czwartek, 27 kwietnia 2017

Rozdział 27 "Szczęście jest tak bardzo blisko, jeśli tego chcesz..."




Gdyby ktoś chciał pod koniec rozdziału coś budującego atmosferę :)
https://www.youtube.com/watch?v=bbLDfueL7eU&t=2889s


Hermionę obudził koszmarny ból głowy. Szybkie spojrzenie na zegarek, było jeszcze przed 7:00. Czując jak ciśnienie rozsadza jej głowę wstała powoli by zażyć odpowiedni eliksir. Stłumione wspomnienia z nocy wróciły do niej jak uderzenie w twarz. Przetarła zaspane oczy dostrzegając brudne szaty na podłodze. Wezwała skrzatkę by ta oczyściła jej ubranie. Śniadanie  było za jakieś 30 minut tak więc powoli ogarnęła się do wyjścia. Spakowała książki, ubrała odpowiednią szatę, związała włosy w lekki kucyk. Wyraźnie było widać zmęczenie na jej twarzy, cieszyła się że lustro nie może mówić, bo z pewnością usłyszałaby kilka uwag. Niestety, jej przyjaciele mieli głos, i wiedziała o czym będą za chwilę rozmawiać.
Przeszła do salonu gdzie zastała już Ginny czekającą na chłopaków.
- Czy ty walczyłaś z minotaurem? - podeszła do przyjaciółki bacznie się jej przyglądając.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się lekko.
- Co się z tobą stało?
- Nie pytaj, długa historia - wiedziała, że zdarzenie na korytarzu pozostanie tylko w pamięci jej, Snapa, McGonagall i Dumbledora. Z to Ginny wiedziała, że Snape jest wzywany za spotkania śmierociżerców.
- Wszystko w porządku? Widzę, że coś cię dręczy - zielone oczy przyglądały się starszej dziewczynie.
- Tak, jestem po prostu zmęczona. Robiłam wczoraj eliksiry do późna - nie do końca było to kłamstwo.
Ruda przysunęła się bliżej słysząc już głosy chłopaków na schodach z dormitorium.
- Byłam wczoraj u ciebie po północy i nie było cię, w pokoju. Gdzie byłaś? Chciałam pogadać - szepnęła pospiesznie.
- Opowiem ci później - rzuciła cicho.
- No jesteście, ile można czekać - zaśmiała się młodsza gryfonka.
- Noo coo? Ja tam lubię pospać - Ron przecierał oczy.
- Tak, to już wiemy - parsknął Potter.
Na śniadaniu było całkiem sporo osób. Hermiona zbadała wzrokiem stół nauczycielski i nie znalazła tam tej najmroczniejszej osoby. Jego nieobecność nie umknęła także jej przyjaciołom. Ginny spojrzeniem dała jej do zrozumienia, że ma jej wszystko wyjaśnić jak najszybciej w obawie, że to coś poważnego. Ku zdziwieniu wszystkich wstał dyrektor skupiając na sobie uwagę zebranych.
- Dzień dobry moi mili - uśmiechnął się - Chciałbym wam coś ogłosić zanim zaczniemy. Jak już zauważyliście, czas bardzo szybko płynie i już nastał październik. Jak zapewne wiecie, niedługo rozpocznie się Halloween - fala zadowolenia przemknęła przez uczniów - rozumiem wasz entuzjazm ale, co najważniejsze - chwila tajemniczej ciszy - obchodzić będziemy pełne tysiąclecie istnienia naszej szkoły - powiedział dumnie patrząc na zdziwione twarze uczniów - Tak, moi drodzy, te mury wykształciły pokolenia wybitnych czarodziejów.  Jest to dla nas bardzo ważne święto, chciałbym aby było niezapomniane dlatego też postanowiłem zaprosić tutaj naszych miłych przyjaciół z Francji i Bułgarii tak jak odbyło się to podczas Turnieju Trójmagicznego. - widać było zadowolenie, słychać było oklaski i wiwaty. - Cieszę się, że podzielacie naszą radość. Bal odbędzie się 30 października i już teraz zapraszam was wszystkich. Smacznego - jego uśmiech był naprawdę szczery. Hermiona sama czuła się dumna mogąc być świadkiem tego wydarzenia. Uczniowie cieszyli się, podniosły się głosy i szmer zadowolenia. W tak mrocznych czasach, miło będzie choć na chwilę zapomnieć o tym co ma miejsce poza murami i cieszyć się obecnością tych na których najbardziej im zależało. Widziała też szczere uśmiechy na twarzach najbliższych przyjaciół.
Ron jednak po chwili nieco spochmurniał.
- Co jest stary? - Harry był nieco zdziwiony.
- Będę musiał nauczyć się tańczyć - jego mina mówiła sama za siebie.
- No jasne, taka okazja nie zdarzy się po raz drugi - zajadał właśnie bułeczkę maślaną.
- Ja tam się cieszę, będzie fajnie. Wiecie jakie to niezwykłe. Tysiąc lat! Tak długo, tyle pokoleń, tyle wiedzy - Hermionę ogarnął spory entuzjazm.
- Wiecie co to znaczy - zaczęła młodsza Ruda - trzeba znaleźć sobie parę...
- Oczywiście, w końcu to bal - Wybraniec nie wyglądał na przerażonego w porównaniu do Rona.
- Heh, skoro jest zaproszony Durmstrang to pewnie będzie też Wiktor - pogarda w jego głosie była wyraźna.
- Co z tego - on zawsze potrafił zniszczyć jej dobry humor.
- To, że pewnie pójdziesz z nim - mruknął.
- Do tego jeszcze sporo czasu. Zajmij się śniadaniem - burknęła i rozkoszowała się kruchymi rogalikami. Harry i Ginny wymienili tylko znaczące spojrzenia.

