracuję, lecz gdy wydaje mi się że już jestem u celu, wymyka mi się - jego głos był pełen emocji - Irytujące... - nerwowo przekładał różdżkę w dłoniach. Wstał nie mogąc usiedzieć i podszedł do okna.
- Waszym zadaniem będzie szukanie brakujących elementów układanki. Wiecie czego nam trzeba, czego szukamy.
- Lecz gdzie zacząć? - Potter zapytał nerwowo czując narastającą niecierpliwość. Czuł szansę pokonania go...
- Tego nie jestem pewien. Nie jestem pewien niczego...
- Pan sam ich szuka prawda? Znikając z zamku - szepnęła cicho.
- Tak, lecz jak na razie nie znalazłem niczego - dodał ponuro.
- Gdzie ich szukać? - rudy odezwał się nieco przerażony.
- Wszędzie, to mogą być zwykłe przedmioty. Widzieliście sami - odwrócił się do nich twarzą.
- Jak mamy je znaleźć nie wzbudzając podejrzeń? - wybraniec wlepił spojrzenie w błękitne oczy starca.
- Zakon wie, że dostaliście misję, jaką tego już nie wiedzą. Będziecie wyruszać w piątkowe popołudnia i wracać w niedzielę. Oficjalną wersją będzie wiadomość iż przebywacie wtedy w Norze.
- Od czego mamy zacząć? - Harry nie był pewny czy da radę.
- Wam powierzam przeczesanie Anglii - starszy czarodziej odezwał się po chwili.
- Anglii? Przecież to gigantyczny obszar - spanikował rudy.
- Owszem, lecz ja będę szukał za granicą w miejscach, które być może były dla niego ważne. Hermiono jesteś mądra, poradzisz sobie i myślę, że przyda Ci się ta księga - podał jej niewielką pożółkłą książkę.
 -  Nie mogę wam nic więcej powiedzieć, ponieważ sam nie wiem od czego zacząć. Historię Voldemorta znacie, mówiłem wam kogo mógł znać, gdzie przebywał, czym się zajmował. Wiecie o nim tyle co ja - usiadł znów na swoim miejscu.
- To może trwać miesiącami - jęknął Harry.
- Tak, lecz każda informacja będzie zbliżała nas do pokonania go - westchnął.
- Czy ktoś jeszcze z nami wyrusza? - zapytała.
- Nie, tylko wasza trójka i wiele teraz od was zależy - zmierzył ich badawczym wzrokiem.
- Dobrze, wiemy więc co mamy robić i obyśmy tylko znaleźli - wybraniec wyglądał na gotowego do działania.
- Zatem doskonale, pierwsza misja w piątek. A teraz możecie odejść, w razie pytań wiecie gdzie mnie szukać.
- Tak profesorze. Dziękujemy - Hermiona jak widmo podążyła za chłopakami.

***

- I co teraz? - Ron szepnął gdy byli już w pokoju wspólnym.
- Nie tutaj, chodźmy do mnie - przeszła przez drzwi prowadzące do jej komnat.
- Nie mam pojęcia - mina Harrego mówiła sama za siebie.
- Jakoś damy sobie radę. Sporo wiemy na jego temat. Harry teraz już masz swoje zadanie, narzekałeś że Dumbledore niczego ci nie zlecił, to teraz masz - burknęła.
- Dzięki...
- Harry musisz, nie masz wyjścia, teraz będziesz siedział w bibliotece i szukał informacji, z resztą, z tobą Dumbledore inaczej rozmawia, może gdy będziesz sam do niego chodził, więcej ci powie.
- Ona ma rację - westchnął rudy.
- Wyruszymy w piątek z Nory, stąd nie możemy się deportować. Zajmijcie się szukaniem informacji, ale niech wam nie przyjdzie do głowy spisywać tego wszystkiego, bo jeśli ktoś to znajdzie, to po nas...
- Coś ty, zgłupiałaś? Nawet ja nie jestem aż tak głupi - prychnął.
- Ron, wolę was ostrzec i tyle ok? - popatrzyła na nich, byli zdezorientowani zupełnie - Chłopaki idźcie już do siebie, już prawie 20:00, ja jeszcze muszę coś załatwić - ponagliła ich patrząc na zegar.
- Jasne - mruknęli - To dobranoc Hermiono.
- Dobranoc - i zamknęła za nimi drzwi.
Westchnęła głośno spoglądając w lustro. Dasz radę, a jeśli to teraz jest najważniejsza informacja? Zamknęła oczy. Raz kozie śmierć! W końcu nie na darmo jestem gryfonką!