***

Lekcja eliksirów była miłą odmianą po ciężkich dwóch lekcjach transmutacji. Slughorn wyglądał zawsze na zadowolonego, to też humory jakoś bardziej im dopisywały.
- Dzień dobry moi drodzy - wszyscy stanęli naprzeciw biurka - Chciałbym wam dzisiaj pokazać kilka eliksirów którymi można kogoś zmanipulować.
Hermiona uśmiechnęła się sama do siebie widząc eliksir który kiedyś robił Snape.
- Ale, to chyba niezbyt legalne profesorze - odezwała się Kate Bell.
- Tak, ale na prośbę Albusa muszę wam je przedstawić abyście wiedzieli jak ich uniknąć. Kto z was poznaje te eliksiry? Panno Brwown?
- Widzę tutaj Veritaserum - wskazała na najmniejszy kociołek wielkości sporej filiżanki.
- A tak, dokładnie. Kilka kropel podanych w napoju lub bezpośrednio do ust zmusi każdą, nawet najbardziej skrytą osobą do wyjawienia swoich planów. Raczej nie znam nikogo kto mógłby się mu oprzeć. Jego stosowanie jest surowo zabronione w naszej szkole.
- Chyba nie wszyscy o tym wiedzieli - prychnął Harry. Reszta tylko pokręciła głową z pogardą.
- Ta historia jest mi znana, niemniej jednak z pewnością się nie powtórzy.
- Mamy nadzieję.
- No dobrze, panno Granger? Cóż jest w tym kociołku? - chrząknął zdezorientowany.
- To eliksir Angime. Kilka kropel na szacie lub rozpylonych w powietrzu ułatwia uzyskanie informacji od nieznanej nam osoby. Musi być użyty w odpowiednim momencie oraz wystarczająco blisko. 
- Doskonale. 20 punktów dla Gryffindoru. - przyznał zadowolony. - Niestety nie można się przed nim skutecznie bronić. To stary eliksir wymyślony przez Mistrza z Kazachstanu. Jedyną formą przeciwdziałania jest zaklęcie En-agimi - niwelujące działanie eliksiru tylko na czas około 10 minut.
- Panie Potter cóż jest w tym kociołku? - wskazał na niewielki kociołek z lekko czerwonawą substancją.
- Czy to jest eliksir Lupta ? - zmarszczył brwi w zastanowieniu.
- Tak, dokładnie. To już bardziej znany eliksir choć nie do końca powszechny. Jego czerwony kolor to symbol walki, bo każdy kto go wypije wpada w bardzo bojowy nastrój - dodał z uśmiechem.- Jego działanie nie jest długie, około 15 minut, ale wiadomo skutki bywają złe jeśli nie tragiczne. Na szczęście po jego wypiciu nie można używaćżdżki co jest już alarmujące, i daje nam to szansę przeciwdziałania, które jest dość nieprzyjemne, ponieważ trzeba po prostu go zwrócić - jego kwaśna mina trochę ich rozbawiła, jednak myśl o tym nieco zburzyła ich żądki.
- Panno Bell? Z pewnością poznaje pani ten eliksir? - uśmiechnął się zadowolony widząc podchodzące do niego dziewczyny. Uchylił delikatnie pokrywę a z kociołka uniosła siężowa mgiełka.
- To Amortecncja sir. - powiedziała ciepłym i miłym głosem już czując jego działanie - Jego zapach każdy odbiera inaczej. Ja na przykład czuję magnolię, miętę i likier wiśniowy - dodała rozmarzona.
- O tak, to z pewnością jeden z silniejszych eliksirów manipulacji. Miłość czy prawdziwa czy nie, potrafi diametralnie odmienić człowieka. Hermiona w tym czasie nie słuchała profesora. Nie miała dawno do czynienia z Amortencją - więc chętnie sprawdziła co czuje. I ku własnemu zdziwieniu nie poczuła tej samej woni co zawsze. Tym razem zapach był inny, bardziej "dojrzały". Wyczuła piżmo, ale je akurat wiązała z kilkoma osobami, kolejna nuta zawężała krąg podejrzanych. Słodki zapach cedru i coś czego nie umiała przyporządkować . Fougere - znała ten zapach, już kilka razy się z nim spotkała w życiu ale to było dawno temu. Ale czemu teraz? Nie miała pojęcia z kim mogła go powiązać.
Gdy oprzytomniała, profesor zdążył już zakryć kociołek by omówić kolejny eliksir, ale będąc pod wpływem poprzedniego niewiele słyszała. Jej uwagę przykuła malutka buteleczka ze złotawym płynem. Slughorn właśnie po nią sięgał.
- Czy ktoś wie co to takiego?
- Felix Felicis! Płynne szczęście! - Hermiona wydyszała te słowa nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Tak, panno Granger, płynne szczęście. Jeden łyk tej mikstury sprawi, że wszytko co chcecie zrobić kończyć się będzie sukcesem... - zadowolony głos profesora przykuł uwagę wielu osób. Harry przyglądał mu się pożądliwie, ale dostrzegła też Dracona w ciemniejszym kącie sali, który podszedł teraz zainteresowany. - Będzie on nagrodą dla tej osoby, która uwarzy eliksir hipnozy w miarę użyteczny. Życzę powodzenia, bo o szczęście jakie by ono nie było trzeba walczyć - dodał zasiadając za biurkiem. Te słowa zaciekawiły Hermionę choć sama nie wiedziała czemu. Każde podeszło do swojego stanowiska. Z kociołków buchała para, słychać było wertowanie kartek, siekanie, wyciskanie. W sumie, przydałby się taki eliksir, chciała go zdobyć dając z siebie wszytko. Ron jedynie udawał że coś robi gdy jego eliksir zaczął wyglądać jak smoła. Nigdy nie radził sobie z nimi. Za to czuła rywalizację z Harrym. Nigdy nie robiła tego eliksiru ale miała nadzieję, że się uda. Widząc jak Wybraniec skupiony jest na swoim kociołku poczuła ukłucie desperacji.
- Oszukujesz! - warknęła.
- Tak? - udał, że nic nie wie.
- Masz popisaną książkę ze wskazówkami, tak nie można - była wyraźnie zbulwersowana.
- Serio? - parsknął rozbawiony.
- Jak możesz - zapiszczała.
- Cicho bądź, nie chcę wylecieć. Muszę mieć tą fiolkę, przyda się w poszukiwaniach - wzrokiem dał jej do zrozumienia po co mu on. No tak, mogła to przewidzieć. Postanowiła sobie odpuścić, dla dobra sprawy. Szczęście im się przyda w poszukiwaniach horkruksów, tym bardziej że w weekend czekała ich wyprawa. Slughorn ogłosił koniec zajęć i przeszedł badając każdy kociołek.
- Na brodzę Merlina, idealny - ucieszył się badając kociołek Harrego. - No chłopcze, udało Ci się, obyś dobrze z niego skorzystał. Nie zmarnuj go - wręczył mu buteleczkę ściskając dłoń. Harry tylko ukradkowo schował podręcznik Księcia Półkrwi w kieszeni szaty.
- To niesprawiedliwe. - oburzyła się - Korzystasz z czyichś notatek, to oszustwo!
- Nie wściekaj się. Jest za dobry, żeby się jej pozbyć. Slughorn ma go za geniusza - Ron nie widział w tym nic złego - Sam chciałbym taki podręcznik, eliksir przydałby się podczas meczu.
- To zabronione, wywaliliby was - parsknęła.
- No co, tak sobie tylko marzę - rudy pokręcił głową nad przykładnością przyjaciółki.
- Ja wiem do czego go wykorzystam i nie ważne jakich do tego użyłem środków - Potter trzymał mocno fiolkę w kieszeni, żeby przypadkiem mu nie wypadła. Hermiona tylko westchnęła z niemocy.