***

Szła pod zaklęciem kameleona przez puste korytarze. Na szczęście nie było nikogo. Serce biło jej jak oszalałe. Nie trudno było jej przyznać się samej przed sobą, że się boi. Strach jest ludzki prawda?
Głęboki wdech - zapukała.
- Wejść - usłyszała warknięcie.
- Dobry wieczór profesorze - weszła niepewnie do sali, wydawało jej się, że zaraz dostanie zawału.
- Daruj sobie Granger. Mniemam, że wiesz po co cię tu wezwałem? - jego głos był zimny ale dziwnie poważny. Wstał, sądziła przez ułamek sekundy, że coś jej zrobi. Podszedł do drzwi, rzucił na nie kilka zaklęć po czym kilkoma ruchami zabezpieczył tez salę - Jesteś głupszą dziewuchą niż myślałem Granger. - Wciąż stała, krążył wokół niej patrząc na nią dziwnie. Ogarnęło ją przerażenie, nie wiedziała czego ma się spodziewać. - Czy masz świadomość co zrobiłaś? Jak idiotyczny był to pomysł? Nie masz pojęcia jakie to ma teraz konsekwencje!
- Ale ja...
- Co? Co do cholery?! - warknął jej w twarz. - Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna? Miałaś wrócić do swoich komnat, i ja byłem odpowiedzialny za twój powrót! A ty?! Coś ty zrobiła dziewczyno. Nie wolno ci było plątać się samej  po zamku! A teraz? A teraz jesteś zamieszana w te cholerne przepowiednie!
- Ja n-nnie...
- Powinienem cię za to zabić Granger... - jego lodowaty głos na jej szyi przyprawił ją o łzy. Nie panowała nad oddechem. Stał za jej plecami napawając się jej strachem.
- Proszę, nie... - jęknęła.
- Nie, nie ja to zrobię. Ta wiedza sama cię zabije, jeśli nie będziesz na tyle mądra, aby jej nikomu nie zdradzić.
- Nie zdradzę jej nikomu, profesorze - szepnęła trzęsącym się głosem.
- Nie będę zatem pytał kto już wie. Na szczęście panna Weasley ma więcej rozumu od swojego brata.
- Nie wiedziałam co robić - zapłakała.  Trzęsła się, strach był porównywalny do tego jaki czuła stojąc przed Voldemortem. Serce łomotało jej w piersi, mogłaby przysiąc, że w chwilach ciszy oboje słyszeli je bardzo wyraźnie.
- Nie przyszło ci do tego pustego łba, przyjść i porozmawiać z dyrektorem lub ze mną?! - ryknął.
-Ta-a-k, ale... ale bałam się, strasznie się bałam. Nie chciałam nikomu mówić, nie powinnam tego słyszeć!
- Dobrze, że to wiesz, to już jakiś postęp...
- Profesora Dumbleora nie było, a pan... a z panem, nie można porozmawiać...
- Że, co słucham? - syknął i znów mogła poczuć na sobie jego oddech. Serce chciało jej wyskoczyć z piersi.
- Właśnie to...
- Granger, sprawy tak ważne, nie podlegają dyskusji, ani nie mają na nie wpływu relacje między nauczycielem a uczniem. Twoje życie zależy od twojej wiedzy! Właśnie w tamtej chwili wydałaś na siebie wyrok!
- Żałuję, że to się stało... - płakała. Łzy ciekły jej po bladej twarzy. Poczucie winy, strach i własna głupota przyprawiały ją o zawroty głowy.
- Teraz to mówisz? Trzeba było myśleć! - darł się w najlepsze.
- Co mam teraz zrobić? - jej głos trząsł się jakby dopiero uczyła się mówić. Upadła na kolana i zakryła twarz w dłoniach. - Przepraszam...
Stanął nad nią, nie widziała jego twarzy, ale czuła wzrok wypalający jej dziurę w głowie.
- Granger? - pochylił się nad nią - Granger przestań ryczeć! - to nie była dobra metoda.