Po zajęciach spędzili trochę czasu razem w pokoju wspólnym odpoczywając od zajęć. Chłopcy grali w przeróżne gry siedząc przy oknie, to też dziewczyny mogły same posiedzieć przed kominkiem i porozmawiać.
- No to mów, co się stało? - Ginny zaciekawiona podciągnęła kolano pod brodę spierając na nim głowę.
- To ty mów, szukałaś mnie podobno - Granger usadowiła się w kącie sofy.
- Chciałam pogadać o Ronie ale to kiedy indziej. Nic strasznego nie bój się - dodała widząc badawcze spojrzenie rozmówczyni.
- Chodzi o Snap'a - szepnęła jak najciszej mogła - Robiłam wczoraj eliksiry dla Pani Pomfry bo takie dostałam polecenie. Długo pracowałam sama, bo wyszedł do Dumbledora, myślałam że szybko wróci i dostanę kolejne zadanie, bo to było dość proste. Długo go nie było. Nie chciałam wychodzić, żeby się na mnie nie wściekał, że zwiałam przed robotą. - Nie opowiedziała jej o akcji z dzieciakami.
- No dobrze, ale czemu to tyle trwało?
- Nie wiem, widocznie mieli ważne sprawy. Ja zostałam, zrobiłam co miałam zrobić posprzątałam i ze zmęczenia zasnęłam w jego salonie. - Ginny obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem.
- Co to ma wspólnego z twoim wyglądem?
- Po północy wrócił, zapytałam czy jeszcze mam coś do zrobienia, odpowiedział że nie i mogę sobie pójść, jednak zanim wyszłam, został wezwany - dodała cicho patrząc czy nikt nie słucha. Wiedziała, że w jej głosie pojawiła się nuta niepokoju.  Ruda słuchała uważnie. - Powiedział mi, że miał jakąś misję, która się nie powiodła w ciągu ostatnich kilu dni. Spotkanie o takiej godzinie musiało oznaczać jedno - jej głos był ponury.
- Że zostanie ukarany...
- Tak. Wiedział o tym i ja też. Odesłał mnie do swoich komnat, jednak ja nie mogłam zasnąć. Po 2:00 wyszłam, zabrałam eliksir Novgerna i poszłam na niego czekać, przecież mógł ledwo żyć po takich torturach - ogarnęły jaką jakieś dziwne emocje. Strach i wyrzuty sumienia. Nie chciała mówić Ginny wszystkiego.
- Co? Jak wyszłaś z zamku? Oszalałaś? Po nocy? Sama? - jej przyjaciółka była wyraźnie w szoku.
- Mam swoje sposoby, ale dzięki Marlinowi, że się odważyłam. Był koszmarnie torturowany, pobity, twarz ledwo przypominała ludzką i... i oberwał klątwą tnącą. Nie był w stanie sam się uleczyć i przyszedł taki pod bramę. Ledwo żywy, wykrwawiający się i nikt prócz mnie na niego nie czekał! - krzyknęła szeptem. - Nikt, Dumbledore wiedział, zdążył go poinformować. I nikogo nie obchodziło czy przeżyje!
Młodsza czarownica słuchała niedowierzając. Tak cenna dla zakonu i dla Dumbledora osoba pozostała sama w tak ciężkiej chwili? Mógł tego nie przeżyć. Coś jej tu nie pasowało.
- I co dalej?
- Podałam mu eliksir, nie wiem ile czasu tam siedziałam ale moja szata przesiąkła jego krwią. Dobrze, że miałam całą fiolkę. Był w tragicznym stanie. Strasznie się bałam. Po upływie pewnego czasu już było lepiej, nawet na mnie nakrzyczał, że tam byłam, ale jak widziałam, że jest z nim lepiej wróciłam do siebie.
- Powiesz Dubledorowi? - była bardzo ciekawa jak zareaguje.
- Oczywiście, jestem wściekła! Przecież to człowiek, on też ma uczucia i czuje ból tak samo jak my! - oburzyła się.
- Coś ty taka po jego stronie? - zaciekawiła się z lekkim uśmiechem młodsza czarownica.
- A ty byś tak nie zrobiła? Przecież już sporo o tym rozmawiałyśmy - speszyła się.
- Nie no, to zrozumiałe, ale nie sądziłam, że zrobisz to z własnej woli.
- Czemu nie? Z resztą, to moja sprawa - wzruszyła ramionami. - Ale jak mamy przetrwać tą wojnę, to lepiej niech one będzie żywy... - dodała cicho. Ginny siedziała tylko przyglądając się przyjaciółce z lekkim uśmiechem.
Posiedziały jeszcze trochę po czym każde wróciło do swojego dormitorium.

***

Do kolacji miała jeszcze chwilę czasu to też postanowiła uprzątnąć notatki z biurka. Przekładała papiery z jednej kupki na drugą gdy do jej okna zastukał znany jej kruk. W wpuściła ptaszysko do środka a tan usiadł na żerdzi. Na małej karteczce było napisane

Panno Granger proszę przyjść do mojego gabinetu o 20;30.
S.S.

Nie wiedziała czemu ale coś dziwnego ścisnęło jej żądek. Po co miała tam tak późno przychodzić? Znów będzie pracować? Powoli miała już tego dość. Ubrała się ładniej w swój ulubiony brązowy dziergany długi sweter, trochę już przetarte jeansy i kremową bluzkę. Na kolacji nie obowiązywały szaty szkole, więc spokojnie wyszła. Dołączyła w korytarzu do swoich przyjaciół.
Podczas kolacji Snape był już obecny, co nieco ją uspokoiło. Nie wyglądał najlepiej ale chyba inni nie zwracali na to uwagi ponieważ nikt nie patrzył nawet w tamtą stronę. Gdy kolacja dobiegała końca przed Hermioną wylądowała mała papierowa jaskółka.

Jest pewna sprawa, która chcialbym z Pania omówic dzisiaj po kolacji.
A.D.

Nie wiedziała czy cieszyć się czy bać. Z jednej strony była na niego wściekła, z drugiej trochę się go bała, w sumie to nie był jej interes by martwić się o Snap'a.
Postanowiła wziąć byka za rogi. Wyjaśniła reszcie, że musi iść i po chwili juz jej nie było.
- Budyń czekoladowy - chimera odsłoniła schody na górę.

- Dobry wieczór panno Granger. Proszę usiądź.
- Chciał pan porozmawiać profesorze - zaczęła czując narastającą irytację.
- Tak. Chciałem cię przeprosić za zachowanie moich uczniów. Powinienem był wzmocnić środki ostrożności - jakby subtelne oznaki poczucia winy. Hermiona starała się nie okazywać uczuć, cóż miała do tego najlepszego nauczyciela.
- Oczywiście, przecież to dzieci śmierciożerców prawda? Mogli mnie skrzywdzić a jeśli by się im udało, mogli gnębić też innych mugolaków.
- Nie przewidziałem tego, owszem. Jednak wszystkie podejrzane osoby są już pod nadzorem. Nic złego się nie wydarzy - jakoś nie przekonały jej te słowa.
- Czy teraz uważa pan za bezpieczne moje późne wyjścia do pracowni eliksirów? - zastanawiała się jak ma tam chodzić nie bojąc się o życie.
- Przedyskutowałem tą kwestię z profesorem Snapem. Twój kominek został połączony z kominkiem Severusa , jest to najbezpieczniejsze połączenie - opierał się o swoje zdobione krzesło przyglądając się jej uważnie.
- Z pewnością nie był temu przychylny - szczerze ją to zaskoczyło.
- Severus nie miał nic przeciwko - dodał spokojnie co jeszcze bardziej ją zdezorientowało.
- Wyglądasz na zakłopotaną, coś ci jest moja droga? - zapytał zaciekawiony przechylając głowę.
- Tak - odpowiedziała mocno. A raz kozie śmierć - Chodzi o profesora Snap'a. Wczoraj, gdy zakończyłam pracę, został wezwany, dlaczego nie będę tłumaczyć. I ja i pan znamy tą sprawę. Jestem osobą odpowiedzialną i mając na uwadze, iż z jakiegoś powodu ja przyczyniłam się do ukarania profesora Snap'a, uznałam, że muszę mu pomóc. Wiem, że nie popiera pan chodzenia w nocy po zamku, jednak ja czułam iż muszę to zrobić - wyprostowała się w krześle dając mu do zrozumienia, że ta sprawa nie jest dla niej błahostką. Dostrzegła na twarzy staruszka lekki szok. Wyglądał na odrobinę starszego.
- Dlaczego nie ustaliłaś tego ze mną? - jego autorytet sprawił, że skuliła się trochę w sobie. Jednak znała go, wiedziała do czego jest zdolny i już kiedyś nauczyła się, że nie jest on taki straszny, a jego podejście do poświęcania ludzi jest co najmniej odpychające.
- Był to impuls, wiedziałam, że będzie tam sam. Nigdy raczej nie obchodził nikogo jego los. Znam profesora Snap'a i wiem jakie ludzie mają do niego podejście i uważam je za nieludzkie. Dlaczego osoba, która jest tak ważna w tej wojnie jest tak obojętna dla innych? Dla tych, których niejednokrotnie uratował? - była zła. Szlag ją trafił. Co za ludzie bez uczuć? No dobra, kochać się go nie da, lubić też nie, z trudem tolerować, ale odrobina wdzięczności jednak mu się należała.
Dumbelode patrzyła na nią zamyślony bawiąc się łańcuszkiem, którym związaną miał brodę. Dziwnie poczuła się pod wpływem jego wzroku. Przez cały czas patrzyła mu w oczy ale teraz uciekała skupiając się na wystroju komnaty.
- To niezwykła sytuacja. Severus nigdy nie prosił o pomoc.
- I nie zrobi tego, on gardzi pomocą - zaczęła się zapominać.
- Więc dlaczego chcesz mu pomagać? - nachylił się w jej stronę.
- Właśnie dlatego, bo jest mu potrzebna a jest taki, że o nią nie poprosi. Woli się wykrwawić na śmierć niż zniżyć się do prośby. - Wiedziała, że jej słowa są mocne.
- Nie jestem zadowolony z tego, że zrobiłaś to na własna rękę - to zabrzmiało jak groźba - jednak jestem też winien ci podziękować za okazaną pomoc. Przyjął ją od ciebie, to zaskakujące - poczuła się niepewnie po tych słowach - Od teraz będziesz czekać na niego za każdym razem, gdy będzie to konieczne. Oczywiście informując mnie o tym wcześniej. - badawcze błękitne oczy oczekiwały od niej odpowiedzi.
- Oczywiście profesorze - jej złość trochę zmalała.
- Ta rozmowa i cała ta sprawa zostaje w tajemnicy - dodał chłodno.
- Tak jest sir. - kiwnęła głową czując się trochę lepiej.
- Severus wspominał, ze chce z tobą porozmawiać, chyba już czas - zerknął na zegar - To wszystko, możesz odejść. Dziękuję za troskę - dodał po chwili namysłu.
- Dziękuję. Dobranoc profesorze - szybkie niepewne spojrzenie za jego zamyśloną twarz i już jej nie było.  Za drzwiami odetchnęła z ogromną ulgą, ale serce biło jej szybciej na samą myśl, że musi znów iść do lochów.