Trzęsła się cała, łapała histeryczny oddech. Ukląkł przed nią i delikatnie złapał za ręce. Szok jaki zobaczył na jej twarzy był ogromny. - Granger posłuchaj mnie. Oboje jesteśmy w to wplątani. Oboje słyszeliśmy przepowiednię. Daje nam to wiedzę, jakiej nie ma nikt inny. Sybilla nie pamięta dokładnie co się stało, więc nie powie nikomu. Jesteśmy tylko my. Nie zinterpretowałem jeszcze pierwszej części, ale za to wiem czego tyczy się druga. -  Spojrzała na niego wielkimi zaczerwienionymi oczami. Widział w nich szok, strach i panikę. Zdawała sobie sprawę z tego co zrobiła, lecz czy miało to teraz znaczenie?
- Ja wiem... wiem, co oznacza druga przepowiednia - pociągnęła nosem i wyrzuciła z siebie to zdanie szybciej niż pomyślała.
- Spójrz na mnie - patrzył na nią ciągle, lecz ona na niego nie. Powaga sytuacji przytłoczyła ją, zrozumiała swój błąd. Było jej wstyd, że go nie posłuchała, że nie poszła do pokoju tylko postanowiła szwędać sie po zamku. Nigdy nie wierzyła w przepowiednie, lecz teraz musiała zacząć. Do tej pory uznawała tylko tą, która dotyczyła Harrego i Voldemorta - Proszę - ten szept ścisnął ją za serce. Powoli podniosła wzrok na tą bladą twarz. Czarne oczy wydały jej sie pełne emocji; strachu, bólu i obawy. Chwila mijała, a ona tonęła w tych czarnych oczach bez dna, tonęła w jego duszy. - Jeśli będziesz na tyle rozważna, nic ci nie będzie, wystarczy tylko zrozumieć przepowiednię i działać tak, aby się nie spełniła.
Hermiona nie mówiła nic, tylko patrzyła. Pierwszy raz wydawał się jej bardziej ludzki. Mimowolnie pokiwała głową wciąż na niego patrząc. - Wstań - powiedział spokojnie podnosząc się. Podał jej rękę, przez chwilę nie wiedziała co zrobić. Po chwili wskazał jej na fotel przed kominkiem. Gdy wstała usiedli przed ogniem, przywołał eliksir uspokajający i podał go jej.
- Dziękuję - szepnęła po dłuższym czasie.
- Zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? - mruknął siadając obok.
- Oczywiście profesorze - jej głos był jeszcze nieco zachrypnięty.
- Od teraz nosisz na sobie brzemię przepowiedni i od ciebie zależy nie jedno życie...
- Wiem o tym.
- Czyżby? - uniósł pytająco brew.
- Tak, przemyślałam te słowa. Tutaj chodzi o mnie, o Rona i Harrego...
Patrzył na nią z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Dostrzegał w niej coś co zawsze pomijał, lub starał się nie zwracać na to uwagi. W tej chwili wyglądała na starszą niż jest, jakaś mądrość czaiła się w jej oczach. Jej głos był dojrzały, trochę zmieniony od płaczu ale z pewnością nie był to dziecięcy głos. Zmieniła się, choć do tej pory nie zwracał na nią uwagi. Może jednak nie jest tak głupia? Może powinienem zmienić zdanie?
- Tak, masz rację. Dumbledore powiedział mi o waszym zadaniu, znam je i obawiam się, że może się to wszystko źle skończyć. Trzeba mu powiedzieć, zrobię to sam - zaznaczył gdy chciała się odezwać - Jeśli później będzie chciał z tobą porozmawiać, wezwie cię. Nie zgłębiłem jeszcze wszystkiego ale jestem pewien, że ta przepowiednia będzie ci długo towarzyszyć.
- Tam jest mowa o lwie i wężu. Czy to znaczy, że zginiemy? - spojrzała na niego z przerażeniem.