***

Zapukała delikatnie w bukowe drzwi. O dziwo nie musiała długo czekać.
- Proszę wejść panno Granger.
- Dobry wieczór profesorze - weszła niepewnie do pracowni.
Gestem nakazał jej przejść do salonu. O dziwo nie było w nim ciemno, nawet panował porządek, płonęły dwie lampy oliwne i kilka świec, a w kominku ogień.
- Usiądź proszę - wskazał i czekał aż usiądzie. Dwa fotele stały przed kominkiem a pomiędzy nimi mały stolik. Wezwał skrzatkę i polecił jej przyniesienie dwóch herbat malinowych i ciastek. Hermiona była co najmniej zdziwiona. Jego zachowanie było bardzo odmienne. Zwykle był ponury, zimny jak góra lodowa i rzucał piorunami na prawo i lewo. Usiadł spokojnie obok w fotelu, chwilę milczał, aż zjawiła się skrzatka. Coś jej nie pasowało. Coś było z nim nie tak. Może chodziło o rozmowę jej i Dumbledora? Ale miała być sekretem... Cóż, o ile zaraz nie dostanie zawału to może się dowie.
- Chciał pan mnie widzieć profesorze. Czy coś się stało? - zaczęła niepewnie widząc, jak nie za bardzo kwapi się do rozmowy.
- Jak zapewne już zostałaś poinformowana, możesz korzystać z połączenia mojego kominka z twoim, jednak nie chciałbym abyś przychodziła tutaj kiedy ci się podoba. Czy to jasne? - ton Snap'a nie był jakiś zimny, obojętny lub przerażający, był... normalny, po prostu tak normalny, jak tylko się dało. Zamrugała ze zdziwienia.
- Oczywiście profesorze - odpowiedziała spokojnie. - Dziękuję, że pozwolił mi pan z niego korzystać - dodała po chwili. Nie patrzył na nią, wiedziała że nie jest mu z tym dobrze. Wolał samotność.
- Nie chciałbym aby sytuacja z wczorajszej nocy powtórzyła się - patrzył w ogień niemal nie mrugając.
- To bardzo miłe - szepnęła. Dostrzegła szybkie spojrzenie jakie jej rzucił nie odwracając głowy.
- Nie ciesz się. To, że znoszę twoją obecność tutaj to tylko rozkaz Dumbledora. Z własnej woli nigdy bym ci na to nie pozwolił - mruknął. Cały on. Jak już zbierze mu się na jakieś ludzkie odczucia to zaraz je zmiażdży kamiennym komentarzem.
- Oczywiście - westchnęła lekko się uśmiechając.
- Co cię bawi? - zaciekawił się.
- Nic, zupełnie nic - spojrzała na niego. Przyglądał jej sie przez chwilę a ona dostrzegła to, co już nie raz widywała. Jego maska nie była doskonała. Widziała jakby iskrę troski, dobroci i serdeczności? Niee, chyba jesteś chora...
Przez chwilę panowała cisza. Nie była ona niezręczna, wręcz przeciwnie, każde czuło że odpoczywa przy cieple kominka, gorącej herbacie i czyjejś obecności. Po prostu...
- Granger... - zaczął bardzo niepewnie a jago głos był jakby cichszy - Powinienem ci podziękować za to co zrobiłaś wczoraj. - Wiedziała, że te słowa kosztują go wiele, więc tylko spokojnie przeniosła na niego spojrzenie. - Nie zwykłem do przyjmowania pomocy, jednak pomimo zakazu zrobiłaś to. - Szukał w jej oczach odpowiedzi, a jedyne co robiła to gapiła się na niego w szoku, bo właśnie w tej chwili w pełni widziała w nim człowieka.
- Znam pana profesorze, nie jest mi pan obcy ani pański los nie jest mi obojętny, zasługuje pan na szczerość i dobro - głos Hermiony był ciepły i łagodny, tak bardzo kobiecy. Czekoladowe tęczówki wpatrywały się w niego, a ona tonęła w bezdenności jego oczu. Gdzieś tam, głęboko w środku poczuł jak coś w nim delikatnie się porusza, porusza jego lodowe serce i miło łaskocze duszę.
 Niemal niewidocznie skinął głową. Poczuł się tak, jakby ktoś walnął go czymś ciężkim. Kogoś interesował jego los? To było dla niego zaskoczeniem.
- Nie powinnaś tego robić. Nie wiesz kim jestem i nie wiesz co robiłem. Nie powinnaś mi ufać, już ci to powiedziałem - ton jego głosu ochłodził się jakby o kilka stopni.
- To pańskie zdanie, ja mam swoje i nikt go nie zmieni - za dobrze o tym wiedział. Znał jej upór i przekonanie o własnej racji. Postanowił się nie kłócić, kiedyś sama się przekona.
- Niech ci nie przyjdzie do głowy zrobić to znowu - rzucił szybko w jej stronę.
- Będę i nie zabroni mi pan tego - była bardzo pewna swoich słów.
- Niech cię diabli Granger - warknął. Była prefektem, mogła chodzić po zamku kiedy jej się podobało, może delikatnie naginając przepisy. Znów zapanowała cisza. Zauważyła, że gdy czuł się niepewnie milczał. Ta rozmowa była nietypowa, taka spokojna i ludzka. To było bardzo niepokojące, ale musiała w duchu przyznać, że bardzo miłe. Zastanawiała się jednak po co ją wezwał.
- Profesorze, jest jeszcze jakiś powód, dla którego tutaj jestem? - zapytała cicho i niepewnie czy nie wybuchnie za chwilę. Widziała, że coś z nim jest nie tak. Jakby czegoś się obawiał? Wstydził? Trochę zaczynała się bać, że knuje coś niedobrego. Przełknął cicho, biorąc głębszy spokojny oddech. Odstawił filiżankę i wstał z fotela. Podszedł do kominka. Stanął przez kilka uderzeń serca tyłem do niej a ona zapamiętała ten widok. Ciepłe światło ognia ogrzewało jego obrys na ciemnej szacie. Szczupła postać zawsze zaplątana w pelerynie, teraz wydawała się być rzeźbą. Wszystko idealnie dopasowane. Dostrzegła, że trzyma coś w ręce. Małe ciemne pudełko. Zrobił krok ku niej. Hermiona czuła łomotanie własnego serca. Jakiś wir w głowie utrudniał jej kontakt ze światem.  
- Panno Granger... - skłonił się jej delikatnie. To, że czuła się zestresowana to bardzo mało powiedziane. Modliła się, żeby nie dostać zawału. Coś kazało jej wstać. Była o wiele niższa od niego dlatego zadarła nieco głowę do góry czując jak pożerają ją czarne tęczówki. - Hermiono... Czy zechciałabyś pójść ze mną na Bal Tysiąclecia? - jedwabisty głos był balsamem na kołatające serce. Otworzył pudełko a w nim zalśniła delikatna srebrna kolia z diamentów i zielonym szmaragdem na środku. Hermiona zaniemówiła, szybko wypuściła powietrze w szoku, czując jak nieznośna łezka tańczy w jej oku odezwała się.
- Tak Severusie - nawet nie zwróciła uwagi, że powiedziała do niego jego imieniem, on też zdawał się tym nie przejmować. Ucałował jej rękę podając pudełko.
- Jestem zaszczycony - ich ręce na raz spoczęły na pudełku. Znała jego dotyk i cieszyła się, że znów jest jej dane tego doświadczyć. Zakrył jej drobne rączki swoimi ciepłymi, dużymi dłońmi. Severus poczuł jej ciepłe smukłe palce i przypomniał sobie, jak jej dotyk potrafi być łagodzący. Wciąż patrząc na siebie uśmiechnęli się. Po raz pierwszy Hermiona widziała tego człowieka uśmiechniętego tak szczerze i serdecznie. Coś ścisnęło ją za serce na ten widok co sprawiło, że uśmiechnęła do niego tak ciepło jak tylko potrafiła. Snap'a ogarnęło jej ciepło, jej dobro i dotyk, i było to w tej wili to, za czym tęsknił.
- Jest przepiękny - była zszokowana, lecz jej uśmiech niemal nie znikał.
- To prezent, do sukni balowej. Ponoć gdy odbył się bal na 500 rocznicę istnienia szkoły, opiekunowie domów zaprosili prefektów domów rywalizujących.  Jak sama wiesz, Slytherin od zawsze walczy z Gryffindorem. Załagodźmy choć na jeden dzień te konflikty - mówił do niej spokojnie i ciepło. Hermionie miękły nogi z wrażenia.
- To piękny zwyczaj - odruchowo dotknęła naszyjnika napawając się jego pięknem. Dziękuję - nie mógł przestać na nią patrzeć. Promieniała jakimś nienazwanym szczęściem. Zdecydowanie było mu głupio tak na nią patrzeć. Ocknął się z transu burząc odrobinę całą tą sytuację.
- Zdaję sobie sprawę, iż jest jeszcze sporo czasu, lecz wolałem mieć pewność iż tradycja zostanie podtrzymana - dodał już nieco chłodniej.
- Cieszę się, że mogę brać w niej udział. To bardzo miłe profesorze - starała się wrócić do zwykłej siebie, jednak nie było to takie proste. Zegar w kącie wybił właśnie 21:00 sprowadzając oboje na ziemię.
- Jest juz późno panno Granger, uważam że czas, aby pani wróciła do siebie - gdzieś jeszcze czaiła się w nim łagodna iskra.
- To prawda. Bardzo mi miło profesorze. Dobranoc  - szczery uśmiech podtrzymał w nim nietypowe dla niego uczucie euforii.
- Dobranoc panno Granger - wyłapała jeszcze ciepłe nuty w jego głosie. Byli właśnie w gabinecie. W tym kominku nie płonął ogień, więc mogła z niego spokojnie skorzystać. Zielony płomień błysnął i już jej nie było. 