- Nie jest to powiedziane, lecz prawdopodobieństwo zawsze istnieje. Macie działać niezauważenie, czy to jasne?
- Oczywiście, ale jeśli, któreś z nas zginie? Co wtedy?
- Życia nie da się przywrócić.
- To mało pocieszające - mruknęła.
- Nie wolno wam dać się zabić Granger - jego głos był już taki jak zawsze.
- Od kiedy obchodzi pana nasz los? - widziała, że dziwnie sie spiął.
- Należę do Zakonu, moim zadaniem jest trzymać was przy życiu - odpowiedział jej spokojnie - To tylko zadanie, nic więcej.
- Rozumiem - zatopiła wzrok w ogniu.
Nastała chwila ciszy. Hermiona nie czuła się w tej ciszy niezręcznie. Każde myślało o przepowiedniach.
- Profesorze jest jeszcze jedna rzecz - odezwała się niepewnie. Spojrzał na nią obojętnym wzrokiem.
- Mów - polecił chłodno.
- Pierwsza przepowiednia, moim zdaniem tyczy się pana - czekała na jego reakcję. Ten człowiek przyzwyczajony był do ukrywania swoich emocji, teraz też starał się to zrobić, lecz Hermiona widziała drobną zmianę w nim.
- Skąd to podejrzenie? - czarne tęczówki mroziły jej krew w żyłach.
- Pan ciemności zaufał właśnie jemu, co sprzedał wroga dawno temu... - szepnęła widząc jak bardzo spina się w sobie. Czuła jak jakaś uporczywa łza łaskocze ją w oku. Czarne tęczówki wpijały się w jej twarz. Widziała jak zmienił się jego oddech, coś się w nim zmieniło, jakby strach i świadomość tych słów była wyrokiem śmierci. Milczał, wciąż na nią patrząc. Bała się odezwać.
- Skąd to wiesz? - głos Snapa był jej nieznany ale usłyszała w nim strach.
- Wiem więcej, niż może się panu wydawać - szepnęła powoli odsuwając się od niego.
- Mów.
- Ale...
- Mów w tej chwili - warknął.
Ten głos zmusił ją do uspokojenia się. Odwróciła się w jego stronę by widzieć co się z nim dzieje.
- Panem ciemności jest Sam - Pan-Wie-Kto. Zaufał panu, wiem to, wie to Dumbledore i Zakon. Jest pan jego sługą i prawą ręką... a reszta tyczy się Potterów - dodała szybko półgłosem. Widziała jak zacisnął pięści, zamknął oczy mocno je zaciskając.
- Sprzedał pan przepowiednię Jemu, skazując ich na śmierć... Tylko Harry przeżył... Jak mogłeś...  - mówiła spokojnie, niemal szeptała.
- Wyjdź - szepnął odwracając od niej głowę. Spojrzała na niego przerażona. Nigdy go takiego nie widziała. Coś ścisnęło ją za serce na ten widok.
- Wyjdź, ale już! - jego głos był dziwnie złamany. Uczucie strachu i czegoś czego nie umiała opisać samo zmusiło ją do wyjścia. Zatrzasnęła drzwi gabinetu opierając się o nie plecami.  Co to wszystko znaczyło? Przetarła dłońmi twarz. Wyszła na korytarz, rzuciła zaklęcie i udała się do swoich kwater. Korytarze były puste, tylko zbroje i kolumny rzucały migoczące cienie w blasku pochodni.

Marzyła o swoim łóżku i o tym aby zapomnieć te koszmarne rozmowy. I z dyrektorem i ze Snapem...

2 komentarze:

  1. Świetny jak zawsze :) Warto było poczekać.
    Jestem bardzo ciekawa jak wszystko się rozwinie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej opowiadanie bardzo fajne. Ale mam jedno ale:-) w rozdziale 8 bądź 9 było powiedziane że Snape zdradził przepowiednie i wszystko było dobrze. A teraz Hermiona do niego ma pretensje. Nie wiem czy to celowe czy pomyłka ale trochę mi się to gryzie. Weny pozdrawiam D.

    OdpowiedzUsuń