Naszyjnik Hermiony


3 komentarze:

  1. Hej! Dzisiaj natknęłam się na tego bloga i zastanawiam się, patrząc na datę ostatniego posta, czy będzie on kontynuowany? Przeczytałam trzy pierwsze rozdziały i jestem zafascynowana, ale nie chcę sobie robić nadziei, czytając kolejne : P
    Byłabym wdzięczna za odpowiedź, Glenka : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy czytasz tu jeszcze komentarze, dlatego zostawiłam ich do tej pory mało, bardziej dla podkreślenia tych rozdziałów które najbardziej mi się podobały. Gdybyś chciała wrócić do pisania, do czego nie będę namawiać,bo wiem, że życie pisze różne scenariusze to obiecuję pisać Ci częściej swoje odczucia. Opowiadanie bardzo mi się podoba. Aaa niedociągnięcia, jakieś literówki, ale masz fajne pomysły i jakieś lekkie pióro. Lubię to, że twoje postacie są kanoniczne. Jak pisałam nie będę błagać o więcej, chciałam tylko tu coś po sobie zostawić,żebyś wiedziała, że przeczytałam i mi się spodobało. Miłego życia, gdzieś tam po drugiej stronie ekranu

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy czytasz tu jeszcze komentarze, dlatego zostawiłam ich do tej pory mało, bardziej dla podkreślenia tych rozdziałów które najbardziej mi się podobały. Gdybyś chciała wrócić do pisania, do czego nie będę namawiać, bo wiem, że życie pisze różne scenariusze to obiecuję pisać Ci częściej swoje odczucia. Opowiadanie bardzo mi się podoba. Są niedociągnięcia, jakieś literówki, ale masz fajne pomysły i jakieś lekkie pióro. Lubię to, że twoje postacie są kanoniczne. Jak pisałam nie będę błagać o więcej, chciałam tylko tu coś po sobie zostawić,żebyś wiedziała, że przeczytałam i mi się spodobało.
    Miłego życia, gdzieś tam po drugiekj stronie ekranu

    OdpowiedzUsuń